Rozdział piętnasty. Zdrada męska

Kobiety mają swoje wady i podczas gdy generalnie są bardziej irytujące niż męskie, można się ich mniej obawiać. Mężczyzna łatwiej zdradza; jest częściej cały taki sam; gdy upada, to całkowicie.

Nie powinno to sprawiać, żeby żona była ciągle kłębkiem nerwów; to krzywdzi męża, a i ona robi sobie w ten sposób wielką krzywdę, bo nic nie popycha męża szybciej w ramiona innej kobiety, jak zazdrość jego prawowitej małżonki.

Wiedza o skłonności mężczyzny powinna pobudzać męża do większego czuwania nad sobą, by uniknąć braku rozwagi mogącego prowadzić do flirtu, później przyjaźni, w końcu – do cudzołóstwa. Duch jest ochoczy, ale ciało mdłe, nade wszystko w przypadku mocnego seksu.

Nawet tam, gdzie zdawałoby się, że przymioty osoby, honor rodziny, szlachetność urodzenia powinny dawać wszelkie gwarancje wytrwania w dobrym, stykamy się czasem z pożałowania godnymi przykładami męskiej niewierności wobec własnej rodziny.

W dzienniku Eugenii de Caucy, drugiej żony marszałka Oudinota, mamy relację, że w niedzielę przed Popielcem 1820 roku odbywało się w operze przedstawienie Karnawał w Wenecji.

Książę de Berry opuścił teatr przed ostatnim aktem, żeby odprowadzić żonę do powozu. Wracając do swojej loży został śmiertelnie zraniony przez anarchistę Louvela.

Poprosił o księdza, a następnie zwrócił się z prośbą: „Chcę widzieć wszystkie swe dzieci”. Ludzie z jego otoczenia wiedzieli tylko o mademoiselle, czteroletniej córeczce, dziecku z jego małżeństwa z księżną.

Jego żona, księżna, nie miała odwagi zrozumieć jego prośby. Wyjaśnił zatem: „Żono, przyznaję, mam kilkoro dzieci. Wskutek jednego z mych angielskich romansów mam dwie córki”. Wkrótce potem umarł, prosząc o łaskę dla swego mordercy i żałując z głębi duszy swojej niewierności – z pewnością trochę późno.

Wiele myśli narzuca się po takim opowiadaniu. Po pierwsze, pomyśl o umieraniu w takich okolicznościach! Oczywiście nie ma nic złego w pójściu na sztukę, jeżeli jest ona moralnie dobra; musimy po prostu pamiętać, by zawsze być gotowym, gdzie byśmy nie byli; śmierć może nas dotknąć w towarzystwie, a nawet wtedy, gdy mamy bliską okazję do grzechu.

Inna, bardziej alarmująca myśl – to niewiedza żony dotycząca życia męża. Jak może mężczyzna w ten sposób zdradzać kogoś, komu przysięgał wierność? Ponadto, jakie to cyniczne prosić młodą dziewczynę, by została żoną, umiłowaną towarzyszką życia, oddawszy jeżeli nie serce, to przynajmniej ciało, innej kobiecie! Rzeczywiście, mężczyzna nie jest urzekający! Nie dlatego, żeby kobieta nie była zdolna do zdrady i niedozwolonego kontaktu, lecz chcielibyśmy myśleć, że to dzieje się znacznie rzadziej.

Wreszcie na myśl przychodzi trzecia obserwacja: obraz owego mężczyzny leżącego we krwi, przyznającego się do przeszłości tym aktem pokory – co oczywiście należy zapisać mu na dobro – próbującego odkupić swoje winy z przeszłości.

Dzięki łasce Bożej nie mam na sumieniu podobnych upadków. Ale czy nie jestem przypadkiem winien wielu myśli, pragnień, określonej lektury, dużej dozy nieroztropności – nawet w czynie – czy nieuprawnionych swawoli? Gdyby ludzie z mojego otoczenia wiedzieli, kim de facto jestem, jak by mnie osądzili?

Małżeństwo a rady ewangeliczne

Czy można dojść do doskonałości bez pójścia za radami ewangelicznymi?

Tak postawione pytanie może mieć dwie odpowiedzi w zależności od tego, czy chodzić będzie o realne praktykowanie tych rad, czy po prostu o ich ducha.

1. Doskonałość polega na pełnieniu miłości zgodnie z obowiązkami stanu. Powiedziane zostało do wszystkich, nie tylko kapłanów i osób duchownych: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48).

I znowu do wszystkich: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i ze wszystkich sił swoich” (Mt 22, 37).

Doskonałość miłości została wszystkim nakazana, a nie tylko zalecona.

To, że rady ewangeliczne stanowią pomoc w praktykowaniu cnoty miłości dla tych, którzy postanowili według nich żyć – jest pewne; nie są to jedyne środki.

Ewangelia stawia sprawę niezwykle jasno: przestrzeganie przykazań Bożych jest konieczne przez wszystkich; przestrzeganie rad ewangelicznych – przez tych, którzy tego pragną; tylko ci byliby zobowiązani do zastosowania tego drugiego środka, którzy są przekonani, że bez niego nie osiągną zbawienia – rzeczywiście rzadkie to przypadki.

2. Lecz wydaje się czymś bardzo trudnym osiągnąć doskonałość w miłości bez przyjęcia ducha rad.

W istocie, istnieją trzy wielkie przeszkody w doskonałej służbie Bogu: nadmierne przywiązanie do dóbr ziemskich; skłonność do poszukiwania czysto egoistycznych satysfakcji, gdzie w grę wchodzą uczucia; wreszcie, zwyczaj słuchania nie tyle woli Bożej w naszym życiu, ile własnych zachcianek i fałszywych żądań świata.

Z tego wynika jednoznacznie, że dążenie do doskonałości zakłada ducha oderwania się od rzeczy doczesnych; to oznacza używanie rzeczy – jak by powiedział św. Paweł – tak jak byśmy ich wcale nie używali. Ta sugestia jest dobra nie tylko dla zakonników żyjących w klasztorze, ale w każdym calu równie odpowiednia – a może nawet bardziej, ze względu na większą trudność – w zwykłym życiu polegającym na przestrzeganiu przykazań Bożych. Duch ubóstwa jest niezbędny w każdym z przypadków.

Dążenie do świętości, gdy żyje się w świecie, również domaga się ducha czystości, czystości serca – nie do tego stopnia, żeby musieć pozbawić się wszystkiego jak ci, co złożyli śluby dziewictwa, lecz w stopniu koniecznego umartwienia dla sprostania wymogom stanu małżeńskiego. Dlatego też duch czystości jest równie istotny.

Zmierzanie ku świętości pośród świata pozwala jednak na indywidualną pełną wolność jeśli chodzi o szczegóły życia, tak zwane rzeczy godziwe, podobnie jak przekonania, towarzystwo, strój. Żołnierz Ernest Psichari wzdychał do tego – jak zwykł mawiać – „by być wolnym od wszystkiego poza Jezusem Chrystusem”. Staraj się o posłuszeństwo jedynie Bogu, który powiedział: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga… a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33). Nie mogę dopuścić, żeby owo „to wszystko” wzięło górę nad „królestwem”. Posłuszeństwo Bogu nie powinno przejawiać się w formalnej bierności, lecz w wizji i przekonaniu. Muszę zatem zmierzyć odległość od miejsca, w którym teraz się znajduję, do wyżyn chrześcijaństwa.

***

Temat jest zbyt doniosły, by wystarczyło tylko jedno rozważanie.

Przed upadkiem człowiek cieszył się potrójną harmonią:

– Harmonią między Bogiem a duszą: Adam i Ewa rozmawiali poufnie z Najwyższym, który o zmierzchu przechadzał się z nimi w Raju; często zostawiał ślady swoich stóp na piasku w ich ogrodzie.

– Harmonią wewnętrzną w człowieku, między ciałem i duszą: zmysły były aktywne, ale podporządkowane rozumowi i woli; zmysłowość istniała, lecz była to po prostu zmysłowość, nie – zła zmysłowość; siły pożądania nie były nieumiarkowane.

– Harmonią wszystkiego wokół człowieka, pomiędzy nim a przyrodą: zwierzęta były mu poddane i nie były mu wrogie. Natura nieożywiona nie odmawiała mu swych sekretów, gdy pracował, a praca była jedynie radosnym przedłużeniem jego działalności, nie zaś tym, czym – przynajmniej w jakiejś mierze – się stała: mozolnym trudem. „W pocie… oblicza swego będziesz musiał zdobywać pożywienie…” (Rdz 3, 19).

Później nadszedł upadek. Natychmiast legła w gruzach owa piękna równowaga. Człowiek zbuntował się przeciw Bogu. A skutek: zmysły człowieka powstały przeciw prawemu rozumowi i woli oświeconej przez wiarę; przyroda i wszystko wokół człowieka stały się wrogie. Wśród zwierząt pojawiły się dzikie bestie i jadowite stwory; ziemia nie poddawała się wbrew znojowi człowieka i pracy pokoleń, które miały nadejść; wydając swe skarby nader niechętnie i oszczędnie oraz kosztem straszliwego mozołu i potu.

Najbardziej pożyteczne w moim rozważaniu powinno być zastanowienie się nad buntem w samym człowieku, jego siłami, które osłabły w porównaniu ze stanem wcześniejszym. Od tego czasu człowiek musiał walczyć z ową potrójną fatalną skłonnością, która się w nim zrodziła:

– Skłonnością do nadmiernego posiadania dóbr tej ziemi jako owocem pożądliwości oczu: człowiek będzie gonił za wszystkim, co się świeci. Ileż to zbrodni popełniono z powodu nieuporządkowanego umiłowania pieniądza!

– Skłonnością do poszukiwania niepohamowanych rozkoszy cielesnych, sprzeciwiających się zdrowej dyscyplinie zmysłów i przykazaniom Bożym. Do jakich to zbrodni nie doszło wskutek szalonej lubieżności!

– Skłonnością do pychy: człowiek dumny ze swej wolności, lecz niedostatecznie zainteresowany trzymaniem jej w ryzach rozumu i woli Bożej, naraża się na to, że zapomina o majestacie i władzy Boga oraz podstawowym obowiązku posłuszeństwa wobec Pana całego stworzenia.

Jak można skutecznie walczyć z ową potrójną skłonnością?

Zadawać sobie gwałt, twierdzą pisarze duchowi potrafiący dobrze ocenić rzeczywistość. Pierwszym i czołowym wśród nich, polecającym tę technikę, jest św. Ignacy Loyola. Wybierz coś przeciwnego, mówi: ubóstwo, czystość i posłuszeństwo.

Osoby zakonne, mężczyźni i kobiety, czynią to przedmiotem ślubów. Ich życie służy za inspirujący przykład, by pociągnąć do przodu tych, których mniejsza odwaga lub mniej wymagające powołanie powoduje, że prowadzą pospolite życie.

Będę odnosił się do życia zakonnego z wielkim szacunkiem. I chociaż moje powołanie jest odmienne, będę uczył się żyć w duchu mądrego wyrzeczenia się rzeczy stworzonych, w duchu czystości wedle mojego stanu oraz w duchu posłuszeństwa Duchowi Świętemu.

Małżeństwo a śluby

Problem osobistego powołania, jak zorientowałem się ze swoich medytacji, to kwestia, którą można rozwiązać w oderwaniu od innych spraw, w ramach czystej teorii, lecz jako konkret, biorąc pod uwagę każdy indywidualny przypadek. Najlepszym powołaniem w każdym indywidualnym przypadku nie jest to, które jako takie jest najlepsze, ale to, które jest rzeczywiście najlepsze, to znaczy, które Opatrzność przygotowuje dla każdego człowieka.

Ja rozpoznałem swoje całkiem wyraźnie. Nie żywię z tego tytułu żadnego niepokoju.

Nie chcąc w najmniejszym stopniu pomniejszać zasług tych, którzy składają śluby zakonne – bo są to dusze uprzywilejowane – czy nie mogę w jakiś sposób porównać swego życia z ich życiem i znaleźć między nimi podobieństw?

W pismach swej matki, które opublikował poeta Lamartine, czytamy:

„Dzisiaj odwiedziłam inwestycję jakichś sióstr opiekujących się chorymi. Kazanie adresowane do nich było piękne: Głoszący je powiedział, że wybrały jako drogę życia pokutę i umartwienie. Na znak tego na ich głowy włożona została korona cierniowa… Ja bardzo podziwiałam ich ofiarę z siebie, lecz również pomyślałam, że rola matki w rodzinie może zbliżać się do ich doskonałości, jeżeli wypełnia ona swoje obowiązki.

Kobieta, gdy wychodzi za mąż, nie uświadamia sobie w pełni, że wówczas również składa ślub ubóstwa, ponieważ majątek swój praktycznie oddaje w ręce męża, który ma coś do powiedzenia w kwestii wydawania przez nią pieniędzy. Składa ślub posłuszeństwa mężowi oraz ślub czystości, ponieważ nie wolno jej starać się podobać żadnemu innemu mężczyźnie. Oddaje się również praktykowaniu miłości wobec męża i dzieci; ma obowiązek opiekować się nimi w chorobie i udzielać im swych mądrych rad”.

Czy w tym porównaniu nie ma dużo prawdy? W sposób oczywisty w przypadku małżeństwa mężowie i żony w dużej mierze nagradzani są za ofiary, które muszą ponosić, radością wynikającą ze wspólnego życia. W stanie dziewictwa nie ma takiego ludzkiego pocieszenia. Nie jest to jednak powód, żeby nie doceniać wartości stanu małżeńskiego. Jeżeli jeden stan jest piękniejszy, to nie znaczy, że drugi nie jest bardzo piękny.

Równie dobrze może się okazać, że jakiś ojciec lub matka, którzy wahali się zanim wstąpili w związek małżeński, bo czuli wezwanie do życia w dziewictwie konsekrowanym, przez swoje małżeństwo lepiej wypełnili plany Boże dotyczące powołań religijnych; Bóg użył ich jako narzędzi dla szeregu powołań, które rozwiną się wśród ich potomstwa.

Gdy Pius X został mianowany biskupem Mantui, odwiedził swoją matkę w Riese. „Mamo, spójrz na mój piękny pierścień biskupi.” Jego osiemdziesięcioletnia matka pozwoliła mu poprowadzić z namysłem po pierścieniu swoje pomarszczone palce. „To prawda, Giuseppe, twój pierścień jest piękny, lecz nie miałbyś go, gdybym ja nie miała tego”, i pokazała swoją obrączkę.

Ideał społeczny

Młody Maurice Retour, po przedwczesnej śmierci ojca, znalazł się na czele fabryki tekstyliów.

Na krótko przed swym małżeństwem napisał do narzeczonej: „Wiedzieć, że więcej niż trzysta osób zależy od ciebie, zarabiając na chleb codzienny, być pewnym, że za pomocą pracy, inteligencji i cierpliwości można sprawić, żeby zarabiali więcej, czego więcej potrzeba do wzbudzenia w sobie pragnienia wprowadzania wszelkich możliwych ulepszeń?”.

Ujawnił swojej narzeczonej, że chciałby mieć jej udział w rozwoju przedsiębiorstwa. Dodał: „Być chrześcijaninem, mieć szczęście wiedzieć, że któregoś dnia żona będzie pracowała z tobą ręka w rękę, posiadać tę siostrzaną duszę, która pomoże ci doprowadzić do realizacji szlachetny i piękny ideał, o którym marzyłeś, jest wręcz zbyt wielkim szczęściem; wystarczy, że mogę cieszyć się, mając ciebie obok siebie”.

Młody przemysłowiec, w pełnym porozumieniu z żoną, zabrał się do wprowadzania pożądanych ulepszeń: wolna sobota, kawiarnia dla robotników, fundusz zapomogowy.

Oczywiście, był krytykowany przez swych kolegów przemysłowców, którzy nie mieli podobnego ducha chrześcijańskiego. On jednak trzymał się swego i szedł dalej. Czasami przed wprowadzeniem jakichś reform, które miały za jedyny cel lepsze warunki dla robotników, jakaś grupa samych robotników, albo siłą przyzwyczajenia, albo złej woli, okazywała niezadowolenie. On jednak trzymał się swego planu, starając się pozyskać ich sobie, i był wobec nich cierpliwy.

Pomimo swych mocnych zasad, kompetencji w dziedzinie ekonomii i socjologii, prawego sądu, chrześcijańskiego ducha, co gwarantowało użyteczność jego wysiłków, bardzo jednak pragnął wsparcia w swoich trudach; mówił żonie o swych trudnościach i prosił ją o opinię i radę. Liczył na nią, że pomoże mu przyswoić sobie i lepiej zrozumieć problemy społeczne, a jeszcze bardziej – że będzie miała udział w jego pracy.

Walka z alkoholizmem, opieka nad dziećmi robotników, odwiedzanie chorych, przygotowywanie dużych uroczystości, organizowanie obozów wakacyjnych – jak wielkie pole do popisu miała żona przemysłowca!

Maurice Retour nie uważał, że angażując się w tak wiele działań mógłby zaniedbać fabrykę; zainteresowanie bezpłatnymi szkołami, uczęszczanie na spotkania koła św. Wincentego à Paulo – to wszystko było piękne, ale nie mogło oddalać go od jego fabryki.

„Musimy myśleć najpierw o robotnikach, ich dzieciach, o tych, którzy są w naszym bezpośrednim zasięgu, żebyśmy nie rozproszyli się bezużytecznie na wszystkie strony. Postarajmy się posiać wokół nas trochę szczęścia… dajmy innym, ile możemy… Jesteśmy odpowiedzialni za dobro, którego nie czynimy… Nawet całe nasze życie poświęcone tej pracy ręka w rękę, zjednoczone tym samym ideałem, tą samą wiarą, tą samą wielką miłością – to nie będzie za wiele”.

Z frontu w 1915 roku często pisał, prosząc o wiadomości: „Opowiedz mi o naszych drogich robotnikach, o których tak często myślę”. Jak miła to niespodzianka, gdy żona znajduje u męża tak wspaniałego ducha społecznego; gdy przemysłowiec znajduje w osobie żony kogoś, kto go rozumie i wspomaga!

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. I: Małżeństwo.