Rozdział piętnasty. Rodzice zaniedbujący przygotowanie dzieci do życia (4)

Ponieważ świat jest pełen osób balansujących na granicy normalności, powinno się nauczyć młodych wykrywania oznak i objawów nienormalności. J. Willard Yodev, wykładowca psychologii klinicznej na uniwersytecie w Nowym Jorku, zestawił listę następujących cech charakterystycznych, które powinny wzbudzić podejrzenie.

1. Halucynacje i omamy słuchowe, wzrokowe, odczuwanie „prądu” przebiegającego przez ciało, iluzje wielkościowe; uporczywe myśli i obsesje.

2. Brak zainteresowania i obojętność wobec niemal wszystkiego, albo niepokój.

3. Mania prześladowcza, depresja, melancholia.

4. Zaniedbywanie wyglądu osobistego, impulsywne zachowania.

5. Negatywizm, „blokada woli”.

Bardziej pełną listę ogólnych objawów wskazujących na chorobę psychiczną zestawił doktor Henry Irving Berger. Oto ona:

1. Amnezja.

2. Automatyzm.

3. Apatia (depresja).

4. Natrętne myśli i zachowania.

5. Katalepsja. Pozostawanie przez dłuższy czas w jednej pozycji.

6. Przywidzenia.

7. Otępienie umysłowe.

8. Dezorientacja co do czasu i miejsca.

9. Emocje; niepokój.

10. Echolalia (automatyczne powtarzanie słyszanych słów lub zdań).

11. Egzaltowane myśli.

12. Halucynacje.

13. Hipochondria.

14. Omamy.

15. Myśli przynaglające, które mogą prowadzić do natrętnych zachowań.

16. Niespójność w mowie, piśmie i mimice pacjenta. Może nawet nie rozpoznawać bliskich przyjaciół lub znanych przedmiotów.

17. Mania (podekscytowanie).

18. Melancholia.

19. Negatywizm.

20. Zmiany w osobowości: osobowość podwójna; osobowość wadliwa; nieutrzymywanie porządku; perwersje seksualne.

21. Fobie: lęki.

22. Somnabulizm. Chodzenie w czasie snu. Sen połączony z automatycznymi ruchami.

23. Stereotypowe powtarzanie czynności lub słów.

24. Stupor.

25. Stereotypia słowna. Niespójność w mowie. Błędne budowanie zdań; jeśli niespójność jest poważna, następuje łączenie słów lub tworzenie nowych (1).

Nic nie potrafi doprowadzić szybciej do tego, by miłość zeszła do podziemia, niż zbyt późne odkrycie, że poślubiło się dziwaka, którego wybryki wymagają nieustannych wyjaśnień i przeprosin.

Holmes zauważył kiedyś: „Chciałbym zobaczyć jakiegokolwiek mężczyznę, niezbyt różniącego się od małpy, którego dobra i nawet piękna kobieta nie potrafiłaby urobić na męża”. Twierdzę, że raczej za późno jest myśleć o tym, by zrobić coś z partnerem po ślubie. Małżeństwo nie jest poprawczakiem. Po ślubie będziecie mieli to, co przedtem, a rodzice powinni to wyjaśnić swym dorastającym, usychającym z miłości dzieciom.

Kiedy młodzi są już dość dorośli (21–29 lat u mężczyzn, 21–27 lat u kobiet) i jeżeli całkowicie osiągnęli już dojrzałość fizyczną, intelektualną, emocjonalną i zawodową – jednym słowem, jeśli wygląda na to, że wszystko jest w porządku – dajcie im „zielone światło” i błogosławieństwo. Oby żadne wasze dziecko nigdy nie powiedziało o was tego, co święty Augustyn musiał powiedzieć o obojętności swego ojca: „A przecież mego ojca bynajmniej nie trapiło pytanie, jak ja przed Twymi (Boga) oczyma wzrastałem i jaka była moja dusza – czysta czy zbrukana. Zabiegał tylko o to, by moje studia oratorskie były owocne” (2). Potępiając dalej brak współczucia i przewodnictwa, wielki święty gorzko zapytywał: „Dlaczego nie znalazł się wówczas nikt, kto by ukoił moją udrękę, a ulotne powaby tych nagle odsłoniętych sił wykorzystał dla mojego dobra: kto by rozkoszowaniu się nimi taką wyznaczył miarę, by wzniesiona fala namiętności młodzieńczych rzuciła mnie na pewny brzeg małżeństwa, gdzie mogłaby doznać wypełnienia w powoływaniu do życia potomstwa? Tak nakazuje Twoje prawo, Panie. Ty w ten sposób przedłużasz nasze śmiertelne istnienie, a zarazem wycinasz czułą dłonią te ciernie, dla których nie ma miejsca w Twoim raju… Moja rodzina nie pomyślała o tym, żeby poprzez małżeństwo uchronić mnie od upadku, troszczyła się tylko, żebym się nauczył, jak najlepiej przemawiać i umiał innych przekonywać swymi wywodami” (3).

Nigdy nie zrozumiem psychologii rodziców, którzy, jeśli syn wybiera, że zostanie – powiedzmy – lekarzem, prawnikiem, dentystą czy inżynierem, lub jeśli córka chce być pielęgniarką, śpiewaczką operową czy artystką, w każdym przypadku poczytują za swój obowiązek wspomóc ich finansowo w osiągnięciu tego celu; jeśli jednak syn lub córka wybierają jako karierę małżeństwo, jak niewielu rodziców w ogóle zaoferuje im realną, finansową pomoc, zanim się ustabilizują! Niech stanie się to jednym z najważniejszych punktów waszej relacji z dziećmi. Zdecydujcie się pomóc im w małżeństwie, tak jak zrobilibyście, gdyby wybrali jakąś inną drogę kariery. Będą cenić choćby najmniejszy gest waszej hojności w pierwszych latach małżeństwa bardziej, niż gdybyście pozostawili im ogromny spadek po swej śmierci. Mogą wtedy odczuwać, że zostawiliście im pieniądze po prostu dlatego, że nie mogliście ich zabrać ze sobą.

Nie popełniajcie fatalnego błędu tak wielu niemądrych rodziców, próbując zatrzymać nowożeńców pod swymi skrzydłami. Płynące z dobrej woli, lecz nierozważne wtrącanie się teściów zniszczyło więcej małżeństw niż prawie wszystkie inne przyczyny razem wzięte. Grzechy ojców i matek są pod tym względem niezliczone. Każdy żonaty mężczyzna lub zamężna kobieta, którzy muszą chodzić po swym domu jak kot wokół miski gorącej zupy, ponieważ nie wolno przeszkodzić matce w partii kanasty lub zakłócać ojcu oglądania telewizji – zasługują na to co dostają, jeśli pozwalają, by taka sytuacja nadal trwała. Tego rodzaju sprawom powinno się stawić czoła i rozwiązać je przed ślubem. „Żadnych teściów albo nie będzie małżeństwa”, to dobry punkt w przedmałżeńskiej deklaracji programowej! Pokój gościnny to potencjalne zagrożenie dla każdego domu!

Nikt nie zdoła w pełni ocenić głupoty matek i ojców z obu stron rodziny, którzy upierają się przy tym, by przez cały okrągły rok, w każdy weekend obarczać swą osobą żonatych synów i zamężne córki. Intencje mogą być jak najlepsze, o tak, lecz jak zauważył O’Malley: „Jeżeli podasz komuś truciznę w pucharze wykonanym przez Benvenuto Celliniego, cóż pomoże trupowi piękna rzeźba na kielichu”.

Dobra, bezpieczna reguła brzmi: „Trzymajcie się z daleka od życia swych dzieci i od ich domów”. Doświadczenie uczy, że kiedy teściowie często przychodzą, by spędzić razem dzień, zaczyna się o nich myśleć, a gdy regularnie przychodzą w weekendy, rozwijają się też uczucia względem nich. Przy odwiedzinach krewnych i gotowaniu dla nich małego co-nieco najlepsza jest zasada: „Nie przesadzać”.

Jest całkiem zrozumiałe, że matka może żywić urazę do osoby, która zabiera spod jej skrzydeł ulubione dziecko. Zanim syn czy córka zaczęli się z kimś spotykać na poważnie, zanim się zaręczyli i pobrali, dzielili miłość z matką i ojcem. Potem zaś nagle pojawia się ktoś zupełnie obcy i staje się obiektem nowego i jeszcze bardziej czułego uczucia. Rodzic, który samolubnie ma pretensję o tę naturalną kolej rzeczy i nierozsądnie atakuje charakter, pochodzenie i osobiste cechy narzeczonego, dopiero co poślubionego męża lub żony, może wyrządzić wiele szkody. Powtarzajcie swemu synowi lub córce, że ich ukochana osoba to nic dobrego, ktoś łasy na pieniądze, włóczęga, krzykliwy zuchwalec, leniwiec, ktoś nieudolny, a – świadomie czy nieświadomie – zasiejecie ziarna niezgody, które mogą przynieść owoce miesiące czy lata później. Nigdy nie zapobieżecie przez to małżeństwu, lecz możecie posiać ziarna wątpliwości, nieufności i niepokoju. Kiedy odmówicie udzielenia błogosławieństwa małżeństwu, któremu nie udało się wam zapobiec, skutkiem tego może być głęboko zakorzenione poczucie winy. Wyjaśnia to, dlaczego wiele pozostających w małżeństwie synów czy córek często próbuje zmniejszyć to poczucie, składając po ślubie wizyty w domu rodziców i zasypując ich prezentami i uprzejmościami. Podczas momentów stresu w okresie przystosowania, nowożeńcom mogą nieświadomie przychodzić na myśl uwagi o małżonku wypowiedziane i pomyślane przez rodziców, a jako że są z nimi obecnie całkowicie pogodzeni, pędzą do domu, by przyznać się do błędu, że nie zważali na nich przed tą fatalną ceremonią.

Ojciec Elisabeth Barrett-Browning stanowi klasyczny przykład rodzica, który próbował wszelkimi, godziwymi i niegodziwymi sposobami zapobiec małżeństwom wszystkich swoich dzieci. Historię tę opowiada Rudolph Bester w książce The Barretts of Wimpole Street (Barettowie z ulicy Wimpole).

Zupełną głupotą jest, jeśli rodzice mówią swym dzieciom: „Jeżeli nie będziesz szczęśliwy w małżeństwie, wracaj zaraz do domu. Masz tu zawsze swoje miejsce”.

Można to porównać do dowódcy, który w czasie bitwy posyła żołnierza w ważnej misji i powiada: „Jeżeli sytuacja będzie ciężka, rzuć karabin i wracaj”.

Ile by wtedy odniesiono zwycięstw?

Wspaniała, doświadczona matka powiedziała mi kiedyś, jak rozwiązała tego typu sprawę w życiu syna. Okazało się, że zaprosiła syna wraz z żoną na Bożonarodzeniowy obiad. Na parę chwil przed podaniem posiłku syn zjawił się w domu sam. Kiedy go spytała o żonę, odpowiedział, że trochę się posprzeczali i że nie chciała mu towarzyszyć. Matka powiedziała coś, co wymagało dużo odwagi:

– Cóż, synu, chcę, byś wrócił do domu i szybko załagodził tę sprzeczkę. Nie chcę, żebyś się rozdzielał z żoną – ani dzisiaj, ani później. Idź teraz do domu, a jeżeli oboje będziecie chcieli wpaść później, to świetnie, ale nie możesz zostać na obiedzie sam.

Za pół godziny oboje byli z powrotem, nieporozumienie zostało wyjaśnione, syn dostał wspaniałą lekcję, a synowa z pewnością doświadczyła nowego poczucia bezpieczeństwa. Każdy chłopak czy dziewczyna, któremu dano do zrozumienia, że może wyzywająco unieść głowę i oświadczyć druzgocącym tonem: „Idę do domu, do matki”, czując pewność, że tam zostanie chętnie powitany i wzięty w obronę, zostaje wyposażony w broń, która zniszczyła więcej domów niż alkoholizm!

Naomi i Rut na zawsze pozostaną jaśniejącymi przykładami najpiękniejszych i najszlachetniejszych relacji między teściową i synową. Pismo Święte mówi, że kiedy umarł mąż Rut, jego matka zasugerowała, że młoda żona byłaby pewnie szczęśliwsza, gdyby wróciła do domu, do własnego kraju i ludu. Rut jednak wypowiedziała te tak słynne obecnie słowa: „Nie nalegaj na mnie, abym opuściła ciebie i abym odeszła od ciebie, gdyż gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem” (Rt 1, 16).

Świecka historia również opisuje historie mężczyzn i kobiet, którzy mieszkali ze swymi teściami i kochali ich wielką miłością. Edgar Allan Poe kochał swą teściową przede wszystkim dlatego, że wydała na świat jego żonę, Virginię. Poe napisał ku czci matki swej żony ten wzruszający sonet:

„W niebiosach – przeczuwana z dawna to zagadka –
Kiedy anioły szepczą ze sobą do ucha –
Nie znajdą – wśród wyrazów najsłodszych dla ducha –
Gorętszego – świętszego nad ten wyraz: matka!

Więc z dawna cię już zowię tym imieniem drogim,
Ciebie, coś mi jest więcej niż matka rodzona
I jedna dziś napełniasz treść mojego łona –
Odkąd nasza Wirginia stanęła przed Bogiem.

Matka moja, co wcześnie opuściła syna,
Była tylko mą własną matką, lecz jedyna,
Ty – byłaś matką owej, com kochał nad życie.
Droższaś mi więc od matki, co miał w dni rozkwicie…” (4)

Gustaw Flaubert krótko przed swoją śmiercią skreślił te słowa, opisujące jego młodość w Le Pottevin: „Były tam gesty i słowa, nad którymi nie mogę przejść do porządku dziennego, i głupstwa, przez które niemal się skręcam, gdy o nich myślę.” Wielu mężczyzn i kobiet z dzisiejszych czasów może powtórzyć te słowa i odnieść je do siebie samych, a powtarzając je, oskarżyć rodziców za ich szaleństwa i słabości. Baudelaire miał wielką rację, pisząc: „Wszyscy ci, którzy zastanawiają się nad swoim życiem, którzy często zwracają wzrok wstecz, by porównać swą przeszłość ze swym życiem obecnym, wszyscy ci, którym weszło w zwyczaj, że chętnie siebie analizują, wiedzą, za jak wielką część zdolności danego człowieka odpowiada młodość. To wówczas właśnie wszystko głęboko się odciska na delikatnym i wrażliwym umyśle; to wtedy kolory są żywe, a zmysły rozbrzmiewają tajemniczym językiem. Charakter, zdolności i styl człowieka kształtowane są przez pozornie zwyczajne okoliczności jego młodości”. Ja zaś mógłbym dodać, że wspomnienia z młodości mają wpływ na całe życie. Błogosławione wspomnienia o świątobliwej matce osładzają gorzkie wody życia. Takie świadectwo pozostawił Samuel Johnson, który napisał powieść Rasselas, poświęcając na to wieczory jednego tygodnia, gdyż chciał pokryć koszty pogrzebu swej matki. Napisał o niej: „Byłaś najlepszą matką i, jak sądzę, najlepszą kobietą na całym świecie. Nigdy cię nie zapomnę, ani teraz, ani w przyszłości”.

Taki hołd jest z pewnością lepszy niż gorzkie oskarżenie, jakie wydała na Charlesa Dickensa jego córka. Osobiście nigdy nie lubiłem Dickensa, ponieważ wiele lat temu przeczytałem, że obraźliwie wyraził się o moim rodzinnym mieście. Według relacji, po odwiedzeniu Kingston w stanie Ontario zauważył, że przypomina mu ono miasto, którego połowę spalono, a drugiej nie wybudowano. Kiedy ostatnio przeczytałem, że jego córka Kate Perugini powiedziała: „Mój ojciec po opuszczeniu domu przez matkę przypominał szaleńca… Niewiele go obchodziło, co się z nami stanie… nic nie zdoła prześcignąć niedoli i nieszczęścia, jakie zapanowały w naszym domu…” – potwierdziło to moją prywatną opinię o pisarzu.

Abyście więc byli najlepszymi, jak to możliwe, rodzicami, sugerujemy skromnie, co następuje.

Tym, którzy zastanawiają się nad małżeństwem, radzimy: przygotujcie się do tego zadania. Poświęćcie czas, i po przemodleniu trzeźwo wybierzcie osobę, która będzie musiała dzielić z wami odpowiedzialność. Charles Curtis w artykule, który pojawił się w październikowym numerze (1950 r.) pisma „Coronet”, zatytułowanym Jak znaleźć doskonałego partnera, ostrzega, że powinniście znać pochodzenie ewentualnego partnera, jego obecny charakter i osobowość, oraz wiedzieć, czego oczekuje od jutra. Odpowiadając na często zadawane pytanie: „Zastanawiam się, jaki – czy jaka – będzie po ślubie?”, Curtis zaleca:

„Jeżeli chcesz sprawdzić, jakiego rodzaju mężem i ojcem będzie twój mężczyzna, spójrz na jego ojca. Jeżeli chcesz wiedzieć, jaką pozycję zajmiesz jako jego żona, spójrz na jego matkę.

Wzorce powtarzają się wciąż od nowa, te same cechy, przyzwyczajenia i błędy. Jeżeli małżeństwo, jakie widzisz, jest piękne i dobre, masz szczęście. Jeżeli to, co widzisz, jest odpychające, uciekaj, uciekaj jak najdalej”.

Tym, którzy są już po ślubie, zalecamy, by pamiętali, że pokolenie, które wydaje dziecko na świat, ma największy wpływ na jego charakter. Obdarzcie je miłością i czułym poczuciem bezpieczeństwa. Uczcie go poznawać, kochać i służyć Bogu. Wychowujcie je i kształtujcie w dyscyplinie. Pamiętajcie o tym klejnocie mądrości na temat psychologii dziecięcej, jaki odnajdujemy w Piśmie Świętym: „Koń nieujeżdżony jest narowisty, a syn zostawiony samemu sobie staje się zuchwały. Pieść dziecko, a wprawi cię w osłupienie, baw się nim, a sprawi ci smutek… W młodości nie dawaj mu zbytniej swobody, okładaj razami boki jego, gdy jest jeszcze młody” (Syr 30, 8–12). Módlcie się codziennie, by żadne wasze dziecko nigdy nie miało powodu ani sposobności, powiedzieć tego, co Samuel Butler o swoim ojcu: „Mój ojciec nigdy mnie nie lubił, ani ja jego; począwszy od najwcześniejszych wspomnień nie potrafi ę przywołać w pamięci żadnego momentu, w którym bym się go nie bał i nie czuł do niego niechęci… nieprzychylny los nigdy nie zetknął ze sobą dwojga ludzi, którzy by z natury czuli do siebie równie mało sympatii, co mój ojciec i ja”.

Przybranym rodzicom radzimy: starajcie się zasłużyć na miłość tych, których powierzono waszej opiece. Oby wasze przybrane dzieci powiedziały o was to, co Abraham Lincoln rzekł o swej przybranej matce: „Była szlachetną kobietą: uczuciową, dobrą i miłą”.

Rodziców, których życie małżeńskie było burzliwe i pełne goryczy, i niezrozumienia, zachęcamy: „Podążajcie śmiało naprzód”. Bóg potrafi wydobyć z tego wielkie rzeczy. Wypróbowywał duszę Anny przez długie lata. Cierpliwie znosiła ona hańbę, która była szczególnie gorzka dla Żydówki; wiedziała, co to znaczy znosić szykany i docinki; te niezwykle przykre doświadczenia zmieniły ją w inną kobietę i przygotowały ją do zadania wychowania syna Samuela, przysposobienia go do tego, by stał się wielkim przywódcą, jedyną osobą, która miała nawrócić cały naród żydowski na powrót do Boga i na nowo utwierdzić Jego plany wobec świata.

Rodzicom, którzy odchowali już dzieci, a te założyły własne rodziny, radzimy: nie rozpamiętujcie błędów w wychowaniu i dawaniu przykładu. Każdemu życiu towarzysz ą pewne wspomnienia, które, skąpane w przyćmionym świetle pamięci, rzucają długi cień. Zapomnijcie o przeszłości i wykorzystajcie teraźniejszość i przyszłość, by naprawić przypuszczalne lub realnie wyrządzone szkody. Obdarzając prezentami waszych żonatych synów i zamężne córki, pomyślcie o książkach, które zainspirują ich i dadzą wskazówki pomocne w sztuce wychowania i wykształcenia ich potomstwa.

Wszystkim, obecnym i przyszłym rodzicom proponujemy, by zawsze pamiętali o przejmującej uwadze: „Nie da się przewinąć filmu dzieciństwa, by zobaczyć go jeszcze raz”.

Ks. Charles Hugo Doyle

(1) Henry Irving Berger, doktor medycyny, Encyclopedic Diagnosis of Nervous and Mental Diseases, St. Louis.

(2) Św. Augustyn, Wyznania, op. cit., s. 26.

(3) Ibid., s. 25.

(4) E. A. Poe, Do matki, przeł. A. Lange [w:] E. A. Poe, Poezje, Toruń 1996, s. 69.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Charlesa Hugo Doyle’a Grzechy rodziców w wychowywaniu dzieci.