Rozdział piętnasty. Kurz pod dywanem

Była sobie pewnego razu kobieta, które miała dwie małe córeczki. Mąż jej umarł i była bardzo biedna, pracowała więc pilnie przez cały czas, aby mieli co jeść i w co się ubrać. Potrafiła robić wiele rzeczy i znalazła zajęcie poza domem. Jej córki były jednak bardzo zaradne i pomocne. Dbały o porządek i cała ich chata lśniła czystością.

Jedna z dziewczynek była chroma i nie mogła krzątać się po domu. Siedziała nieruchomo na krześle i szyła, a Mania, jej siostra, zmywała naczynia, zamiatała podłogi i starała się, aby wszędzie było ładnie.

Mieszkały na skraju wielkiego lasu. Po zakończeniu prac domowych siadały przy oknie i spoglądały na wysokie drzewa, pochylające się pod naporem wiatru. Wydawało się, że to ludzie kłaniający się sobie nawzajem.

Wiosną było tam pełno ptaków. Latem kwitły leśne kwiaty, jesienią liście stawały się kolorowe, a zimą sypał biały śnieg. Siostry miały więc co oglądać i były szczęśliwe. Pewnego dnia jednak matka wróciła do domu chora i dziewczynki bardzo posmutniały. Była zima i musiały kupić wiele rzeczy. Siostry usiadły przy kominku, aby się naradzić, i w końcu Mania rzekła:

– Pójdę poszukać pracy, zanim jedzenie się skończy.

Ucałowała matkę, ubrała się ciepło i wyszła z domu. Przez las wiodła wąska ścieżka i Mania postanowiła iść tak długo, aż dojdzie do miejsca, gdzie znajdzie jakieś zajęcie.

Gdy tak szła, zaczęło się ściemniać. Noc zbliżała się szybko, gdy naraz dziewczynka ujrzała niewielki domek, który wyglądał bardzo przyjaźnie. Podeszła i zapukała do drzwi.

Nikt się nie pojawił. Zastukała jeszcze kilka razy i w końcu pomyślała, że pewnie nikt tu nie mieszka. Otworzyła drzwi i weszła do środka, zamierzając zostać tu na noc.

Kiedy tylko znalazła się wewnątrz, przystanęła zaskoczona. Ujrzała bowiem dwanaście niezaścielonych łóżeczek i dwanaście brudnych talerzyków na bardzo zakurzonym stole. Podłogi w pokoju też nikt dawno nie zamiatał, możecie więc sobie wyobrazić, jak to wszystko wyglądało.

– Ojej! – zawołała dziewczynka. – Tak nie może być!

Kiedy tylko rozgrzała ręce, zabrała się do sprzątania.

Umyła talerze, posłała łóżka, zamiotła podłogę, wyprostowała dywan i ustawiła dwanaście krzesełek w półokręgu przed kominkiem. W chwili, gdy skończyła, drzwi się otwarły i do domu weszło dwunastu liliputów, najdziwniejszych, jakich Mania kiedykolwiek widziała. Mieli mniej więcej tyle wzrostu, ile mierzyła linijka stolarza. Wszyscy byli ubrani w żółte stroje. Mania pomyślała, że to pewnie karły pilnujące złota w środku gór.

– Och! – zawołały wszystkie razem, ponieważ zawsze mówiły jednocześnie.

– Cóż to za niespodzianka cudna,
Aż oczom uwierzyć trudno.

Następnie dostrzegły Manię i rzekły zdumione:

– Któż to taki, uroczy i poczciwy?
Co to za dziecko – co za dziwy?

Dziewczynka wyszła im naprzeciw.

– Jeśli pozwolicie – rzekła – jestem Mania Grey i szukam pracy, bo moja mama zachorowała. Przyszłam tutaj, gdy nastała noc i…

Karły roześmiały się jednocześnie i zawołały uradowane:

– W naszym pokoju było paskudnie,
A dzięki tobie jest czysto i schludnie.

Były to bardzo poczciwe i wesołe karły. Podziękowały Mani za trud, wyciągnęły z szafy biały chleb i miód, i zaprosiły dziewczynkę na kolację.

W czasie posiłku powiedziały, że ich gospodyni wzięła wolne i wyjechała; dlatego w domu panuje bałagan.

Mówiąc to, westchnęły. Po kolacji, kiedy Mania myła naczynia i odstawiała je ostrożnie na stół, karły naradzały się ze sobą, często na nią zerkając. Gdy ostatni talerz znalazł się na swoim miejscu, zawołali dziewczynkę i rzekli:

– Droga panno, zostań z nami dłużej,
Aż gospodyni wróci z podróży.
Jeśli postarasz się należycie,
Wynagrodzimy cię sowicie.

Mania bardzo się ucieszyła, ponieważ polubiła karły i chciała im pomóc. Podziękowała i poszła do łóżka, by dobrze się wyspać.

Następnego ranka obudziła się o świcie i przygotowała liliputom pyszne śniadanie. Po ich wyjściu posprzątała pokój i poukładała ubrania. Kiedy wieczorem wrócili do domu, w kominku palił się ogień, a na stole czekała ciepła kolacja. Mania pracowała uczciwie dzień w dzień aż do ostatniego dnia wakacji gospodyni.

Tego ranka, kiedy dziewczynka patrzyła przez okno jak karły idą do pracy, ujrzała na jednej z szyb jeden z najpiękniejszych widoków, jaki w życiu widziała.

Był to obraz czarodziejskich pałaców ze srebrzystymi wieżami i oszronionymi szczytami tak wspaniały, że Mania patrząc na niego, zapomniała o swojej pracy do czasu, aż zegar z kukułką, stojący na kominku, wybił dwunastą.

Pobiegła ścielić łóżka i myć naczynia. Spieszyła się bardzo, ale gdy chwyciła miotłę, by zamieść podłogę, zbliżał się już czas powrotu karłów do domu.

– Może nie zamiotę dzisiaj pod dywanem – rzekła głośno do siebie. – I tak tego kurzu nie widać.

Pospieszyła szykować kolację i zostawiła dywan na miejscu.

Wkrótce karły wróciły do domu. Pokój wyglądał jak zwykle i nikt niczego nie zauważył, tak więc Mania przestała myśleć o kurzu pod dywanem i poszła do łóżka.

Gwiazdy zaglądały przez okno i zdawało się jej jakby mówiły:

– To ta dziewczynka jest taka porządna i dobra.

I wtedy Mania przypomniała sobie o tym, co zrobiła. Odwróciła się twarzą do ściany, a jakiś głos w jej głowie powtarzał wciąż: „Kurz pod dywanem! Kurz pod dywanem!”.

– To ta dziewczynka – wołały gwiazdy – która potrafi tak sprzątać, że dom lśni jak my.

„Kurz pod dywanem! Kurz pod dywanem!” – powtarzał głos w głowie Mani.

– Widzimy ją! Widzimy ją! – zawołały naraz wszystkie gwiazdy radośnie.

Mania zaś wciąż słyszała: „Kurz pod dywanem! Kurz pod dywanem!”. I w końcu nie mogła już dłużej wytrzymać. Wyskoczyła z łóżka, chwyciła miotłę i sprzątnęła pod dywanem. A tam pod kurzem leżało dwanaście połyskujących złotych monet, okrągłych i jasnych jak księżyc.

– Och! – zawołała Mania ogromnie zaskoczona i wszystkie karły przybiegły, by zobaczyć, co się stało.

Opowiedziała im o wszystkim, a kiedy skończyła, karły zebrały się wokół niej i rzekły:

– Drogie dziecko, dla ciebie ta zapłata godziwa,
Bo dowiodłaś, żeś dobra i uczciwa.
Gdybyś jednak pod dywanem nie zmiotła,
Dostałabyś tylko trochę kaszy z kotła.
Dajemy ci swą miłość wraz ze złotem.
Nie zapominaj nigdy o tym,
Że nawet w małych zacnych czynach
Tkwi wszelkiej radości podwalina.

Mania podziękowała im za to, że były dla niej tak dobre. Wczesnym rankiem następnego dnia wyruszyła z powrotem do swojego domu ze złotymi monetami, za które kupiła mnóstwo rzeczy dla mamy i siostry.

Nie spotkała już więcej karłów, ale nigdy nie zapomniała o tym, czego się u nich nauczyła. Od tej pory sumiennie wykonywała swoją pracę i zawsze zamiatała pod dywanem.

“Dobrze dla dziecka i dla dorosłego, gdy głos sumienia stanowi na niego w życiu proroctwo i obietnicę trwałego zjednoczenia z Bogiem!” (Froebel).

Maud Lindsay

Powyższy tekst jest fragmentem książki Maud Lindsay Opowieści mojej mamy.