Rozdział piętnasty. Katechizm sporny, cz. 4

Rozprawa z heretykami

Tu już mamy na względzie tych, którzy nie tylko są w herezji, ale jej bronią. Tacy są zwani heretykami formalnymi, to jest tymi, którzy trzymają się swej wiary nie dlatego tylko, że się w niej urodzili, ale że ona wydaje się im prawdziwa. W sporze z nimi trzeba się mieć na baczności, żeby nie zejść z drogi katolickiej i pamiętać o tym, jakim sposobem możemy po katolicku i logicznie dowodzić naszej wiary. Wiara, już wiemy, opiera się na objawieniu: „Wierzymy w coś dlatego, że to objawił Bóg”; to jest jedyna racja naszej wiary.

Zanim jednak w coś uwierzę, przyjmę coś jako objawione, muszę wpierw wiedzieć: że Bóg istnieje, że kiedy Bóg objawia, nie wprowadza nas w błąd i że Bóg rzeczywiście to objawił, w co ja wierzę. Otóż te trzy prawdy, od których mam zacząć i najpierw je wiedzieć, czy już są najpierw w moim rozumie, czy też mam je także przyjąć wiarą?

Jeśli je przyjmę rozumem i rozumowo będę ich dowodził, to czy wtedy ostatecznie racją naszej wiary nie będzie rozum? Czyli nie to, że Bóg objawił, ale że rozum nas tak uczy i czy przez to nasza wiara nie straci całego swojego charakteru nadprzyrodzonego, tj. nie przestanie być wiarą?

Z drugiej strony, jeśli w te prawdy mam wierzyć, to czy wtedy nie będę musiał w nie wierzyć dlatego, że Bóg je objawił? Więc będę wierzył, że Bóg istnieje, dlatego że Bóg objawił, iż istnieje. Ale to, że objawił, czy przyjmę rozumem, czy znowu wiarą? Jeżeli wiarą, wtedy będę musiał dalej wierzyć, że Bóg objawił, że objawił, iż istnieje itd. Będziemy musieli się wtedy tak kręcić, i z tego błędnego koła nigdy nie wyjdziemy. Jaki więc jest rozumny i możliwy sposób dowodzenia naszej wiary?

Mieliby więc rację ci, co powiadają: „Z wami katolikami dyskutować nie można”? A dodają jeszcze do tego: „Bo wy wierzyć musicie dlatego, że tak Kościół was uczy”.

Otóż w tym właśnie jest racja.

Nasza wiara katolicka nie tylko opiera się na objawieniu Bożym, ale jeszcze na tym, że to objawienie powinno nam być podane przez Kościół. W dzisiejszym stanie rzeczy Pan Bóg nie bezpośrednio każdemu, ale przez Kościół daje i przekazuje objawienie raz od początku dane. W sporze więc z heretykami na wszystko powinniśmy odpowiadać: „Tak uczy Kościół katolicki”. Albowiem, jeśli dowodzić będziemy z Pisma Świętego lub z rozumu, zejdziemy na pole protestanckie i przyjmiemy ich zasadę, że o wszystkim decyduje Pismo Święte i rozum. Z drugiej strony i to prawda, że tak odpowiadając, protestantów tym jednym nie przekonamy.

Jakże mamy więc dowodzić naszej wiary?

Rzecz sama w sobie jest prosta, a tylko subtelności ją zaciemniają.

Kiedy Pan Bóg coś ludziom objawia, już tym samym zatwierdza to wszystko: że jest, i że objawia, i że jest Bogiem, i że to prawda, co On objawia. Podobnie jak gdy ktoś mówi do nas, nie potrzebuje dodawać że jest, że mówi, i że to prawda, co mówi, bo już tym samym, że mówi, to wszystko zatwierdza. Widoczną tedy jest rzeczą, że cała nasza wiara opiera się na tym jednym, że Bóg mówi, że objawia, bo to wszystko i że jest Bóg, i że objawił, i że to prawda, co objawił, i że ja dlatego w to wierzę, opiera się na jednym fundamencie, którym jest ten fakt: że Bóg objawił.

Tak samo i wszelkie dowody, którymi potwierdza się te prawdy, zawierają się w samym fakcie objawienia. Bóg bowiem, kiedy mówi do ludzi, w tym samym czasie pokazuje, że to On mówi. Objawienie Boże ma wtedy dwie strony: jedną jest fakt, że Bóg mówi, drugą jest fakt ów sam, że czynem dowodzi, iż to On mówi, tamto jest słowo Boże, a to jest czyn Boży, czyn jednemu Bogu właściwy, który tego słowa dowodzi.

I tak całe życie Chrystusa Pana, cuda, spełnione proroctwa, użycie kilku prostaczków dla nawrócenia całego świata, cała historia tego nawrócenia, cudowne rozkrzewianie się i utrzymanie Kościoła, świętość jego itd., całe wreszcie dzieje rodzaju ludzkiego, wszystko to razem wzięte, to jest jakby tyle uderzających dowodów, którymi słowo objawione okazuje się Bożym i dowodzi swego Boskiego pochodzenia.

Słowo Boże przez fakty Boże okazuje się apostołom i żydom jako Bóg objawiający się i jako Bóg objawiony. „Dzieła świadczą o mnie, że Ojciec mnie posłał” (J 5, 36). Dla tych, którzy patrzyli na te fakty, były one obecnymi fizycznie, nam są obecnymi w Kościele, i jak współcześni tym faktom poznali w nich Boga, który im się objawiał, i uwierzyli w to, co im objawił, nie dla niczego innego, jeno, że im objawił On sam – tak i my poznajemy i wierzymy przez Kościół, w którym Chrystus zawsze żyje i działa.

Z tego wszystkiego, co powiedzieliśmy, okazuje się, w jaki sposób możemy dowodzić naszej wiary.

Dowodzić pojedynczych dogmatów nie możemy ani rozumowo, ani rozumem z Pisma Świętego, bo racja, dla której trzeba je przyjąć, jest ostatecznie ta, że Kościół tak nas naucza. Możemy uciekać się do Pisma Świętego, jeśli chodzi o wytłumaczenie jakiegoś źle zrozumianego tekstu, o pokazanie, jak niektóre prawdy wiary są wyrażone w Piśmie Świętym. Wolno nam posługiwać się rozumowymi dowodami, by pojąć to lepiej, w co już wierzymy, by jakoś sobie wytłumaczyć prawdy wiary. Fides jest wówczas quaerens intellectum, (wiara poszukująca zrozumienia) by, jak powiada Sobór Watykański, dowieść, że uległość nasza dla wiary jest zgodna z rozumem, na koniec zbijając zarzuty przeciwników.

Jeżeli chcemy iść dalej i przejść ze stanowiska odpornego na zaczepne, możemy dowodzić wiary w jej fundamentach, możemy: 1. pokazać, że Bóg w Kościele żyje i działa, wskazując na owe fakty Boże w naszym Kościele; jak to uczyniliśmy w poprzednim rozdziale, mówiąc o znakach prawdziwego Kościoła; 2. możemy, posługując się Pismem Świętym jako dziełem historycznym, pomijając jego powagę Boską, wykazać z historii, że Chrystus Pan postanowił, żeby Jego nauka podawaną była przez Kościół katolicki.

Wszyscy chrześcijanie, jakiegokolwiek są wyznania, zgadzają się na to, że objawienie, mieszczące w sobie to wszystko, w co człowiek powinien wierzyć i co ma pełnić, było przeznaczone nie tylko dla współczesnych Chrystusowi Panu, ale dla wszystkich ludzi aż do skończenia świata. Główną więc rzeczą jest wiedzieć, jak się nam przekazuje i podaje ta nauka czysta i niezmieniona? Gdzie mamy jej szukać i od kogo przyjmować? Kto nam ją będzie tłumaczył? I kto będzie sędzią, stanowiącym czy dobrze tę naukę rozumiemy? W tym jest wszystko. Raz upewniwszy się co do sposobu, jakim nam się przekazuje, podaje objawienie, musimy przyjąć wszystko, cokolwiek tym sposobem podane nam będzie.

Podawanie, podanie, Tradycja (traditio) nauki objawionej, jakie katolicy przyjmują, a innowiercy odrzucają, jest następujące:

Dla katolików objawienie jest podawane przez nauczycieli, pochodzących od apostołów i z którymi jest Duch Święty. Oni tłumaczą objawienie, a sędzią jest papież. Dla innowierców albo nie ma sędziego, albo objawienie jest podane przez Biblię, a sędzią jest rozum ludzki.

Uprzedzamy jedną trudność. Pan Bóg jest wszechmocny, powiadają przeciwnicy, dlaczego nie mógłby ustanowić, aby Jego nauka podawała się tym sposobem, o jakim mówią innowiercy? Prawda, odpowiadamy, że mógłby to uczynić, atoli niech zważą, że nie odpowiadałoby to Jego zwykłej Opatrzności, przez jaką rządzi ludźmi. Religia bowiem jest przeznaczoną dla wszystkich ludzi. Gdyby zaś każdy z osobna musiał sobie urabiać religię przez czytanie Pisma Świętego, większa część ludzi nie byłaby w stanie mieć religii lub też musiałby Pan Bóg wszystkich obdarzyć nieomylnością, powtórzoną miliony razy.

Przytaczają nam Stary Zakon, w którym objawienie przekazywało się przez Pismo Święte, i gdzie nie było żadnego nieomylnego papieża.

Prawda, że Stary Zakon był obrazem nowego, ale też dlatego u żydów Pismo Święte tłumaczyli kapłani, tj. nauczyciele ustanowieni przez Boga, a nieomylnym sędzią był arcykapłan. Chrystus Pan stwierdza to nakazując ich słuchać: „Na stolicy Mojżeszowej usiedli uczeni w Piśmie Świętym i faryzeusze. Przeto wszystkiego czegokolwiek rozkazaliby przestrzegać, przestrzegajcie i czyńcie, ale według uczynków ich nie czyńcie” (Mt 23, 2–3). Nawet w osądzeniu Pana Jezusa na śmierć, arcykapłan Kajfasz, choć ciężko zgrzeszył, ale się nie omylił, wypełnił bowiem wszystkie proroctwa o Mesjaszu. Ewangelia wyraźnie to powiada (J 11, 51). Kiedy zebrała się rada przy arcykapłanie, mówiąc: „Co uczynimy? Albowiem ten człowiek wiele cudów czyni. A jeśli go tak zaniechamy, wszyscy weń uwierzą, i przyjdą Rzymianie, a wezmą nam to nasze miejsce i lud, Kajfasz rzekł im: Wy nic nie wiecie, ani myślicie, że nam jest pożyteczne, żeby jeden człowiek umarł za lud, ażeby wszystek ten lud nie zginął. A tego nie mówił – dodaje Ewangelista – sam od siebie, ale będąc najwyższym kapłanem roku owego, prorokował” (co w Piśmie Świętym znaczy: mówił z natchnienia Ducha Świętego).

Zresztą nie chodzi nam o to, czy Bóg mógł ustanowić takie przechowywanie i przekazywanie swej nauki, jak utrzymują innowiercy, tylko o to, czy rzeczywiście tak uczynił? A że tak nie uczynił, wiemy najpierw z tego faktu, że ci, co czytają Biblię i według własnego rozumienia wiarę swoją z niej tworzą, jedno i to samo miejsce najbardziej rozmaicie i niezgodnie pojmują! Wiemy z drugiej strony faktycznie, i historia nas uczy, jaki Pan Jezus sam ustanowił sposób podawania swej nauki, i że on jest taki, jaki przyjmują katolicy. Idzie tylko o to, byśmy się mu bliżej przypatrzyli.

Chrystus Pan sam nauczał za życia, i ci co Go słyszeli mieli wprost od Niego objawienie nieomylne i niezmienne, ale ponieważ swą naukę przeznaczał dla wszystkich ludzi na całym świecie i po wszystkie wieki aż do skończenia świata, sam musiał o tym pomyśleć, by ta nauka czysta i niezmieniona zachowywała się i była wciąż podawana. Musiał ustanowić sposób tego podawania i ten sposób uczynić widocznym dla wszystkich.

Jaki więc na to sposób ustanowił Pan Jezus? O tym wiemy z historii.

1. Pan Jezus ustanowił nauczycieli, wysłanników (apostoli), którym przekazał całą swą władzę: „Jak mnie posłał Ojciec mój, tak i ja was posyłam” (J 20, 21). „Dana mi jest wszystka moc… idąc tedy nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 18). „Cokolwiek byście związali na ziemi, związane będzie i w niebie” (Mt 18, 18).

2. Zobowiązał wiernych, by słuchali tych wysłanników, nauczycieli: „Kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi, a kto mną gardzi, gardzi Tym, który mnie posłał” (Łk 10, 16).

3. Obiecał być z tymi wysłannikami, nauczycielami aż do skończenia świata: „A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). A jak? Posyłając im Ducha Świętego: „Aby z wami mieszkał na wieki, owego Ducha prawdy” (prawdy, aby nie zbłądzili) (J 14, 16). „On was nauczy wszystkiego i przypomni wam wszystko, cokolwiek wam powiedziałem” (J 14, 26). W czym obiecał być z wysłannikami, nauczycielami? W nauczaniu, w rządzeniu: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem, a oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28, 19–20). Apostołowie nie żyli do końca świata, mowa więc tu i o ich następcach.

Stąd to ważne następstwo, że Chrystus nie zostawił swej nauki i swych przykazań zapisanych w jakiejś księdze, z której by wszyscy mogli się uczyć, w co mają wierzyć i czynić. Nie ułożył jakiegoś katechizmu, kodeksu albo Biblii, ale zostawił po sobie żywych wysłanników, nauczycieli z odpowiednią władzą. Taki jest sposób, za pomocą którego chciał Chrystus Pan, by była podawana Jego nauka, a to widać i po tym, jak apostołowie wykonywali Jego wolę.

Co czynili? Czy może rozdawali wszędzie Pismo Święte? Bynajmniej. Ewangelie i Listy Apostolskie były ułożone dużo później i jakby przypadkiem, i to dla pożytku tych, którzy byli już chrześcijanami. Tak np. chrześcijanie przebywający w Rzymie, życzą sobie mieć spisane to wszystko, co im św. Piotr o Panu Jezusie opowiadał, proszą tedy św. Marka, by to spisał. Św. Piotr dowiedziawszy się o tym, przegląda i potwierdza to, co napisał jego uczeń. Tak powstała Ewangelia św. Marka. Św. Paweł, gdy sam nie może być w Tesalonice, pisze list do wiernych tam przebywających. Tak mniej więcej powstają wszystkie listy apostolskie. Apostołowie nauczają, głoszą kazania, wyświęcają innych na swoje miejsce, polecając im czynić podobnie. „A coś słyszał ode mnie – powiada św. Paweł do Tymoteusza – to powiedz wiernym ludziom, którzy by sposobni byli i innych nauczać” (2 Tm 2, 2) i to aż do skończenia świata. „Rozkazuję ci przed Bogiem… abyś zachował te przykazania… aż do przyjścia Pana naszego” (1 Tm 6, 14). O to najbardziej chodzi apostołom, a później i ich następcom, o to, aby było żywe przekazywanie nauki razem z władzą z jednego pokolenia do drugiego, takich żywych wysłanników, nauczycieli.

Pan tedy i Bóg nasz Jezus Chrystus dał władzę, obiecał swą obecność wszystkim następcom apostołów, tj. biskupom. Wiernych zaś zobowiązał, by ich słuchali. Ale biskupi nie są nieomylni. Nie wszyscy zatem będą nauczali jednego, owszem będą się nie zgadzali ze sobą, nie z nimi wszystkimi tedy będzie Bóg, i rząd prawdziwy Kościoła nie będzie mógł na nich samych się opierać. Oto trudność, jaka sama z siebie się przedstawia. Rozwiązać ją łatwo.

Chrystus Pan dał apostołom władzę nauczania, rozgrzeszania, obiecał im swą obecność i to, że Duch Święty będzie ich strzegł, by nie zbłądzili, ale obiecał to im dopóki są razem, tj. o ile wspólnie w jedności stanowią Kościół nauczający, rządzący. Przemawiał zawsze do wszystkich apostołów razem, kiedy ich obdarzał władzą lub obiecywał pewne przywileje. Przeto Jego obietnice odnoszą się do nich w tej chwili i stanie, kiedy stanowią jedno.

A jak wiemy, kiedy są razem, kiedy stanowią jedność, jeden Kościół? Bo nawet tam, gdzie najbardziej byli razem, np. zebrani na sobory, nieraz błądzili, nieraz jakiś sobór stanowił to, co obalał drugi, i dlatego nawet nie wszystkie sobory są przez Kościół przyjęte.

Oto nowa trudność! Ale oto zaraz ostateczna odpowiedź.

„Szymonie, Szymonie, powiedział Chrystus Pan do św. Piotra w czasie ostatniej wieczerzy, oto szatan wyprosił o was, aby was odwiewał jako pszenicę”, tj. aby was rozproszył, aby zniszczył tę jedność. „Ale ja prosiłem za tobą, aby nie ustała wiara twoja, a ty niekiedy nawróciwszy się, utwierdzaj braci twoich” (Łk 22, 31–33).

Jedność więc się zachowa, bo św. Piotr jest nieomylny. Pan Jezus prosił Ojca, by nie ustała wiara Piotra, czy może ustać? Sam też zaraz powiada, że wyprosił, bo dodaje: „a ty utwierdzaj twoich braci”.

Widzieliśmy, że władza nauczania dana jest całemu Kościołowi, teraz zaś widzimy, że jest daną zależnie od św. Piotra, bo on jeden jest nieomylny, bo on ma utwierdzać wszystkich innych. To jedno przypuszcza i pokazuje, że inni mogą zbłądzić, że tylko jeden Piotr jest nieomylny.

To samo trzeba powiedzieć i o władzy rozwiązywania, i związywania, tj. rządzenia. Dana jest ona całemu także Kościołowi, ale znowu zależnie od św. Piotra, bo on jest klucznikiem: „Tobie dam klucze Królestwa niebieskiego, a cokolwiek zwiążesz na ziemi, związane będzie i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, rozwiązane będzie i w niebie” (Mt 16, 19). Co mają wszyscy apostołowie razem, w jedności ze św. Piotrem, to on ma sam jeden.

W końcu św. Piotr jest fundamentem, jest podstawą siły i trwania Kościoła. Wprawdzie Chrystus Pan obiecał być ze wszystkimi wysłannikami, nauczycielami, z całym Kościołem na zawsze, ale jeśli „bramy piekielne nie przemogą go”, to dlatego, że zbudowany jest na św. Piotrze: „Ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go” (Mt 16, 18).

Powiedzą, że to wszystko Pan Jezus obiecał Piotrowi, a potem, kiedy ten się Go zaparł, nie dał mu tego przywileju. Na to odpowiemy przede wszystkim, że Chrystus Pan wiedział najpierw, co czynił i przewidział, co się stanie, więc upadek św. Piotra rzeczy nie zmienił, zwłaszcza, że Chrystus Pan ten urząd potwierdzania braci dopiero po upadku Piotrowi nakłada: „A ty nawróciwszy się – powiada – utwierdzaj braci twoich”. Następnie odpowiadamy, że gdyby zaszła zmiana, Pan Jezus musiałby albo kogoś innego przeznaczyć na miejsce Piotra, albo inaczej zarządzić Kościołem. O takiej jednak zmianie historia nic nie wie. Owszem, co innego zapisuje, a mianowicie, że po Zmartwychwstaniu św. Piotr owo zaparcie się zmył potrójnym aktem miłości, a Pan Jezus powierzył mu swą trzodę, tj. wszystkich wiernych, wszystkich chrześcijan, mówiąc: „Paś baranki moje, paś owce moje” (J 21, 16). Chrystus Pan jest pasterzem (J 10, 11), barankami są wszyscy Jego wierni, owcami są wszyscy pasterze niższego rzędu, to jest biskupi, jako matki wiernych. Nad wszystkimi zaś, i barankami i owcami, stoi Piotr, już po zaparciu się swoim, już po Zmartwychwstaniu Jezusa, w przededniu Jego odejścia do nieba, postawiony nad całą trzodą Pańską jako prawdziwy zastępca Chrystusa, i na Jego miejscu najwyższy nauczyciel i rządca, widoczna głowa Kościoła. Więc oczywiste, że co Chrystus Pan raz w Piotrze ustanowił, tego nie zmienił, to ustanowił na zawsze.

Dlaczego więc dopuścił Pan Bóg upadek św. Piotra?

Jak w Starym Testamencie Bóg urządzając Kościół żydowski (synagogę) przeznaczył na pierwszego arcykapłana nie Mojżesza, tak wielkiego sługę Bożego i tak Mu miłego, ale Aarona, i chociaż ten ostatni upadł i zaparł się Boga, jednak postanowienia swego Bóg nie zmienił i kazał Aarona wyświęcić. Tak podobnie w Nowym Testamencie: Chrystus Pan przeznaczył na pierwszego arcykapłana nie św. Jana, którego najbardziej miłował, ale św. Piotra i chociaż ten się Go zaparł, jednak Chrystus Pan dał mu władzę najwyższą nad swoim Kościołem. Dlaczego? „Bo potrzeba było – powiada pięknie św. Jan Chryzostom (Złotousty) – byśmy takiego mieli naczelnika, który by własnym nauczony upadkiem, umiał być dla nas pobłażliwy”.

Jedno jeszcze i ostatnie zostaje do powiedzenia, a to jest, że jak Kościół będzie trwał aż do skończenia świata, tak również trwać będzie w nim urząd Piotra żyjącego w swoich następcach, to jest w każdorazowym papieżu. Wynika to z tego wszystkiego, co powiedzieliśmy. Jeżeli Kościół jest zawsze trwały, jeżeli urząd apostolsko-nauczycielski jest również nieustający, jeżeli Chrystus będzie z nim aż do końca świata, to jak daleko więcej odnosi się to wszystko do Piotra i jego urzędu, który jest tym fundamentem ustawionym przez Chrystusa, na którym stoi Kościół, i od którego wszystko w Kościele zależy. Usuń tę opokę, a sam Kościół runie.

Ale szczególnie i ostatecznie runie wtedy prawda i zginie z tej ziemi. Bo jeżeli coś z tego katechizmu spornego mogło się jasno okazać, tedy to właśnie, że ostatnim dowodem pewności i nieomylności w wierze jest Kościół, ale w Kościele samym jest nim koniecznie papież. Gdyby nie było papieża, nie byłoby też ani nieomylnej pewności w wierze, ani też w ogóle żadnej nieomylnej pewności. Pozostałoby prawdopodobieństwo, zdanie, przypuszczenie, a w końcu wątpliwość, która by wkrótce rozproszyła wszelką prawdę, bo ta nie ma bardziej śmiertelnego wroga nad wątpliwość. Usuń tedy opokę nieomylnej prawdy, która jest w Kościele, a i sama prawda zginie z tej ziemi!

Ks. Paweł Smolikowski CR

Powyższy tekst jest fragmentem książki Protestantyzm potępiony przez papieży.