Rozdział piętnasty. Apostolstwo, cz. 3

Źródła apostolstwa

Wielu ludzi mówi, działa, namawia. Dlaczego w rezultacie jest tak mało owoców tej pracy? Bo w tej działalności człowieka brakuje Boga.

Oddawać się pracy apostolskiej, nie prowadząc intensywnego życia wewnętrznego, to gest niepotrzebny, próżne wyładowywanie sił. Nie nasze to słowa czynią dobrze, nie one wlewają lub wzmacniają łaskę w duszach; jedynie łaska Boża może dokonać tego cudu, a łaską Bożą można szafować jedynie mając klucz do serca Bożego; przez bliskie współżycie z Bogiem i gorącą modlitwę.

Rzeka odcięta od źródła prędko wysycha, traci całą swoją moc i siłę; ziemia odcięta od słońca traci swoją życiodajną płodność; ryba wyjęta z wody ginie: tak i człowiek nie związany węzłem życia wewnętrznego z Bogiem traci moc i siłę do pracy dla Niego, a w każdym razie praca ta nie przynosi owoców. Jest jak drzewo tkwiące w jałowej wydmie, które tylko wegetuje, a kwiatu ani owocu wydać z siebie nie może. Bóg jest źródłem i słońcem wszelkiej w nas siły, wszelkiej skutecznej działalności i tak jak maszyna elektryczna, w której jeśli prąd się przerwie, to przestaje funkcjonować, tak i my stajemy się bezsilni, jak tylko kontakt nasz z Bogiem się przerwie, jak tylko prąd łaski przestaje dopływać do naszej duszy. Kto nada mojemu słowu moc zdobywczą? Jedynie kontakt z Bogiem, oceanem bez granic… Życie wewnętrzne jest duszą wszelkiej pracy apostolskiej.

Granice poświęcenia

Pewien młody robotnik stał się katolikiem i z tego powodu naraził się na wściekły gniew ojca. Jednego wieczoru, gdy wracał do domu z patronatu, ojciec wygnał go brutalnie: „Idź sobie nocować, gdzie ci się podoba”.

Młody człowiek, znalazłszy się na ulicy, kieruje się ku murom opuszczonych fortyfikacji, aby tam znaleźć schronienie na noc. Nagle wyciąga z kieszeni małą książeczkę, z którą się nigdy nie rozstawał; jest to Naśladowanie Chrystusa. Otwiera ją i czyta w świetle latarni: „Dopóki nie przelałeś swojej krwi za Chrystusa, zrozum, że nie osiągnąłeś granic poświęcenia”.

Dobrze – mówi do siebie – dlaczego więc miałbym się skarżyć? Powinienem być szczęśliwy. Nazajutrz, wcześnie rano, okryty jeszcze nocną rosą, zgłasza się do kapelana patronatu, prosząc go o Komunię świętą, którą chce przyjąć, zanim uda się do pracy.

Czy byłbym zdolny do takiej odwagi i prostoty w heroicznym wyrzeczeniu się? Będę podziwiał takie przykłady, będę badał siebie, czy byłbym w stanie je naśladować.

Działalność zorganizowana

„W naszej epoce zdolność do pracy zorganizowanej jest jedną z najpotrzebniejszych zalet” (Paul du Rousier, La science sociale).

Czy to jest jakieś fatalne prawo, że „źli w swojej nienawiści stanowią zwartą jedność, a ludzie dobrej woli nie potrafią się jednoczyć”?

Jednoczenie się w pracy jest trudne. Zdolność do działania zorganizowanego nie jest człowiekowi wrodzona. Trzeba dla niego wyrzec się miłości własnej, wyrzec się pewnych osobistych zapatrywań, co do pojmowania pracy apostolskiej. Trzeba poddać się władzy ustanowionej czy obranej; takie wyrzeczenie może być tylko owocem wielkiego wysiłku, zwłaszcza u osób najbardziej utalentowanych, a zatem u najsilniejszych indywidualności. Nie ma wspólnego działania bez dyscypliny. Człowiek nie rodzi się z zamiłowaniem dyscypliny. Trzeba się uczyć, i to nieraz w twardej szkole, poddania się umysłu i woli.

Zdolność do pracy zorganizowanej jest u Polaków jeszcze mniej wrodzona niż u wszystkich innych narodów. Idea syndykalizmu, asocjalizacji, mutualizmu ma wiele więcej powodzenia za granicą. Polak lubi pracować oddzielnie; sam sobie być panem. Należy bardzo czuwać nad sobą pod tym względem.

Praca zorganizowana, choć trudna, jest jednak niezbędna. Stowarzyszenie bez pracy zorganizowanej nie jest stowarzyszeniem, jest stadem. Członkowie stowarzyszenia muszą się porozumieć co do wspólnego celu, zaakceptować tych samych zwierzchników i słuchać ich we wszystkim; tego wymaga powodzenie wspólnego przedsięwzięcia; inaczej następuje anarchia.

Stowarzyszeniom katolickim przeciwstawiają się stowarzyszenia zwarte i silne; aby więc oprzeć się i zwyciężyć muszą te katolickie stowarzyszenia dążyć przede wszystkim do jedności, do jedności wewnętrznej między członkami i do harmonii z pokrewnymi ugrupowaniami.

Będę unikał pracy zbyt indywidualistycznej; będę wystrzegał się ducha separatystycznego. Przez tego ducha giniemy.

Jedność braterska

Pewnego dnia Joanna d’Arc (1), jadąc na czele swych oddziałów, spotyka uzbrojoną bandę: kto to jest? Armagnacy czy Bourgignoni? Przyjaciele czy nieprzyjaciele? „Wszystko jedno – przerywa dyskusję Joanna. W każdym razie są to Francuzi. Idźcie im powiedzieć, aby się z nami połączyli. Nigdy nie będzie za dużo synów Francji razem”.

Tak i z nami: nigdy za dużo katolików razem. Nie mają znaczenia inne zapatrywania, a zwłaszcza różne przekonania polityczne. Platformą, na której katolicy powinni się porozumiewać to Wierzę w Boga… Wszyscy, którzy jedną wiarę, wiarę Kościoła katolickiego wyznają, są braćmi; wszyscy rękę sobie powinni podać w obronie tej wspólnej wiary!

Są tacy, którzy nawet wśród przyjaciół chcą tylko dzielić, oddzielać się. Ja zawsze będę starał się jednoczyć. „Całe moje życie – pisał Montalembert – spędziłem na odpieraniu ataków najlepszych moich przyjaciół.” Jakie to straszne, a jak częste!

Do kłótni zawsze potrzeba dwóch. Nigdy nie będę tym pierwszym. Wszystkie nasze siły niech będą zwrócone przeciwko nieprzyjacielowi. Nie przez pychę, nie przez chęć zgniecenia go, ale, aby nie dopuścić do tego, by szkodził lub aby go sobie zjednać.

Wzajemnie będziemy unikać jak ognia złej rywalizacji i pesymizmu. „To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali” (J 15, 17).

Będę starał się wyrobić w sobie duszę przychylną, braterską, uprzejmą. Będę rozwijał w sobie zamiłowanie jedności.

Podaj dalej

Pułkownik posyła kaprala Marche ze 130 pułku piechoty z ważnym papierem do dywizji. Droga jest straszna. Kaprala ogarnia burza bitwy: huragan pocisków; wkrótce pada śmiertelnie raniony. Ale chce, aby powierzony mu papier doszedł do celu; kładzie się na zakręcie drogi, tak, aby go łatwo było dostrzec, wznosi w górę zesztywniałe ramię i w krzepnących palcach trzyma cenny papier; jakiś inny goniec dostrzeże go i odda pod wskazany adres.

Każda dorastająca generacja „młodych” sądzi, że świat czekał właśnie na nią, aby się zbawić. I ma rację. Z tej zawsze uzasadnionej nadziei wypływa dla narodów, nawet wśród najgorszych klęsk, moc zmartwychwstania. Bez młodych zbyt stary świat prędko ubrałby się w pantofle i szlafrok, i zastygłby w rutynie. Niech więc żyją młodzi, którzy widzą rzeczy nowe i którzy nie gardząc tymi, którzy byli przed nimi, są głosicielami nowych haseł.

Ale czy zbawienie przyjdzie od nich, czy od ich następców? Wszystko jedno. Oni wyczytali rozkaz w oczach powołanych do tego wodzów. I ruszają. Rzucają się naprzód. Jeśli padną, papier zatrzymają w ręku i wyciągną go ku tym, którzy idą za nimi. Przyjdą inni i chwycą pochodnię. Zwycięstwo jest na końcu dróg, znaczonych wieloma ciałami poległych w walce.

„Podaj dalej…” Zbliża się zwycięstwo.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Joanna d’Arc – kanonizowana w 1920 roku – 8 maja 1429 roku wyzwoliła miasto Orlean, dokonując tym samym na korzyść Francji zwrotu w stuletniej wojnie z Anglią (1337–1453). Prawdopodobnie w wieku trzynastu lat, tj. w 1425 roku usłyszała głos Boży, który wzywał ją do oswobodzenia Francji oraz do ukoronowania w Reims Karola VII na króla Francji Oskarżona przez Anglików o czary i herezję, stanęła przed trybunałem inkwizycji w Rouen. 30 maja 1431 roku spalono ją na stosie, albowiem była „niewygodna” zarówno dla Anglików, jak i Burgundów. Wyrok, jaki na nią wydano, został unieważniony przez papieża Kaliksta III (1455–1458), który był pierwszym w historii Kościoła Hiszpanem, zasiadającym na stolicy Piotrowej. 16 czerwca 1456 roku Joannę d’Arc ogłoszono niewinną.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Młodzieńcom ku rozwadze.