Rozdział pierwszy. Wspaniałomyślność, wiara, spowiedź, Komunia Święta

Czy napisanie dla chłopców książki z medytacjami świadczy o głupocie albo idealizmie? Myślę, że ani o jednym, ani o drugim, bo przecież medytować znaczy po prostu myśleć i modlić się, a – przynajmniej w dzisiejszych czasach – wygląda na to, że chłopaki radzą sobie z myśleniem całkiem nieźle i na tyle, że mogliby nawet pisać dopingujące, ciekawe książki, oraz że czują ogromną potrzebę modlitwy. Według opinii i doświadczenia autora niniejszych medytacji, zaskakujący jest fakt, że we współczesnym społeczeństwie najczęściej spotykaną osobą kontemplującą jest chłopiec.

Wspaniałomyślność

Jeśli naprawdę mam powiedzieć najkrócej jak to możliwe, co znaczy dobroć, cnotliwość czy wiara, nie uczynię tego lepiej, jeśli nie nazwę tego wspaniałomyślnością. Brzmi to wystarczająco jasno, ale okazuje się, że na początku nie potrzebuję pamiętać więcej niż to: chcę wiedzieć, czy jestem dobry, czy nie? Nie potrzebuję więc zaprzątać sobie głowy, pytając siebie, czy odpowiednio odmawiam swoją modlitwę, czy chodzę na Mszę Świętą albo czy jestem posłuszny tym, którym winien jestem posłuszeństwo, albo czy nie przeklinam; wszystko, co powinienem zrobić, zawiera się w odpowiedzi na pytanie: „Czy jestem wspaniałomyślny?”.

Nie znaczy to, że odmawianie modlitw i chodzenie na Mszę Świętą, posłuszeństwo i czystość języka są rzeczami małej wagi, lecz oznacza to, że jeśli tylko jestem wspaniałomyślny, będę oczywiście tak postępował, gdyż święty Paweł sugeruje, że jest całkiem możliwe czynić te wszystkie rzeczy, a jednak upadać, gdy w moim sercu nie będzie miłości Boga. Dlatego powinienem zacząć od właściwej kolejności. Właściwy porządek to najpierw wielkoduszność, potem działanie, to jest nie tyle pytanie siebie: co robię, ale: kim jestem.

Dlatego ludzie, którzy mnie denerwują, mówiąc, żebym był grzeczny, w rzeczywistości chcą wpoić mi wspaniałomyślność. Muszę zrozumieć, że to serce odgrywa najważniejszą rolę, a nie rzeczy, jakimi się zajmuję. Możliwe, że zachowuję wszystkie przykazania, a jednak upadam, bo do moich czynów nie skłania mnie miłość. Ale mogę być pewien, że jeśli kieruję się miłością, wtedy wszystkie pozostałe rzeczy, które powinienem czynić, są naprawdę spełniane. Pierwszą zasadą, którą muszę zapamiętać, jest: starać się być wspaniałomyślnym. Jest to punkt pierwszy, fundament, na którym zbudowana zostanie cała reszta. Wspaniałomyślność jest zasadą napędową, która może sprawić, że moje życie stanie się tak wspaniałe, jak pragnie tego Bóg.

Wiara

Przyjmując, że zaczynam od wspaniałomyślności jako zasady dla mnie najważniejszej do opanowania w życiu, to jednocześnie jest oczywiste, że muszę także mieć wielką wiarę – jedynie proporcjonalnie do wiary ta wspaniałomyślność będzie działać. Często bardzo trudno jest być wspaniałomyślnym, ponieważ trudno jest ludzkiej naturze rezygnować z własnych pragnień, wygód, przyjemności, ambicji i upodobań, po to aby życie innych czynić łatwiejszym i szczęśliwszym. Wspaniałomyślność, jeśli jest autentyczna, musi ode mnie wymagać, musi nieść ze sobą w większym lub mniejszym stopniu (ale zawsze w jakimś stopniu) świadomość ofiary. Muszę to sobie jasno uzmysłowić.

Następnie, skoro jest to ofiara, to muszę mieć motywację, żeby tak postępować, powód tak nieodparty, abym czuł się przekonany o potrzebie jego realizacji. W niektórych przypadkach nie trudno będzie znaleźć taką motywację. Matka poświęca się, ogranicza się dla swego dziecka; chłopak poświęca się dla przyjaciół, patriota dla ojczyzny. To zupełnie jasne. Ale mój chrześcijański ideał znaczy więcej, bo czyż nie poświęcają się poganie? Naprawdę wspaniałomyślny gość poświęci się za ludzi, którzy wcale nie są jego przyjaciółmi, będzie wspaniałomyślny wobec swoich nieprzyjaciół, wobec osób tak nudnych i nieciekawych, że nie wzbudzają w nim nawet uczucia wrogości.

By tak czynić, muszę mieć wiarę. Muszę mieć jakąś motywację, jakąś wizję życia, która wzbudzi we mnie szacunek nawet dla najbardziej nieciekawych ludzi, których spotykam na swojej drodze; jakieś uznanie dla wielkich zasad sumienia i prawa moralnego, które uzdolni mnie do życia zgodnie z nimi, często kosztem własnej wygody, a może nawet własnego życia. Jasne, że nie można tego osiągnąć bez wiary. Dla mnie jest to wiara katolicka, bo wiara, którą daje mi Kościół, pozwala mi patrzeć na całe życie jako przemienione i uczynione pięknym, ukazując wartość ludzi i zasad, dokładnie tak jak widział je Nasz Pan, gdy uznał, że warto za nie umrzeć.

Spowiedź

Załóżmy, że spróbuję być wspaniałomyślny – mogę z góry przyjąć, że nie zawsze będzie mi się to udawać. Musi przyjść czas, kiedy zastanawiając się po fakcie nad okazjami do okazania grzeczności i uprzejmości, które przegapiłem, zdam sobie sprawę z wielu niepowodzeń. Nie będzie to dotyczyło jedynie spraw zwykłej grzeczności i uprzejmości, kiedy nie byłem wspaniałomyślny, bo każdy rodzaj grzechu jest w taki czy inny sposób czystym brakiem wspaniałomyślności, a grzech z pewnością nie jest mi obcy. Popełniam grzechy. No cóż, oczywiście jestem egoistą. Taka jest kolej rzeczy. Dlaczego? Bo grzeszyć to wybierać to, co cieszy mnie, zamiast tego, co cieszy Boga; to znowu oznacza, że myślę o sobie, zamiast myśleć o Bogu; a to z kolei oznacza wielki brak wspaniałomyślności. Bycie wspaniałomyślnym z pewnością będzie dla mnie raczej trudne.

Jednak z drugiej strony, naprawdę chcę być wspaniałomyślny. Chcę wiedzieć, kiedy zawodzę. Chcę także wiedzieć, co robić, widząc, że zawodzę. Z pomocą przyjdzie mi konfesjonał. Tu się dowiem, gdzie zawiodłem, i co mam robić, gdy odkrywam swoje upadki. Kiedy przygotowuję się do spowiedzi, oznacza to, między innymi, że przyglądam się mojej liście grzechów, jakie mam wyznać. Wszystkie te grzechy są aktami lub nawykami egoizmu. Mogę wziąć każdy z nich i być pewien, że w każdym złym uczynku myślałem o swoim biednym „ja” – wszystkie one są przejawami nieuporządkowanej miłości własnej, całkowicie egoistycznej. Toteż moja lista grzechów do wyznania to katalog egoizmu. Cóż więc należy zrobić? Po pierwsze, trzeba żałować za grzechy. To będzie już coś, to będzie początek wspaniałomyślności. Kiedy naprawdę żałuję, wtedy zaczynam myśleć o Bogu, przeciwko któremu zgrzeszyłem i któremu okazałem nieposłuszeństwo, bo żal prowadzi do miłości, a miłość jest odwróceniem się duszy od samej siebie, aby pokochać Pana Boga.

Zatem spowiedź ukazuje mi moje grzechy i mówi, co mam czynić, to znaczy, żałować i postanowić poprawę. Ponadto, myśl o Naszym Panu ukrzyżowanym, o Jego ranach i śmierci będzie dla mnie najpiękniejszym przykładem wspaniałomyślności; odnosząc się do Niego, będę zdolny właściwie ocenić swoją niegodziwość i zobaczyć, że jestem nędznikiem. Moja spowiedź musi być regularna i dobrze odprawiona, aby pomogła mi być wspaniałomyślnym. Nie ma znaczenia, czy zawsze chodzę do tego samego księdza, ale często jest to bardzo pomocne; na ogół wybieram tego samego księdza, jeśli jest to ktoś, z kim mogę łatwo rozmawiać i który umocni moją wspaniałomyślność.

Komunia Święta

Przyznawszy się w konfesjonale do swojego egoizmu, którego widok skłonił mnie do żalu, i postanowiwszy poprawę, nie załatwiłem jeszcze sprawy do końca. Jestem świadom, że potrzebuję jakiejś siły wykraczającej poza moją własną, która pomoże mi osiągnąć wyższy poziom wspaniałomyślności, do którego teraz dążę. Widzę, że jestem samolubny, żałuję tego, naprawdę chcę stać się wspaniałomyślny. Tak, lecz chociaż chęć stania się wspaniałomyślnym jest na początek najznakomitszą rzeczą, to nie zaprowadzi mnie ona daleko, prawda? Uświadomienie sobie swojego błędu jest już czymś, lecz to nie wszystko. Nie jest to jedyna rzecz, jaką należy zrobić.

Nawet jeśli pójdę jeszcze dalej i postanowię stać się wspaniałomyślny, to jestem pewien, że przestraszy mnie widok moich minionych upadków – pomyślę, że skoro upadałem wcześniej, to raczej na pewno upadnę ponownie. Dlatego potrzebuję czegoś lub raczej kogoś, kto da mi moc wytrwania i zwyciężania. Oczywiście, dobrze wiem, kim jest ten Ktoś, skoro mogę z Nim być w kontakcie. Tym Kimś jest Nasz Pan, którego przyjmuje się w Komunii Świętej. Kiedy więc idę Go przyjąć, to idę nie dlatego, że jestem dobry, ale dlatego, że chcę stać się dobrym. Idę, bo czuję swoją słabość, albo dlatego, że wiem, że jeśli będę nadal próbował być wspaniałomyślnym, On z pewnością mi pomoże.

Oznacza to, że bardzo dobrze jest przyjmować Komunię Świętą tak często, jak tylko można, codziennie lub nie, zależnie od mojej sytuacji, mojego pragnienia, mojego sumienia, od rady kapłana. Najważniejsze jest, bym przystępował do niej często. Nie powinienem myśleć, że jestem hipokrytą, jeśli mimo częstej Komunii nadal jestem egoistyczny, bo przynajmniej usiłuję wykorzystać najlepsze środki do pokonania mojego egoizmu. Powinienem więc ciągle na nowo prosić Naszego Pana w Komunii Świętej, aby pomagał mi stawać się wspaniałomyślnym i zaczerpnąć nieco z tego wspaniałego ducha ofiarności, stale okazywanego na ziemi.

„Dobry Jezu, pełen wspaniałomyślnej miłości, uczyń moje serce mężnym i wspaniałomyślnym.”

O. Bede Jarrett OP

Powyższy tekst jest fragmentem książki o. Bede Jarretta OP Szlachetny rycerz.