Rozdział pierwszy. Utrzymanie dzieci

W czwartym przykazaniu Bóg nałożył na dzieci obowiązek szanowania rodziców – „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Dlaczego nie zobowiązał równie wyraźnie rodziców do właściwej troski o dzieci?

Z pewnością obowiązek ten jest obustronny i wzajemny, bo jeśli są dzieci, które zaniedbują swoje obowiązki względem rodziców, istnieją też rodzice, którzy zaniedbują swoje obowiązki wobec dzieci. Dlaczego więc, powtórzę, nie przypomniano w tym przykazaniu rodzicom o zobowiązaniu, jakie mają wobec swoich dzieci?

Trudno znaleźć inny powód niż ten, że Pan uznał formalne przykazanie dla nich za zbyteczne. Jeżeli zwierzęta są nauczone przez instynkt, jak troszczyć się o swoje młode, tym bardziej należy przyjąć, że taka naturalna skłonność istnieje w istotach rozumnych. Stąd, tak jak w ogólnym nakazie miłosierdzia Bóg nie nakłada na nas wyraźnego przykazania, byśmy kochali siebie samych, po prostu dlatego, że miłość ta jest głęboko zakorzeniona w naszym jestestwie i zakłada się, że ją mamy, podobnie Bóg nie dał wyraźnego nakazu, by rodzice kochali swoje dzieci, które tak naprawdę są cząstką ich samych.

Jednakże, choć Dekalog nie ujmuje tej kwestii wprost, odnosi się do niej często Pismo Święte, gdzie ostrzega się rodziców, aby robili wszystko, co w ich mocy, by zadbać o doczesne i duchowe dobro swoich dzieci. Niestety! Pomimo naturalnego instynktu i woli Bożej, zbyt wielu rodzicom brakuje tego poczucia obowiązku, czego dowodzi spora liczba dzieci zaniedbanych, dorastających bez nauki i wychowania i szybko pogrążających się w występku.

Jestem świadomy, że przypisuje się to złym i złośliwym charakterom samych dzieci, i nie chcę zaprzeczać, że w pewnych przypadkach może to być prawdą. Zło nie leży jednak zwykle w naturze gleby, tylko w niewłaściwym jej uprawianiu; oznacza to, że złe zachowanie dzieci należy z reguły składać na karb błędnych działań rodziców, którzy poważnie zaniedbali swój wobec nich obowiązek. Wiem, że są nieszczęśliwi rodzice, którzy naprawdę zasługują na współczucie, ale nie wszyscy, którzy się za takich uważają, do nich należą. Wprost przeciwnie, większość ponosi winę przed Bogiem za karygodną beztroskę i zaniedbanie. Niech zatem ojciec i matka poznają swoje obowiązki, a fundamentem tego niech będzie świadomość, że życie, które dali swoim dzieciom, jest w rzeczy samej bardzo nędznym darem, jeśli nie starają się uczynić go szczęśliwym i świętym – mało tego, by użyć wyrażenia Chrystusa, jest darem prawdziwie zgubnym, jeśli staje się źródłem ich potępienia: „Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził” – te słowa świetnie pasują do wielu nieszczęśliwych dzieci, które miały pecha dostać się w ręce złych rodziców.

Dla zachowania porządku i wyznaczenia granic tak szerokiego zagadnienia rozważę kwestię dotyczącą waszych dzieci w dwóch aspektach: składają się one z ciała i duszy; są nie tylko obywatelami, czyli członkami społeczeństwa, ale również chrześcijanami – członkami Kościoła. Dlatego macie wobec nich dwa rodzaje obowiązków, z których pierwszy ma na względzie ich dobro fizyczne i społeczne wiążące się z obecnym życiem, drugi natomiast dotyczy życia przyszłego i wiąże się z ich edukacją moralną i religijną. Zacznę od powinności pierwszego rodzaju; ponieważ są mniej ważne i podporządkowane tym drugim, zasygnalizuję tylko zagadnienia o większej wartości praktycznej.

Pierwszym obowiązkiem rodziców jest zapewnienie dzieciom tego, co niezbędne dla ich utrzymania przynajmniej do czasu, gdy będą mogły robić to same. Ogólnie przyjęta zasada głosi, że kto daje życie, musi zapewnić wszystko, co niezbędne do jego zachowania – zasada tak prawdziwa, że, według świętego Tomasza, nawet jeśli Bóg nie jest nic dłużny stworzeniu, to jednak skoro je stworzył, ciąży na nim w pewnym sensie obowiązek zachowania go. Drzewo, które rodzi owoce, sprawia również, że dojrzewają; w ten sam sposób ojciec i matka powoławszy dzieci na świat, muszą zaspokoić ich potrzeby.

Jest to obowiązek podyktowany przez naturę i nie wymaga dalszych dowodów czy wyjaśnień, ponieważ nawet zwierzęta okazują zaborczą troskę o swoje młode. A jednak, choć trudno w to uwierzyć, można znaleźć rodziców tak przeciwnych naturze, znajdujących się o tyle niżej od zwierząt, że myślą tylko o sobie i ignorują podstawy egzystencji swoich dzieci; podczas gdy sobie nie odmawiają niczego, myślą tylko o własnych przyjemnościach i spędzają dzień i noc w miejscach rozrywki, barach i przybytkach grzechu, pozwalając żonie i dzieciom marnieć w niedostatku i niedoli. Jakiż to straszny grzech w oczach Boga! Grzech, który jest również bogatym źródłem innych grzechów popełnianych przez ich nieszczęśliwe potomstwo, które popychane przez biedę i głód ulega pokusie uciekania się do desperackich i grzesznych środków. Dlaczego wstąpiliście w związek małżeński? Czy po to, by zwiększyć liczbę żebraków, nędzników i nieszczęśliwych istot, których i tak jest już zbyt wiele na tym świecie?

Przeciw temu obowiązkowi grzeszą również ci rodzice, którzy przez lenistwo, próżniactwo czy opieszałość stają się niezdolni utrzymać rodzinę i zaniedbują pracę lub zajęcie, dzięki któremu mogliby zaspokoić potrzeby własne i innych. Skoro wziąłeś dobrowolnie taki ciężar na swoje ramiona, musisz go nieść i stawić czoła obowiązkom, jakie nakłada.

Spotykamy również rodziców, którzy, by uwolnić się od tego ciężaru, porzucają swoje dzieci, by zajęły się nimi instytucje państwowe lub dobroczynne. Co mamy powiedzieć o takich rodzicach? Tylko to: Jeżeli nie usprawiedliwia ich prawdziwa konieczność, winni są grzechu ciężkiego przy takim postępowaniu z dziećmi.

Obowiązek utrzymania dzieci obejmuje również chronienie ich przed groźbą defektów fizycznych czy złej kondycji oraz czynienie wszystkiego, co możliwe, by rosły zdrowe, silne i pełne energii. Czyż nie jest smutne widzieć w niektórych rodzinach dzieci chore, słabe, mało tego, nawet zniekształcone, ułomne czy niedożywione? Może to być rzeczywiście następstwem wypadku lub złego losu, ale nie zawsze – często jest to skutkiem waszego zaniedbania, nieodpowiedniego lub niewystarczającego pożywienia, jakie im dajecie, albo nadmiernej surowości, z jaką je traktujecie, bijąc bez względu na ich kruchość i młody wiek. Czyniąc którąkolwiek lub wszystkie z wymienionych rzeczy, jesteście winni odrażającej zbrodni, ponieważ w ten sposób skazujecie je na to, że będą nieużyteczne i bezradne przez wszystkie dni swego życia – ciężarem dla siebie i innych.

Mówiąc o uwadze, jaką rodzice powinni poświęcić zdrowiu fizycznemu swoich dzieci, musimy wspomnieć o sprawie zasadniczej wagi. Jest wiele chorób, które w poprzednim pokoleniu były postrzegane jako dziedziczne lub dotykające tylko niektóre rodziny, ale współczesna medycyna wykazała, że są zakaźne. Taka na przykład jest straszna gruźlica, zwana suchotami – choroba, której można zapobiegać lub stawić czoła, zwracając szczególną uwagę na higienę, czyste powietrze, zdrowe jedzenie i ogólnie dobre warunki sanitarne. Rodzice nie powinni zaniedbywać niczego, co leży w ich mocy, by osiągnąć każdą z tych rzeczy. Nie tylko nie powinni ich uważać za nowomodne wymysły czy dziwaczne idee, lecz uznać za swój święty obowiązek zrobienie wszystkiego, by zmniejszyć skutki spustoszenia, jakie sieje ta straszna choroba, i nie wpuścić jej do swoich domów. Nie powinni też zasłaniać się wymówką, że mogą zrobić niewiele lub nic, bo to nie jest prawda. Nie ma rodzica, który nie może dopilnować, by jego dom był czysty, powietrze świeże, jedzenie tak zdrowe, jak to tylko możliwe, a różne środki zaradcze zalecane przez medyczne autorytety – należycie stosowane. Rodzice, którzy to zaniedbują, a przez to zaniedbanie pozwalają, by ich dzieci rosły słabe i suchotnicze, grzeszą przeciw dzieciom, przeciw krajowi, który ich potrzebuje, i przeciw Bogu, który powierzył je ich opiece i trosce.

Dlatego bądźcie czujni i staranni, robiąc wszystko, co w waszej mocy, by uchronić je przed defektami fizycznymi i wszelką postacią choroby czy cherlactwa. Z drugiej strony nie możecie popaść w drugą skrajność przewrażliwienia i przesadnej obawy, w wyniku których część rodziców żyje w ciągłym niepokoju o dzieci – zawsze przytłoczeni strachem, że dziecko jest chore, źle się czuje lub cierpi. Najczęstszym skutkiem takiej postawy jest wychowanie dzieci słabych, nieśmiałych i leniwych, z wielką szkodą dla ich dalszego życia.

Każda z tych skrajności jest w równym stopniu sprzeczna z innym poważnym obowiązkiem, jaki macie wobec dzieci – takim ich przygotowaniem, by znalazły właściwe stanowisko lub odpowiedni sposób zarabiania pieniędzy. Nie mogą być leniwe i bezczynne, a gdy osiągną odpowiedni wiek, muszą wybrać zawód, zatrudnienie czy cel w życiu. Jest zatem waszym obowiązkiem, by wcześnie zacząć je przyzwyczajać do stanu zgodnego z waszymi warunkami i środkami.

Celowo mówię, zgodnego z waszymi warunkami i środkami, bo jest dobrze znanym faktem, że niektórzy rodzice nie biorą tego pod rozwagę, lecz starają się wywindować dzieci ponad własną sferę i umieścić je na znacznie wyższej pozycji, niż pozwalają na to ich środki.

Pozwólcie mi wyjaśnić: ubogi rzemieślnik, służący czy robotnik, który jest ojcem dużej rodziny, postanawia, by dać jednemu z dzieci szansę, aby studiowało dla kariery zawodowej jako najlepszej drogi do fortuny, ale studia te są długie i kosztowne, a on nie ma wystarczających środków na pokrycie kosztów. Co się wtedy dzieje? Żeby zrealizować swój zamiar, musi skazać resztę rodziny na biedę i cierpienie, by pokryć wydatki na jednego. Takie postępowanie jest niczym innym jak niesprawiedliwą i odrażającą stronniczością, sprzeczną z troską należną na równi wszystkim dzieciom. I jakże często się zdarza, że mimo tych nadludzkich i rujnujących wysiłków biedny ojciec nie osiąga celu i rekompensaty, na które miał nadzieję, lecz wręcz przeciwnie! A jest to tym bardziej prawdopodobne, że przeznaczając dziecko do takiej kariery rodzice często są na tyle nierozważni, że nie biorą pod uwagę jego charakteru, predyspozycji czy kondycji i mają przez to niepełną wizję szansy na powodzenie ich zamiaru. Z tego i innych powodów, które mogę tu pominąć, powinniście starać się ukierunkować wasze dzieci na pozycję odpowiednią do waszych środków i sytuacji życiowej. Jeżeli Bóg ma szczególne plany wobec dziecka niskiego urodzenia, będzie też wiedział, jak zapewnić mu sprzyjające okoliczności i środki niezbędne do osiągnięcia tego celu. W ten sposób mężczyźni niskiego urodzenia mogli zasiąść na Tronie Rybaka – stolicy świętego Piotra, ale jest to raczej wyjątkowe. Zasada ogólna jest taka, że rodzice powinni przygotować dzieci do pozycji społecznej odpowiadającej ich własnej.

Ale wracając do tematu dyskusji; rodzice nie powinni czuć się zwolnieni z obowiązku przygotowania dzieci do zarabiania na chleb w jakimś zawodzie lub biznesie z tego powodu, że mają wystarczające środki lub majątek, by odpowiednio zabezpieczyć całe swoje potomstwo; nikt nie przyszedł na świat tylko po to, by spędzać czas na jedzeniu, piciu i zabawie. Każdy ma coś do zrobienia, każdy powinien pracować – „Człowiek się rodzi na pracę” (Hi 5, 7) mówi Duch Święty, nie czyniąc dla nikogo wyjątku. Jeżeli wasze dzieci nie muszą pracować na utrzymanie, potrzebują tego przynajmniej po to, by prowadzić dobre i chrześcijańskie życie. A jakie jest życie młodych próżniaków, którzy wiedząc, że są bogaci i wolni od trosk, nie wyznaczają sobie żadnego doczesnego celu? Jak spędzają nużące godziny dnia? W rzeczy samej bardzo źle – i chyba nie może być inaczej. Próżniactwo, beztroska i bogactwo są i zawsze będą pobudką, źródłem i podatnym gruntem dla występku i grzechu.

Jednocześnie nie można zapomnieć, że obowiązek przygotowania dzieci do odpowiedniego zajęcia czy zawodu jest znacznie bardziej wiążący dla tych, którzy nie mogą zostawić im innego dziedzictwa niż dwie ręce, zdolności i pracowitość. Dlatego byłoby znacznie bardziej naganne, gdybyście pozwolili im wzrastać w lenistwie i bierności, pozostawionym swemu losowi, bez żadnego przeznaczenia czy celu w życiu, sprowadzając ich życie do smutnej konieczności prowadzenia bezużytecznej, bezcelowej i próżniaczej egzystencji przez wszystkie jego dni. Bo kiedy młode lata, najlepsze dla nauki, pilności i pracy, przeminą, a nawyk próżniactwa pozostanie, nigdy już się nie zmienią, nie nauczą przykładać do pracy, i w końcu zaczną prowadzić życie przestępcze, powiększając szeregi złodziei i morderców. Nie myślcie jednak, że taki stan rzeczy, ten wrzód, który nęka każdą warstwę społeczną, nie ma innych przyczyn niż zaniedbanie – czasami jest to chciwość. Przez nikczemne skąpstwo wielu rodziców odmawia ponoszenia wydatków na edukację swoich dzieci, mało tego, są tacy, którzy narzekają na koszty kształcenia, a jednocześnie bez wahania ponoszą bezsensowne wydatki na cele nieskończenie mniej ważne i użyteczne. Tam, gdzie chodzi o zapewnienie dzieciom edukacji i dobrego startu w życiu, nie powinniście być skąpi i przesadnie oszczędni. Musicie stale pamiętać, że nie możecie zostawić dzieciom lepszego dziedzictwa niż mądre wychowanie i dobra edukacja, nawet kosztem własnego majątku czy oszczędności. Z drugiej strony, nie możecie ich bardziej zubożyć, niż odmawiając im odpowiedniej edukacji i wychowania, nieważne, ile bogactwa moglibyście dodać do swoich zasobów przez oszczędność w tej kwestii. Źle wychowane dziecko będzie was później kosztować więcej w jednym roku, niż zapłacilibyście za kilkuletnią edukację, a dobrze wychowane i właściwie wykształcone przez swoje dobre imię, rozsądne prowadzenie się i pozycję, którą z pewnością osiągnie, zwróci wam z nawiązką to, co wydaliście na jego edukację. Jeśli będziecie o tym pamiętać, tak jak i o tym, że ta zasada rzadko się nie sprawdza, nie zawahacie się ponieść tych wydatków. Z drugiej strony, rodzice nie będą mogli ustawić swoich dzieci w życiu, jeżeli nie nauczą się właściwie zarządzać swoim majątkiem i oszczędnościami. Wynika z tego drugi obowiązek, tak wyraziście sformułowany przez świętego Pawła, by gromadzić oszczędności dla dzieci – „Nie dzieci rodzicom winny gromadzić majętności, lecz rodzice dzieciom” (2 Kor 12, 14). Ale wy zapytacie: Co to naprawdę znaczy? Po prostu to: apostoł nie chce powiedzieć, że powinniście zajmować się wyłącznie oszczędzaniem, ciułaniem i gromadzeniem pieniędzy, jak czyni wielu, nawet w sposób niemoralny i niezgodny z prawem, zostawiając w ten sposób dzieciom w nieuczciwie nabytej fortunie przekleństwo raczej niż błogosławieństwo; chodzi mu o to, że powinniście pracować pilnie, choć z umiarem, by zapewnić im wystarczające środki, odpowiednie do ich klasy i pozycji, by mogły uczciwie zarabiać na życie, chyba że naprawdę jesteście tak biedni, iż musicie wydawać wszystkie zarobione pieniądze na podstawowe utrzymanie, powierzając całą resztę Opatrzności.

Winni grzechu są więc ci rodzice, którzy nie dbają o to, by zmniejszyć wydatki w granicach możliwości, i nie starają się przewidzieć i zabezpieczyć różnych potrzeb, jakie mogą się pojawić. To samo trzeba powiedzieć o tych, którzy zaniedbują swoje interesy i w konsekwencji wciąż pogarszają swoją sytuację. Jest to jeszcze bardziej prawdziwe w odniesieniu do tych, którzy trwonią majątek, goniąc za grzesznymi przyjemnościami i zadłużając się kosztem zubożenia rodziny i krzywdy dzieci, które będą musiały żyć dalej z ciężarem przytłaczającego długu, zobowiązań i biedy. Ale nasze dzieci – to typowa wymówka takich samolubnych rozrzutników – będą mogły utrzymać się same; a kiedy umrzemy, jakie znaczenie będzie mieć dla nas rodzina? Niewątpliwie nie będziecie już o tym myśleć, ale z pewnością będziecie musieli ponieść karę za kłopoty, które karygodnie sprowadziliście na własne dzieci i zgubne konsekwencje, jakie mogą z tego wyniknąć.

Pamiętajcie o tym, ponieważ ojciec, który kocha dzieci zgodnie z surowym zobowiązaniem nałożonym na niego przez Boga, nie może pozwolić, by skusiły go pewne pożądania czy skłonności; przeciwnie, musi wyrzec się próżności, luksusu, przyjemności i rozrywek, żeby nie skrzywdzić swoich dzieci i zapewnić im odpowiednią pozycję w życiu.

Mówiąc, że musicie zapewnić dzieciom odpowiednią pozycję w życiu mam na myśli, że powinniście dać im szansę, by mogły objąć urzędy lub zawody, do których przeznaczyła je Opatrzność, a nie dysponować nimi według własnej woli lub decydować, jakie stanowisko mają osiągnąć.

Mówiąc do dzieci poczułem, że jest moim obowiązkiem zwrócić uwagę, co też uczyniłem, że określenie ich powołania jest całkowicie niezależne od waszego autorytetu. Jednakże wielu rodziców, szczególnie z pewnej klasy, nie myśli o niczym innym poza interesem rodziny i chce urządzić dzieci na swój sposób, nakłaniając jedno do kapłaństwa, drugie do małżeństwa, jeszcze inne do zakonu. I tak zręcznie osaczają je pochlebstwem, sugestią, a nawet pogróżkami i surowym traktowaniem, że udaje im się w końcu nakłonić je, by przyjęły zobowiązania, które nie są zgodne z wolą Boga. Dlatego muszę ostrzec takich rodziców, że jest ciężkim grzechem i krzyczącą niesprawiedliwością zarówno wobec Boga, jak i samych dzieci, zmuszać je lub odbierać im wolność w taki sposób.

Przede wszystkim jest to niesprawiedliwe względem Boga, którego prawo i autorytet sobie w ten sposób uzurpujecie. Do Niego samego należy rozporządzanie nami w kwestii naszego powołania. Ponieważ to On sam nas stworzył, do Niego należy wskazanie nam ścieżki, jaką mamy obrać, by osiągnąć nasz ostateczny cel. Stąd On sam może nam objawić nasze przyszłe powołanie, bo poza Nim nie ma nikogo, kto bezbłędnie zna drogę do naszego zbawienia. Jest więc prawdziwą obrazą Boga ośmielić się wtrącać w sprawy tej natury.

Jest to również niesprawiedliwe wobec waszych dzieci. Zdrowy rozsądek wymaga, by ten wybierał stan, kto będzie ponosił jego ciężary i wypełniał obowiązki. Czy zmuszając wasze dziecko, by wybrało stan, który nie jest jego powołaniem, wyobrażacie sobie, że możecie dać mu siłę, by w nim wytrwało? Albo czy podejmiecie się wykonywać związane z nim obowiązki i odwrócić zagrożenia, jakie mogą się z nim wiązać? Oczywiście, że nie. Ponieważ będzie to zatem wyłącznie sprawą waszych dzieci, jest słuszne i sprawiedliwe, by im pozostawić wybór.

Rozumiecie więc bez trudu, jak straszną odpowiedzialność przyjęlibyście na siebie, postępując w taki sposób – stalibyście się odpowiedzialni za wszystkie błędy i przewinienia popełnione przez dzieci, które skierowaliście na drogę niewłaściwego powołania, nie mówiąc już o krzywdzie, jaką mogłyby wyrządzić innym, źle im usługując. W rzeczy samej, większość zła, jakie spotykamy na różnych drogach życia wynika z tego, że tak wielu ludzi znajduje się poza powołaniem i pozycją, do jakich przeznaczyła je Opatrzność. Szanujcie więc i uznawajcie wolność, jaką w tej kwestii Bóg obdarzył wasze dzieci.

Nie możecie jednak myśleć, że jesteście przez to zwolnieni z wszelkich związanych z tym obowiązków. Dokonanie wyboru należy do waszych dzieci; ale waszym obowiązkiem jest doradzać im i kierować nimi w dokonaniu tego wyboru. A kto lepiej niż wy może znać ich umysł, ich serce, ich zdolności, ich dobre i złe skłonności? Do was więc należy pokierowanie nimi, a oto, na czym powinno to polegać:

1. Wychować je w taki sposób, by nabywały z wiekiem cech, które umożliwią im wypełnienie planu, jaki przygotował dla nich Bóg.

2. Badać ich skłonności i odkrywać przyczyny, które skłaniają je do przyjęcia tego, a nie innego powołania; wskazywać im też obowiązki, konsekwencje i zagrożenia związane z danym powołaniem.

3. Sprzeciwiać się z całej swojej mocy wyborowi i odwieść je od niego, jeżeli okaże się zły albo sam w sobie, albo z powodu braku zdolności dziecka, które tak wybiera.

To jest wszystko, co musicie zrobić, by uniknąć odpowiedzialności za ich wybór. Nawet jeśli nie zmuszacie waszych dzieci, a bez waszego właściwego kierownictwa wejdą na ścieżkę niewłaściwego powołania, w istocie winne są one, ale wy też nie jesteście wolni od winy – one są winne złego wyboru, a wy tego, że źle nimi pokierowaliście.

Ks. John Hagen

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Johna Hagena ABC dobrego wychowywania dzieci.