Rozdział pierwszy. Swobody nowoczesne, swobody polityczne

Swobodami politycznymi nazywamy zazwyczaj przywilej obywateli kraju uczestniczenia w działaniach kierującego nimi rządu – przywilej współudziału w ustawodawstwie prawnym, przywilej wskazywania i określania wysokości podatków, bez których wszelki mechanizm społeczny zarówno w czasie pokoju, jak w czasie wojny ustać by musiał.

Tego rodzaju swobody polityczne, wykonują się albo przez głosowanie bezpośrednie, albo przez wybory posłów, przedstawicieli, senatorów itp. przez swobody nowoczesne nazywamy przeważnie pewne rzeczywiste czy też urojone prawa, które ogłosiła deklaracja z 1789 roku, a które następnie wznowiły niektóre konstytucje dzisiejsze: swobody te możemy logicznie sprowadzić do trzech głównych, a mianowicie: swobody myśli, swobody słowa, swobody działania bez żadnych innych ograniczeń prócz tych, jakich wymagają takież swobody dla innych ludzi.

Jeśli teraz zapytamy, co sądzi Kościół o swobodach, politycznych i nowoczesnych, to przede wszystkim musimy przypomnieć wiele wydarzeń historycznie pewnych:

1. Obecnie Kościół żyje zgodnie wśród narodów, które te swobody mniej lub więcej sobie przyswoiły. Sam nawet papież w zarządzie państwa Kościelnego uwzględnił część swobód rzeczonych.

2. Kościół od początku swego istnienia powściągał i łagodził, aż w końcu zniósł całkowicie dawną, zarówno oświeconą, jak i barbarzyńską tyranię; nauka jego, instytucje i działalność zawsze sprzyjały wyswobodzeniu zarówno jednostek, jak i całych społeczeństw.

3. Jaka tedy była postawa Kościoła wobec liberalnego ruchu, który się w praktyce ujawnił w roku 1789, a w teorii na długo już przedtem? Papież Pius VI brewem z dnia 10 marca 1791 roku i listem do nieszczęsnego kardynała Lomenie de Brienne potępił swobody nowoczesne w znaczeniu błędnej filozofii XVIII wieku, to jest w tym ich rozumieniu, jakoby każdemu człowiekowi służyło istotowe i niczym niezastąpione prawo myślenia, mówienia i czynienia wszystkiego, co zechce, bez podlegania w tym jakiejkolwiek władzy Boskiej lub ludzkiej; ale tenże papież oświadcza, że bynajmniej nie potępia nowych praw społecznych, jakie przyznał król narodowi, i jakie dotyczą, rządów czysto doczesnych. Ten sam papież, w celu usunięcia większych nieszczęść we Francji, nie waha się w lipcu 1796 roku nakazać posłuszeństwa ówczesnemu rządowi. Następca jego, Pius VII, konkordatem z roku 1801 nie tylko wchodzi uroczyście w układy z Konsulatem, ale wyraźnie potwierdza przysięgę posłuszeństwa i wierności, składaną rządowi republikańskiemu, nie żądając nawet w zamian – czego zresztą gorąco pragnął – aby konkordat ogłosił religię katolicką za religię państwa i religię panującą.

W roku 1804 i w 1808 kardynałowie Consalvi i Pacca podtrzymują istnienie władz, ale zwalczają bezwzględną niezależność państwa od Kościoła; protestują przeciw systemowi, chcącemu wprowadzić wolność wszystkich religii w zasadę prawodawczą, konkordatową, jako założenie podstawowe i doktrynalne; nastąpiło wszakże porozumienie pomiędzy Stolicą apostolską a rządem cesarskim, że ta przyjęta we Francji wolność kultów religijnych ma wyrażać jedynie tolerancję społeczną i poręczenie bezpieczeństwa wszystkich kultów, bez jakiegokolwiek uszczerbku dla Kościoła, który ma nadal zachować wszystkie swe prawa, a zwłaszcza przywilej karania apostatów karami kanonicznymi. W roku 1808 Pius VII próbuje zamknąć wrota Państwa Kościelnego przed tym liberalizmem, który się wskutek wielkiej rewolucji stał pewną koniecznością we Francji, ale koniecznością tylko miejscową bez żadnego prawa do trwałej ciągłości i powszechności. Tenże papież w roku 1814 przeciw projektowi konstytucji, zawetowanemu przez senat francuski, ponawia swe uwagi z roku 1804 i otrzymuje od Ludwika XVIII pewne zadośćuczynienie. Pius VIII zezwala na przysięgę wierności konstytucji francuskiej z roku 1830, gdyż według nieodwołanej wówczas deklaracji z roku 1818, przysięga ta odnosiła się tylko do rzeczy porządku cywilnego, i składający ją nie zobowiązywali się do niczego, co by się sprzeciwiało prawom Bożym lub kościelnym.

Przesada najpierw a później już wyraźnie błędy Lamennais skłaniają uczonego Grzegorza XVI do wypowiedzenia wyraźnie i obszernie swego zdania o swobodach nowoczesnych. Nie znaczy to, aby ich nie chciał tolerować; i owszem, posyłając Lamennais egzemplarz bulli Mirari vos (27 VIII 1831), poleca kardynałowi Pacca, aby mu napisał, że: „roztropność wymaga w pewnych razach tolerancji celem uniknięcia większego złego, ale nie należy nigdy przedstawiać tych swobód jako coś dobrego, jako rzecz pożądaną”. Z tego powodu przyszły kardynał Dechamps uczynił w roku 1836 głośne później rozróżnienie pomiędzy tezą i hipotezą, czyli pomiędzy założeniem a przypuszczeniem; w założeniu swobody rzeczone należałoby odrzucić, w przypuszczeniu zaś wywiązania się większego złego ze zniesienia tych swobód można je tolerować. To przypuściwszy, Grzegorz XVI potępia indyferentyzm religijny, jednakową prawomocność wszelkich przekonań, całkowitą swobodę głoszenia ich pismem itp.

Pius IX znów w instrukcjach, przeznaczonych dla Kanady w roku 1876, oświadcza, że „Kościół, potępiając liberalizm, nie myśli przez to potępiać wszystkich w ogóle i każdego po szczególe stronnictw politycznych, które mogą się zwać liberalnymi; orzeczenia je go dotyczą pewnych błędów, nauce katolickiej przeciwnych, nie zaś tego lub owego stronnictwa politycznego”. I on zatem przyjmuje tezę i hipotezę oraz w całej sile utrzymuje prawa przynależne prawdzie i prawa przynależne roztropności. Skoro tylko rząd hiszpański oświadczył, że poręcza wszelkie prawa Boskie i kościelne, wówczas tenże papież upoważnił Hiszpanów do składania przysięgi na konstytucję z roku 1876, aczkolwiek niektóre jej rozporządzenia wyraźnie gani. Ale czego dozwolić nie może, to tego, aby zaprzeczono „koniecznej łączności, wolą Bożą zaprowadzonej, pomiędzy porządkiem rzeczy przyrodzonym a nadprzyrodzonym, aby dozwalano władzy świeckiej wdzierać się w prawa władzy duchownej, aby chciano bratać prawdę z błędem i kłamstwem; aby wszystkie swobody nowoczesne przekształcono w rzekome prawa, aby znoszono wszystkie rzeczywiste prawa i prawne przywileje Kościoła katolickiego, aby od kolebki do grobu systematycznie wystawiano człowieka na wszelkie niebezpieczeństwa szkoły i dziennikarstwa bez Boga, itd. Wspomniany też tu Syllabus, który ma być rzekomo krańcowo przeciwny wszystkim swobodom nowoczesnym, nie zawiera innych klątw przeciw tym swobodom. Nic też nowego nie czyni Leon XIII w swych mistrzowskich encyklikach i świetnych brewach, tylko rozwija teoretyczne i praktyczne nauki swych poprzedników. Nie chce on, aby katolicy wzajemnie się oskarżali o niezgodność przekonań w sprawach tego rodzaju, aby katolicy belgijscy dzielili się i wyczerpywali w sporach wzajemnych o swe prawa, publiczne i konstytucję. To wszakże wcale mu nie przeszkadza głośno potępiać bezbożności tych, co już nie tylko rozróżniają, ale zupełnie rozdzielają i odosabniają politykę od religii, a zwłaszcza to mu nie przeszkadza bezustannie pracować nad wykazaniem, usprawiedliwieniem i uzasadnieniem chrześcijańskiego prawa w rodzinie i w społeczeństwie.

Umyślnie rozwinęliśmy obszerniej naukę papieską o polityce i swobodach nowoczesnych, abyśmy nie potrzebowali wymieniać i udowadniać zasad, na jakich się ona opiera. Co się zaś tyczy zarzutów czynionych Kościołowi, że w zasady te wierzy, co się tyczy nadziei, że Kościół przestanie kiedyś zasad tych bronić, to wyznać musimy, że jest to nadzieja tak samo czcza i bezpodstawna, jak byłaby nadzieja, że Kościół kiedyś wyrzeknie się dogmatów bóstwa Chrystusa pana, bezwzględnej Jego władzy nad światem, który stworzył i odkupił – duchowości i nieśmiertelności duszy, istnienia łaski i porządku nadprzyrodzonego, wyższości ducha nad ciałem i łaski nad naturą, istnienia społeczności Bożej, wyposażonej w prawa wyższe od praw społeczności czysto ludzkich, itp. otóż tedy, dopóki te dogmaty będzie uznawał Kościół za prawdziwe, dopóty za błędne będzie miał wszelkie doktryny polityczne i moralne, jakie mu są obecnie lub w przyszłości będą przeciwstawiane.

Na wielu miejscach niniejszego Słownika odpieramy niektóre zarzuty, dotyczące nauki i zachowania się Kościoła względem narodów i konstytucji nowożytnych, i dlatego nie ma potrzeby tych zarzutów w tym miejscu poruszać. Te zaś zarzuty, które tu rozpatrzyć pragniemy, dotyczą przedziwnej encykliki papieża Leona XIII Libertas, omawiającej wolność ludzką i swobody nowoczesne (20 VI 1888). Roztrząsając te zarzuty, rozjaśniać je będziemy tym pierwszorzędnym dokumentem kościelnym, który nam dostarcza zarówno jasnej, jak i poważnej nauki o tych drażliwych i subtelnych przedmiotach. Dosyć powszechnie tedy słyszeć się daje za dni naszych, że:

1. Kościół jest wrogiem wolności.

2. Swobody nowoczesne, które Kościół odrzuca, są właśnie konieczne do doskonałości społecznego stanu narodów i do wybornego działania organizmu społecznego.

3. Kościół podwójną swoją nauką o odwiecznym prawie naturalnym i niezmiennym, z którego to prawa muszą wnikać wszystkie inne prawa, jak również nauką swą o łasce Bożej, do moralnego naszego życia koniecznej, niszczy sam zarodek wszelkiej ludzkiej wolności.

4. To samo powiedzieć trzeba o nauce Kościoła o Bogu jako ostatecznym, bezwzględnym, nieuniknionym celu wszechrzeczy, o nauce Kościoła dotyczącej osobistej i społecznej działalności człowieka; jakże bowiem chcecie, aby ta działalność była wolna i swobodna, jeśli ona z góry ma dążyć do tego jednego, niezmiennego, fatalistycznego celu Bożego?

5. Kościół z natury swojej, czy chce, czy nie chce, jest przychylny niewolnictwu, feudalizmowi, teokracji; i nie może być inaczej, skoro będąc urządzonym według systemu czystej teokracji, ze wszystkimi, jakie tylko wyobrazić sobie można, mistycznymi właściwościami, jest on nauką objawioną, władzą bezwzględną, nieomylną itp.

6. Zresztą, po cóż chce Kościół dodawać do bardzo już licznych obowiązków, jakie na nas wkłada religia naturalna, mniemane jakieś obowiązki nadprzyrodzone, które zdrowa filozofia odrzuca, jako co najmniej wątpliwe, a dla wolności ludzkiej w wysokim stopniu krzywdzące?

7. Gdyby to jeszcze zadowalał się Kościół na wkładaniu swego jarzma na poszczególne jednostki, regulując ich życie prywatne! Ale ma on nadmierne pretensje do rządzenia ludźmi w ich życiu publicznym i do opanowywania w ten sposób całego państwa!

8. I jakim prawem te swobody nowoczesne, ta drogocenna zdobycz nowoczesnego umysłu, sprzeciwia się wolności kultów?

9. Jakim prawem potępia Kościół bezwzględną wolność dziennikarstwa i żywego słowa?

10. Jakim prawem chce on ograniczyć swobodę nauczania, albo raczej zniszczyć, usunąć ją dla swojej korzyści?

11. A przecież, cóż jest droższego dla człowieka, a jednak bardziej nienawidzonego przez Kościół, nad swobodę sumienia?

12. Sama nawet tolerancja, którą chełpi się Kościół w encyklikach papieskich, czyż nie jest zarazem kłamliwą i raniącą te swobody, które ona właśnie chciałaby uważać za jakąś grzeszną samowolę?

13. Wreszcie, ów jawny wstręt Kościoła dla rządów demokratycznych i republikańskich doskonale wykazuje głęboką jego nienawiść do tego wszystkiego, co poręcza człowiekowi ostateczne i całkowite posiadanie przyrodzonej mu wolności.

Odpowiedź:

1. Kościół wrogiem wolności! Dziwne to a przede wszystkim kłamliwe powiedzenie, gdyż Kościół z wolności ludzkiej czyni istotowy i pierwszorzędny punkt swego dogmatu i swej moralności. Historia świadkiem, z jaką siłą bronił Kościół wolności człowieka przeciw manichejczykom i ich naśladowcom, przeciw Lutrowi i Kalwinowi, przeciw jansenistom – z jakim wstrętem odpycha dziś fatalizm współczesnych nam materialistów i pozytywistów.

2. To, co Kościół odrzuca w przedmiocie swobód nowoczesnych, nie jest z pewnością ani dobrem samo w sobie ani źródłem jakiegokolwiek dobra. Zarówno dzieje rewolucji francuskiej, jak dzieje filozofii socjalnej wyraźnie dowodzą, że te właśnie nadmierne wolności przeszkodziły wprowadzeniu hałaśliwie zapowiadanych reform i wyprowadzeniu z nich błogich rezultatów dla ludzkości. Prawdziwa wolność, wolność pożyteczna dla rodzaju ludzkiego, nigdy się Kościołowi nie sprzeciwia, ale fałszywa i niebezpieczna wolność obniża, rujnuje, do tyranii albo nihilizmu prowadzi.

3. Nauka rzymska, dotycząca prawa naturalnego, wiecznego, niezmiennego, a będąca objaśnieniem i podporą wszystkich innych nauk, tak samo nie szkodzi dobrze zrozumianej wolności, jak jej nie szkodzi niezmienność samej natury. Prawda, że nauka zobowiązuje wolność do rozsądku, do poszanowaniu względem pewnych zasad, do zamknięcia się w pewnych granicach. Skądinąd znów i wolność ludzka, jako skończona i omylna, potrzebuje naprawy i kierunku ze strony prawa nieomylnego i niepodlegającego zepsuciu. Ale czyż doskonałość wolności polega na tym, aby ta wolność była nierozumna i niedoskonała? Co się zaś tyczy łaski, to ona w niczym nie burzy wolnej woli człowieka; ona ją leczy, podtrzymuje, podnosi do porządku nadprzyrodzonego i na tym koniec. Bóg, który stworzył wolność ludzką, wie dobrze, w jaki sposób może jej użyczać swego poparcia bez jej naruszenia i zmniejszenia. Nikt też nie czuje się bardziej wolnym i rzeczywiście nikt nim nie jest bardziej nad chrześcijanina, wiernego prawu swemu i powolnego łasce.

4. Kto by przypuszczał, że wolność naszą choćby na jotę tamuje obowiązek stosowania całego życia naszego do nieskończonej i niezmiennej dobroci Bożej, składałby tylko dowód swej nieświadomości, iż wolność ta z istoty swojej jest stworzona dla dobra, dla najwyższego dobra, albo też błędnie wyobrażałby sobie, że pomiędzy nami a nieskończenie podniosłym celem, do którego dążyć mamy, jest miejsce jedynie na czyny z góry określone, bez żadnej możliwości wyboru i bez różnorodności środków od nas zależnych. Tymczasem przeciwnie, odrobina zastanowienia nad warunkami naszego pochodu ku bogu wykazałaby dostatecznie, że człowiecza wolność nasza, jakkolwiek byłaby żądna rozszerzenia swych granic, posiada przed sobą daleko więcej przestrzeni, aniżeli jej potrzeba do szerokości pojęć i działania. A to, co mówię o wolności jednostek, muszę powiedzieć również o wolności ludów i całego rodzaju ludzkiego. W tej olbrzymiej przestrzeni, dzielącej ziemię od nieba, czas od wieczności, swobodnie poruszać się może wszelka działalność, wszelkie pożądanie człowieka.

5. Chyba tylko samą dziwną nieznajomością faktów można by wytłumaczyć sobie stawiany Kościołowi zarzut sprzyjania niewolnictwu. Kościół wprawdzie jest największą w świecie „szkołą poszanowania” i posłuszeństwa, ale czyż sam Chrystus pierwszy nie stwierdził równości prawa wszystkich ludzi wobec wspólnego ojca niebieskiego? A św. Paweł czyż nie nauczał o powszechnym braterstwie ludzi w Chrystusie panu? Czyż Kościół nie walczył ustawicznie przeciw barbarzyństwu i ciemiężcom ludzkości, usiłując spod ich haniebnego jarzma wydobyć najróżnorodniejsze ludy, a jednocześnie chroniąc je od upadku we wszelkie bezwstydy moralnego wyuzdania? Jeśli zaś Kościół nie mógł przeprowadzić swego dzieła w ciągu jednego lub dwu wieków, jeśli zadanie jego jeszcze nie skończone i prawdopodobnie nie tak rychło jeszcze skończone zostanie, to kogóż winić za to mamy, jeśli nie ludzkość, tak głęboko upadłą i uwieczniającą się raczej swymi wrodzonymi złymi dążnościami, aniżeli przymiotami mozolnie nabytymi. Utrzymywać zaś, że Kościół katolicki, będąc tym czym jest, nie może być przyjacielem i poręczycielem ludzkiej wolności, jest to stawiać rozumowanie a priori, i to w przedmiocie, w którym należałoby się radzić tylko doświadczenia, co wcale trudnym by nie było. i rzeczywiście, zapytajcie co mówi historia, a przekonacie się łatwo, że tyrania od góry i od dołu rozwijała się na ziemi tylko przed katolicyzmem, a po Chrystusie tylko poza nim.

6. Oprócz przepisów prawa naturalnego, Kościół skłania nas jeszcze do uległości względem prawdziwych i niezaprzeczonych obowiązków nadprzyrodzonych. Bóg bowiem nie ograniczył się na tym, aby być naszym Stwórcą, lecz chciał, lecz raczył być nadto naszym oświecicielem. A zatem, jak z pierwszego tak samo i z drugiego tytułu należy się Mu od nas posłuszeństwo rozumu i uległość serca. Samo prawo naturalne wkłada na nas ścisły obowiązek wierności prawu nadprzyrodzonemu, to ostatnie zaś, uzupełniając i udoskonalając tamto, znacznie powiększa ogół doskonałości, jakimi obdarzało już naszą wolność prawo czysto naturalne.

7. Życie publiczne zarówno jak prywatne rządzi się odwiecznymi zasadami prawa i prawdy oraz praktycznymi rozporządzeniami pozytywnego objawienia. Państwo jest tylko zbiorowiskiem sumień indywidualnych, i trudno pojąć, dlaczego by społeczeństwo miało posiadać swobody i pewną niezależność, do których by nie mogły dążyć jednostki bez jakiegoś zbrodniczego szaleństwa. A zatem, logicznym bezwarunkowo okazuje się Kościół rzymski, wymagając od ludów, jako ludów, poszanowania dla prawa Bożego przyrodzonego i nadprzyrodzonego. Bo czyż państwo ma prawo stawiać przeszkody uświęcaniu się i wiecznemu szczęściu swych obywateli? Oczywiście nie. Ma ono zatem obowiązek szanować i budzić poszanowanie dla praw Boskich.

8. Wolność religijna wszelkich zarówno wyznań wcale nie jest szacowną jakąś zdobyczą cywilizacyjną, lecz tylko pożytecznym zastosowaniem się do złowrogich okoliczności życia danego społeczeństwa w upadku. Prawda, że dla katolików wolność religijna więcej jest warta od prześladowania ich przez rządy bezbożne dla dysydentów zaś taż sama wolność religijna więcej warta od hipokryckich świętokradztw lub zbrojnych rokoszów, jakie w pewnych trudnych okolicznościach nie omieszkałaby wytwarzać nowoczesna gorliwość jednych, a bezrozumna nietolerancja drugich. Poza tymi wszakże różnymi hipotezami, które w naszych czasach niestety stają się faktami aż nadto rzeczywistymi, Kościół, jako jedyny posiadacz prawdziwej wiary, nie może zgodzić się na to, jako na założenie bezwzględne, żeby wolność religijna była czymś dobrym. Gdyż to nie dobro przecież, kiedy umysły jednego narodu dzieli i między sobą różni tak ważna różnica poglądów; nie dobro to żadne, kiedy zaślepione sekciarskimi przesądami tłumy albo też kłamliwym kaznodziejstwem uwiedzione, żyją i umierają poza wiarą prawdziwą; żadne to dobro, kiedy państwo zdaje się być obojętne dla zagadnienia, tak istotnie złączonego z moralnym życiem obywateli, ze społecznym życiem narodów, i kiedy to państwo wszystkimi zarówno religiami, jako błędnymi i zbytecznymi, pogardzać się zdaje. Nie żadne to dobro także, kiedy umysły, prawdzie służące, znajdują niekiedy pokusę do mniejszego cenienia prawdy i do wypełniania jej w życiu praktycznym z pewną oziębłością i obojętnością. Wolność religijna przeto będzie może mniejszym złem niekiedy, ale nigdy nie będzie dobrem stanowczym i zupełnym.

9. Wobec Kościoła, który wierzy w przedmiotowość prawdy naturalnie poznanej lub w nadprzyrodzony sposób objawionej, wolność myśli a w dalszym następstwie i wolność słowa nie może być wolnością całkowitą, bezwarunkową, bez żadnych granic i wędzideł. Człowiek ma prawo myślenia i mówienia tylko tego, co prawdziwe i słuszne. Jeśli zaś niekiedy trzeba tolerować jakieś zboczenia jego umysłu i wyobraźni, jego mowy i publicznej działalności, taka tolerancja jest tylko mniejszym złem, nigdy zaś pozytywnym, bezwzględnym i ostatecznym dobrem.

10. Tym bardziej jeszcze nie może zgodzić się Kościół w zasadzie na to, jakoby na rzecz całkowicie dobrą, aby każdy mógł nauczać czego chce, zwłaszcza dzieci i młodzież. Swoboda nauczania jest bronią obosieczną, zarówno do złego, jak i do dobrego użyć się dającą. Nie można jej też bez zastrzeżeń i ostrożności dawać w ręce ludzi złych, nieoświeconych, kłamliwych, tak jak się ją daje do rąk roztropnych, uczciwych i uczonych. Błąd nie ma tego samego prawa do rozpowszechniania się, jakie ma prawda, błąd bowiem i prawda nie są jednym i tym samym, dlatego też jednakowo traktować ich nie wolno, i Kościół nie obejmuje ich nigdy w jednym uczuciu jakiejś nieokreślonej i luźnej sympatii.

11. Swoboda sumienia, pojmowana jako wykonywanie bez przeszkód i zapory obowiązków rozumu i serca względem Boga, jest dobrem rzeczywiście nieocenionym. Takiej swobody z całą siłą wymagali zawsze apostołowie, obrońcy wiary, męczennicy Kościoła. Ale pojmowana w znaczeniu nowożytnym, jako nieograniczone prawo czynienia wszystkiego, czego tylko zażąda jakieś widzimisię lub namiętność, i to w obronie lub przeciw prawu Bożemu, w obronie lub przeciw nauczaniu i przepisom Kościoła, Boską powagą obdarzonego, taka swoboda sumienia jest złem nie do zniesienia, na które Kościół nigdy się nie zgodzi, nawet przez proste pobłażanie. Na co jedynie zgodzić się może niekiedy Kościół w tak smutnych czasach, jak nasze, to na to, aby władza świecka nie zajmowała się wcale tym, czy kto spełnia lub nie spełnia obowiązków sumienia, byleby nie naruszał tej lub owej podstawowej zasady moralności, objętej jednocześnie artykułem prawa karnego. Tak jest, Kościół zgadza się niekiedy na to, aby zachowywano choćby to minimum moralności. Ale też jest to maksimum jego ustępstw na rzecz ducha czasu; próżno żądać od niego więcej, gdyż byłoby to chcieć, aby się wyrzekł najistotniejszego swego posłannictwa.

12. Bynajmniej, tolerancja Kościoła rzymskiego względem pewnych swobód nowoczesnych wcale nie jest czystą formą tylko i pustym dźwiękiem. Jest ona szczera, otwarta, poważna. Ale jest to tolerancja i nic więcej. Nie jest to ani uznanie, ani zadowolenie i radość, ani zwłaszcza zamiłowanie tych swobód. Mając na uwadze smutny stan umysłów i nieszczęśliwe wydarzenia, zaszłe w europie w ciągu bieżącego wieku, uznaje Kościół, że władza świecka byłaby nieroztropna, gdyby chciała zakazywać religii błędnych, nakazywać spełnianie przykazań kościelnych odnośnie do dziennikarstwa, postów itp., uznaje przeto zwierzchników społeczeństwa, którzy względnie do potrzeb czasu i miejsca pozostawiają więcej lub mniej całkowitą wolność dziennikarstwu, błędnym religijnym kultom itp.

13. Nie chcemy w to wchodzić bynajmniej, czy rząd demokratyczny, czy republikańska forma rządu zawsze i wszędzie w najwyższym stopniu zapewnia swobodne wykonywanie wszystkich praw człowieka, obywatela, chrześcijanina, aczkolwiek mielibyśmy dużo o tym do mówienia. Na co wszakże przystać nie możemy, to na to, aby Kościół miał te formy rządu w nienawiści. Alboż to Kościół tak bardzo nienawidził włoskie republiki owych wieków średnich, kiedy najwięcej posiadał kościelnego i politycznego wpływu na świecie? Czyż okazał się on kiedykolwiek bardziej przychylnym monarchiom i władzy absolutnej dlatego, że władza państwowa była absolutną? Wcale nie. Sympatie jego lub antypatie zupełnie inne miewają źródło, a źródłem tym jest sposób, w jaki narody i rządy spełniają swe obowiązki względem Boga, względem religii prawdziwej, względem jej sług i wiernych. Tu jest widoczne a wcale nie straszne źródło tego, co się zazwyczaj nazywa polityką kościelną. Te rządy przekłada Kościół katolicki nad inne, które najlepiej poręczają swym obywatelom wolność zdrową, rozumną, chrześcijańską, i które najlepiej ich strzegą od swawoli i zgubnych jej wybryków.

Ks. dr Jules Didiot

Powyższy tekst jest fragmentem książki Liberalizm potępiony przez papieży.