Rozdział pierwszy. „Przemija postać tego świata”

Objawienie Boże poucza nas, że świat, na którym żyjemy i mieszkamy, został stworzony przez Boga (1). Matka siedmiu braci Machabejskich tak przemówiła do swego najmłodszego syna, zachęcając go do męczeństwa: „Proszę, synu, abyś spojrzał w niebo i na ziemię, i na wszystko, co na nich jest, i zrozumiał, iż to Bóg z niczego uczynił” (2). Kościół zaś na Soborze Laterańskim IV, a potem na Soborze Watykańskim I określił dogmatycznie, że „jedyny, prawdziwy Bóg, dzięki dobroci swojej i wszechmocy, nie dla powiększenia swego szczęścia, jak również nie dla nabycia, lecz dla okazania swojej doskonałości przez dobra, których udziela stworzeniom, zupełnie wolnym zamiarem od początku czasu jedno i drugie utworzył stworzenie, duchowe mianowicie i cielesne” (3). Stąd w katolickim Credo od dawien dawna wyznajemy wiarę „w jedynego Boga Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych” (4).

Papież Pius XII powiedział: umysł ludzki „tym samym jasnym i krytycznym wejrzeniem, jakim bada i ocenia fakty, dopatruje się i rozpoznaje dzieło twórczej wszechmocy, której siła wprawiona w ruch przez potężne „fiat”, wypowiedziane przez ducha Stwórcę miliardy lat temu, rozwinęła się w przestrzeni, powołując do bytu gestem najhojniejszej miłości materię kipiącą od energii” (5).

Według nauki katolickiej Bóg stworzył materię, z której zorganizował się cały wszechświat; stworzył zaś ją z niczego (ex nihilo sui et subiecti), bez posługiwania się w swym stwórczym akcie jakąkolwiek materią uprzednio istniejącą. W świetle definicji Soboru Watykańskiego I Bóg powołał świat do istnienia w czasie, a raczej na początku czasu, ponieważ wtedy, kiedy nie było świata i w ogóle nie istniała w jakiejkolwiek postaci materia, nie było też czasu. „Czas bowiem – mówi Arystoteles – jest liczbą ruchu według tego, co jest w nim pierwej, a co później – δ χρόνος ἐστὶν ἀριϑμòς ϰινήσεως ϰατὰ τὸ πρότερον ϰαὶ ὔστερον” (6). Jeśli więc nie było materii, nie było też i ruchu, a tym samym nie było i czasu. „Jeżeli jest czas – mówi Stagiryta – to oczywistą jest rzeczą, że musi być i ruch; czas bowiem jest pewną właściwością ruchu – δ χρόνος πάϑος τι ϰινήσεως” (7).

Byli niektórzy filozofowie teiści, którzy twierdzili, że świat istnieje poza Bogiem od wieków. Tak sądził Arystoteles, a w średniowieczu filozofowie arabscy: Awicenna i Awerroes.

Świat bez wątpienia mógłby istnieć od wieków z tym oczywiście, że Bóg od wieków dał mu istnienie. Dlatego według nauki św. Tomasza z Akwinu kwestię powstania świata na początku czasu przyjmujemy jako coś pewnego tylko na podstawie wiary; „rozumem zaś nie można tego udowodnić – mundum incepisse est credibile non autem demonstrabile” (8). Według nauki św. Tomasza rozumem nie można udowodnić tezy, że świat nie istnieje od wieków. „Sprawa bowiem odwieczności świata inaczej wygląda od strony Boga, a inaczej od strony nas, stworzeń. Można bez sprzeczności logicznej przyjąć stworzenie świata w wieczności, bo sposób działania idzie za sposobem istnienia danego bytu. A że Bóg, jako byt w swojej istocie niezmienny, nie podlega zmianom czasowym, przeto także Jego akt stwórczy nie musi mieć charakteru czasowego, czyli nie należy go pojmować tak, jakby Przyczyna sprawcza wszechświata musiała w czasie wyprzedzać skutek przez siebie zdziałany” (9).

Jakkolwiek rozum nie widzi niemożliwości w tym, by świat mógł istnieć od wieków, to jednak nauki przyrodnicze wskazują na to, że świat nie istnieje odwiecznie. Na to mianowicie, że świat miał początek w czasie, wskazuje wzrost entropii w świecie. Następnie na wyraźny początek wszechświata w czasie wskazuje pewien proces kosmiczny, a mianowicie rozszerzanie się wszechświata, czyli oddalanie się od siebie mgławic spiralnych. Teorię o rozszerzaniu się wszechświata (Expanding Universe) pierwszy wysunął astronom W. de Sitter z Leydy; duże zasługi zaś na polu badania tego procesu kosmicznego położył Edwin E. Hubble w Mount Wilson Observatory. Podstawą do wnioskowania o ekspansji wszechświata jest obserwacja przesunięcia się prążków widmowych ku czerwieni w widmach mgławic pozagalaktycznych. Zasada, zwana efektem Dopplera, głosi, że światło, które wydaje z siebie ciało oddalające się od nas, ma zabarwienie czerwone, a światło wydzielane przez ciało zbliżające się do nas ma zabarwienie fioletowe. Dzięki właśnie temu, że linie spektralne mgławic spiralnych posiadają zabarwienie czerwone, twierdzi się, iż galaktyki coraz bardziej od siebie się oddalają. Wprawdzie na podstawie Newtonowskiego prawa grawitacji trzeba by było wnioskować, że cały wszechświat raczej powinien się skupiać. Teoria względności Einsteina jednak przyjmuje istnienie tak zwanej siły odpychania kosmicznego. Te dwie siły więc, a mianowicie grawitacja i odpychanie kosmiczne przez jakiś czas musiały ze sobą rywalizować; kosmiczne odpychanie jednak uzyskało przewagę, na co wskazują recesyjne ruchy galaktyk. Układy galaktyczne ciągle oddalają się więc od siebie, i to z prędkością proporcjonalną do odległości od nas, względnie od naszej galaktyki. „Według danych obserwacyjnych – mówi A. Eddington – szybkość ucieczki mgławic spiralnych wynosi (w liczbach zaokrąglonych) pięćset kilometrów na sekundę na megaparsek (10), to znaczy, że mgławice znajdujące się w odległości jednego megaparseka oddalają się z prędkością pięć tysięcy kilometrów na sekundę itd.” (11).

Zjawisko rozszerzania się wszechświata dowodzi, że wszechświat pierwotnie skupiał się we względnie małej przestrzeni kosmicznej i że miał początek.

Nie wiemy, w jakiej postaci Bóg stworzył pramaterię, z której rozwinął się i ukształtował wszechświat. Z pewnością była ona niezorganizowana. Być może, iż były to rozrzucone w przestrzeni atomy, albo też jeszcze prostsze składniki materii. Niektórzy, opierając się na tym, że obecnie gwiazdy posiadają ogromne zapasy wodoru, który dzięki reakcjom nuklearnym zamienia się w hel, i w ten sposób jest dla nich źródłem czerpania energii, sądzą, iż pierwotną pramaterią wszechświata były przynajmniej w znacznej części jądra wodorowe. Inni znowu przypuszczają, że tą pramaterią były neutrony; za pomocą procesu rozpadowego powstały z nich jądra wodorowe, które znowu łączyły się z tymi neutronami, co jeszcze nie uległy rozpadowi, i w ten sposób powstawały pierwiastki cięższe. Tej pierwotnej materii Bóg dał prawa, dzięki którym następował jej dalszy rozwój.

Prapoczątki naszej planety są ściśle związane z powstaniem całego naszego systemu słonecznego. Wszystkie planety tego systemu powstały z olbrzymiej mgławicy gazowej. Sposób ich powstawania starają się wytłumaczyć różne teorie kosmogoniczne. Te teorie są oczywiście hipotezami mniej lub więcej prawdopodobnymi.

Prawie wszyscy autorzy teorii kosmogonicznych zaczynają dedukować swoje hipotetyczne opinie od pierwotnej, chaotycznej pramaterii. Widocznie ten punkt wyjścia jest najłatwiejszy. Już Hezjod w Teogonii powiedział, że „ze wszystkich rzeczy najpierw był chaos”. To samo ujął w heksametr i Owidiusz w Metamorfozach (12). W starożytności Anaksymander z Miletu widział pierwiastek wszechrzeczy w jakiejś nieokreślonej materii, którą nazwał ἄπειρον. Anaksymenes z Miletu znowu uważał powietrze za tworzywo wszechrzeczy. Z powietrza według niego powstały rzeczy już to przez kondensację (πίϰνωσις), już to przez rozrzedzenie (ἀραίωσις). Według Heraklita z Efezu świat powstał z ognia. Atomiści wreszcie ze szkoły abderyckiej, a mianowicie Leucyp i Demokryt, za podstawę ewolucji kosmicznej przyjmowali nieskończoną ilość wiecznie istniejących atomów. W nowszych czasach powstały inne hipotezy kosmogoniczne. I tak: Buffon w 1745 roku wysunął hipotezę, że planety naszego systemu słonecznego powstały wskutek zderzenia się komety ze słońcem. Z materii słonecznej, która się rozprysnęła wskutek zderzenia, powstały planety. W 1755 roku Immanuel Kant wysunął tzw. teorię nebularną. Według niej cały nasz układ słoneczny powstał z jednej olbrzymiej mgławicy, która wskutek obrotu uległa pęknięciu. Z równika tej mgławicy oderwały się kawały materii gazowej, z których powstały planety. Laplace w 1796 roku wypowiedział przypuszczenie, że planety powstały z gazowej mgławicy słonecznej dzięki działaniu sił odśrodkowych podczas ruchu obrotowego. W. F. Sedgwick i Jeans znowu stworzyli tzw. teorię przypływową. Według ich zdania jakaś gwiazda zbliżyła się do słońca; przypływowe działanie gwiazdy spowodowało oderwanie się z mgławicy słonecznej brył materii, z których zorganizowały się później planety, a więc i nasza ziemia. Weizsäcker sądzi, że planety mogły powstać wskutek ruchu turbulencyjnego z materii, która po utworzeniu się słońca krążyła jeszcze naokoło niego. Alfven wreszcie powstanie ciał kosmicznych naszego układu planetarnego stara się wytłumaczyć reakcją sił magnetycznego pola słonecznego na zjonizowaną chmurę materii międzygwiazdowej.

Z powyższego zestawienia teorii kosmogonicznych możemy wnioskować, że kwestia powstania naszego układu słonecznego jest trudna do zadowalającego wyjaśnienia i dotąd jest nierozwiązana.

Wiek naszej ziemi uczeni obliczają na około cztery miliardy lat. Tyle czasu upłynęło odtąd, kiedy ziemia oderwała się od słonecznej mgławicy gazowej.

Zachodzi pytanie: w jaki mianowicie sposób możemy obliczyć wiek naszej planety?

Wiek ziemi można obliczyć za pomocą tzw. zegara promieniotwórczego, czyli za pomocą badania rozpadu atomowego ciał radioaktywnych, znajdujących się na naszej ziemi. Jest faktem, że każde ciało promieniotwórcze razem z emisją promieni traci swoją masę.

Z powodu rozpadu promieniotwórczego ilość radiopierwiastka się zmniejsza. Na przykład taka substancja radioaktywna jak uran (którego 1 gram wydziela hel, promieniując mianowicie 1,25 x 104 cząstek alfa na jedną sekundę) potrzebuje około cztery i pół miliarda lat na to, by ulec zanikowi do połowy. W procesie rozpadowym uran (ciężar atomowy 238) ulega z biegiem czasu dezyntegracji na rad (ciężar atomowy 226), radon (ciężar atomowy 22), rady A, B, C, D, E, na polon, czyli rad F (o ciężarze atomowym 210); w ostatniej zaś fazie rozkładu przechodzi w rad G, czyli ołów powstały z rozpadu radioaktywnego. Tego rodzaju rozpadowi ulega również tor. Jeśli chodzi o uran, to jeden gram tego radiopierwiastka ulega ostatecznie rozpadowi na 0,865 grama ołowiu i 0,135 grama helu. Po stu milionach lat z jednego grama uranu dzięki dezyntegracji powstaje 0,013 grama ołowiu (uranu zaś pozostaje 0,985 grama); po upływie jednego miliarda lat z jednego grama uranu powstaje 0,116 grama ołowiu (a uranu pozostaje 0,865 grama); po dwóch miliardach lat znowu z jednego grama uranu wytwarza się 0,219 grama ołowiu (reszta uranu wynosi 0,747 grama) itd. Należy zaznaczyć, że ołów zwykły od ołowiu powstałego z rozpadu promieniotwóczego różni się ciężarem atomowym (13). A mianowicie: ciężar atomowy zwykłego ołowiu wynosi 207,21; ciężar atomowy zaś ołowiu powstałego z rozpadu radioaktywnego wynosi 206. Otóż według obliczeń przy pomocy analizy fizyko-chemicznej najstarsze skały uranonośne mają około 1750 milionów lat. Nie wiadomo jednak dokładnie, jak długo ziemia znajdowała się w stanie gazowym i ciekłym. E. Rutherford na podstawie stosunku ilości uranu i aktynouranu (14) oblicza wiek ziemi na mniej niż 3400 milionów lat. H. N. Russell zaś na podstawie zawartości ołowiu w skałach plutonicznych (a mianowicie: w jednej tonie skały znajduje się 7,5 grama ołowiu, 6 gramów uranu i 15 gramów toru) twierdzi, że wiek ziemi wynosi mniej niż trzy miliardy lat (15). Papież Pius XII zaś na sesji Papieskiej Akademii Nauk w Rzymie 22 lipca 1951 roku powiedział: „Aby obliczyć wiek pierwotnych substancji radioaktywnych, przyjmuje się z dość dużym przybliżeniem czas przekształcenia się izotopu uranu 238 w izotop ołowiu (RaG), uranu 235 w aktyn D (AcD) i izotopu toru 232 w tor D (ThD). Masa helu, jaka się przy tym wytwarza, może służyć jako sprawdzian. W ten sposób dochodzi się do wyniku, że średni wiek najstarszych minerałów wynosi najwyżej pięć miliardów lat” (16).

Jeśli chodzi o wiek wszechświata, to trudno go obliczyć. A. Einstein określa go liczbą 1,5 x 109 lat. I powiada: „Jest to w przybliżeniu ta sama liczba, którą otrzymuje się jako wiek skorupy ziemi na podstawie danych o rozpadzie uranu” (17). Jednak dalej mówi: „wiek wszechświata… musi z pewnością wynosić więcej niż wiek skorupy ziemskiej, obliczony w oparciu o minerały radioaktywne” (18). A. Eddington, profesor Uniwersytetu w Cambridge, opierając się na teorii rozszerzania się wszechświata, takie zdanie wypowiada o wieku kosmosu: „Rozszerzanie się wszechświata prowadzi nas odrębną drogą do tego samego poglądu na początek i koniec wszechrzeczy, do jakiego doszliśmy, rozpatrując wzrost entropii. W szczególności wniosek, że obecny porządek natury musiał mieć wyraźny początek, wydaje się niemal nie do uniknięcia. Teoria rozszerzania się wszechświata daje jednak coś nowego jeszcze, a mianowicie oszacowanie daty tego początku… Początek ten okazuje się tak niedawny – jego odległość w czasie od chwili obecnej wynosi niewiele ponad dziesięć miliardów lat – że jest to niezbyt dogodne z naukowego punktu widzenia” (19). Sir Edmund Whittaker zaś mówi: „Różne obliczenia zgadzają się w swym wyniku końcowym, że był czas – w przybliżeniu od jednego do dziesięciu miliardów lat wstecz – kiedy świat, jeśli w ogóle istniał, istniał w postaci zupełnie innej, aniżeli ją dzisiaj znamy. Czas ten jest dla nas ostateczną granicą wiedzy. Słusznie zapewne możemy go określić jako czas stworzenia. Stanowi on tło dla takiego widzenia świata, na jakie wskazują fakty geologiczne, mianowicie że każdy istniejący na ziemi organizm miał początek w czasie” (20).

Chociaż nasza ziemia jest mała w porównaniu do bardzo wielu innych ciał niebieskich, to jednak zajmuje we wszechświecie uprzywilejowane miejsce. Na niej bowiem rozwinęło się życie; ona przede wszystkim stała się mieszkaniem człowieka.

Czy poza naszą planetą istnieje gdzieś życie organiczne we wszechświecie? Możliwe, że istnieje. Trudno bowiem przypuścić, by wśród miliardów gwiazd i planet jedynie nasza mała ziemia była obdarzona życiem. Dotąd jednak astrobotanika, czy w ogóle astrobiologia milczą na ten temat z powodu braku pewnych wiadomości.

W ostatnich czasach zaczęto wysyłać w kosmos badawcze rakiety-automaty z urządzeniami naukowymi w celu badania warunków panujących w różnych strefach naszego systemu planetarnego i przekazywania na ziemię wiadomości dotyczących np. kosmicznej radiacji, międzyplanetarnych pól elektromagnetycznych, promieniowania pierścieniowego, pyłu kosmicznego i innych danych naukowych z przestrzeni kosmicznej. Od roku 1961 zaczęto nawet wysyłać w kosmos wehikuły z ludźmi. Być może, że w niedalekiej przyszłości kosmonautyka będzie dysponowała udoskonalonymi środkami (np. obserwatorium w przestrzeni kosmicznej), przy pomocy których człowiek-astronauta będzie mógł wnieść dużo wiadomości do astrobiologii, badając dokładnie kwestię istnienia życia na planetach w strefach różnych ekosfer.

Kiedy Bóg tchnął zarodki życia w nieorganiczną materię i od jak dawna istnieje życie na naszej planecie, nie wiemy. W świetle stratygrafii życie na ziemi pojawiło się już w okresie pierwszorzędowym, a według J. Jeansa istnieje ono już ponad trzysta milionów lat.

Nie wiemy również, od jak dawna ludzkość zamieszkuje Ziemię.

Trudną jest rzeczą ująć w cyfry wiek istnienia ludzkości. Nie dysponujemy bowiem specjalnym chronometrem, za pomocą którego moglibyśmy dokładnie obliczyć ten czas. Różni uczeni stwarzają różne liczby w celu wyświetlenia kwestii wieku ludzkości. W świetle danych naukowych człowiek pojawił się w okresie czwartorzędowym, w czasie między drugim a trzecim zlodowaceniem. Nie wiemy jednak dokładnie, jak długo trwał ten okres, i ile lat upłynęło od tamtych czasów aż do naszych. Nie znamy również dokładnie okresów międzylodowcowych oraz tego, w jakim tempie te lodowce się cofały (21). Stąd i liczby określające wiek ludzkości są różne. Według Pencka ludzkość istnieje około pięciuset tysięcy lat; Soergel mówi, że człowiek zamieszkuje ziemię od trzystu tysięcy lat; to samo twierdzi Jeans; de Mortillet oblicza wiek ludzkości na dwieście czterdzieści tysięcy lat; Hansen na dwieście tysięcy lat; Rutot na sto trzydzieści tysięcy lat; J. Bayer na sto dwadzieścia pięć tysięcy lat; Haeckel na sto tysięcy lat; Burmeister jest zdania, że Egipt zamieszkiwali ludzie już od siedemdziesięciu dwóch tysięcy lat. Są uczeni, którzy przyjmują mniejsze liczby na oznaczenie wieku ludzkości. I tak: P. Termier twierdzi, że człowiek zamieszkuje naszą planetę od trzydziestu pięciu tysięcy lat lub nawet od pięćdziesięciu tysięcy lat; de Lapparent jest zdania, że wiek istnienia ludzkości nie przekracza trzydziestu dwóch tysięcy lat; Driver oblicza wiek ludzkości na dwadzieścia tysięcy lat, Mainage na czternaście tysięcy lat; de Nadaillac, Schaffhausen i Waagen na dziesięć do dwunastu tysięcy lat (22).

Z powyższego zestawienia cyfr wynika, że trudno jest dokładnie określić wiek istnienia ludzkości na naszej planecie. Objawienie Boże również nie wyświetla tej kwestii. Wprawdzie Pismo Święte Starego Testamentu przytacza szczegółowe liczby, oznaczające wiek życia patriarchów; jednak w tych zestawieniach chronologicznych napotykamy na pewne luki i przerwy; następnie historycy wschodni w podawaniu rodowodów mieli zwyczaj uwzględniać tylko linię prostą jakiegoś rodu; pomijali zaś linie boczne, które nieraz liczyły całe pokolenia. Stąd też wynika nieścisłość cyfr w chronologii biblijnej. Nie posiadamy wreszcie oryginału ksiąg Starego Testamentu, gdyż zaginął; ci zaś, którzy przepisywali księgi święte, pomieszali pewne cyfry i wskutek tego niejeden błąd dostał się do chronologii starotestamentowej. Wystarczy np. porównać ze sobą przekłady Pisma Świętego Starego Testamentu takie, jak Wulgatę, Septuagintę i tekst samarytański, ażeby się przekonać o różnicach i zauważyć warianty odnośnie do chronologii czasów patriarchalnych.

Różni uczeni, idąc za tradycją i trzymając się danych z Pisma Świętego, starają się określić czas pojawienia się pierwszego człowieka na ziemi. Liczby te oczywiście nie są ścisłe i pewne. I tak: żydzi przyjmują rok 3761 przed Chrystusem jako datę stworzenia Adama; Scaliger przyjmuje rok 3950 przed Chrystusem, Petavius rok 3983; Usher rok 4004; Clinton rok 4138; martyrologium rzymskie rok 5199; Hales rok 5411; Jackson rok 5426; Vossius rok 6004 (23).

Tak samo zagadnienia wieku ludzkości nie rozwiązuje paleontologia. Takie znaleziska, jak Sinanthrop, Atlanthrop i inne wykazują, że są to szkielety prawdziwych ludzi z odległych czasów. Na ich podstawie jednak nie można ustalić wieku ludzkości. Nie wyświetlają również tej kwestii znalezione w ziemi szkielety istot „człowiekowatych”, takich jak np. Australopiteków, czy też Oreopiteka odkrytego 2 sierpnia 1959 roku w złożach lignitu w Baccinello w Toskanii, a liczącego podobno dziesięć milionów lat. Chociaż u tych istot zaobserwowano proces pewnej hominizacji, to jednak mimo pewnych podobieństw nie stwierdzono morfologicznej autentyczności między nimi a człowiekiem. Zresztą jeśli chodzi o Australopiteków, to z badań naukowych wynika, że te istoty żyły w tych czasach, w których już żył człowiek.

Nic więc dziwnego, że z powodu braku pewnych dowodów nauka dotąd nie zna liczby, która by dokładnie określała wiek ludzkości.

Powolny proces, jakiemu od początku swojego istnienia podlegała ziemia i ciągle mu jeszcze podlega, świadczy, że „przemija postać tego świata”, wszystko w świecie się zmienia, nic nie ma stałego. „Πάντα ρει – Wszystko płynie” – powtarzał niegdyś uparcie „filozof płaczący” Heraklit z Efezu.

Świat podobnie jak każdy człowiek zmienia się i starzeje i ciągle powoli traci swoje siły tak, że nadejdzie kiedyś jego ostatni dzień, w którym ustanie na nim wszelkie życie i nastąpi jego koniec. Z wszelką pewnością to nastanie. Końca świata bowiem domaga się druga zasada termodynamiki, głosząca rozpraszanie się energii i wzrost entropii, sformułowana przez W. Thomsona i R. Clausiu. Trzeba jednak przyjąć jako prawdę, że koniec naszej planety nastąpi znacznie wcześniej, niż to przewiduje wspomniana zasada termodynamiki, i nastanie to wszystko w jakiś sposób niespodziewany i katastrofalny, jak wskazuje na to eschatologiczna przepowiednia Chrystusa o końcu świata.

Ks. Marcin Ziółkowski

(1) 1 Kor 7, 31.

(2) 2 Mach 7, 28.

(3) Denz. 428, 1783.

(4) Denz. 86.

(5) Wykład na sesji Papieskiej Akademii Nauk 22 listopada 1931 roku.

(6) Physica, l. 4, c. 11.

(7) Tamże, l. 8, c. 1.

(8) S. th. I, q. 46, a. 2.

(9) Bp J. Stępa, Bóg, świat, stworzenie, Tarnów 1947, s. 55–56.

(10) Jeden megaparsek równa się 3,26 miliona lat świetlnych.

(11) Nauka na nowych drogach, tłum. S. Szczeniowski, Warszawa, Biblioteka Wiedzy, t. 30, s. 330–331.

(12) „Ante mare et terras et, quod tegit omnia, coelum Unus erat toto naturae vultus in orbe, Quem dixere chaos, rudis indigestaque moles, Nec quidquam nisi pondus iners congestaque eodem Non bene iunctarum discordia semina rerum”. Metam., l. 1, w. 5–9.

(13) Ciężar atomowy jest to liczba, która wyraża, ile razy mianowicie atom jakiegoś pierwiastka jest cięższy od jednostki tlenowej, czyli od 1/16 masy atomu tlenu. W roku 1961 Międzynarodowa Unia Fizyki Czystej i Stosowanej zaleciła jednostkę masy atomowej 1/12 masy jądra izotopu węgla 12C. Jednostka ta praktycznie zrówna skalę fizyczną z chemiczną.

(14) Aktynouran jest izotopem uranu. Izotopy zaś są to atomowe odmiany jakiegoś pierwiastka chemicznego; ich jądra posiadają jednakową liczbę protonów, a różną liczbę neutronów. Różnią się od siebie jedynie ciężarem atomowym.

(15) Por. James Jeans, Wszechświat, tłum. Wł. Kapuściński, 1947, s. 172–174.

(16) Por. Werner Keller, A jednak Pismo święte ma rację, tłum. Janusz Koczołowski, Warszawa 1959, s. 336.

(17) Istota teorii względności, tłum. A. Trautman, Warszawa 1958, s. 140.

(18) Dz. przyt., s. 153.

(19) Dz. przyt., s. 70.

(20) Space and Spirit, 1946, s. 118, przyt. u W. Kellera, dz. cyt., s. 338.

(21) Por. ks. A. Słomkowski, Problem pochodzenia człowieka, Poznań 1957, s. 14 n.

(22) Ks. E. Kosibowicz SI, Dawność ludzkości, „Przegląd Powszechny”, grudzień 1928, s. 282–283; por. też J. M. Schneider, Theologisches und Geologisches zur Lehre über das Alter der Menschheit, „Divus Thomas”, 1927, s. 295–326; R. Koppel, Ultima e investigationes de aetate generis humani, „Biblica”, 1934, s. 419–436; F. Ruschkamp, Geschichte der Menschheit, „Stimm der Zeit”, 1935, s.187–199.

(23) Ks. E. Kosibowicz SI, artykuł przytoczony, s. 287–288.

Powyższy tekst jest fragmentem książki był ks. Marcina Ziółkowskiego Koniec świata. Eschatologia, t. 3.