Rozdział pierwszy. Prawdziwy mężczyzna… czyli kto?

Kościół od dwóch tysięcy lat z powodzeniem głosi równość kobiety i mężczyzny względem Boga. U Stwórcy nie ma znaczenia, kto jakiej jest płci. Ważne, by pozostał wierny swojemu powołaniu, czcił Boga i umarł w świętej wierze katolickiej. Nie jest jednak tajemnicą, że mężczyźni i kobiety różnią się nie tylko w sferze fizycznej. Różne są uzdolnienia poszczególnych płci. Łatwiej można sobie wyobrazić kobietę szyjącą ubrania, niż czyniącego to mężczyznę. Podobnie częściej widzimy mężczyznę z kluczem francuskim pod maską samochodu. Nie oznacza to, rzecz jasna, że nie mogą pojawiać się wyjątki. Są mężczyźni, którzy uwielbiają zajmować się małymi dziećmi, podobnie jak są kobiety, które profesjonalnie grają w piłkę nożną. Niemniej pewne dziedziny życia są zarezerwowane przede wszystkim dla jednej płci.

Inaczej rzecz wygląda w sferze religijnej i emocjonalnej. W tym wypadku kobiety i mężczyźni są zobowiązani do tych samych zachowań, mają te same cele do osiągnięcia. Nie znaczy to jednak, że do celu muszą dążyć jednakowo. Temu właśnie poświęcona jest znaczna część niniejszej książki.

Mam wrażenie – obawiam się niestety, że prawdziwe – iż kobiety nadały ton męskiemu przeżywaniu wiary. Coś, co u kobiety jest normalną reakcją – płacz, silne okazywanie emocji – u mężczyzn powinno być zastrzeżone dla intymnych relacji „sam na sam z Bogiem”. Doszło wręcz do pewnego zniewieścienia mężczyzn w sprawach duchowych. Niełatwo dzisiaj o sympatię dla krucjat, powstań antyrewolucyjnych (Wandea, Cristiada), czy też walki z bronią w ręku za Boga, ojczyznę i rodzinę. Do zniewieścienia religijnego mężczyzn przyczyniły się również środki masowego przekazu, wtłaczające katolikom do głowy, że skoro chrześcijaństwo jest religią pokoju, to nigdy nie należy chwytać za miecz w obronie wartości, które są podstawą europejskiej Christianitas. Wszystko to w imię „miłości, pokoju i tolerancji”.

Zauważalny jest kryzys tożsamości mężczyzny. Ich zniewieściałe wychowanie można zaobserwować już od przedszkola. O ile kilka lat temu zwyczajnym widokiem był obraz chłopców bawiących się zabawkami imitującymi broń, o tyle dzisiaj jest to rzecz raczej niespotykana, a wręcz potępiana przez nowoczesnych pedagogów.

W środowiskach chrześcijańskich pokutuje również niepełny obraz Chrystusa. Przedstawia się Go jako czułego przyjaciela wybaczającego grzechy, uzdrawiającego chorych, nawołującego do opieki nad bliźnimi. I to wszystko prawda. Zapominamy jednak czasem o Panu Jezusie, który wywracał stoły w świątyni jerozolimskiej, gdy oburzony był targowiskiem, które uczyniono w domu Jego Ojca. Zapominamy o Chrystusie, który mówił, że przyszedł przynieść na ziemię miecz, a nie pokój. Zapominamy wreszcie o słowach św. Pawła, który mówił: „Kiedy bowiem będą mówić: «Pokój i bezpieczeństwo » – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie umkną” (1 Tes 5, 3).

Oczywiście miłość jest filarem religii katolickiej. Jednakże świat współczesny zapomina, a wraz z nim część chrześcijan, że miłość jest nie tylko czuła i serdeczna, ale też wymagająca i twarda – zależnie od okoliczności. Bóg poprzez św. Jana powiedział o sobie samym: „Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4, 16), ale też rzekł: „Zazdrosnym i mszczącym się Bogiem jest Pan; mścicielem jest Pan i Władcą pełnym gniewu; Pan mści się na swych wrogach i długo się gniewa na swoich nieprzyjaciół” (Na 1, 2). Nie wolno nam zapomnieć o żadnym obliczu Boga, które objawił On w Piśmie Świętym.

Europa odrzuciła dziedzictwo chrześcijańskie. Brakuje więc jej odniesienia do Boga, ładu i porządku.

Do końca XV wieku chrześcijanie czcili cztery podstawowe wartości: Boga, króla, własność i rodzinę. Na początku XVI wieku doszło do obalenia pierwszej z nich – Boga. Rewolucja protestancka na czele ze zbuntowanym Marcinem Lutrem zrzuciła z piedestału Stwórcę świata, promowała za to – w ślad za humanizmem – człowieka. Widzimy dziś problemy wspólnot protestanckich, które całkowicie zagubiły się we współczesnym świecie i błądzą w oparach „tolerancji i dialogu”, promując te rzeczy, które antychrześcijański świat im podsunie.

Pod koniec XVIII wieku doszło do obalenia kolejnej wartości – króla. Jakkolwiek proces ten trwał również przez całe dziewiętnaste stulecie, to jednak jego początków możemy upatrywać w rewolucji francuskiej, niszczącej „najstarszą córę Kościoła” w jakobińskim republikanizmie. Francja nie podniosła się już z upadku, który zgotowała jej rewolucja. Ostatnim tego akcentem jest zaakceptowanie „małżeństw” osób tej samej płci z prawem do adopcji dzieci. Również inne państwa, w tym Polska, które przejęły zgubne idee rewolucji francuskiej, utraciły ziemski autorytet, którym niewątpliwie cieszył się przez wieki namaszczony przez Boga monarcha.

Dokonawszy zniszczenia odniesienia do Boga w wielu sercach ludzkich, a także ziemskiego ładu uwidocznionego przez monarchię, rewolucjoniści postanowili odebrać człowiekowi to, co do niego należy. W XIX wieku podniesiony został postulat odebrania bogatym własności ziemskiej i przekazania jej ubogim. Socjalizm, wbrew pozorom niemający w sobie nic z prawdy i sprawiedliwości, dokonał dzieła zniszczenia w poczuciu odpowiedzialności za prywatność, a zupełnie wynaturzony w postaci komunizmu doprowadził do powstania najbardziej totalitarnego państwa na świecie – Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, który chciał zanieść żagiew rewolucji wszystkim narodom. Choć komunizm ostał się tylko w kilku krajach, to jego godnym spadkobiercą okazała się być Unia Europejska.

Wreszcie, od lat sześćdziesiątych XX wieku aż do chwili obecnej, obserwujemy czwarty etap rewolucji, która ma za zadanie zniszczyć podstawową komórkę społeczną, jaką jest rodzina. Obserwujemy debatę na temat związków homoseksualnych, niszczącej rodzinę antykoncepcji i aborcji, oraz eksperymentów nad dopiero co poczętym człowiekiem w procedurze in vitro.

Zauważmy, że wszystkie etapy destrukcji, które składają się na tę rewolucję, za główny cel postawiły sobie walkę z Kościołem katolickim. Zniszczyły również tradycyjny wzór mężczyzny.

W poszczególnych rozdziałach książki staram się ukazać jak najbardziej realistycznie dwanaście postaw odnoszących się do mężczyzn. A czy jest lepszy sposób, jeśli nie ukazanie pożądanych zachowań poprzez wzorce? W tekstach tych można więc znaleźć sylwetki świętych, osób znanych z życia publicznego, a także tych, o których świat współczesny zapomniał; mężczyzn, którzy swoim życiem pokazali heroiczną wierność idei Chrystusowej.

Poza tymi dwunastoma opisami, w publikacji tej znajdują się również artykuły i wywiady publikowane wcześniej na łamach czasopism i na portalach internetowych nawiązujące do głównego tematu książki.

Kończąc chciałbym wszystkim, którym nieobce są ideały obrony Wiary i Kościoła we współczesnym, coraz bardziej zrewolucjonizowanym świecie, zadedykować wskazania, których udzielił nam św. Paweł w Liście do Efezjan: „Na koniec bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi. Przyobleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw duchowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich. Dlatego przywdziejcie pełną zbroję Bożą, abyście się zdołali przeciwstawić w dzień zły i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki, przepasawszy biodra wasze prawdą i przyoblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu!” (Ef 6, 10–18).

Kajetan Rajski

Powyższy tekst jest fragmentem książki Kajetana Rajskiego Prawdziwy mężczyzna… czyli kto?