Rozdział pierwszy. Ogólne spojrzenie na religię angielską, cz. 1

Próba zaprezentowania Kościoła katolickiego w sześciu wykładach mogłaby się wydawać przedsięwzięciem niedorzecznym, jeśli weźmiemy pod uwagę tomy, które napisano, zalew wiedzy teologicznej, czy biblioteki, które jeszcze pozostały do skompletowania na temat tej ogromnej rzeczywistości. Moim celem nie jest jednak traktowanie o Kościele katolickim jako całości, ale raczej o niektórych jego aspektach, jako przedstawianych „zwykłemu człowiekowi”. Nawet w tej sytuacji możliwe jest jedynie spojrzenie z lotu ptaka. Mówię do „zwykłego człowieka”, ponieważ to do niego, poza wszystkim, Chrystus przyszedł i przemawiał, dla niego cierpiał i powstał z martwych, dla niego ustanowił środki łaski i do niego skierowana jest Ewangelia zbawienia. Zatem zwykły człowiek, a nie zawodowy teolog, musi być w pewnym sensie ostatecznym sędzią. Podstawowym zadaniem teologa nie jest teoretyzowanie i bujanie w obłokach, ale interpretowanie, wyjaśnianie i odsłanianie zwykłym ludziom tajemnic objawienia Boga.

Zarówno z Ewangelii, jak i z historii poznajemy niebezpieczeństwa posiadania zbyt dużej wiedzy. To właśnie „człowiek z ulicy” zrozumiał Naszego Pana, podczas gdy uczony w prawie był zdumiony i obrażony. To właśnie zbyt pewny siebie, zbyt wnikliwy średniowieczny uczony o zbyt dużej tuszy został potępiony przez Namiestnika Chrystusa. Jednocześnie ten sam autorytet zawsze pochwalał katolika prostego i wiernego, choćby nawet niewykształconego. Trzeba zatem pamiętać, że żadna doktryna nie może mówić o wierze absolutnej, żadna teoria – stanowić sedna zbawienia, a warunkiem odkupienia nie może być żaden schemat, którego – nie mówię, że nie zrozumie – ale przynajmniej nie uchwyci prosty lud, dla zbawienia którego Chrystus umarł. Bowiem wiara może być olbrzymia i złożona, ale wiara to pojedynczy akt.

Proponuję zatem w niniejszych wykładach zająć się tematem z tego, a nie z żadnego innego punktu widzenia i dla tego celu stworzyć postać człowieka o przeciętnym umyśle, wyposażyć go w szczerość, nieustraszoność oraz głód Boga, obserwować działania jego umysłu w konfrontacji z trudnościami, śledzić losy jego duchowych poszukiwań i próbować zrozumieć oraz zinterpretować przyczyny, wpływające na jego wolę. Aby zaś nasza próba była bardziej praktyczna, niż teoretyczna, umieścimy go w Anglii, w przeciętnych warunkach, nie damy mu żadnych wyjątkowych możliwości, nie przyznamy mu żadnych wielkich zdolności poza tymi, które wobec Boga posiadają wszyscy ludzie. Założymy, że ogólnie przyjął on chrześcijaństwo jako najwyższego reprezentanta mądrości Boga, a jego Założyciela jako Boskiego i że pragnie wiedzieć, która z licznych form tegoż chrześcijaństwa jest tą jedną prawdziwą. Wreszcie, w imię zwięzłości, damy mu imię, które z jednej strony oznacza tego, który był drogi Naszemu Panu bardziej niż wszyscy inni, a z drugiej – dla swej wielkiej prostoty – stanowi połączenie tych cech, które próbowałem opisać. To imię brzmi: John – Jan.

Kiedy spogląda na świat religijny dzisiejszej Anglii, mnogość wspólnot roszczących sobie prawa do jego wiary od razu wprawia go w pomieszanie. Jako ktoś, kto, ogólnie rzecz biorąc, przyjął chrześcijaństwo, natychmiast odkłada na bok wszystkie wspólnoty etyczne i religijne, które odrzucają tę nazwę, a nawet niektóre z tych, co do niej pretendują. John nie ma co pytać o scjentyzm (1), mormonów (2), czy Abode of Love (3), ponieważ musimy pamiętać, że jest on tylko zwykłym człowiekiem i brak mu fanatycznego zabarwienia. Ciągle jednak wezwanie: „oto droga, niech nią podąża”, jest na tyle wieloznaczne, że go to dezorientuje. Kiedy chodzi ulicami swego rodzinnego miasta, po raz pierwszy wyczulony na wielkie sprawy życia i wieczności, widzi być może z pół tuzina miejsc kultu, z których każde nosi inną nazwę i prawdopodobnie każde twierdzi, że stanowi najczystszą studnię zbawienia, znaną człowiekowi. John jest prawie zniechęcony na początku swoich poszukiwań. Jak to możliwe, aby on, człowiek, który nie ma ani wolnego czasu, ani wiedzy i który ma dostatecznie powściągliwy stosunek do swej naturalnej nieomylności, rozróżnił w tym chórze głos, który wzywa go do Boga?

Kiedy jednak zadaje pytania, rozmawia osobiście z różnymi duchownymi i stawia przed nimi swoje problemy, rozmowa z nimi wielce go uspokaja.

„Nie wolno ci myśleć – mówią mu – że każde wyznanie to osobna wiara. Różnimy się jedni od drugich jedynie w drugorzędnych kwestiach. Ten woli jedną dyscyplinę, tamten – inną. Hymny Wesleya są miłe tym, którzy noszą jego imię, niemiłe zaś innym, którzy tego imienia nie noszą. Ogółem rzecz biorąc, jesteśmy pojednani. Wielkie prawdy chrześcijaństwa są dla nas wszystkich takie same. Nasze świadectwo brzmi na jedną nutę, chociaż jego tonacja może się różnić, ponieważ my wszyscy opieramy naszą religię na pisanym słowie Boga. Ono jest tutaj, w oprawnej księdze, dostępne dla wszystkich jednakowo, tak samo jak wolny i królewski Duch Boga, który towarzyszy każdemu szczeremu poszukiwaczowi Boskości i prowadzi go do prawdy, która go wyzwala. A jeśli chcesz dowodów tej miłości i braterstwa, możesz je odnaleźć w dzisiejszym świecie. Nauczyliśmy się wreszcie, że to, co nas jednoczy, jest większe, niż to, co nas dzieli. Jesteśmy na przykład zgodni, że w szkołach powinno się nauczać religii opartej na Biblii, z pominięciem poszczególnych doktryn naszych różnych wyznań. Nasi duchowni i wierni spotykają się na jednej płaszczyźnie, prowadząc pracę misyjną, społeczną, etyczną i religijną oraz w przypadku każdego wielkiego, duchowego przedsięwzięcia. Czytaj Biblię, mój drogi, modląc się do Boga, spotykaj się ze swymi współbraćmi, odwiedzaj miejsce kultu jakiegokolwiek wyznania w obrębie Federacji Niezależnych Kościołów, a zobaczysz, że nasze słowa są prawdą.

Dla Johna te słowa stanowią ogromną ulgę, ponieważ nie musi się już dłużej obawiać, że Bóg wzywa go, aby dokonał wyboru pomiędzy prawami, o których nie ma pojęcia. Dziękuje swoim przyjaciołom i idzie do domu ze swą Biblią.

Mijają trzy miesiące.

Pod koniec tych trzech miesięcy John nie jest już tak całkowicie spokojny, jak był na początku, ponieważ stwierdził, że Biblia, traktowana jako dzieło dogmatyczne, nie odpowiada jego własnym zdolnościom pojmowania. Na podstawie słów swych przyjaciół, na wpół oczekiwał, że Biblia okaże się kodeksem zasad, uporządkowanym wyznaniem wiary, zbiorem dokładnych maksym i twierdzeń. Jednak w rzeczywistości jest ona czymś zupełnie innym.

Znajdują się w niej zawiłe historie osób, które wydają się nie mieć wielkiego, czy praktycznego znaczenia, historie plemion i ludów, których imion nie potrafi nawet wymówić. Są tam niezliczone opowieści, niektóre niewypowiedzianie poruszające, inne najwyraźniej fantastyczne, a jeszcze inne sprawiają wrażenie na wpół prawdziwych, na wpół baśniowych – co do tych ostatnich, John ma nadzieję, że nikt nie oczekuje, aby w nie wierzył. Jest tam też sporo poezji, której nie rozumie, chociaż czerpie z jej czytania tajemniczą przyjemność, której nie potrafi wyjaśnić; obfitość logiki, z której nie potrafi zrozumieć ani przesłanek, ani wniosków; zbiór wspaniałych wizji, które go oszałamiają; ale przede wszystkim historia życia, umieszczona w środku jak klejnot, tak przepiękna, tak patetyczna, tak triumfująca, że jego głód Boga wzrasta dziesięciokrotnie.

Jednak jest tam bardzo niewiele precyzyjnych twierdzeń dotyczących doktryny. Wydaje się zatem, że John musi mieć interpretatora. „Jak mogę zrozumieć – pyta – jeśli ktoś mnie nie poprowadzi?”

Jest skrupulatnym i sumiennym człowiekiem, poczynił więc notatki w trakcie swych studiów. Z nich wybiera trzy czy cztery teksty, które wprawiają go w szczególne zakłopotanie. Wydają mu się albo tak proste, że jest zdumiony, iż jego przyjaciele nie dają większych dowodów swojego posłuszeństwa wobec nich, albo tak głębokie, że w ogóle znajdują się poza jego rozumieniem. Trzymając je w dłoniach, z umysłem otwartym na wszelkie doznania, konsultuje się ze swymi przyjaciółmi – duchownymi.

Jego pierwszym interpretatorem jest pastor Kościoła baptystów i to jemu John przedstawia swoje cztery wybrane pytania.

„Drogi przyjacielu – brzmi odpowiedź – w tym pierwszym tekście, «jeśli mężczyzna (4) nie narodzi się z wody i z Ducha» (J 3, 5), itd., wskazałeś na najważniejszą kwestię. Jest to jedna z naszych szczególnych zasad. «Jeśli mężczyzna», mówi Ewangelia, nie «dziecko». Jesteśmy najbardziej surowi w kwestii tego, co nazywamy chrztem wiernych. Poza tym, nawet jeśli sądzisz, że kładziemy zbyt duży nacisk na ten tekst, w jaki sposób taka ceremonia może mieć wpływ na nieświadome dziecko?

Co się tyczy twojego drugiego punktu, «To jest Ciało moje» (Mt 26, 26), odpowiadam, że jest to piękna i poruszająca ceremonia, ustanowiona przez Naszego Pana, aby nauczyć nas jedności wierzących w Niego. Praktykujemy ją regularnie w naszym kościele.

Twój trzeci punkt to całkowicie inna kwestia. Wątpliwe, co miał na myśli Nasz Pan, kiedy na pozór dał pełnomocnictwo odpuszczania grzechów (J 20, 23). Prawdopodobnie był to jedynie nakaz, aby głosić zbawczą Ewangelię, poprzez którą grzechy są odpuszczone. Jeśli było w tym coś więcej, z pewnością zginęło wraz z apostołami. Nie wolno ci brać tego zbyt dosłownie.

Odnośnie twojego czwartego punktu, «A Słowo stało się ciałem» (J 1, 14), jest to jeden z tekstów, które pokazują boskość Naszego Pana”.

Kolejny przyjaciel, do którego przychodzi John, to kapitan Armii Zbawienia, ale John jest zdziwiony odpowiedzią, jaką otrzymuje. Słyszy, że naprawdę najważniejszy jest ostatni punkt – gdyby Jezus nie był Bogiem, nie mogłoby istnieć odpuszczenie grzechów poprzez Jego Bezcenną Krew – ale pierwsze trzy punkty są całkowicie nieistotne. Dowiaduje się, że sakramenty to czysto zewnętrzne, arbitralne symbole, które mogą zostać zmienione lub zniesione, jak zmiana zwyczajów. W Armii chrzest został praktycznie zastąpiony powiewaniem flagą.

Prezbiterianin mówi Johnowi, że kluczowe są pierwsze dwa punkty i ostatni, ale dodaje, że do ważności sakramentów konieczny jest właściwie wyświęcony pastor, zaprzeczając informacji, podanej przez baptystę, iż każdy świecki jest kapłanem.

Kongregacjonalista zdecydowanie utrzymuje, że pastorzy to tylko kaznodzieje i że każda forma kapłaństwa jest przeciwna prawdziwej Ewangelii.

Wesleyanista zgadza się z baptystą, poza punktem, dotyczącym chrztu wiernych. Dzieci również, jak mówi, mogą być włączone do kościoła.

Na koniec unitarianin, który twierdzi, że jest chrześcijaninem w najwyższym sensie, mówi Johnowi, że to wyłącznie jego wina, iż nie dostrzegł w pełni istoty Biblii, która jest etyczna, nie dogmatyczna, a jeszcze mniej – ceremonialna. Dodatkowo pogłębia też konsternację Johna, odrzucając zupełnie ostatni z wybranych przez niego tekstów, jako będący albo późniejszym dodatkiem, albo jedynie poetyckim stwierdzeniem najwyższego człowieczeństwa Jezusa Chrystusa.

Pod koniec tego tygodnia rozmów John wraca do domu całkowicie przekonany o jednej prostej rzeczy, a mianowicie, że Biblia, jako przewodnik prawdziwej religii, jest niewystarczająca.

Miesiąc później przedstawia swoje trudności życzliwemu przyjacielowi.

„Jestem w dużym kłopocie”, mówi. „Kiedy studiowałem Biblię, szybko odkryłem, że potrzebuję jakiegoś interpretatora, aby powiedział mi, które jej części dotyczą istotnych kwestii religijnych. Na przykład znajomość historii Maher-Szalal-Chasz-Baz (Iz 8, 1) nie może być konieczna do zbawienia, ani nawet do pobożności. Zapisałem zatem kilka wyraźnych stwierdzeń z Nowego Testamentu – stwierdzeń, które w trzech przypadkach wypowiedział Nasz Pan, a czwarte, dotyczące istoty Jego natury – Jego najbliższy przyjaciel – i zabrałem, aby zinterpretowali je ci, którzy powiedzieli mi, że prawdziwa religia została zbudowana na Biblii i że wszyscy protestanci są zgodni co do wszelkich żywotnych kwestii. Jednak z sześciu grup, z którymi w ten sposób się konsultowałem, ani jedna nie zgadzała się z drugą we wszystkich punktach. Jedna odrzuciła wszystkie te punkty, inne dorzuciły informacje, którym kolejne zaprzeczyły.

Nie można też powiedzieć, że te punkty nie są istotne. Jeśli Nasz Pan uważał, że warto mówić tak wyraźnie o obrzędach, nie jest to zbyt przyzwoite ze strony Jego zwolenników, aby nimi gardzili. Te punkty nie mogą być też teoretyczne. Są one najbardziej praktyczne ze wszystkich. Dotyczą początku życia chrześcijańskiego, jego podtrzymywania i oczyszczania. Wpływają nie na abstrakcyjne pojęcia, ale na działania. Każdy z moich przyjaciół może mieć rację w swojej interpretacji, ale wszyscy nie mogą jej mieć”.

„Mój drogi – odpowiada jego przyjaciel – masz absolutną rację, że jesteś skonsternowany. Potrzebujesz autoryzowanego interpretatora Pisma. Tak jak mówisz, niemożliwe jest, aby być bezwyznaniowcem i zachować wiarę chrześcijańską. Proces tej nowej herezji, to jak proces korozji. Po trochu ściera to, co nazwano niewzruszoną Skałą, jeśli jeden wierzy w chrzest, inny nie. Zatem «na wszystko, co święte w tym świętym słowie, bądźmy liberalni – woła bezwyznaniowiec – i znieśmy chrzest! To ograniczone i dogmatyczne – mówi – a nawet wręcz nieżyczliwe, aby uważać za niezbędne to, czego mój równie uczony i święty brat za takie nie uważa!»

Czy nie widzisz, Johnie, że bezwyznaniowość to stan, a nie miejsce, że jest przejściowa, nie stała? Zatem to, co jest nakazane i czym Bóg w swym miłosierdziu obdarza, to mocny, autoryzowany świadek i interpretator prawdy Jego Pisma. Musimy mieć określone, niezmienne wyznania wiary dla laikatu, wnikliwe artykuły wiary dla kleru, liturgię, która przechowuje wiarę w formie kultu. Wszędzie indziej obecne są zmiana i zepsucie, ale właśnie w Bożym Kościele katolickim, którego gałąź została założona przez prawo na tej wyspie, można odnaleźć ostateczny autorytet. Znajdziesz w nim wszystko, czego potrzebujesz, wszystkie zasadnicze kwestie, o których mówiłem. Kościół ten stosuje sakramenty, które nakazał Chrystus i proponuje nam wiarę, którą On objawił. «Łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa» (J 1, 17). Łaska i prawda nadal płyną do nas kanałem Kościoła anglikańskiego!”

Taka elokwencja w ustach szczerego i pobożnego człowieka, głęboko oddziałuje na Johna, który w ciągu kilku miesięcy zostaje pełnoprawnym członkiem Kościoła anglikańskiego.

Ks. Robert Hugh Benson

(1) Christian Science – scjentyzm – wyznanie protestanckie, utworzone w USA przez M. E. Baker (1821–1910). Charakteryzuje się doktryną negującą realność świata fizycznego. Wyznawcy wierzą, że choroby somatyczne zasadniczo mają charakter duchowy. System ich duchowego leczenia oparty jest na interpretacji Biblii.

(2) Mormoni – wspólnota religijna założona w 1830 roku w USA przez Josepha Smitha; mają synkretyczną doktrynę złożoną z wątków chrześcijańskich, judaistycznych i objawień zawartych w Księdze Mormona (np. wiara w objawienie się Jezusa pierwszym osadnikom amerykańskim); są zrzeszeni w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego.

(3) Sekta „Siedziba Miłości” – założona w latach czterdziestych XIX wieku przez anglikańskiego duchownego Henry’ego Jamesa Prince’a. Wyznawców nazywał agapemonitami, czyli „ucztującymi Boską miłością”, na podobieństwo sekty tzw. wolnej miłości z Rzymu z III wieku po Chrystusie. H. J. Prince głosił nieuchronny koniec świata i obiecywał raj na ziemi wspomagającym go finansowo. Społeczność rozpadła się w latach pięćdziesiątych XX wieku.

(4) Według Biblii Tysiąclecia: „jeśli się ktoś nie narodzi…”, ale dla zachowania sensu wypowiedzi musi być zachowane tłumaczenie dosłowne.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Roberta Hugh Bensona Religia zwykłego człowieka.