Rozdział pierwszy. O wydawaniu córek za mąż

„Wydaj córkę, a wielką rzecz sprawisz, a oddaj ją za człowieka roztropnego” (Ekle 7, 27).

Przez kobietę całe złe padło na nas, przez niewiastę spełniło się nasze odrodzenie i zbawienie. Pycha i nieposłuszeństwo Ewy zgubiły świat, posłuszeństwo i pokora Maryi świat zbawiły. Ach! I dzisiaj to widzimy. Zła niewiasta jest zgubą, zgorszeniem, przekleństwem dla całej swojej rodziny; dobra niewiasta jest zbawieniem, odrodzeniem, błogosławieństwem dla całej swojej rodziny i dla całego kraju. Nikt tyle dobrego na świecie nie uczyni, co dobra matka, bo to, co ona zaszczepi, jeszcze w dalekich pokoleniach odzywać się będzie; nikt tyle złego sprawić nie może, jak zła matka, bo ten zaczątek złego, który ona rzuci w serce dziecka, nie przestanie wydawać owoców śmierci w najpóźniejszych czasach. I o tym parę słów.

Obchodzi dziś Kościół uroczystość Najświętszej Panny Maryi. Każda uroczystość Kościoła powinna nam służyć na to, abyśmy się zgromadzali w świątyni naszego Boga, utwierdzali się mocniej w wierze i poprawili nasze życie; więc przy dzisiejszej uroczystości jedną smutną a gorzką prawdę wezmę pod rozwagę.

Gdybym zapytał którejkolwiek matki, która ma już dorosłą córkę, co ją najbardziej niepokoi, czym są najczęściej zajęte jej myśli? Zdaje się, że odrzekłaby: „Ach! Los mego dziecka, przyszłość tej mojej córki jest celem wszystkich moich prac, przedmiotem wszystkich moich myśli! Obym mogła widzieć to dziecko szczęśliwym, obym mogła pobłogosławić ją idącą do ślubu i nie zostawiać pod cudzą opieką!”

Tak! Życzenie to sprawiedliwe i która matka inaczej by mówiła i myślała, niegodna by była świętego imienia matki. Bo, jeśli każdego, który posiada choć cień szlachetności i uczucia, obchodzi los takiej niewinnej młodej osoby, chociaż mu zupełnie obcej i obojętnej, i jeśli dla tej wzajemnej miłości, która tak ścisłym węzłem łączy nas w Bogu, każdy według sił i możności powinien jej dopomagać, co dopiero mówić o matce, która żyje więcej życiem dziecka niż własnym, cierpi bardziej boleścią dziecka, niż własną?

A jednak, pomimo tego wszystkiego, pomimo wszystkich najlepszych chęci, starań, życzeń, zabiegów, przezorności, tak mało jest szczęśliwych małżeństw na świecie!… Chociaż temu, co tylko powierzchownie sądzi o rzeczach, może przeciwnie się wyda, temu, który nie wie, na czym polega szczęście małżeńskie, który nie mając serca i czucia, sądzi, że uroda żony i bogactwo męża związek ten musi uczynić szczęśliwym. Jaka jest więc przyczyna tylu nieszczęśliwych niedobranych małżeństw? Prawda! Częstokroć ani matki, ani córki winić nie można – i o takich małżeństwach nie mówimy, tak bolesnych nie dotykamy stosunków – tych goryczy, które nie z własnej winy, ale z dopuszczenia Boskiego na was padną, osądzać do nas nie należy. Tu tylko zawołać możemy w upokorzeniu i wyniszczeniu serca: O, Boże! Jak niepojęte, niezgłębione są Twoje sądy i drogi Twojej Opatrzności! Cierpię, Boże, ale to wiem, że cierpię za wolą i wiedzą Twoją – wiem, że Ty nie chcesz mej zguby, ale mego zbawienia, i jeśli do tego prowadzisz mnie drogą krzyża, tą drogą, którą szedłeś Ty sam i Matka Twoja i wszyscy wybrani Twoi, nie narzekam, lecz, choć ze łzami, składam Ci dzięki za ten krzyżyk!

Ale, niestety, często, bardzo często przyczyną jest – kto? Sama matka! Czy może być boleśniejszy widok nad ten, który, niestety, często, bardzo często przedstawia się naszym oczom: jak matka z rozwagą, z zimną krwią szczęście, serce, duszę swego dziecka, swojej córki, ofiarowuje, poświęca na ołtarzu miłości własnej, samolubstwa i swojej próżności! Ile to jest matek, które sądzą, iż z córką, swoim dzieckiem, obchodzić się mogą, jak z rzeczą na sprzedaż! – „Mam prawo do tego, bo to moje dziecko, i tego prawa nikt mi odjąć nie może!” – Czy tak? To już Bóg do tego dziecka żadnego prawa nie ma? Więc powinnaś wiedzieć, jeśli, niestety, dotychczas tego nie wiedziałaś, że twoje prawo jest ograniczone, że masz prawo, lub raczej, że masz obowiązek czuwania, pracowania nad szczęściem doczesnym i wiecznym twego dziecka; ale do tego, abyś, dogadzając sobie, to dziecko uczyniła nieszczęśliwym, do tego nie masz żadnego prawa.

Jakie przyczyny powodują tobą, gdy chcesz wydać córkę za mąż? – „Szczęście mego dziecka!” – Ale czy wiesz, komu żądasz, aby ona, może przeciw woli, wbrew życzeniu serca, zaprzysięgła wieczną wierność? – „O, wiem dobrze; przezorna w tej mierze, dowiedziałam się o wszystkich finansach narzeczonego! Kazałam sobie przedstawić wyciąg tabularny; żadnego nie ma długu, a majątek piękny; ma jeszcze bogate ciotki, stryjów bezdzietnych; on po nich będzie dziedziczyć; dom najmodniej urządzony, ogród prześliczny; w tym względzie nic do życzenia nie pozostaje”. – Dobre to wszystko! Ale ani dom, ani ogród nie będzie jej mężem! Jakie są jego osobiste zalety? – „O! I o tym pamiętałam. Jest on zacnego i sławnego rodu; imię jego wszędzie wstęp mu uczyni”. – Dobrze! Ale nie imię, lecz człowiek, który je nosi, będzie jej mężem, a cnoty jego przodków niewiele jej pomogą, jeśli ich nie odziedziczył wraz z imieniem. – „Lecz to zaszczyt mieć takiego zięcia; on i drugim dzieciom pomoże do awansu w świecie”.

Rozumiem! To ty córkę, tak ukochaną, chcesz uczynić szczeblem tej drabiny, po której będzie się pięła w górę twoja próżność!? Prawda! Piękny majątek, uczciwie nabyty, nie jest do wzgardzenia; wielkie, sławne imię, z którym łączą się wielkie cnoty, wzbudza uszanowanie i wkłada równocześnie na tego, który je nosi, wielki obowiązek naśladowania cnót swoich przodków. Ale jeśli on tego nie czyni, nie pełni tego obowiązku, jeśli nie ma żadnych osobistych zalet? – „O, ma; przekonałam się o tym! On w każdym towarzystwie umie się znaleźć najlepiej; on jest duszą, ożywiającą każde towarzystwo; niejedna matka pozazdrości mi takiego zięcia!” – To chyba matka, która myśli tak, jak ty. Ale czy to wszystko, co o nim wiesz? Oj! Bardzo to czcze zalety, jeśli nie ma innych. Tu rozum, doświadczenie, roztropność i miłość twoja powinna działać. Jeśli kiedyś, to teraz okaż się być matką; wszystkie poboczne widoki odłóż na stronę, zapomnij o sobie, a myśl tylko o przyszłym szczęściu twego dziecka. Poznaj więc wszystkie skłonności, nałogi, zasady przyszłego męża twej córki. – „Ach! On właściwie żadnych jeszcze nie ma zasad; on jest taki młody; a kto się ożeni, ten się odmieni”. – Ale czy na lepsze, czy na gorsze? To ty ze szczęściem twego dziecka chcesz grać w diabełka? On się poprawi ze swych błędów? O, posłuchaj dobrej rady: między błędem a błędem, nałogiem a nałogiem jest wielka różnica. Jeśli on teraz, kiedy mu idzie o pozyskanie ręki i serca twego dziecka, błądzić nie przestaje – jeśli on teraz woli spędzać swój czas przy kartach i kieliszku, niż w swoim domu– jeśli on może nie poprzestaje rozpusty teraz jeszcze, gdy tylko jeden obraz, jedna miłość powinna wypełniać całe jego serce i zajmować myśli, jakby szczęśliwą uczynić tą, której przyjacielem, opiekunem, mężem ma zostać – czy sądzisz, że kiedy już nie będzie miał czego się obawiać, stanąwszy u kresu swoich życzeń, że on wtedy się odmieni? Oj! Mała nadzieja! Że córka młoda, niedoświadczona, a szczególnie przy tym modnym wychowaniu, jakie od ciebie odebrała, da się zbałamucić, cóż dziwnego! – Ale matka inaczej powinna myśleć! – „On dziecko moje tak kocha, że dla niej gotów uczynić wszystko!” – Skąd to wiesz? – „Ach! Czy to niejeden raz on tak gorąco się oświadczał!” – Oj! Ostrożnie! Słowa nic nie kosztują, i częstokroć najwymowniejsze oświadczenie, gdzie serce twarde, zimne i obojętne, i często najpiękniejsze uczucie tylko milczeniem się zdradza. Może, gdy twemu dziecku tak gorąco oświadcza swą miłość, przed chwilką jeszcze goręcej oświadczał się cudzej żonie, chcąc ją do zbrodni nakłonić! Ot! Jeśli oświadczenie i jego miłość są prawdziwe, to uczynki słowom powinny być odpowiednie!

A może on z tych samych powodów stara się o twoją córkę, z jakich ty starasz się o niego? Bo to wstyd i hańba, w naszych czasach, że nieraz matki pierwszy krok czynią – pierwsze oświadczają się, że mają córkę na zbyciu. To z obu stron handel, a towarem jest tu serce niewinnej dziewicy! Nie rozczulaj się, nie rozrzewniaj tak bardzo nad losem nieszczęśliwych niewolników, których wolność i ciała zaprzedają, bo ty sprzedajesz serce i duszę dziecka i modne salony uczyniłaś targowicą niewolnic, jak w Carogrodzie! Ów narzeczony – mówisz – kocha twoje dziecko; a może to jego próżność zakochała się w imieniu twojej córki, jego chciwość w jej posagu, jego rozwiązłość w jej urodzie? Przenieś to imię, te wdzięki na ową biedną dziewczynę, którą uczynił nieszczęśliwą, a odstąpi od twego dziecka. Kocha twą córkę tyle, ile tę wieś, co ma ona w posagu, a może i mniej, bo twej córki bez wsi by nie wziął, ale wieś bez córki zaraz by przyjął.

„Niech się tylko ożeni, to go żona zmieni!” – Prawda! Dobra żona dużo, bardzo dużo uczynić może łagodnością, cierpliwością, pokorą i modlitwą; ale to się nie zawsze udaje. Lecz mówmy szczerze: czy takie dałaś wychowanie córce, abyś mogła podobne rościć sobie nadzieje? Czy raczej nie powinna byś takiemu ją powierzyć człowiekowi, co by jej niemałe mógł poprawić przywary? Ona najczystszą francuszczyzną nie przygłuszy w nim głosu namiętności; ona najczulszym śpiewem nie wleje w jego duszę zasad tych cnót, których znać nie chce; ona najzgrabniejszym tańcem nie zwiąże jego nóg, aby za domem nie chodziły szukać zabronionych uciech! Miłość bez szacunku i poważania prędko zgaśnie, bo taka miłość jest tylko w zmysłach, a nie w sercu – i ta cała uroda twego dziecka człowiekowi podłego serca tak prędko spowszednieje i stanie się obojętną, że najszpetniejsza twarz zajmie go bardziej, niż uroda żony – właśnie dlatego, że jest jego żoną!

Ale rzecz najważniejsza, na którą każda matka powinna dobrze uważać, a nad którą, niestety, mało która się zastanawia i tak sobie ją lekceważy, jak i ten, któremu chce powierzyć szczęście swego dziecka, jest względem Boga. Kto Boga nie czci i nie szanuje, ten i twego dziecka nie będzie szanować; kto Boga zdradził, ten bez skrupułu zdradzi i twoje dziecko. I ty chcesz oddać pod opiekę twoją córkę temu, na którego głowie cięży gniew Boski? Temu, który świętokradzką spowiedzią i Komunią, odbytą dla formalności przed ślubem, ostatnią pieczęć przyłożył swemu odrzuceniu?! Jeśli twoja córka przed ślubem Boga nie znała i nie kochała, przy takim mężu znać Go i kochać pewnie się nie nauczy. Będzie to biedne małżeństwo i biedne dzieci w nim będą wydane na świat! – W tym domu będzie pełno blasku, hałasu i wesela, ale w duszy i sercu pusto i tęskno! Jeśli zaś twoja córka Boga znała i kochała, to mąż bez wiary będzie jej to poczytywać za zbrodnię. On w jej najświętszym przekonaniu będzie ranić jej serce; ale natomiast nie uczyni jej żadnego wyrzutu, gdy po całych dniach i nocach będzie włóczyła się po przyjęciach i zabawach, choćby wiedział, że jej cnota jest zagrożona; co gorzej, on sam będzie ją narażać na niebezpieczeństwo, aby mógł swobodniej chodzić krętymi drogami – ale gdy do kościoła pójdzie, pełno krzyku i hałasu! On na próżną wystawę i błyskotki pozwoli jej trwonić majątek – ale gdy zechce dać jałmużnę, wyrzucać jej będzie marnotrawstwo. On najplugawszych romansów będzie jej sam dostarczał, byle tylko książki do nabożeństwa nie widział w jej ręku. O! Ile potrzeba cnoty i wytrwałości, aby najlepsza osoba nie zeszła z prawej drogi! Ale jeśli ty ją wystawiłaś na takie niebezpieczeństwa, aby dogodzić własnej próżności, matko, pamiętaj, ciężka będzie twoja śmierć, straszny twój sąd! O, matko! Kochaj nie siebie w dziecku, ale twoje dziecko, abyś spokojnie mogła umierać i aby błogosławieństwa twoich dzieci, wnuków i prawnuków wstąpiły z tobą do grobu! Kochaj tak twoje dziecko na ziemi, abyś je na wieki mogła kochać! Pamiętaj, że to dziecko może się rzuci zalane łzami na twoje łono, opowiadając ci wszystkie swoje boleści, a jeśli delikatność i szlachetność usta jej zamknie, to sumienie aż nadto głośno będzie wołać: „Tyś, matko, sprawczynią mych boleści!”. Pamiętaj, że jeśli w tej okropnej walce ulegnie i pójdzie drogą zbrodni, sumienie wołać ci będzie we dnie i w nocy: „Ty zabiłaś duszę swego dziecka!”. Jeśli zwycięży, ale zwycięstwo przypłaci życiem, będziesz szła za jej trumną – z wyrzutem: „Ty zabiłaś swoje dziecko!”.

O, dobre matki, jakich tu w tym momencie jest wiele! Niechaj Bóg błogosławi wam i stokrotnie wam wypłaci błogosławieństwem waszych dzieci i całego kraju, co uczyniłyście dla tych dzieci i całego kraju dobrym wychowaniem waszych dzieci! Niechaj wasze imię, błogosławione w niebie, błogosławione na ziemi, żyje w najdalszych pokoleniach, przyświecając im, jak jasna pochodnia! Przez dobre matki i dobre córki odrodzić się mogą nasze czasy. Pamiętajcie, jak wielkie jest to wasze zadanie! – Ale i nie mniejsza będzie wasza nagroda. Wasze rozproszone myśli i dążności ześrodkuje w jeden punkt dobre wychowanie waszych dzieci, bo to jest pierwszym, najświętszym obowiązkiem, w którego pełnieniu nie zdawajcie się na nikogo! Nie możecie zanadto kochać, zanadto czuwać nad waszym dzieckiem. Nie chowajcie waszych dzieci, aby się światu, ale aby się Bogu podobały, a wówczas Bóg będzie błogosławić i wam i waszym dzieciom, a przez was i wasze dzieci, całemu krajowi. Jeśli dla świata dzieci chować będziecie, świat i Bóg nimi wzgardzi; jeśli dla Boga będziecie wychowywać, świat będzie je szanować i czcić. I z pociechą złożysz w godzinie śmierci twoje ręce na tę głowę, na której błogosławieństwo ludzkie i Boskie spoczywa! Amen.

Ks. Karol Antoniewicz SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Karola Antoniewicza SI Rekolekcje z Matką Bożą.