Rozdział pierwszy. Nasza Pani przychodzi do siostry Katarzyny

Światła wielkiego miasta Paryża migotały i błyszczały niczym niezliczone klejnoty w ciemnościach łagodnej lipcowej nocy. Z kawiarenek z ogródkami płynęła wesoła muzyka, a szerokimi alejami ciągnął się w obu kierunkach niekończący się strumień powozów w drodze powrotnej z teatrów. Jednak w domu macierzystym Sióstr Miłosierdzia panowała zupełna cisza. Tego dnia siostry zajmowały się przygotowaniami do święta św. Wincentego a Paulo, który przeszło dwieście lat temu założył ich stowarzyszenie. Teraz, po całym dniu ciężkiej pracy, siostry pogrążyły się w głębokim śnie. Jutro w ich klasztorze odbędzie się radosna uroczystość.

Podobnie jak inne zakonnice, młoda siostra Labouré zapadła, wyczerpana, w mocny sen. Nagle poruszyła się niespokojnie. Czyżby ktoś ją wołał?

Nagle usiadła na łóżku. W sali sypialnej panowała ciemność. Była jednak pewna, że za białymi zasłonami wokół jej łóżka przesuwało się jakieś światło. Tak, ktoś naprawdę ją wołał! Usłyszała teraz jak wymawia jej imię po raz trzeci.

Szybko rozchyliła zasłony i wyjrzała na zewnątrz. Po chwili, zdumiona, rozsunęła je całkiem. Kilka stóp dalej stał mały chłopiec w błyszczącym białym stroju – miał około pięciu lat, niebieskie oczy i złote włosy!

– Chodź do kaplicy – zapraszał ją. – Najświętsza Panna czeka na ciebie.

Siostra Labouré nie mogła uwierzyć własnym oczom i uszom. Do kaplicy? O tej porze nocy? Najświętsza Panna?

Dziecko jakby czytało w jej myślach.

– Nie bój się – powiedziało. – Jest wpół do dwunastej i wszyscy już śpią. Nie zwlekaj. Będę na ciebie czekał.

Drżącymi palcami siostra Labouré zaczęła się ubierać. Czy to sen? Och, z pewnością nie! Już jako mała dziewczynka modliła się o to, aby mogła zobaczyć Najświętszą Pannę. A teraz w wigilię święta św. Wincentego a Paulo…

Była gotowa w ciągu kilku minut. Mały chłopiec czekał na nią tak jak obiecał i oboje czym prędzej udali się do kaplicy. Gdy pospiesznie przemierzali puste korytarze, jeszcze bardziej rosło zdumienie młodej siostry. Wszystkie światła były zapalone! A gdy dotarli do kaplicy ciężkie drzwi otworzyły się ledwo dziecko dotknęło je ręką. Wewnątrz było jeszcze więcej świateł. Paliły się wszystkie świece na ołtarzu.

„Jak gdyby miała odbyć się Pasterka!” – pomyślała podekscytowana siostra Labouré.

Zdecydowanym krokiem dziecko przemierzyło środkową nawę kaplicy i weszło do prezbiterium. Po chwili zatrzymało się przed krzesłem, w którym siadał zwykle kapelan, gdy przemawiał do wspólnoty. Siostrę Labouré opanowało radosne podniecenie. Z bijącym sercem uklęknęła przy balustradzie przy ołtarzu i niecierpliwie rozejrzała się dookoła. Najświętsza Panna! Gdzie Ona jest?

Gdy jednak mijały minuty i nic się nie wydarzyło siostra Labouré stawała się niespokojna. Spojrzawszy na dziecko stojące kilka stóp dalej obróciła się i powiodła zaniepokojonym wzrokiem po kaplicy. A gdyby ktoś ją tu zobaczył! Jedna z sióstr pełniąca dyżur przy chorych mogłaby zajrzeć tu zwabiona światłami…

Nagle dziecko dało znak.

– Oto Najświętsza Panna – powiedziało.

Jego słowa jeszcze brzmiały, gdy dało się usłyszeć szelest jedwabiu. Oczy siostry Labouré rozszerzyły się ze zdziwienia. Najpiękniejsza pani jaką kiedykolwiek widziała zstępowała z prawej strony ołtarza i z gracją zbliżała się do krzesła! Ale… czy to naprawdę Najświętsza Panna? Jej żółtawobiały ubiór i niebieski welon były bardzo podobne do tego, co miała na sobie święta Anna na wiszącym w prezbiterium obrazie. Poza tym krzesło i sposób w jaki piękna nieznajoma w nim usiadła…

Jak gdyby czytając w jej myślach dziecko kiwnęło głową uspokajająco.

– Tak, to Najświętsza Panna – powiedziało.

Jednak siostra Labouré wciąż była pełna wątpliwości. Czy to jawa, czy sen? Czy to możliwe, że ta piękność siedząca w fotelu była jakąś wielką damą zaprzyjaźnioną z klasztorem? Czuła, że nie jest w stanie odezwać się ani zrobić żadnego ruchu.

Gdy tak bezmyślnie klęczała w tym samym miejscu dziecko zdawało się tracić cierpliwość.

– To jest Najświętsza Panna! – wykrzyknęło głosem, który był teraz głęboki i ostry, jak gdyby należał do mężczyzny. – Idź do Niej! Nie widzisz, że czeka na ciebie?

Po tych słowach zniknęły wszystkie wątpliwości. Siostra Labouré pobiegła do prezbiterium i klękając przy krześle, oparła swoje dłonie na kolanach Najświętszej Panny.

– Matko! – wykrzyknęła radośnie unosząc wzrok na Jej łaskawą twarz, która zwrócona była w jej kierunku. – Naprawdę przyszłaś!

Niebiańska istota uśmiechnęła się.

– Tak – powiedziała, a Jej głos brzmiał jak najsłodsza muzyka. – Przyszłam.

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Cudowny Medalik.