Rozdział pierwszy. Anioł Pokoju

Był chłodny wiosenny poranek roku 1916 i trójka dzieci z portugalskiej wsi Fatima nie widziała w nim niczego niezwykłego. Wstały, jak to miały w zwyczaju, przed świtem, zjadły śniadanie, a następnie wyprowadziły na pastwisko owce swoich rodziców. Po drodze jak zwykle paplały wesoło, planowały, w co będą się bawić, gdy owce w końcu rozejdą się po pastwisku. Tego dnia padało, ale chłodna mżawka to dość częste zjawisko wczesną wiosną.

– Nie możemy za bardzo zmoknąć – powiedziała sześcioletnia Hiacynta. – Łucjo, może powinniśmy dziś pójść do jaskini?

– Oczywiście, że powinniśmy! – pisnął jej ośmioletni brat Franciszek. – Stamtąd łatwo będzie obserwować owce.

Ich dziewięcioletnia kuzynka przyjrzała się krytycznie ponuremu krajobrazowi. Pastwisko, na które przyprowadzili owce, należało do jej rodziców. Było to całkiem małe pole z zaledwie kilkoma nierównymi rzędami drzewek oliwnych po jednej stronie, ale w pobliżu znajdowało się też niewielkie wzniesienie. Na jego szczycie dumnie rozkładał swoje ramiona wiatrak. W zboczu wzniesienia znajdowała się jaskinia – z pewnością najlepsze schronienie w okolicy.

– Dobrze – powiedziała w końcu. – Franciszku, zaopiekuj się naszym drugim śniadaniem i uważaj, żeby nie zmokło. Owcom chyba nic się nie stanie, jak zostaną przez chwilę same.

Lekko zdyszane dzieci dobiegły w końcu do jaskini. W środku było ciemno i dość ciasno, ale małym pastuszkom wcale to nie przeszkadzało. Przywykły do tego miejsca, gdyż często bawiły się tu także w słoneczne dni. Poza tym, jaskinia była sucha i zapewniała świetny widok na całe pastwisko. Gdyby jakaś owca odłączyła się od stada, natychmiast by to zauważyły.

Przez jakiś czas cała trójka pochłonięta była rozmową. Czy będzie padać cały dzień? A może wyjdzie słońce i będą mogły pobawić się na wzgórzu w echo?

– Mam nadzieję, że wyjdzie słońce – powiedziała Hiacynta z nadzieją, lekko drżąc z zimna. – Jeśli okaże się, że będziemy musieli tu zostać cały dzień, strasznie się wynudzimy.

Franciszek zgodził się z tym stwierdzeniem, choć nie podobał mu się pomysł zabawy w echo. Oczywiście, fajnie było stać na szczycie wzgórza, wykrzykiwać różne słowa ile sił w płucach i słuchać, jak wracają. Ale jeszcze większą frajdę sprawiało przetrząsanie całego pastwiska w poszukiwaniu kamieni, znoszenie ich w jedno miejsce i budowanie z nich domu.

– Jak się przejaśni, zbuduję naprawdę gigantyczny dom – oznajmił dziewczynkom. – To będzie najpiękniejszy dom, jaki kiedykolwiek widziałyście!

Łucja roześmiała się. Franciszek był od niej o rok młodszy. Już od maleńkiego uważał się za uzdolnionego budowniczego. Wiedział jednak, podobnie jak wiedziała to Hiacynta, że prawdziwym przywódcą była Łucja. I czemu nie? Przecież była najstarsza. Poza tym, jako jedyna z całej trójki, przystąpiła już do Pierwszej Komunii świętej.

– Później zdecydujemy, co będziemy robić – rzekła. – Teraz zobaczmy, co mamy na drugie śniadanie.

Godzinę później dzieci zjadły już ze smakiem chleb, ser i owoce, które ich mamy dla nich spakowały. Widząc, że zaczyna się przejaśniać, Franciszek zasugerował, żeby wyszli na zewnątrz się pobawić. Jednak Łucja nie chciała go słuchać. Czy nie było już południe? Czy nie skończyli właśnie posiłku? Dobrze. Teraz, zgodnie ze zwyczajem okolicznej ludności, muszą odmówić Różaniec.

Franciszek westchnął głęboko. Nigdy nie przepadał za Różańcem, ani też za chodzeniem do kościoła. Głęboko w sercu czuł, że takie rzeczy były tylko dla kobiet i dziewczynek. Sprzeczanie się z Łucją nie miało jednak sensu, dlatego poszperał w kieszeni i po chwili wyciągnął z niej mały drewniany różaniec.

– Pośpieszmy się więc – powiedział – i jak tylko skończymy, zbuduję dom z kamieni. Tylko poczekajcie, a zobaczycie, jaki będzie wielki i piękny!

Na kilka minut w jaskini zrobiło się bardzo spokojnie, gdy cała trójka przesuwała paciorki między palcami. Jednak postronnego słuchacza na pewno bardzo zadziwiłby sposób, w jaki mali pastuszkowie czcili Matkę Boską. Otóż, dla oszczędzenia czasu, mówili jedynie dwa pierwsze słowa modlitwy Ojcze nasz na dużych paciorkach i dwa pierwsze słowa Zdrowaś Maryjo na małych paciorkach, gdyż już dawno odkryli, że w ten sposób cały Różaniec można odmówić w mgnieniu oka!

Gdy tylko skończyli się modlić, Franciszek spojrzał z nadzieją na Łucję.

– Czy teraz możemy już iść się bawić?

– Nie. Wciąż jeszcze pada.

– Ale tylko troszkę!

Hiacynta wyjrzała na zewnątrz.

– To tylko drobna mżawka, Łucjo.

– To bez znaczenia.

– Ale co z moim domem? Chciałbym zacząć szukać kamieni!

– Zostań ze mną Franciszku. Ty też, Hiacynto. Możemy pobawić się tutaj.

Dzieci niechętnie znów usiadły na brudnej podłodze jaskini. Łucja była najstarsza i już dawno temu powiedziano im, że muszą się jej słuchać, jeśli spędzają dzień poza domem. Gdy tak siedziały i zabawiały się opowiadaniem historyjek, poczuły nagły podmuch wiatru, który zmusił je do spojrzenia w górę. Zanim nawet zaczęły się zastanawiać, czy nadciąga właśnie wiosenna burza, ich oczom ukazał się niesamowity widok. Na samym skraju pola, ponad drzewami oliwnymi, unosiło się piękne, białe światło. Błyszczało jak najbielszy śnieg, jak najczystszy kryształ! Nie pozostawało jednak w bezruchu. Przesuwało się nad czubkami drzew, nad rozległym pastwiskiem, wprost do jaskini!

Cała trójka, w ciszy pełnej nabożnego lęku, wpatrywała się w zbliżające się światło i dostrzegła, że w jego środku stał młody mężczyzna. Miał na sobie zwiewne białe szaty, jakie dzieci pamiętały z obrazków przedstawiających anioły i świętych, które znajdowały się w ich kościele. To jednak nie był obrazek! To się działo naprawdę!

– Nie lękajcie się – rzekł tajemniczy przybysz. – Jestem Aniołem Pokoju.

Następnie ukląkł i dotknął czołem ziemi.

– Módlcie się ze mną – powiedział.

Prawie nieświadomi swoich czynów mali pastuszkowie padli na kolana i naśladowali ruchy tajemni czego młodzieńca. Gdy przemówił, powtarzali jego słowa:

– O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie, ufam Tobie, kocham Cię. Proszę Cię, byś przebaczył tym, którzy nie wierzą, którzy Cię nie uwielbiają, którzy Cię nie kochają, którzy Ci nie ufają.

Anioł powtórzył modlitwę trzy razy, a potem powstał.

– Módlcie się tymi słowami – rzekł do nich. – Serca Jezusa i Maryi usłyszą wasze wołanie.

Po chwili anioł zniknął, zostawiwszy dzieci pełne nabożnego lęku, jakiego nie zaznały jeszcze nigdy w życiu. Rzeczywiście, po powrocie do domu tej nocy nie były w stanie powiedzieć nikomu o tym niesamowitym zajściu. W pewnym sensie wizyta anioła była zbyt święta i piękna, by można ją było ubrać w słowa.

Anioł pojawił się ponownie dopiero w połowie lata.

– Cóż robicie? – spytał. – Módlcie się! Módlcie się bardzo dużo! – powiedział dzieciom tym razem. – Serca Jezusa i Maryi mają wobec was miłosierny plan. Ofiarujcie Najwyższemu modlitwy i poświęcajcie się bez ustanku.

Łucja zawahała się, nie wiedząc, czy wypada odzywać się do anioła. W przypływie odwagi spytała jednak:

– Jak mamy się poświęcać?

Gość niebieski odparł:

– Czyńcie ofiarę ze wszystkiego, co możecie, i ofiarujcie to Bogu jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest On obrażany oraz jako prośbę o nawrócenie grzeszników. W ten sposób sprowadzicie pokój na waszą ojczyznę.

Hiacynta i Franciszek milczeli. Jak dzieci mają nawracać grzeszników? Jak mają położyć kres okrutnej wojnie, która wyniszcza Europę już od dwóch lat?

Anioł zdawał się czytać w ich myślach.

– Jestem Aniołem Stróżem Portugalii – rzekł.

– Przede wszystkim, przyjmijcie i znoście z pokorą cierpienie, które ześle na was Pan Bóg.

Po tych słowach zniknął i nagle dzieci ogarnęło dziwne uczucie przygnębienia. Dlaczego anioł je opuścił? Dlaczego nie powiedział im więcej o tym, jak nawracać grzeszników i kiedy skończy się wojna?

– Może jeszcze wróci – rzekł Franciszek z nadzieją.

– I przekaże nam kolejną wiadomość – dodała Hiacynta.

Łucja przytaknęła.

– Myślę, że wróci – powiedziała powoli – ale najpierw musimy modlić się i poświęcać, tak jak powiedział.

Faktycznie, anioł przybył ponownie jesienią tego samego roku, gdy dzieci pilnowały owiec na pastwisku. Tym razem jednak trzymał w jednym ręku złoty kielich, a w drugim Hostię. Dzieci ze zdumieniem zauważyły, że krople krwi kapały z Hostii do kielicha. Po chwili anioł, pozostawiając Hostię i kielich zwieszone w powietrzu, położył się krzyżem na ziemi. Wtedy rozległ się piękny głos, który nauczyły się kochać:

– Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię ze czcią najgłębszą. Ofiaruję Ci Przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników.

Anioł powtórzył te słowa trzy razy. Dzieci włączyły się do tej wzniosłej modlitwy do Trójcy Świętej na tyle, na ile umiały, jednak ich zdziwieniu nie było końca.

Po chwili anioł powstał z ziemi, wziął Hostię w rękę i dał znak Łucji. Miał zamiar udzielić jej Komunii świętej jak ksiądz na Mszy!

Gdy Franciszek i Hiacynta przyglądali się kuzynce przyjmującej Hostię, w ich sercach zrodziło się nieodparte pragnienie. Jak cudownie by było, gdyby oni również dostąpili tego wielkiego zaszczytu! To było jednak niemożliwe. Nie skończyli, jak Łucja, nauk przygotowujących do Pierwszej Komunii świętej i tak mało znali katechizm.

Nagle anioł spojrzał na nich znad pochylonej głowy Łucji. Biorąc do ręki kielich, który unosił się w powietrzu zasugerował, że oni również powinni zbliżyć się i klęknąć przed nim.

Mali pastuszkowie patrzyli na niego oniemiali. Anioł chyba nie miał na myśli…

– Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okrutnie znieważonego przez niewdzięcznych ludzi. Naprawcie ich zbrodnie i pocieszcie swojego Boga – przemówił, po czym dał Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia zawartość kielicha.

Następnie anioł ponownie położył się twarzą ku ziemi i, wraz z dziećmi, trzykrotnie powtórzył modlitwę Najświętsza Trójco… I zniknął.

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Dzieci z Fatimy.