Rozdział piąty. W służbie Króla

Ze smutkiem, chociaż jednak niezbyt głębokim, skoro Boże postanowienia są zawsze najlepsze, nasz pielgrzym odwrócił się od kraju swoich marzeń i wyruszył do Hiszpanii. Jednakże w sercu ciągle miał nadzieję, że któregoś dnia będzie mógł wrócić do Palestyny, by tu pracować dla dobra ludzi.

Na Cyprze Ignacy poprosił o możliwość odbycia podróży za darmo na weneckim statku, który właśnie miał odpłynąć, lecz kapitan bezceremonialnie odmówił.

– Prosi o zabranie go w imię Boże, więc niech idzie po wodzie w imię Boże – mówił – bo ja nigdzie go nie zabiorę.

Obok cumował statek turecki, który również nie zabrał Świętego. Ten zwrócił się wówczas do kapitana małej, rozpadającej się barki, także płynącej do Wenecji, który od razu wpuścił go na pokład. Następnego dnia wszystkie trzy statki wyruszyły w drogę.

Okręt turecki zatonął wraz z całą załogą, statek włoski przy wyjściu z cypryjskiego portu ledwo uniknął katastrofy. Nędzna łódź, która zabrała Ignacego, jako jedyna bezpiecznie przetrwała burze i dotarła po dwóch miesiącach podróży do Wenecji.

Teraz Ignacy przemierzał drogę na piechotę. Francja i Hiszpania prowadziły wojnę i nasz pielgrzym po wpadnięciu najpierw w ręce Hiszpanów, którzy wzięli go za szpiega, a potem w ręce Francuzów, którzy potraktowali go lepiej niż jego rodacy, dotarł nareszcie do Genui. Stąd wyruszył do Barcelony.

Była wiosna 1524 roku. Ignacy rozmyślał: praca, którą musiał wykonać w najbliższej przyszłości była jasno określona. Już nie raz nachodziła go obawa, że brak wykształcenia może być poważną przeszkodą w pracy na rzecz Pana. W czasach kiedy Ignacy był dzieckiem, nowoczesne nauki nie były popularne wśród młodych ludzi. Żywe i niesforne usposobienie Ignacego stanowiło jeszcze jedną przeszkodę w utrzymaniu go przy książkach. Ogłady i rycerskiego honoru nauczył się jako paź na dworze Ferdynanda Katolickiego; u swojego wuja, księcia Najery, uczył się sztuki wojennej, lecz greka i łacina nie były częścią programu ani na dworze ani w wojsku.

Z determinacją, która kazała mu stawiać czoła każdej przeszkodzie i pokonywać ją, człowiek ten w wieku trzydziestu trzech lat postanowił zacząć edukację od samego początku. W Barcelonie znalazł nauczyciela i zająwszy miejsce w szkolnej ławie, pośród dzieci i nastolatków, zabrał się do pracy.

Przez dwa lata Ignacy ślęczał nad czasownikami i deklinacjami, mieszkając przez ten czas w pokoju użyczonym mu dzięki dobremu sercu doñy Ines Pascual. Młody syn doñy Ines, Juan, nocami zakradał się pod drzwi pokoju, by patrzeć z zadziwieniem przez dziurkę od klucza na Świętego, który spędzał większą część nocy na modlitwie i często był otoczony, jak mówił chłopiec, dziwnym i pięknym światłem.

Ignacy żebrał o jedzenie i z powodu czci, jaką był otaczany przez mieszkańców Barcelony, zawsze dostawał więcej niż mógł zjeść, najlepsze kąski oddawał więc biednym. Doña Ines często wyrażała sprzeciw wobec takiego stanu rzeczy, lecz jej święty gość mówił:

– Señora, czy jeśli nasz Pan, Jezus Chrystus, poprosiłby cię o jałmużnę, dałabyś Mu to, co masz najgorszego?

Ignacy nie ograniczał swego apostołowania jedynie do biednych. Łagodną perswazją przekonał wielu młodych ludzi, wiodących niegodziwe życie, do szlachetniejszych i lepszych rzeczy.

Dwa lata pobytu w Barcelonie dobiegły końca. Na uniwersytecie w Alcalá de Henares, dzięki szczodrości założyciela owego uniwersytetu, kardynała Jiméneza, utworzono fundusz przeznaczony dla biednych uczniów. Tam poradzono iść Ignacemu, który na początku sierpnia 1526 roku tak właśnie zrobił. Tutaj również postanowił żebrać, by zaspokoić swoje potrzeby, ale także potrzeby biednych, bowiem gdziekolwiek się udał, mieli oni zwyczaj obwoływać go przyjacielem zesłanym przez Boga. Potrzeby chorych w przytułkach, dzieci na ulicach, młodych mężczyzn w szkołach nieodparcie przemawiały do pełnej apostolskiego zapału duszy Ignacego.

W tym czasie miasteczko Alcalá było oburzone nieprawym życiem pewnego młodego duchownego. Ignacy poszedł go odwiedzić i delikatnie lecz stanowczo przekonywał go, że wyrządza krzywdę i sobie i innym. Rozgniewany młodzieniec w odpowiedzi groził wyrzuceniem niechcianego gościa przez okno. Ignacy, okazując mu swoją ujmującą życzliwość, obstawał jednak przy swoim i w końcu zwyciężył. Młody człowiek odbył Ćwiczenia, a rezultatem było odmienione życie. To nagłe i całkowite nawrócenie spowodowało krótkotrwałą sensację w Alcali. Młodzi studenci oblegali Ignacego, prosząc o pomoc i rady, a o jego niezwykłym wpływie mówiono wszędzie.

Władze stały się podejrzliwe. Kim był ów student, który miał taką władzę nad innymi, że jedynym wytłumaczeniem wydawały się czary i magia? Oto był człowiek, który przybył by się uczyć, a teraz sam podejmuje się roli nauczyciela. Pewnie to sekretny wyznawca Lutra lub jeszcze kogoś gorszego. Dobrze byłoby zachować ostrożność. Osobliwe plotki dotarły nawet do siedziby Inkwizycji w Toledo i don Juan de Figueroa, kanclerz biskupi w Alcali, został poproszony o zbadanie sprawy. Kroplą, która przepełniła czarę, była skarga pochodząca od pewnego wpływowego w miasteczku człowieka; twierdził on, że dwie damy znajdujące się pod jego opieką, same i bez jego zgody udały się w niebezpieczną pielgrzymkę. Był przekonany, że to Ignacy zachęcił je do tego.

Loyola został pochwycony i odprowadzony do więzienia. W drodze ten biedny student-żebrak i jego strażnicy musieli usunąć się z drogi, by przepuścić okazały orszak grandów miasteczka, którzy z wielkimi honorami przyjmowali młodego markiza Lombay – chłopca zaledwie siedemnastoletniego. Oczy więźnia i markiza spotkały się, gdy Ignacy grzecznie uchylił kapelusza. Chłopcu nawet się nie śniło, że ten biedak przed nim pewnego dnia zostanie generałem Towarzystwa Jezusowego i jego własnym ojcem w Chrystusie. Tym markizem był bowiem nie kto inny jak Franciszek Borgiasz.

W więzieniu Ignacego odwiedził Figueroa i potraktował go życzliwie.

– Gdybyś tylko postępował tak jak inni ludzie, wszystko byłoby dobrze – mówił. – Ale ty wprowadzasz takie innowacje.

– Czy można nazwać innowacją mówienie o Chrystusie do chrześcijan, panie? – odpowiedział Ignacy.

Powiedział też, że gotów jest poddać się osądowi Kościoła i jeśli jego nauki okazałyby się nieortodoksyjne, niech zostaną potępione.

Ignacy został wypuszczony i całkowicie uniewinniony, lecz miał zaprzestać nauczania aż do momentu, gdy skończy swoje czteroletnie studia.

Jego misja w Alcali dobiegła końca. Poszedł więc po radę do arcybiskupa Toledo, który polecił mu udać się na uniwersytet w Salamance, gdzie mógłby kontynuować studia i swoje apostołowanie. Ignacy wyruszył zatem do Salamanki, lecz zorientował się, że jego sława wyprzedziła go. Nie minęły nawet dwa tygodnie, a wezwano go by stawił się przed władzami.

Zapytano go dlaczego nauczał i na jakie tematy?

Odpowiedział, że mówił o cnotach i przywarach, by nakłonić ludzi do praktykowania tych pierwszych i uniknięcia tych drugich.

Jak mógł to robić nie będąc uczonym?

Sprawa została przedłożona wikariuszowi generalnemu, który zażądał by dostarczono mu wszystkie dokumenty, a szczególnie Ćwiczenia, natomiast Ignacy jak zwykle oświadczył, że gotów jest podporządkować się władzy. Rozpoczęło się formalne przesłuchanie, a Ignacy odpowiadał na szczegółowe pytania teologiczne z prostotą i wprawą, która zdumiała obecnych.

– Pozwól, że posłuchamy twoich nauk – powiedzieli. – Mów o pierwszym przykazaniu.

Ignacy prawił tak jak miał w zwyczaju: elokwentnie i z ogniem, a sędziowie słuchali oczarowani. Nie mogło być wątpliwości co do szczerości tego człowieka.

Sędziowie oznajmili, że są zupełnie usatysfakcjonowani, lecz byłoby lepiej gdyby Ignacy nie poruszał pewnych spraw, dopóki nie ukończy czteroletniego kursu studiów.

Taki zakaz oznaczał całkowite milczenie. Ignacy zdecydował się wyjechać. Hiszpania z jej sformalizowaniem i konserwatyzmem nie była dobrym miejscem na kolebkę Towarzystwa Jezusowego.

Pielgrzym wyruszył więc samotnie do Paryża. Grupka uczniów, która zebrała się wokół niego w Alcali, miała zostać i kontynuować studia. Czy Ignacy zdawał sobie sprawę, że gdy zabraknie mistrza nie przetrwa ani jeden z nich? Nie minęło wiele czasu, a uczniowie zaczęli pytać samych siebie, czy życie, jakie podjęli się prowadzić, aby ich nie przerasta. Przejawiali wygodną wstrzemięźliwość, podobnie jak sir Gawain, gdy rycerzom na dworze króla Artura zaproponowano wyprawę po świętego Graala.

– Ta wyprawa nie jest dla mnie – mówili i odchodzili jeden po drugim, by znaleźć łatwiejszą drogę do nieba.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Ignacy Loyola. Żołnierz Jezusa.