Rozdział piąty. W Bożej winnicy

W 1374 roku dżuma wdarła się do Sieny. Ta okropna choroba, znana jako Czarna Śmierć, pojawiła się w Europie w rok po narodzinach Katarzyny i objęła całe Włochy, powodując straszliwą śmiertelność.

Zaraza atakowała mężczyzn i kobiety nagle, podczas rozmowy na ulicy. Często umierali, zanim zdołali dotrzeć do domu. Karty śmierci przechodziły od domu do domu, gromadząc nazwiska zmarłych, których grzebano w rowach za miastem. Bogatsi mieszkańcy, aby ratować się przed zarażeniem uciekali na wieś, ale w wielu przypadkach dżuma podążała za nimi. Mieszkańcy dotkniętych chorobą domów uciekali w przerażeniu, pozostawiając umierających bez opieki. Bandy złodziei włamywały się do mieszkań, gdzie leżeli umierający i zmarli, i zabierały co cenniejsze sprzęty i kosztowności, które sprzedawały w sąsiednich miastach, doprowadzając w ten sposób do rozprzestrzeniania się choroby.

Dwóch braci Katarzyny, jej siostra Lisa i kilkoro wnucząt Mony Lapy, które wychowywała w swoim domu, zaraziło się i zmarło. Katarzyna doglądała ich wszystkich i przygotowywała ciała do pochówku. Opłakiwała swoich małych bratanków i siostrzeńców, których Bóg zabrał do siebie w kwiecie niewinności, pocieszając się słowami: „Ich już przynajmniej nie stracę”.

Potem, z małą grupą oddanych przyjaciół – Alessią, Ceccą i innymi – wyruszyła do najbardziej zainfekowanych części miasta, chodząc od domu do domu, opiekując się żywymi i grzebiąc zmarłych. W miejscach, gdzie zaraza szalała najbardziej, te dzielne kobiety spotykały inną małą armię oddanych ludzi – ojca Rajmunda i jego braci, którzy obiecali oddać życie, jeśli będzie to konieczne, aby pomóc innym. Dniami i nocami pracowali ciężko w szpitalach i zakażonych domach, niosąc słowa otuchy i wiary chorym i umierającym.

Wielu z tych szlachetnych ludzi straciło życie. Dyrektor ogromnego szpitala la Scali zmarł na posterunku. Ci, którzy nosili zmarłych na miejsce pochówku, sami się zarażali i byli grzebani w ciągle jeszcze otwartych grobach. Messer Matteo, kierownik szpitala Misericordia, zaraził się podczas doglądania dotkniętych dżumą pacjentów. Kiedy tylko zauważył u siebie pierwsze symptomy, posłał po ojca Rajmunda, aby przystąpić do ostatniej spowiedzi. Jednak Katarzyna, która znała cnoty Messer Matteo i bardzo go kochała, pospieszyła do szpitala.

– Podnieś się przyjacielu – powiedziała, gdy tylko weszła do pokoju, w którym leżał chory – to nie jest dobry czas na leżenie w łóżku.

Kiedy tylko to powiedziała, choroba opuściła go , i ten, który przed chwilą był na granicy śmierci, wstał silny i krzepki, i wrócił do swej pracy. Inny przyjaciel Katarzyny, stary pustelnik, ojciec Santi, także zaraził się i został uzdrowiony dzięki jej modlitwom.

Nawet ojciec Rajmund nie uchronił się przed dżumą. Kiedy poczuł pierwsze objawy przemierzając miasto, resztkami sił dowlókł się do domu Katarzyny tylko po to, aby usłyszeć, że wyszła. Domownicy pospiesznie posłali po nią. Kiedy przyszła położyła rękę na czole ojca Rajmunda, który cierpiał ogromnie, uklękła obok niego i popadła w stan uniesienia. Kiedy się modliła, chory czuł jak życie wraca do jego obolałych kończyn. Katarzyna, gdy już doszła do siebie, wstała, przygotowała mu jedzenie i kazała położyć się spać. Po przebudzeniu ojciec poczuł się wyjątkowo dobrze, Katarzyna powiedziała do niego:

– Idź teraz i pracuj dla zbawienia dusz. Dziękuj Wszechmocnemu Bogu, który ocalił twoje życie.

Głód i zamieszki podążały w ślad za zarazą. W czasie największych braków żywności Katarzyna swymi modlitwami wiele razy rozmnażała chleb, aby nakarmić najbiedniejszych tak, że wielu jej współczesnych było tego świadkami.

Jednak zbliżał się czas wielkiej misji Katarzyny. Kraj był w okropnym stanie. Poeci tamtych czasów pisali: „Gdzie jest pokój, gdzie wolność, gdzie spokojne życie?”. Włoskie miasta były albo rządzone przez tyranów, albo jeśli były republikami, jak Florencja czy Siena, rozdzierane przez wewnętrzne kłótnie i pogrążone w walkach z sąsiadami. Kompanie zagranicznych rycerzy najemnych, gotowych pójść pod komendę każdego, kto zapłaciłby im za walkę, wędrowały przez kraj plądrując go, dopóki któreś z miast nie zatrudniło ich za ogromne sumy pieniędzy. Od pontyfikatu Klemensa V papieże przebywali w Awinionie, a Włochy osierocone przez swego prawnego opiekuna, użalały się nad swą pustką.

Wielcy pisarze tamtych czasów wyrażali dominujące wszędzie uczucie smutku. Dante, w 1314 roku, napisał list do kardynałów w Awinionie, żądając powrotu papieży do Rzymu. Pisał: „Wy, przywódcy Kościoła Walczącego, zaniedbaliście prowadzenie rydwanu Oblubienicy Ukrzyżowanego… Wy, którzy jesteście autorami tego zamieszania, musicie wyruszyć mężnie, jednym sercem i jedną duszą w ogień walki, aby bronić Oblubienicy Chrystusa, której miejsce jest w Rzymie, na czele grupy pielgrzymujących po ziemi”. Dla Rzymu pobyt papieży w Awinionie był katastrofą. Miasto pozostawiono w anarchii i nędzy, a wiele z jego przepięknych kościołów i budynków obracało się w ruinę.

W 1370 roku, trzy lata przed wybuchem epidemii we Włoszech, Grzegorz XI został następcą Urbana V na tronie papieskim. Chociaż by dobroduszny, łagodny i uczony, miał problemy ze zdrowiem i był człowiekiem niezdecydowanym, o bardzo słabym charakterze. Był Francuzem, więc miłość do kraju i rodaków nie pozwalała mu nawet pomyśleć o powrocie do Rzymu.

Katarzyna, która kochała swoją ojczyznę, a przede wszystkim Kościół, była głęboko zaniepokojona sytuacją we Włoszech i w swych modlitwach prosiła swojego Boskiego Oblubieńca, aby pokonał zło, które panoszyło się w kraju. Wtedy Bóg oznajmił, że to właśnie ją, ubogą córkę ludu, zamierza wykorzystać w tym celu jako swój instrument – nie jej własną mocą, ale siłą ducha i w całkowitym zaufaniu do Niego. Jej – dziewiczemu odbiciu Włoch – miało być dane pogodzić papieża z krajem i doprowadzić do jego powrotu do Rzymu.

Katarzyna była reformatorskim duchem – odnowa, a nie zniszczenie, była jej marzeniem. Dla niej papież, nieważne czy Urban czy Grzegorz, był reprezentantem Boga – „Słodkim Chrystusem na ziemi”, jak lubiła go nazywać. Wolna od wizji i silna w wierze mogła patrzeć na słabości i błędy ludzkiej natury i widzieć rzeczy kryjące się za wadliwymi formami ziemskimi. Z niezachwianą uczciwością mogła potępiać korupcję współczesnego jej świata, ale Boży Kościół był dla niej zawsze Mistycznym Ciałem Chrystusa, Oblubienicą Ukrzyżowanego, poza którą nic nie było ani jasne, ani czyste.

Prowadziła korespondencję z papieżem, namawiając go, aby naprawił rozprzestrzeniające się zło, był gotowy poświęcić swoje życie dla owczarni Chrystusa i mężnie mianować jedynie szlachetnych ludzi na przywódców Kościoła – przede wszystkim jednak prosiła, aby wrócił do Rzymu. Jej poruszające apele do wszystkiego, co było w Grzegorza naturze najlepsze i najszlachetniejsze, jej uprzejmy szacunek i czułość, z jakimi pisała, raz jako córka do ukochanego ojca, innym razem jako matka do syna, nie mogły nie wywrzeć upragnionego efektu. Wieści o jej świętości i mądrości, która przywodziła mężczyzn z różnych warstw, tak polityków, jak duchownych, do szukania jej rady, dotarła właśnie do uszu papieża. Wysłał do niej list, w którym obiecał, że wszystko, co tylko możliwe, będzie zrobione, aby pomóc jej w ratowaniu ludzkich dusz, a także wysłał do Sieny jednego ze swych wikarych, aby zaniósł jej apostolskie błogosławieństwo i prosił o modlitwę.

W tym czasie Katarzyna otrzymała zaproszenie od władcy Pizy do odwiedzenia tego miasta i wyruszyła tam w towarzystwie Mony Lapy, Alessi, Ceccy i kilku dominikanów, pośród których był ojciec Rajmund. Mieszkańcy Pizy przyjęli ją jako wysłannika Boga; jej obecność zdawała się przeprowadzać ludzi od grzechu do świętości. Tak wielką okazywali jej cześć, że niektórzy byli oburzeni, a inni ostrzegali, że może popaść w pychę. Jeden dobry człowiek wziął nawet na siebie obowiązek szczerego ostrzeżenia jej, aby nie szukała nagrody na ziemi i nawet jej nie pragnęła. Katarzyna odpowiedziała, że jest mu bardzo wdzięczna za troskę o jej dobro i że ona także często obawia się swojej kruchości i podstępów Złego:

– Ale ja pokładam ufność w dobroci Bożej – kontynuowała – i nie ufam sobie samej, ponieważ wiem, że na sobie nie mogę polegać. Trwam przy Przenajświętszym Krzyżu Chrystusa Ukrzyżowanego i z nim będę związana.

To jej pragnienie miało się wypełnić w dziwny i niezwykły sposób. Niedaleko domu, w którym zatrzymała się podczas pobytu w Pizie, był mały kościół świętej Krystyny, gdzie często chodziła się modlić, i który stał się miejscem jednego z najwspanialszych zdarzeń w jej duchowym życiu. W niedzielę Laetare, kiedy po Komunii świętej popadła w uniesienie, ojciec Rajmund i wszyscy, którzy byli obecni, zobaczyli jak Święta nagle wstaje, rozciąga swoje ramiona, a jej twarz jaśnieje nieziemskim światłem. Po niedługim czasie zemdlona upadła na ziemię. Alessia i Cecca zaniosły ją nieprzytomną do jej pokoju.

Potem Katarzyna opowiedziała ojcu Rajmundowi, co się wydarzyło. Powiedziała, że widziała ukrzyżowanego Pana schodzącego do niej we wspaniałej światłości, a z Jego Przenajświętszych Ran pięć krwistoczerwonych promieni odchodziło w stronę jej dłoni, stóp i serca, wbijając się w nie. Chociaż Katarzyna w swojej pokorze modliła się, aby święte stygmaty, które w ten sposób otrzymała, były niewidoczne w czasie jej życia, po jej śmierci znaki świętych ran były dokładnie widoczne na jej ciele i widziane przez wielu świadków.

Papież Grzegorz już w pierwszych dniach pontyfikatu myślał o tym, aby zakończyć ciągłe walki między włoskimi miastami. Chciał zjednoczyć wszystkich władców i książąt chrześcijańskich w walce przeciwko niewiernym. Zdradził ten projekt Katarzynie, którą ogarnęła dokładnie ta sama idea i postanowiła użyć wszystkich wpływów, aby doprowadzić do jej ziszczenia. Był to dobry sposób na pozbycie się z kraju wolnych kompanii najemników, których zamiłowanie do walki można było wykorzystać w dobrym celu, a Włochy uchronić od największego zła. Katarzyna napisała do papieża: „Podnieś sztandar Najświętszego Krzyża, z którego pomocą wygrasz pokój”.

Ona sama w Pizie robiła co mogła, aby wywołać entuzjazm do świętej wojny, zarówno przez słowa, które wymawiała, jak i te które pisała. Pośród monarchów i władców, do których się zwracała była Joanna, piękna i niegodziwa królowa Neapolu, którą namawiała w ognistych słowach do porzucenia grzechu i przemiany życia. „Na miłość Boską – pisała – podnieś sztandar Najświętszego Krzyża w swoim sercu… Jak to tylko jest możliwe, pokaż siebie jako wierną córkę Kościoła świętego”.

Pisała także do niektórych dowódców kompanii najemnych – między innymi do znanego angielskie go wolnego strzelca, sir Johna Hawkwooda: „Pragnę ujrzeć ciebie, prawdziwego rycerza i syna Jezusa Chrystusa. Chciałabym, abyś zmienił swoje życie i przyjął zapłatę oraz krzyż Chrystusa Ukrzyżowanego, abyś Ty i twoi towarzysze, stali się Kompanią Chrystusa… W ten sposób pokażecie, że jesteście prawdziwymi i mężnymi rycerzami”.

Trzeba nam wiedzieć, że list dotknął żyłki rycerskości, która była ukryta w dzikim i nieszanującym prawa, sławnym „żołnierzu fortuny”. On i jego kapitanowie złożyli uroczystą przysięgę na Przenajświętszy Sakrament, „podpisali ją własnoręcznie i przypieczętowali pieczęciami”, że przyłączą się do Krucjaty. Sir John dodatkowo złożył przyrzeczenie, że będzie brał udział tylko w sprawiedliwych wojnach. Apele Katarzyny dotknęły także lepszej natury Joanny z Neapolu, która obiecała swój udział. Ale pomysł, tak upragniony, nie został nigdy zrealizowany. Podczas czarnych dni, jakie nadeszły, papież miał inne problemy, którymi musiał się zająć. Godzina Krucjaty minęła.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Katarzyna ze Sieny. Doktor Kościoła.