Rozdział piąty. Ubranie dla Boga

Ksiądz Cugliero nigdy nie zapomniał incydentu z piecem. Zrozumiał wtedy, że w Dominiku jest jakaś głębia i siła. Któregoś dnia, gdy myślał o chłopcu, zbiegiem okoliczności otrzymał list, z którego dowiedział się, że don Bosko przybywa na święto Różańca świętego do swojej rodzinnej wsi, Becchi, jakieś pół godziny drogi od Moriondo.

Sława księdza Bosko rozprzestrzeniła się do tego czasu na cały Piemont. Nie pamiętano mu wcześniejszych niepowodzeń i szybko stawał się wpływową postaci ą w regionie i w Kościele. Ksiądz Cugliero wiedział o tym. Wiedział jednak również, tak jak wszyscy, że don Bosko bardzo kocha swoją małą ojczyznę i interesuje się nowinami o Becchi i jego mieszkańcach. Ksiądz Cugliero przeczytał list księdza Bosko i, impulsywny jak zwykle, postanowił natychmiast jechać do Turynu, by się z nim zobaczyć i porozmawiać o młodym Savio. A kiedy don Bosko przyjedzie do Becchi, wyśle Dominika, by go tam spotkał, i pozostawi resztę Bogu. Dlatego też pewnego dnia na początku października ksiądz Cugliero nałożył swój okrągły kapelusz z szerokim rondem, zebrał poły sutanny i wsiadł do dyliżansu jadącego do Turynu.

***

– Możesz mieć tutaj wspaniałych chłopców, jak powiadasz, don Bosko, ale nie sądzę, że znajdziesz lepszego niż młody Savio. Wypróbuj go i przekonaj się, czy nie znajdziesz w nim drugiego świętego Alojzego. – To była esencja długiego panegiryku, jaki ksiądz Cugliero wygłaszał na cześć Dominika w Turynie.

Ksiądz Bosko nie mógł powstrzymać uśmiechu, widząc entuzjazm księdza Cugliero.

– Dobrze, ojcze – powiedział. – Mam nadzieję, że się nie mylisz. Będę w Becchi na święto Różańca świętego. Może wtedy go do mnie przyślesz?

– Jestem pewien, że przyjdzie.

Po powrocie do Mondonio nauczyciel posłał po Dominika.

– Czy chciałbyś pojechać do szkoły w Turynie?

– To byłoby cudownie, proszę księdza!

– Więc… pojedziesz!

– Ooo, wspaniale!… Ale co z pieniędzmi?

– Może pozwolimy Opatrzności, by się tym zajęła?

– Och, ale…

Dominik pamiętał, że „trzeba dużo pieniędzy, żeby zostać księdzem” i w jego umyśle pozostał cień wątpliwości. Wkrótce potem znów podszedł do nauczyciela i zapytał:

– Czy ksiądz jest pewien, że Nasz Pan sam zajmie się sprawą pieniędzy?

– Wyjdź stąd, niewierny Tomaszu! – ryknął ksiądz Cugliero.

Ledwo zaczął się miesiąc różańcowy, gdy Mondonio obiegła nowina: don Bosko przyjechał do Becchi!

Gdy tylko Dominik to usłyszał, o świcie w poniedziałek 2 października 1854 roku wyruszył z ojcem na rozmowę. Jak inni ludzie w regionie, Dominik słyszał wiele opowieści o świętym. Widział cię na wylot, potrafi ł ci powiedzieć, o czym myślisz, czynił cuda… a jednak, pomimo tych wszystkich cudownych rzeczy, jakie o nim wiedział, Dominik czuł się w obecności księdza Bosko zupełnie swobodnie. Zwykle powściągliwy i małomówny przy obcych, porzucił dystans i rozmawiał ze świętym tak, jakby byli starymi przyjaciółmi.

– Jak się nazywasz, synku?

– Dominik Savio, proszę księdza.

– Skąd jesteś?

– Z Moriondo. Ksiądz Cugliero powiedział, że rozmawiał z księdzem w mojej sprawie.

– Tak, to prawda. Jak ci idzie nauka?

Dominik odpowiedział. To, co mówił, zostało potwierdzone przez jego ojca, który dodał z dumą, że syn zna na pamięć cały katechizm.

Don Bosko, tak, jak miał w zwyczaju, stopniowo kierował konwersację na sprawy duszy swojego rozmówcy. Ich rozmowa przybrała nastrój serdecznej zażyłości.

„Szybko nabraliśmy do siebie zaufania”, napisał później ksiądz Bosko. „On do mnie, a ja do niego.”

Pod koniec rozmowy Dominik chciał ostatecznie załatwić sprawę.

– Czy zechce mnie ojciec przyjąć do swojego Oratorium? – zapytał księdza.

– Tak – don Bosko uśmiechnął się. – Widzisz, wydaje mi się, że widzę w tobie dużo dobrego materiału.

– A do czego jest on twoim zdaniem dobry, ojcze?

– Na piękne ubranie dla Naszego Pana.

– Więc ja mam być materiałem… a ty krawcem?

– Właśnie. Tylko…

– Tylko co?

– Cóż, prawdę mówiąc, Dominiku, nie wydajesz mi się zbyt silny.

– Och, niech ksiądz na to nie zważa! Bóg da mi dość siły na przyszłość.

– A kim chciałbyś zostać, kiedy skończysz naukę?

– Księdzem. Jeśli Bóg da mi dość siły, ojcze, chciałbym zostać księdzem.

– Świetnie! Świetnie! – wykrzyknął don Bosko. – Teraz, Dominiku, chcę zobaczyć, ile może pomieścić twoja głowa.

Wziął do ręki mały tomik Czytanek katolickich.

– Weź tę książkę i naucz się tej strony na pamięć. Jutro, gdy będziesz ją umiał na wyrywki, przyjdź do mnie znowu. W międzyczasie możesz odpocząć na świeżym powietrzu i pozwolić mi przedyskutować z twoim ojcem warunki posłania ciebie do Oratorium.

Kapłan zwrócił się do ojca Dominika.

– Teraz, panie Savio…

Szczegóły związane z wyjazdem Dominika omówili w jakieś osiem minut. Wtedy chłopiec znów pojawił się w drzwiach.

– Przepraszam, ale jeśli chce ksiądz posłuchać tej lekcji teraz…

– Zauważ, Dominiku – powiedział ostrzegawczo ksiądz Bosko – że kazałem ci nauczyć się tego na pamięć!

– Wiem, i już jestem gotowy.

– Tak szybko? Bardzo dobrze. No to posłuchajmy.

– Kiedy człowiek rozważa wartość swojej duszy… – Dominik gładko wyrecytował cały tekst z jedną lub dwiema przerwami na oddech. Swój błyskotliwy występ uzupełnił objaśnieniami tego, co zapamiętał.

– Brawo! – zawołał don Bosko, szczerze zaskoczony. – Brawo, naprawdę!

Uśmiechali się wszyscy trzej.

Ksiądz Bosko patrzył przez chwilę na Dominika. Jego przenikliwe niebieskie oczy badały twarz chłopca.

– Dominiku – powiedział w końcu – ponieważ przyspieszyłeś nauczenie się lekcji, ja przyspieszę moją odpowiedź. Od tej chwili będę cię zaliczał do chłopców księdza Bosko. Musisz teraz zacząć się modlić, byśmy obaj wypełnili wolę Bożą względem ciebie.

Dominik chwycił wielką, twardą dłoń kapłana w swoje drobne białe dłonie i gorąco ucałował. Don Bosko pobłogosławił jego i ojca, nim obaj wyruszyli w drogę powrotną do Moriondo.

To spotkanie, nawiasem mówiąc, miało miejsce w skromnym domu księdza Bosko w Bechii. Don Bosko pokazywał potem swoim przyjaciołom, gdzie stali w czasie tej rozmowy. Po tym pierwszym spotkaniu napisał, jakie wrażenie zrobił na nim chłopiec: „Pogodne, uśmiechnięte dziecko… Rozpoznałem w nim duszę stworzoną całkowicie na podobieństwo Boże i nie byłem ani trochę zaskoczony, widząc cuda, jakie łaska Boża uczyniła w nim w tak młodym wieku”.

cdn.

Peter Lappin

Powyższy tekst jest fragmentem książki Petera Lappina Dominik Savio. Nastoletni święty.