Rozdział piąty. Słowa matki

Ludwik przygotował się do obłóczyn w taki sposób, w jaki powinni czynić to wszyscy młodzi ludzie wybierający stan życia, a zwłaszcza ci, którzy aspirują do kapłaństwa. Powołanie pochodzi od Boga, z czego wynika, że wszystkie argumenty rzędu doczesnego, jakie mogliby wysuwać rodzice, nie powinny w żadnym razie być brane pod uwagę. Kwestie ewentualnych korzyści, wygód, bywania w świecie są tu zupełnie nie na miejscu. Jeżeli chcesz upewnić się o swoim powołaniu wybierz dobrego spowiednika i otwórz przed nim całą głębię swojego serca. Po czym, o ile to możliwe nie zmieniaj go więcej. Jeśli jednak z ważnego powodu musisz zwrócić się do kogoś innego przy wyborze stanu życia, otwórz swe sumienie nowemu duchowemu doradcy i za pytaj o jego opinię. Co się zaś ciebie tyczy, to jeżeli będziesz trzymać się tej opinii, z pewnością wypełnisz wolę Boga. On sam mówi w Ewangelii: „Qui vos audit, me audit – Kto was słucha, mnie słucha!”. Kto więc słucha głosu swojego kierownika duchowego, słucha głosu Boga. Dotyczy to zwłaszcza umiejętności rozpoznania zalet moralnych, które stanowią zasadniczy bagaż kandydata do kapłaństwa.

Jeden z przyjaciół Ludwika wypytywał go raz na temat powołania. A oto list, w którym udzielił mu odpowiedzi.

„Drogi przyjacielu!

Pytasz mnie jak pojawiła się u mnie chęć zostania księdzem, jak można się upewnić o powołaniu, i w końcu, jak w nim wytrwać. Nie czuję się upoważniony do udzielania rad w tak ważnym przedmiocie. Spróbuję jednak odpowiedzieć z całą szczerością w imię zażyłej przyjaźni, jaka nas łączy, abyś miał niejaki udział w moim własnym doświadczeniu. Z pewnością od dziecka odczuwałem pewną skłonność do życia duchowego. Oprócz przystępowania do sakramentów doszedł jeszcze stały przykład mojego wuja księdza, który mocno zachęcił mnie do wyboru tej drogi. Żył on skromnie, a jego codzienne praktyki tchnęły świętością. W najtrudniejszych sytuacjach potrafił zachować jednakowy stan duszy. Pobożny i oddany innym, spokojny i pogodny, jedyne co mógł, to zachęcać mnie do postępu duchowego przez stan, który on sam wybrał, a który nauczył mnie kochać.

Prosiłem go, żeby mną pokierował na drodze, do której zostałem powołany. Całkowicie otworzyłem przed nim serce na spowiedzi, nie ukrywałem przed nim niczego, co się tyczyło stanu mojego sumienia. Dałem mu także wolną rękę, by działał na korzyść mojej duszy również i poza spowiedzią, we wszystkim, z czego się zwierzyłem. W ten sposób mógł jako człowiek doświadczony, którym zresztą był, kierować mną najpewniej.

Dzięki niemu nie pominąłem żadnego dnia tych dwóch punktów: rozmyślania i rachunku sumienia. Na początku wydaje się to odstręczające, zwłaszcza kiedy jest się młodym. Gdy się jednak wytrwa, wyciąga się z tych praktyk tyle korzyści duchowych i tyle wewnętrznych pociech, że już na zawsze pozostaje się im wiernym. Aby poznać intencje Boga wobec mojej osoby każdego ranka do zwykłych modlitw dodawałem następującą modlitwę:

«Najświętsza Dziewico, oto staję u Twych stóp, aby prosić Cię o bardzo ważną łaskę wyboru stanu. Chcę tylko doskonale pełnić Wolę Twojego Boskiego Syna przez resztę mego życia. Gorąco pragnę wybrać ten stan życia, który będzie mi większą pociech ą, kiedy znajdę się w obliczu śmierci. O Matko Dobrej Rady, daj mi usłyszeć słowa, które odbiorą mi wszelkie wahania. Ty, która jesteś Matką mojego Zbawiciela, bądź również Matką mojego zbawienia. Jeśli Ty nie udzielisz mi promieni Boskiego Słońca, któż mnie oświeci? O Matko Mądrości niestworzonej, jeśli Ty mnie nie pouczysz, któż mnie pouczy? Wysłuchaj więc moich kornych modlitw. Prowadź mnie pogrążonego w wątpliwościach i niezdecydowaniu. Wiedź mnie drogą prostą, która prowadzi do życia wiecznego. Ty jesteś jedyną nadzieją cnoty i życia wiecznego».

Na końcu dodawałem trzy Ojcze nasz, trzy Zdrowaś Maryjo i trzy Chwała Ojcu.

Oto, drogi przyjacielu, co robiłem by nie uchybić mojemu powołaniu. Zrób podobnie, ale przede wszystkim otwórz serce przed spowiednikiem i uważaj jego decyzję za natchnioną przez Niebo.

Co do naturalnych a niezbędnych umiejętności należy poddać się osądowi egzaminatorów i również w nich widzieć Wolę Boga”.

To właśnie uczynił Comollo.

Jak tylko zdał egzaminy zaczął się przygotowywać do przyjęcia sutanny z niewyrażalną wręcz gorliwością. Przysposabiał się w ten sposób na wielkie święto, jak mawiał, modląc się i prosząc innych o modlitwę. Po poście, spowiedzi generalnej i godnym przyjęciu Komunii Świętej, czując się jak wyniesiony na szczyt honorów, Ludwik przyodział swą drogą sutannę ze skromnością i anielskim skupieniem. Wspomnienie tego dnia nigdy nie miało go opuścić, gdyż, jak mawiał, zupełnie go przemieniło. Zachowało się z tych wrażeń świadectwo listu zaadresowanego do jednego z przełożonych.

Do seminarium przybył punktualnie, w sam raz na rozpoczęcie roku. Dni po przyjęciu sutanny spędził na modlitwie i w wielkim skupieniu. Rodzice nieustannie zalecali mu dokładne wypełnianie obowiązków i unikanie złego towarzystwa.

„Drogi Ludwiku – mówiła do niego mama na dzień przed wyjazdem – wyjedziesz do seminarium, gdzie moje modlitwy będą ci towarzyszyć. Przełożeni, których tam spotkasz, będą cię prowadzić na drodze cnoty; bądź im posłuszny. I zaklinam cię na miłość Boga, nie zapominaj o niebezpieczeństwie, jakie o mało co nie sprowadziłeś na siebie w czasie tych ostatnich wakacji wdając się w nieodpowiednie towarzystwo. Tobie wydawało się ono dobre, a i my wszyscy sądziliśmy podobnie. Niestety niedawno dowiedzieliśmy się, że były to wilki w owczej skórze, których powinniśmy byli się strzec. Gdyby kiedyś przydarzyło ci się napotkać towarzyszy, którzy mówiliby bez szacunku o sprawach naszej świętej wiary lub którzy szemraliby przeciw przełożonym nie stosując się do ich rozporządzeń, nigdy nie wchodź z nimi w zażyłości, a urządź wszystko tak, aby trzymać się od nich z daleka”.

cdn.

Św. Jan Bosko

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Bosko Ludwik Comollo. Wzór młodych.