Rozdział piąty. Próba

Na zewnątrz życie Teresy nie różniło się wówczas od życia ogółu karmelitanek z klasztoru Wcielenia. Modlitwa, praca, wszystkie elementy życia wspólnotowego szły kolejno zwykłym trybem. Bardziej niż jakakolwiek siostra zapominała o sobie i myślała o innych, ale przecież zawsze była taka. Wizje i ekstazy, którymi Bóg ją wyróżniał, zdarzały się w godzinach cichej modlitwy w jej własnej izdebce, lecz ten stan rzeczy był nie do utrzymania.

Pewnego dnia, gdy klęczała zatopiona w Bogu, zobaczyła obok siebie anioła z twarzą jasną jak słońce. W dłoni trzymał złotą strzałę, której grot był cały w ogniu, a którą wbił szereg razy w jej serce. Miłość do Boga, jak sama opowiada, wzmogła się w niej tak bardzo w wyniku tego cudownego zranienia, że chciała umrzeć, by już nie być oddzieloną od Boskiego Mistrza. Nasiliły się ekstazy i widzenia, i trudniej niż dotychczas było ukryć nadzwyczajne łaski, którymi była zaszczycana. Czasami w kaplicy klasztornej, wobec całej wspólnoty porywał ją zachwyt i unosiła się ponad ziemią, a nadnaturalne piękno jej twarzy wprawiało wszystkich w osłupienie. Dziwne światło pojawiało się wokół niej, gdy się modliła, a dostrzegało to wiele sióstr.

Jedynym jej pragnieniem było pozostać w ukryciu, niezauważoną; błagała więc Boga, by zaprzestał zsyłać na nią te zewnętrzne oznaki wybrania. Nade wszystko pożądała samotności w swej celi, gdzie tylko ona byłaby świadkiem tego, co zachodzi między nią a jej Boskim Mistrzem. Miała wielkie pragnienie zrobić coś dla Jego chwały, oddać się Jemu, jak On jej dał siebie, i zaspokoić żarliwą miłość swego serca. Złożyła za zgodą przewodnika duchowego ślub, że zrobi wszystko, co będzie najmilsze dla Jego majestatu.

Przez wiele lat Bóg przygotowywał Teresę do pracy, którą planował zadać. Najcięższa próba miała właśnie nadejść; jej dusza miała być wypróbowana, tak jak złoto próbowane jest w ogniu. Światła zagasły i pociechy odeszły; cierpienia duszy nastały po cierpieniach ciała; wszystko, co zdarzało się w chwilach ekstazy, jawiło się jako senne widziadło. Ogarnęły ją wątpliwości, lęki i skrupuły. Wydawało się jej, że jest najnikczemniejszą grzesznicą, że łudząc siebie, oszukiwała innych. W ten sposób Zły usiłował doprowadzić ją do rozpaczy – lecz nie zdołał. Bo ten, który błogosławił jej w chwilach radosnych, błogosławił jej też w chwilach trudnych. Przywarła myślą do Jego miłosierdzia i wysławiała Jego święte Imię.

Szatan, zazdrosny o dzieło Boże, ponowił ataki. Napastowały ją ohydne zjawy, lecz Teresa z krzyżem w ręku odparła agresję złych duchów.

– One nie mogą nic zrobić bez przyzwolenia Chrystusa – mawiała z pogardą – więc czegóż się bać?

Jeśli dobrzy ludzie w Avili niepokoili się już wcześniej, tym bardziej zaniepokoili się teraz, bo wieści o przypadłościach Teresy docierały do miasta poprzez jej współsiostry z Wcielenia. Niektórzy z przyjaciół mówili Teresie wprost, iż musi być opętana, ale ona odpowiadała grzecznie i pokornie:

– Patrzcie na owoce. Byłam biedna, a Bóg uczynił mnie bogatą; każdy widzi, jak On mnie zmienił. Nigdy nie uwierzę, by diabeł dał mi siłę, by walczyć z wadami i ćwiczyć się w cnotach. To Bóg dał mi odwagę do tego i męstwo, bym dla Niego zniosła wszystko. Byłam słaba, a On uczynił mnie mocną.

Jej słowom nie można było zaprzeczyć, a i sam Bóg miał dać świadectwo.

Jakkolwiek wielu ludzi otoczonych opinią świętości żyło w ówczesnej Hiszpanii, żaden nie był poważany bardziej od Piotra z Alkantary, wiodącego surowe życie na modlitwie, postach i pokucie, franciszkanina, który poświęcił się służbie Bogu i zbawieniu grzeszników. Dla jego oczu zasłony kryjące niewidzialny świat pozagrobowy były przeźroczyste, a w duszy człowieka czytał jak w książce. Doña Guiomar dowiedziała się, że ów mnich odwiedza klasztory i zajrzy do Avili, więc pomyślała, że Teresa powinna z nim porozmawiać.

Bez trudu udało się uzyskać Teresie chwilową przepustkę i natychmiast doszło do spotkania. Dwoje świętych porozumiało się od razu. Wszystkie kłopoty Teresy znikły, a wątpliwości zostały całkowicie rozwiane. Bóg i tylko Bóg działa w niej, stwierdził Piotr, nie ma się czego obawiać.

Lecz stary franciszkanin zrobił coś jeszcze. Zorientował się, że w mieście powtarzane są dziwne plotki o Teresie. Udał się więc do ojca Baltasara Alvareza na długą rozmowę, w trakcie której wiele usłyszał o posłuszeństwie i pokorze Teresy. Następnie złożył wizytę u Francisca de Salcedo, któremu wytłumaczył, jak naprawdę sprawy się mają. Później przekonał doktora Dazę. Zanim opuścił Avilę przykazał Teresie, by pisała do niego, gdy będzie potrzebowała porady czy konsultacji. Przyrzekł jej też wszelką pomoc.

Pocieszona i umocniona Teresa była teraz gotowa znieść najgorsze. Werdykt Piotra z Alkantary nie pozostał bez wpływu na Avilę. Plotki ucichły, a karmelitanki z Wcielenia zaczęły wierzyć, że mają u siebie świętą.

W tym czasie Teresa miała przejmującą wizję, w której Nasz Pan zaprowadził ją na miejsce w piekle przeznaczone dla niej, jeśli sprzeniewierzy się Jego natchnieniom. „Bardzo ciężkie w życiu przebywałam cierpienia… ale wszystko to jest niczym w porównaniu z męką, jakiej tam doznałam, spotęgowaną jeszcze do nieskończoności tą jasną i niewątpliwą świadomością, że jest to męka wieczna, która nigdy się nie kończy… nie wiem, jakimi słowy to wszystko określić… krew ze strachu ścina się w żyłach moich” – napisze potem w Księdze życia.

Po tym przeżyciu przyszła refleksja, że dusze, stworzone – jak jej dusza – po to, by poznać i pokochać Boga, codziennie trafiają do tej krainy męczarni.

– Co mogę zrobić, Panie mój, by je uratować? – pytała z bólem.

I uzyskała odpowiedź. Było nią natchnienie, myśl, by prowadzić życie zakonne w większym umartwieniu, zachowywać regułę Karmelu w całej pełni, modlić się dzień i noc, jak karmelici za dawnych czasów, zanim nastała łatwiejsza, złagodzona reguła. W marzeniach ujrzała klasztor biedny jak stajenka betlejemska, klauzurowy, cichy, pełen gorących serc żyjących dla Bożej chwały, modlących się za dzieło Kościoła świętego i za grzeszników. Na pozór – mało realna fantazja.

***

Kończyło się święto Matki Bożej z Góry Karmel i goście, którzy brali udział w klasztornych uroczystościach, rozjeżdżali się do domów. Nadchodził wieczór i Teresa miała nadzieję na chwilę ciszy w kaplicy, gdy przyjaciółka z dzieciństwa Juana Suarez przyszła do celi na krótką pogawędkę. Niebawem dołączyły kuzynki Teresy Anna i Iñez de Tapia, które niedawno złożyły śluby, i dwie siostrzenice, wychowanki klasztoru: Maria i Leonora de Ocampo.

Rozmowa ożywiła się. Maria de Ocampo, piękna panna wyróżniająca się wdziękiem, ciekawa była wielu szczegółów życia zakonnego. Dwie młode mniszki komentowały uroczystości, mówiły o skupieniu, którego brak pośród ciżby odwiedzających.

– Słuchajcie – zawołała zdecydowanym głosem Maria – wszystkie jak tu jesteśmy przenieśmy się gdzie indziej, gdzie żyłybyśmy w odosobnieniu jak pustelniczki. Jeśli miałybyśmy dość odwagi, mogłybyśmy założyć nowy klasztor.

Teresa zaskoczona była samym pomysłem, jak i tym, kto go wysuwa. Spytała, skąd miałyby się znaleźć na to środki.

– Ode mnie – prędko odparła Maria – dam część posagu.

Jej siostra zapaliła się do tej idei, dwie młode zakonnice także. Tylko Juana Suarez studziła emocje; według niej trudności są zbyt wielkie. Dyskutowały z całym entuzjazmem młodości, układały plany i budowały mały klasztor – przynajmniej w wyobraźni.

Gdy nazajutrz Teresa ze śmiechem napomknęła o tym przybyłej do klasztoru doñi Guiomar, ta rzekła:

– To natchnienie od Boga. Pomogę wam. Módlmy się w tej intencji, aż będziemy wiedziały, co robić.

Najważniejsze dla Teresy było poznać wolę Bożą. Gorąco prosiła, by Pan oznajmił to jej wyraźnie. Aż któregoś ranka, po Komunii świętej, jak sama opowiada, objawił się jej Jezus i rozkazał, by sprawę wzięła sobie do serca. Nowy klasztor ma być pod wezwaniem świętego Józefa, zaś Teresa musi porozmawiać w tej sprawie z ojcem Alvarezem. Ten z kolei zasugerował, żeby spytać o radę ojca Anioła (Angela) de Salazara, prowincjała karmelitów, któremu doña Guiomar powinna przedstawić cały projekt. Tymczasem Teresa napisała do Piotra z Alkantary, Franciszka Borgiasza i dominikanina Ludwika Bertran da, prosząc o opinię. Odpowiedź była jednogłośna: święci (wszyscy trzej zostali później kanonizowani) pochwalili zamiar i nakazali urzeczywistnić go jak najprędzej. Misja doñi Guiomar również okazała się owocna: prowincjał zachęcał do działania i obiecał wziąć nowy klasztor pod swą kuratelę.

Wydawało się, iż nie pozostaje nic innego, jak znaleźć budynek i założyć w nim dom zakonny, ale nie było to łatwe. Mniszki z Wcielenia i mieszkańcy Avili byli całkiem zadowoleni ze złagodzonej reguły i w najwyższym stopniu oburzeni, że ktoś chce ją poprawiać. Co za sens wracać do pierwotnej z całą jej surowością, odosobnieniem i milczeniem? Wyśmiewali pomysł. Niech Teresa lepiej siedzi cicho we własnym konwencie zamiast wywracać wszystko do góry nogami, a doña Guiomar niech pilnuje własnych spraw i nie szuka rozgłosu.

Inni dodawali, że Teresa musi być szalona, skoro chce opuścić klasztor, w którym jest jej tak wygodnie. Burza języków narastała; zakonnice, księża i świeccy byli przeciw. Każdy ruch dwóch przyjaciółek był obserwowany i rejestrowany, całe miasto poruszone. Lecz Teresa przywykła do cierpień i przeciwności. Na małej zakładce w brewiarzu zapisała następujące słowa, zawierające sekret jej opanowania i spokoju:

„Nie trwóż się, nie drżyj wśród życia dróg,
Tu wszystko mija, trwa tylko Bóg.
Cierpliwość przetrwa dni ziemskich znój.
Kto Boga posiadł, ma szczęścia zdrój:
Bóg sam wystarcza.”

Koniecznie należało znaleźć w samej Avili mądrego doradcę, pomocnika. Okazał się nim ojciec Pedro Ibañez, pierwszy teolog w klasztorze św. Dominika. Był on niegdyś profesorem uniwersytetu w Salamance i wybitnym naukowcem, ponadto poważany był w Avili jako święty mąż. Gdy Teresa i doña Guiomar przedstawiły mu sprawę, poprosił o tydzień do namysłu i spędził go na modlitwie. Niektórzy mieszkańcy Avili pouczali go, by trzymał się od inicjatywy z daleka, ale on miał lepszego Doradcę. Po tygodniu odpowiedział zdecydowanie i jasno: pomoże w miarę swych możliwości, jest to bowiem Boże dzieło.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Teresa z Avili. Odnowicielka Karmelu.