Rozdział piąty. O wynagrodzeniu Sercu Jezusowemu

Urąganie i nędze czekało serce moje. I czekałem, kto by się ze mną smucił, a nie było, i kto by pocieszył, a nie znalazłem (Ps 68, 21).

Jeśli od tych smutnych i bolesnych słów zaczynam moją naukę do was, to nie sądźcie słuchacze, żebym chciał nimi wyrzucać wam oziębłość i brak pobożności. Nie, bynajmniej. Zgromadziliście się przecież w tej świątyni Pańskiej, aby najsłodszemu ze wszystkich Sercu złożyć należny hołd, by Mu dziękować za wszystkie dary i łaski, którymi z tego przybytku was i wasze domy obsypuje, by Go przebłagać za te niewdzięczności, niesprawiedliwości i zniewagi, których ludzie dopuszczają się względem Serca najświętszego. Lecz nie wszyscy podzielają dziś te pobożne uczucia, nie wszyscy garną się jak owieczki do Serca tego dobrego Pasterza, nie wszyscy mają tak wielkie i kochające serce dla Serca Jezusowego, co tak ukochało ludzi, iż ostatnią kroplę krwi na krzyżu dla nas przelało.

Tak, obcym się stało to Serce dla wielu i obojętnym! Daremnie woła Zbawiciel na wielu ze swego tronu: Daj mi synu mój serce twoje! (Prz 23, 26) Lecz nie możemy się dzisiaj do nich odezwać ani na powrót przyprowadzić ich do Jezusowej owczarni, bo nie ma ich wśród nas, daleko od nas bawią: tam, gdzie pożądliwość ciała i pożądliwość oczu swój pokarm znajduje, gdzie lilia niewinności traci swój blask, tam w owych salach zabawy, gdzie na nich wołają: Chodźmy w wieńcach różanych póki nie uwiędną (Mdr 2, 8) – tam oni teraz siedlisko swoje założyli, tam się rozgościli, tam każą swej próżności złożyć hołd i uszanowanie, tam ukrzyżują na nowo naszego Zbawiciela. Do was więc, chrześcijanie, wierne owieczki dobrego Pasterza, gorliwi czciciele Serca Jezusowego się udaję – was wzywam do współczucia, do litości nad Jezusem, was proszę, smućcie się wraz z zasmuconym Sercem Jezusa. O tak, będę dziś do was mówić o tych cierpieniach, które najsłodsze Serce Zbawiciela właśnie w tych czasach ponosić musi od ludzi niewdzięcznych. O Jezu, dobry Pasterzu, daj nam poznać miłość i cierpienie Serca Twego, byśmy się tak zachęcili do zadośćuczynienia za te obelgi, które Sercu Twemu tu obecnemu wyrządzamy, o to prosimy Ciebie za wstawiennictwem Tej, która Ciebie przez dziewięć miesięcy przy Sercu swym niepokalanym i Ciebie tak gorąco kochającym nosiła. Zdrowaś Maryjo.

Świat niewdzięcznością płaci. Smutna to prawda i trudna do pojęcia – lecz prawda aż zanadto jasna, tak iż może nikogo wśród nas nie ma, który by za wyświadczone łaski i dobrodziejstwa niewdzięczności nie doznał. A Serce Zbawiciela, to najmiłosierniejsze ze wszystkich serc, co odbiera za swe dobrodziejstwa, którymi rodzaj ludzki miłościwie nawiedza? Urąganie – odpowiada – i nędze czekało serce moje i czekałem, kto by się we mną smucił, a nie było, kto by pocieszył, a nie znalazłem. I dali żółć na pokarm mój, a w pragnieniu moim napawali mnie octem (Ps 68, 21, 22).

O, otwórzmy tylko oczy nasze, zwróćmy je na Jezusa mieszkającego wśród nas tu, w tym przybytku, a przekonamy się. Pójdźcie do mnie wszyscy – woła On – którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a ja was ochłodzę (Mt 11, 28). Któż czyni zadość Jego wołaniu? Zaczerpnijcie łaski zdroje. Kto by pił z wody, którą ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody, wypływającej ku życiu wiecznemu (J 4, 13, 14). A co świat na wołanie Jezusa? Ach, pójść za Jezusem, pójść do tego źródła wieków, to dziś zdaje się wielu rzeczą niepodobną. Nie ma nikogo, który by, wstępując w ślady pobożnej Samarytanki, wołał: Panie daj mi tej wody, abym nie pragnęła już wody światowej. Inne dziś ma świat zadanie, ważniejsze ma zajęcia. Stałem się obcym braciom moim i cudzoziemcem synom matki mojej (Ps 68, 9). Smutną tę skargę powtarza dziś Zbawiciel nie w jednym mieście, nie w jednej wiosce, nie w jednym kościele! Tak chrześcijanie, dziś świat ma czas na wszystko! Pragnie, aby był wielbiony, poważany, pragnie słuchać komplementów, które łechcą uszy jego, jeśli jest skąpy pragnie wyciskać, wydzierać ubogim pieniądze, jeśli obłudnik, chce uchodzić za pobożnego, jeśli pijak i rozpustnik, by dogadzać swoim zwierzęcym żądzom, jeśli strojniś, jeśli elegantka, chce błyszczeć na salonach i przyciągać ludzki wzrok. Ci wszyscy, bez długiego namysłu i zastanowienia się, gotowi są poświęcić swój czas, swoją sławę, swoje dobre imię, swoje zdrowie, swoje siły, swoje życie, ba, nawet swoją duszę nieśmiertelną dla swych żądz i rozkoszy, a dla Serca Jezusowego nie ma majątku, nie ma poświęcenia.

Dlaczego? Ach, bo Serce Pana Jezusa jest zranione cierniem, świat zaś obiecuje wieniec różany. Chodźmy w wieńcach różanych, póki nie uwiędną. Nie mamy czasu dla tego Serca, bo nie mamy miłości, bo Jego miłość potępia miłość światową. A czy sądzicie, że zatykanie uszu przez tylu chrześcijan na Jego wołanie nie zadaje najsłodszemu Jego Sercu głębokiej rany? Pewnie włócznia żołnierza głębiej nie przebodła Serca Zbawiciela!

Ukazał kiedyś Zbawiciel swe Boskie Serce wybranej służebnicy Małgorzacie Alacoque, mówiąc: „Oto Serce, które ludzi tak bardzo ukochało, iż niczego nie szczędziło, aż do wyniszczenia siebie, by im dowieść mogło swojej dla nich miłości – od największej zaś z nich liczby same tylko odbieram niewdzięczności, oziębłości, wzgardy i świętokradztwa, jakich się dopuszczają względem sakramentu miłości. Opuszczony jestem i daremnie wołam ich do siebie i zapraszam, by w swoich boleściach, w swym smutku, w swoich potrzebach w Sercu moim bezpiecznego szukali schronienia”. A tymczasem stałem się obcy moim braciom i cudzoziemcem synom mojej matki.

Lecz na tej obojętności nie poprzestaje złość ludzka. Cóż to musiała być za boleść dla Serca Jezusa, kiedy widział się opuszczonym przez ludzi i wyśmianym, kiedy ludzka złość obnażyła Go z szat i szarpała Jego dziewicze ciało krwawym biczowaniem, kiedy Piłat pokazał Go wściekłym Żydom w purpurowym płaszczu, w koronie cierniowej, drwiąc przy tym: Oto człowiek! – kiedy gwoźdźmi przebili ręce, które kiedyś błogosławiły ich dziatkom, kiedy napoiły octem i żółcią te usta, które przez trzydzieści trzy lata jedynie o miłosierdzie dla rodzaju ludzkiego wołały. O jak musiało się Serce Jezusa zakrwawić, kiedy wisiał na krzyżu, nagi, opuszczony, wyśmiany, okryty ranami, oblany krwią. Gdybyśmy byli w owym dniu na górze kalwaryjskiej, pewno wyrazilibyśmy całe ludzkie współczucie nad naszym kochanym Zbawcą, zalalibyśmy się gorzkimi łzami jak córki jerozolimskie! Chrześcijanie, otwórzmy nasze oczy, patrzmy na Baranka Bożego, na Serce Zbawiciela tu wystawione. Czy zmniejszyły się Jego cierpienia? Bracie, czy ty nie wierzysz, że w tej monstrancji pod postacią chleba jest prawdziwie obecny ten sam Jezus, który wisiał na krzyżu? Czy wierzysz, że tu jest to samo Serce, co zostało dla nas włócznią otwarte na krzyżu? O, jeśli jesteś o tym przekonany, a z drugiej strony, jeżeli patrzysz na świat, na jego obchodzenie się z Bogiem utajonym pod pokorną postacią, nie możesz zaprzeczyć, że Jego dzisiejsze cierpienia są nieporównywalnie większe od tych, których wtedy doświadczał.

Pomijam już wszystkie krzywdy, które Serce Jezusa cierpi w sakramencie miłości od niewiernych, Żydów i heretyków. Mój Boże, mój Boże, któż by mógł wierzyć, żeby ludzie Boga mogli swego deptać? A to przecież prawda! Czyż bowiem heretycy w swojej wściekłości nie wyrywali Hostii przenajświętszych z kielichów i nie deptali ich?! O, co za boleść patrzeć na Serce naszego Boga pod nogami bezbożników! Ile to razy Żydzi kłuli święte Hostie nożami, tak iż cudownym sposobem krew wypłynęła. Donatyści (1) rzucali je zwierzętom jako pokarm, jak pisze Optat (2), inni palili Hostie, gotowali we wrzącej wodzie, słowem, wszystką złość wyczerpało piekło, aby za bezmiar miłości oddać Bogu utajonemu całą ohydę złości.

Straszne są zniewagi wyrządzone przez Niewiernych Sercu Jezusa i obecności Jego w Najświętszym Sakramencie, ale czy są najbardziej bolesne? Gdyby mi złorzeczył mój nieprzyjaciel zniósłbym to dzielnie, gdyby ten, który mnie nienawidził, mówił przeciwko mnie wielkie rzeczy, ukryłbym się przed nim – ale że przyjaciel mój, znajomy mój, który razem ze mną jadał słodkie pokarmy, tak niewdzięcznie ze mną postępuje, to okropna rana dla mego serca. Że wy chrześcijanie, dla których szczególnie tu mieszkam, dla których chętnie poddaję się wszystkim krzywdom wyświadczonym mi przez Żydów i niewiernych, że i wy tak niegodnie, z taką niewdzięcznością ze mną postępujecie, to najboleśniejsza dla mego serca rana. Tę samą skargę proroka powtórzył Chrystus Pan niegdyś przed swoją wybraną służebnicą Małgorzatą, kiedy się do niej odezwał: „Gdyby mi się ludzie wzajemnością wypłacali, mało bym cenił, co dla nich uczyniłem, gdyby podobna, uczyniłbym i więcej, ale oni tylko mają oziębłość i wstręt wobec żarliwych mych chęci. Lecz co mi najbardziej doskwiera, to obojętność osób mnie poświęconych, a źle się ze mną obchodzących. Ta ich nikczemna obojętność więcej mnie boli, niż wszystko, co dla nich w czasie wycierpiałem”. Kogo dotyczą te słowa, jeśli nie chrześcijan katolików! I nie sądźmy, żeby to użalenie Chrystusa Pana było niesłuszne, żeby świat katolicki na ten zarzut nie zasługiwał. Bo czyż nie ma chrześcijan katolików, którzy nieraz przewyższają w złości heretyków i Żydów? Czyż nie ma chrześcijan katolików, którzy obecnego tu w największej samotności zostawiają i chyba tylko w święto i to z ciekawości w kościele zagoszczą? Czyż nie ma chrześcijan katolików, którzy, mówiąc po prostu, wstydzą się towarzyszyć kapłanowi niosącemu Najświętszy Sakrament do chorych, co niegdyś było największym zaszczytem dla królów i cesarzy? Nie są to ci chrześcijanie katolicy, którzy w kościele jawne dają świadectwo, że wątpią w obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie? Bo czy jest rzeczą podobną, aby, będąc przekonani o Jego obecności, odważyli się na takie zniewagi? Ale mało tego. Nie są to chrześcijanie katolicy, którzy często w tym samym momencie, kiedy Król królów, Pan wszystkich książąt, Bóg z Boga, Światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, tu na ołtarzu jest wystawiony, by się przed Nim zginało wszelkie kolano, co jest na ziemi, pod ziemią, na niebie, nie są to, pytam, ci chrześcijanie katolicy, którzy właśnie wówczas odwracają od Niego oczy i rozniecają w swych sercach ogień namiętności, którzy wówczas nawet świętokradzkimi ustami na mowy plugawe i bezczelne się odważają! Nie są to wreszcie chrześcijanie katolicy, którzy się dopuszczają największej, najokropniejszej, najbardziej do nieba o pomstę wołającej zbrodni ze wszystkich, jakie tylko bezbożność ludzka wymyślić może! Odgadujecie, o czym tu mówię? O świętokradzkiej Komunii. O, kto ją popełnia? Szatani wierzą i drżą przed tym sakramentem, chrześcijanin katolik, już nie drży przed Bogiem swoim. Nie, z obłudnym nabożeństwem, z niesłychaną obojętnością przystępuje do ołtarza, aby Pana swego jak drugi Judasz na nowo zdradzić. Przyjacielu, po cóż przyszedłeś? – woła do takiego Serce Jezusa. By nadużyć Twojej dobroci, by odnowić cierpienia Twoje, by nierozsądnie splugawić Ciebie w moim sercu. Człowiecze, opamiętaj się, zastanów się, co czynisz! „Sąd sobie jesz i pijesz, nie rozsądzając Ciała Pańskiego”, mieszasz w swoim sercu niewinność z grzechem, świętość z bezbożnością. „Nędzniku – woła na ciebie św. Hieronim, jak na świętokradcę Sabiniana – czemu się oczy twoje nie zaćmiły? Czemu nie odpadły ci ręce, czemu się język twój nie wykręcił, kiedyś w grzechu śmiał stanąć przy ołtarzu?”. „Biada temu – woła św. Bernard – kto się od Boga oddala, ale większa biada temu, który przystępuje do ołtarza z nieczystym sumieniem”. „Biada świętokradzkim rękom – woła św. Tomasz z Villanova – biada sercu nieczystemu bezbożnych. Każda kara za mała jest na tak straszną zbrodnię. Tak świętokradco, idź, spiesz do przybytku, porwij święte naczynia z Hostiami, rzuć je na ziemię, zdepcz Jego Serce najsłodsze nogami, wielka to krzywda, czarna to zbrodnia, niepojęta to złość, lecz godniejsze miejsce dla Jezusa, aniżeli twe serce – lepiej Sercu Jezusowemu pod twymi nogami, aniżeli w twym sercu, gdzie czart mieszka”. Czy tych niesłychanych okropności i świętokradztw chrześcijanie rzadko się dopuszczają?

Ach, chrześcijanie! W Rzymie, tam gdzie święty Piotr na świadectwo swej wiary i miłości do Chrystusa Pana został ukrzyżowany, tam na tej ziemi, która przesiąkła krwią wielu męczenników, tam dopuszczono się, jak nam podali wiarygodni świadkowie, w domu dziś już odkrytym, niecnych czynów. Znalazło się właśnie dwanaście bezbożnych i bezwstydnych niewiast, które rankiem z udawaną i obłudną pobożnością przystępowały do stołu niepokalanego Baranka i najświętsze Hostie zaraz z brudnych swych ust do chustek chowały, aby je wieczorem zanieść ze sobą w znane szatańskie towarzystwa. Tam wystawiono ołtarz, wokół którego te same podłe niewiasty tańcowały i, poświęcone na kapłanki, wśród bluźnierstw, których nie godzi się powtarzać, czyniły swoją ofiarę Baranka. Kto wyliczy te Hostie, które zostały tu przeszyte, rozdeptane, posiekane i wrzucone do ognia na spalenie! Zgroza was przejmuje, nie chcecie mi wierzyć, a jednak to prawda.

O Serce Jezusa, o Jezu najdroższy! Kiedyś zawołałeś tryumfującym głosem na krzyżu jako zwycięzca: Skończyło się – teraz wszystkie trudy zwyciężyłem, teraz każda boleść się skończyła!… Ale dziś w sakramencie miłości nie możesz tak mówić, bo nie skończyły się jeszcze cierpienia, które zadaje Ci ludzka złość, ile i gdzie tylko może. Chrześcijanie, jeśli mnie pytacie, skąd taka oziębłość, skąd taka zatwardziałość, nieczułość i niewdzięczność ku Sercu temu tak gorąco kochającemu rodzaj ludzki, nie mam innej odpowiedzi jak tylko: nie wiem. A co na to Boski Zbawiciel, Jego kochające Serce? Czy nie woła o pomstę do nieba jako krew niewinnego Abla? O cudzie miłosierdzia! Miecz pomsty Bożej wisi wyciągnięty nad naszymi głowami. Aniołowie mściciele są gotowi zniszczyć i spustoszyć cały okrąg ziemi, ale Serce Jezusa nie zna zemsty. Miłosierdzia, Ojcze, miłosierdzia! – to Jego głos pomsty – zatrzymaj Twój gniew, a nie patrz na grzechy tych ludzi, ale raczej na moje zadośćuczynienie. Oni są dziećmi moich boleści, urodziłem je na krzyżu i tu w tabernakulum zostaję dla nich, aby je pocieszyć w smutku, ratować w potrzebie, dodawać ducha w przeciwnościach… O dobry Jezu, czy to Twoja pomsta? I tak odpłacasz naszą nieczułość?

Chrześcijanie, czy jest jeszcze ktoś wśród nas, który by nie pragnął zadośćuczynić temu Sercu za niewdzięczności ludzkie? Czy potrzeba mówić jeszcze więcej, by rozpalić wasze serca do najtkliwszej miłości ku Sercu Jezusowemu? Czy Jezus nie odniósł jeszcze zupełnego tryumfu nad naszymi sercami swoją dobrocią i miłosierdziem? Lecz w jaki sposób Mu zadośćuczynić? Nie mogę podać lepszego sposobu od tego, który objawił sam Zbawiciel. Masz Serce moje, mówił kiedyś Zbawiciel do błogosławionej Małgorzaty Alacoque, Serce moje pałające miłością ku ludziom, Serce, które pragnie rozlać płomienie miłości po tej biednej ziemi, okazać swą potęgę, rozsypać nieprzebrane skarby łaski, zdolne zmiękczyć najtwardsze serca i wyrwać je z przepaści bezprawia. Dla wynagrodzenia przeto memu Sercu i przebłagania za wszystkie zniewagi, nieuszanowania, świętokradztwa, pragnę, aby wierni skruchą serdeczną i wyznaniem grzechów cześć Mu oddawali. Przyrzekam ci, że Serce moje wyleje obfitość łask, rozpali ogniem Boskiej miłości tych wszystkich, którzy Mu będą składać taką cześć. Pragnie więc Zbawiciel, a pragnie usilnie, byśmy obrali Jego Serce za przedmiot naszej czci i miłości.

Zatem chrześcijanie, najdrożsi, pokażmy, że serce nasze jeszcze bije dla Jezusa. Pocieszmy Go. Oby nam w sercach wciąż brzmiała Jego skarga i wyrzuty! Obyśmy nie wyszli dziś stąd prędzej, aż uczynimy Sercu Jezusowemu tę obietnicę, że się staniemy gorliwymi czcicielami Jego Serca. Oby powróciły te czasy, w których mógł król polski August II w imieniu narodu, a biskup krakowski Konstanty Szaniawski w imieniu duchowieństwa pisać do Ojca Świętego: „Polska stateczną pobożnością ku Najświętszemu Sercu Jezusowemu pała, król i cały naród szczególniejszą czcią i uwielbieniem dla tego Serca są przejęci”. Gdyby, mówię, powróciły te czasy, to tłumnie zapisywalibyśmy się do tego bractwa, powróciłoby szczególne błogosławieństwo Boskie i Serce Jezusa na wszystkich mieszkańców Polski wylewałoby, jak obiecał, potoki swoich łask.

O Jezu, oto mała trzódka Twoja, bo nie wszyscy odstąpili od Ciebie. Patrz na ten lud, który Tobie jeszcze wiernym pozostał, jak chętnie byśmy uczynili Tobie zadość za wszystkie grzechy i nieprawości całego świata, lecz sami jesteśmy grzesznikami. Oby nasze oczy wylewały potoki łez, oby odtąd już nikt więcej tak strasznie nie ranił Twego Serca, oby złączył się cały okrąg ziemi, by śpiewać Tobie jednym głosem i jednym sercem: Niech będzie znane, kochane i wielbione Najświętsze Serce Zbawiciela teraz i przez nieskończone wieki. Amen.

Ks. Franciszek Eberhard SI

(1) Donatyści – sekta religijna założona przez biskupa kartagińskiego Donata w północnej Afryce w IV wieku. Rygorystyczni w nauce moralnej, nie uznawali ważności sakramentów sprawowanych przez kapłana będącego w stanie grzechu. Zwalczani w rozprawach teologicznych św. Augustyna.

(2) Św. Optat z Mileve (IV w.) – biskup Milewy w Numidii (północna Afryka), autor traktatu przeciwko donatystom De schismate donatistarum.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.