Rozdział piąty. Nowe życie

W pewnym sensie wieśniaczka miała rację. Po drugim objawieniu Pani wielu mieszkańców Fatimy zaczęło w Nią wierzyć. Historia o tym, co wydarzyło się w Cova da Iria rozprzestrzeniła się błyskawicznie i trzynastego lipca, czyli w dzień, na który Pani zapowiedziała trzecią wizytę, na pastwisku zjawiło się ponad pięć tysięcy osób.

Po raz kolejny dzieci uklękły i odmówiły pięć tajemnic różańcowych dodając na końcu każdej tajemnicy modlitwę, której nauczyła ich Pani. Następnie niebo rozświetlił oślepiający błysk i cała trójka zwróciła swe radosne twarze w stronę małego dębu. Tak – ich niebiańska przyjaciółka znów przybyła! Stała na czubku małego drzewka, jasna i piękna jak południowe słońce!

– Czego od nas oczekujesz? – zapytała Łucja z zapałem, nie zwracając uwagi na tłum, który obserwował każdy jej ruch, słuchał każdego jej słowa.

– Chcę, byście dalej codziennie odmawiali Różaniec ku czci Matki Boskiej Różańcowej – powiedziała łagodnie. – Tylko Ona może zakończyć tę straszną wojnę.

– Ale kim Ty jesteś? Powiedz nam, proszę! Tak wielu ludzi chciałoby się tego dowiedzieć!

Pani spojrzała ciepło na dzieci.

– W październiku powiem wam kim jestem. Do tego czasu przychodźcie tu trzynastego dnia każdego miesiąca. A niedowiarkom powiedzcie, że w październiku dokonam wielkiego cudu, który przekona ich, że istnieję.

Po odmówieniu Różańca, Pani wyciągnęła przed siebie ręce, tak samo jak podczas drugiej wizyty, i po raz kolejny dzieci ujrzały promienie wypływające z Jej palców. Jednak prawie natychmiast w ich oczach pojawił się strach, gdyż tym razem cudowne światło skierowane było nie w nich, ale w stronę ziemi, która nagle zniknęła i okazało się, że stoją na brzegu ogromnego, ognistego oceanu.

Dzieci spoglądały z przerażeniem w dół na to straszne miejsce i po chwili ich oczom ukazały się ogromne ilości diabłów i potępionych dusz. Diabły przypominały potworne czarne zwierzęta, a każdy z nich wy dawał z siebie rozpaczliwy pisk. Potępione dusze znajdowały się w swoich ciałach, miały lekko brązowawy kolor i poruszały się chaotycznie w płomieniach, wydając przy tym przeraźliwe okrzyki. Ogień pochłaniał wszystko i zarówno diabły, jak i potępione dusze zdawały się nie kontrolować swoich ruchów. Rzucali się w ogniu jak rozżarzony węgiel w kominku. Nawet na chwilę nie doznawali ulgi w cierpieniu.

Przerażająca wizja zniknęła równie szybko, jak się pojawiła i dzieci znów znalazły się w realnym świecie, a wokół nich roztaczał się krzepiący widok pastwiska. Pani spojrzała na dzieci, a Jej oczy pełne były nieopisanego wprost smutku.

– Właśnie widzieliście piekło, do którego idą dusze nieszczęsnych grzeszników – rzekła. – Żeby ocalić inne dusze przed tym losem, Bóg chce ustanowić na ziemi kult mojego Niepokalanego Serca. Jeśli ludzie będą robić to, co wam powiem, wiele dusz zostanie ocalonych i zapanuje pokój.

Dzieci słuchały tego słodkiego, smutnego głosu z nabożną czcią i wdzięcznością. Wiedziały bowiem, że gdyby miały oglądać tę straszną wizję piekła jeszcze choć przez chwilę, umarłyby chyba z przerażenia. – Wojna (1) się skończy – kontynuowała Pani. – Jeśli jednak ludzie nie przestaną obrażać Boga, wybuchnie jeszcze gorsza, za pontyfikatu Piusa XI (2). Gdy dostrzeżecie, jak noc rozjaśnia nieznane światło (3), wiedzcie, że to wielki znak dla was od Boga, że niedługo ukarze świat za jego zbrodnie poprzez wojnę, głód oraz prześladowania Kościoła i Ojca Świętego.

Aby temu zapobiec, przychodzę by prosić o poświęcenie Rosji mojemu Niepokalanemu Sercu oraz o Komunię w pierwszą sobotę każdego miesiąca jako zadośćuczynienie za winy. Jeśli ludzie wysłuchają moich próśb, Rosja zostanie nawrócona i zapanuje pokój. Jeśli nie, jej błędy rozprzestrzenią się po całym świecie, zapanują wojny i prześladowania Kościoła. Wierni staną się męczennikami; Ojca Świętego czekają ogromne cierpienia; wiele narodów zostanie zniszczonych. Jednak w końcu Niepokalane Serce 1938 roku, kiedy to w całej Europie i Ameryce Północnej widoczna była bardzo nietypowa zorza polarna. zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i na jakiś czas na świecie zapanuje pokój. W Portugalii dogmat wiary zostanie na zawsze zachowany.

Przeraźliwa wizja piekła oraz słowa Naszej Pani dotyczące kultu Jej Niepokalanego Serca miały na razie pozostać tajemnicą. Ale dzieci poznały jeszcze jedną tajemnicę. „Trzecią tajemnicę.”

Pani nigdy jeszcze nie mówiła tak długo i kiedy zniknęła, jak zwykle, dzieci całe drżały ze strachu. Wizja piekła była po prostu straszna! Z pewnością nie ma nic gorszego niż być skazanym wyrokiem Bożym na pobyt w tym przerażającym miejscu przez całą wieczność!

Nagle do ich uszu dobiegł drwiący głos mężczyzny.

– No i cóż stało się tym razem? Czy wasza cudowna Pani przyszła i rozmawiała z wami?

Jego żona zareagowała na te słowa z wyraźnym oburzeniem.

– Oczywiście, że przyszła! Nie widziałeś tego dziwnego światła, w które spowity był dąb?

– Było jak lśniący pył! Drzewo i dzieci otaczał lśniący pył! – zawołała starsza kobiecina. – Widziałam to na własne oczy! Słyszałam też, jak Łucja do kogoś mówiła! Och, to jest święte miejsce!

– Bzdury! Ksiądz płaci tym dzieciom, żeby zrobić z nas głupców!

– Uważaj, co mówisz! Księdza tu dziś nie ma.

– A niby dlaczego? Żeby nikt go o nic nie podejrzewał. Spryciarz z tego księdza z Fatimy…

Głosy na pastwisku nie ucichały i wkrótce w całym pięciotysięcznym podekscytowanym tłumie, w którym znajdowała się też rodzina dzieci, zawrzało od głośnych sporów. Rodzice Hiacynty i Franciszka okazywali mniejsze zdenerwowanie, niż można się było tego spodziewać, jednak o mamie Łucji nie dało się już tego powiedzieć.

– Tylko spójrzcie! – zawołała z oburzeniem i wskazała na małe drzewko. – Ludzie klękają w tym miejscu, jakby to było jakieś sanktuarium! Och, niech ja tylko dorwę tę Łucję! Sam diabeł chyba musiał ją opętać, żeby uważała, że jest godna objawień!

– Ale ksiądz Ferreira powiedział, że nie powinniśmy karać dzieci – ostrzegała ją bratowa. – Nie pamiętasz? Powiedział, że tylko sobie wyobrażają pewne rzeczy.

– Wyobrażają sobie! Łucja nie będzie sobie dziś w nocy niczego wyobrażać. Tylko poczekajcie!

To była prawda. Nie minęło wiele czasu, jak mama Łucji sprawiła jej kolejne lanie. Gdyby jednak tylko na tym się skończyło! Cztery siostry i brat dziewczynki, którzy niezbyt za nią przepadali, dali jej wyraźnie do zrozumienia, że swoim zachowaniem przynosiła hańbę rodzinie. Na przykład, jeśli w Cova naprawdę była jakaś Pani, dlaczego nie widział Jej nikt oprócz trójki głupiutkich dzieci, które nawet nie umieją jeszcze czytać i pisać?

– Przyznaj, że to wszystko kłamstwo – naciskała jedna z dziewczynek. – Wtedy wszyscy dadzą ci spokój.

– Tak, i ja będę miał wreszcie trochę spokoju – mruknął brat. – Bo teraz nie mogę nawet wyjść na ulicę, żeby ktoś od razu nie pokazywał na mnie palcem i nie szeptał czegoś pod nosem.

Biedna Łucja! Kochała swoją rodzinę bardzo mocno i była gotowa na wiele poświęceń, żeby tylko ich wszystkich uszczęśliwić. Jednak wyprzeć się wizyt Pani, rozmów z Nią, Jej przesłania o tym, że ludzie muszą zmienić swoje życie, zadośćuczynić Bogu za swoje grzechy, odmawiać codziennie Różaniec i poświęcać się za grzeszników? Nie! To było niemożliwe! Musiałaby skłamać, a Łucja doskonale wiedziała, że kłamstwo to jeden z najgorszych grzechów, jakie dziecko może popełnić. Nic dobrego nigdy z tego nie wynika.

„Chciałabym jednak, żeby mama mnie zrozumiała!” – myślała zrozpaczona dziewczynka. „Jakże okropna jest świadomość, że sprawiam jej przykrość, i że już mi nie ufa. I jak boję się tego lania i krzyków!”

Przez kolejne dni Hiacynta i Franciszek robili wszystko, żeby pocieszyć Łucję, gdyż czuli, że bardzo cierpi. Oni również mieli problemy przez Panią, ponieważ do Cova przybywało teraz z daleka wielu pielgrzymów, by się pomodlić i zostawić pod małym dębem ofiary pieniężne. Przed powrotem do domu wszyscy ci ludzie chcieli, oczywiście, zobaczyć jeszcze małych pastuszków i porozmawiać z nimi, co denerwowało mamę Franciszka równie mocno jak jej bratową.

– Ale w pewnym sensie powinniśmy się z tego cieszyć – stwierdziła siedmioletnia Hiacynta. – I ty, Łucjo, też powinnaś się cieszyć, że twoja mama krzyczy na ciebie i dostajesz lanie. Och, jak chciałabym, żeby moi rodzice byli tacy!

Łucja otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

– Hiacynto! Jak możesz wygadywać coś takiego?

– No bo wtedy mogłabym bardziej poświęcać się dla Pana Boga! Och, Łucjo, nie zapomniałaś chyba tej potwornej wizji piekła?

Dziewczynka w odpowiedzi aż zadrżała.

– Oczywiście, że nie! To było zbyt straszne, żeby o tym zapomnieć.

– Więc nie zapominaj o słowach Pani o tym, jak wielu ludzi tam trafiło, bo nie miał kto się za nich modlić ani poświęcać, by zadośćuczynić za ich grzechy.

– Wiem. Codziennie myślę o grzesznikach.

– Więc ofiaruj Bogu lanie, które dostajesz. Może to wystarczy, żeby uratować kogoś przed piekłem.

– Tak, i my też możemy coś robić – wtrącił Franciszek z zapałem. – Możemy codziennie podejmować kilka drobnych wyrzeczeń, których nikt nawet nie zauważy.

Tak więc dzieci wkraczały w zupełnie nowe życie, życie wypełnione modlitwą i cierpieniem za innych. Hiacynta kierowała całym przedsięwzięciem, a Łucja i Franciszek nie mogli się wprost nadziwić, jak wiele odkrywała różnych sposobów pokutowania za grzeszników. Jednego dnia mieli nie brać ani łyka wody, choć byli bardzo spragnieni. Kiedy indziej natomiast mieli oddać swoje drugie śniadanie biednym dzieciom, a sami zadowolić się gorzkimi żołędziami pozbieranymi z pastwiska. A co najważniejsze: mieli być radośni i posłuszni w domu, gdyż tego Bóg oczekiwał od nich przede wszystkim.

Któregoś dnia cała trójka omawiała przesłanie Pani z Jej ostatniej, trzeciej wizyty – przesłanie, które miało pozostać tajemnicą, dopóki Ona sama nie postanowi inaczej.

– Och, jakie to straszne, że jeśli ludzie nie zmienią swojego życia, wybuchnie kolejna wojna! – powiedziała Hiacynta ze smutkiem. – Och, Łucjo! Nie mogę przestać o tym myśleć!

– Ja też nie – wtrącił Franciszek. – I jeszcze o tym, co Pani mówiła o Rosji. Powiedziała, że chce, żeby ten kraj został poświęcony jej Niepokalanemu Sercu, żeby mógł się nawrócić. Łucjo, czy to znaczy, że to teraz zły kraj?

Dziewczynka wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Ale pamiętam, co powiedziała Pani: „Jeśli świat nie wysłucha moich próśb, błędy tego kraju rozprzestrzenią się po całym świecie, zapanują wojny i prześladowania Kościoła. Wierni staną się męczennikami; Ojca Świętego czekają ogromne cierpienia; wiele narodów zostanie zniszczonych”.

– Wcale mi to nie wygląda na przyjemne miejsce – zamruczała Hiacynta pod nosem. – Pewnie bardzo niewielu ludzi odmawia tam Różaniec jak należy.

– Ale dlaczego? – zawołał Franciszek. – Czy nie wiedzą, że byliby znacznie szczęśliwsi, gdyby pokochali Naszą Panią?

Te słowa dały Łucji do myślenia. Jak ogromna zmiana zaszła we Franciszku… i w Hiacyncie, i w niej samej również! Jeszcze kilka krótkich miesięcy temu modlili się głównie z poczucia obowiązku. W ich modlitwach często brakowało miłości, radości. A teraz – cóż za zmiana! Odkąd Pani wyciągnęła do nich swe dłonie i ogrzała cudownymi promieniami, nie mogli się wręcz doczekać kolejnej modlitwy, pragnęli cierpieć za grzeszników. Teraz nie wyobrażali sobie nawet dnia bez odmówienia Różańca!

„Może inni też doznaliby tej łaski, gdyby tylko o nią poprosili Panią”, myślała dziewczynka. „Nawet ludzie w Rosji. Och, jak byłoby cudownie!”

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

(1) I wojna światowa, 1914–1918.

(2) Pontyfikat tego papieża przypadł na lata 1922–1939.

(3) Uważa się, że miało to miejsce w nocy z 25 na 26 stycznia

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Dzieci z Fatimy.