Rozdział piąty. Nogi osła

Gdybyście w czasie wojny spacerowali wąskimi, białymi dróżkami angielskiej wsi, prędzej czy później natknęlibyście się na Objazdowe Wesołe Miasteczko Faroniego. Nawet podczas wojny dziadek Faroni wraz z bliźniakami i innymi osobami, które od lat mieszkały i podróżowały z nimi stając się częścią rodziny, nie zaprzestali swoich pokazów.

Wesołe miasteczko widziane nocą miałoby jeszcze większy urok. Aby ujrzeć ten widok, musielibyście przejść między żywopłotami z głogu, przez maleńkie, uśpione w ciemności osady, minąć pachnące słodko łąki porośnięte koniczyną, aż w końcu waszym oczom ukazałoby się wesołe miasteczko, niczym ogromny krąg błyszczących klejnotów, całe oświetlone kolorowymi światełkami, które mienią się i podzwaniają w ciemnościach. Poczulibyście je wszystkimi zmysłami!

Zobaczylibyście mieniące się kolorami pasiaste dachy kramików, budek i namiotów; karuzelę kręcącą się przy głośnych, dźwięcznych dźwiękach nieustającej muzyki z małymi, białymi końmi o szerokich, czerwonych nozdrzach, ze strusiami, krokodylami i niedźwiedziami podskakującymi w takt muzyki; huśtawki lecące w górę i w dół ponad gwiazdami nocnego nieba. Usłyszelibyście wybuchy śmiechu, głośne krzyki artystów i trzask strącanych kokosów. Poczulibyście zapach gorącego płótna i ziemi, które ostygały po tym, jak słońce nagrzewało je przez cały dzień. Wszystko to i wiele innych rzeczy składało się na Wesołe Miasteczko Faroniego.

Bliźniaki miały po jedenaście lat. Sami nie wiedzieli, w którym dokładnie miejscu ruszyło po raz pierwszy wesołe miasteczko.

Wraz z nim zwiedzili wiele różnych krajów: Hiszpanię, Portugalię, Włochy, Belgię i wiele, wiele innych. Często przemierzali morza na najniższych pokładach ogromnych statków i całymi dniami podróżowali drogą lądową. Wszędzie, dokąd przybyli, byli mile witani, bo odwiedzali tylko malutkie miejscowości, osady i wioski położone z dala od głównych miast, od których stronili. Tam w zamian za kilka groszy dawali ludziom, którzy mieli w swym życiu niewiele radości, mnóstwo przeróżnej zabawy.

Odkąd bliźniacy sięgali pamięcią, zawsze występowali w numerze obok występu głównego. Mieli specjalny namiot i zaczynali jako „Dzieci Żywej Wody”: siedzieli wtedy w akwarium wypełnionym ciepłą wodą, ich ciała pokrywały wodorosty, a głowy muszle. W akwarium pływały również żywe karasie złociste, z którymi bliźniacy uwielbiali się bawić. W każdym kraju mieli przyjaciół, dzieci, które bawiły się pośród namiotów i chętnie przychodziły zjeść z nimi prawdziwy cygański posiłek. Dziadek powiedział im, że wszędzie, gdzie pojadą, spotkają swych braci i siostry, bo Bóg jest Ojcem wszystkich ludzi. Bliźniacy często czuli, że tak właśnie jest.

Gdy nastała wojna, wszystko się zmieniło: skończyły się pełne wrażeń noce, gdy kołysali się na wielkich statkach, skończyło się odwiedzanie nowych krajów. Zostali w domu. Latem podróżowali, a zimą prowadzili monotonne życie w wynajętym mieszkaniu. Potem ojciec poszedł walczyć, za nim matka pracować przy produkcji amunicji, a potem Kora i Herman.

– Żałuję, że nie jestem młodszy, wtedy też bym poszedł walczyć, bo walka jest po to, aby odzyskać pokój – powiedział dziadek, a potem westchnął i spojrzał na różowy głóg i rozciągające się nad nim niebieskie niebo.

– Szkoda, że nie jesteśmy starsi – powiedział Rupert, a Oswald, który zawsze zgadzał się z pomysłami Ruperta, przytaknął. Myśleli o swoich przyjaciołach, braciach i siostrach, z którymi nie mogli już się spotykać.

– Musimy się modlić, wszyscy – powiedział dziadek – i ofiarować wszystkie nasze uczynki za pokój. Chociaż sami odczuwamy smutek, możemy postarać się, aby inni smutni ludzie śmiali się i zapomnieli choć na godzinę o swoich zgryzotach. To też jest walka.

– Tej nocy Rupert delikatnie dotknął rękę Oswalda. – Czy myślisz – szepnął do niego – że dziadek ucieszyłby się, gdybyśmy wymyślili naprawdę zabawny numer i wykonali go w ramach naszej modlitwy o pokój?

– O tak – zgodził się Oswald. – Dziadek powiedział dzisiaj, że wszystkie punkty w naszym programie są wyświechtane i bez taty nasz występ jest nudny.

Przez kolejne dni nieustannie szeptali między sobą i omawiali coś w tajemnicy, aż w końcu postanowili, że będą tańczącym osłem.

Mieli stary kostium osła z dużą głową i smętną miną i uważali, że nic nie może być śmieszniejsze od tańca tego zwierzęcia. Zabrali się więc do pracy i za każdym razem, gdy zaczynali ćwiczyć taniec, modlili się o to, żeby wszyscy ludzie nauczyli się kochać siebie nawzajem i aby pokój zapanował na świecie i nadszedł koniec wojny.

Nie mogli się jednak zgodzić co do tego, który z nich będzie przednimi, a który tylnymi nogami osła.

– Przednie nogi – powiedział Rupert – muszą być krótsze, a ja jestem niższy od ciebie.

– Nie – upierał się Oswald – przednie nogi są dłuższe.

Czasami wywiązywała się między nimi zażarta sprzeczka, innym razem występowali jako przednie nogi osła na zmianę, jednak pod koniec każdej próby, oboje mówili to samo:

– Na premierze to ja będę przednimi nogami.

W końcu nadszedł dzień premiery. Dziadek z dumą umieścił na afiszu numer zatytułowany „Tańczący Osioł” i rozwiesił przed namiotem ogromny plakat przedstawiający głowę osła. Wkrótce namiot wypełnił się widownią, która czekała, aż zacznie się numer z osłem. W radosnym podnieceniu Rupert zapomniał, że miał obstawać przy tym, aby to on był przednimi nogami, i bez słowa pozwolił, aby Oswald zajął jego miejsce.

Osioł wtoczył się powoli na środek areny i skłonił się, a wszyscy bili mu brawo. Zaczął się taniec: głowa na bok, machnięcie ogonem, skrzyżowanie nóg i potknięcie! Nikt jednak się nie śmiał. Bliźniaki powtórzyli swój numer. Udało im się wywołać u niektórych ledwo słyszalny chichot, wciąż jednak żadnego śmiechu.

– Słuchaj – szepnął Rupert pod kostiumem osła – to twoja wina. Odgrywasz moją rolę. To ja powinienem być przednimi nogami.

– Bzdury – syknął Oswald i nagle osioł wykonał dziwną rzecz. Kopnął do tyłu przednimi nogami.

– Jak śmiesz! – zawołał z tyłu Rupert i wykonał swoją nogą gwałtowny ruch do przodu. Przednie i tylne nogi osła zaczęły nagle walczyć ze sobą.

Publiczność roześmiała się.

– Bardzo sprytnie – wołano. – Brawo!

Jednak wewnątrz osła nie było śmiechu, ale gwałtowny oddech, dyszenie i łkanie pośród kotłowaniny:

– Wszystko zepsułeś!

– Nie ja, tylko ty! To ty wszystko zepsułeś!

Taniec osła stawał się coraz dzikszy. Zwierzę rozciągało się i wykrzywiało w coraz dziwniejszy sposób. A publiczność śmiała się coraz głośniej. Nagle osioł zaczął turlać się po podłodze, a publiczność piszczeć z zachwytu.

– Czas już się skończył. – Bliźniacy usłyszeli szept dziadka, chociaż wcześniej nie zauważyli śmiechu publiczności, i ze łzami spływającymi po policzkach wyszli z biednego kostiumu osła, aby się ukłonić. Dopiero wtedy dotarło do nich, że wszyscy krzyczą, tupią nogami i klaszczą z radości!

Gdy wydostali się z namiotu, dziadek, który nie posiadał się z zachwytu, zarzucił ręce na szyję każdemu z bliźniaków.

– Moje dzieci – wykrzyknął – ależ z was aktorzy! Jesteście artystami, wielkimi artystami! Świetni z was aktorzy! Na początku wszyscy myśleli, nawet ja, że będzie to zwykły numer, który oglądaliśmy już tysiące razy. A to dopiero pomysł, żeby osioł kłócił się sam ze sobą! Ach, to było genialne.

Bliźniaki oddaliły się cicho trzymając się za ręce i siedząc za namiotem rozmawiały o tym co się wydarzyło. Znowu byli przyjaciółmi. Tak naprawdę ich kłótnie nigdy nie trwały długo.

Zaczął Rupert:

– Nie uważasz, że nie ma sensu modlić się za pokój, skoro nawet tak bliscy bracia jak my nie potrafią go zachować?

Oswald potrząsnął głową.

– Moglibyśmy modlić się do Boga, aby sprawił, by ludzie byli rozsądniejsi od nas. Mam jednak inny pomysł. Odgrywajmy dalej kłócącego się ze sobą osła, ale tym razem niech będzie to gra!

– O, tak! Będzie to nam przypominać, jakiego osła zrobiliśmy z siebie.

Tak więc „Taniec Osła” pozostał w programie, a wykonując go bliźniacy czuli się jak osły. Publiczność sądziła, że osioł ukazywał świat, który zachowywał się trochę jak osioł, który walczy sam ze sobą. Jednak gdy dziadek dowiedział się, jak było naprawdę, bardzo się ucieszył.

– To prawdziwa modlitwa o pokój – powiedział – dla was to w pewnym sensie pokuta, a dla innych ludzi prawdziwy śmiech.

Caryll Houselander

Powyższy tekst jest fragmentem książki Caryll Houselander Groźny pan Oates oraz inne fascynujące opowieści.