Rozdział piąty. Niedokończona świątynia

Współczesnym idealistom zbytnio ułatwia się zadanie przez uczenie ich, że to, co poniosło klęskę, zostało obalone. Logicznie rzecz biorąc, jest całkiem na odwrót. Przegrane sprawy są właśnie tymi, które mogły zbawić świat. Jeśli ktoś twierdzi, że Młody Pretendent (1) uczyniłby Anglię szczęśliwą, to trudno mu odpowiedzieć. Jeśli ktoś powie, że królowie o imieniu Jerzy uczynili Anglię szczęśliwą, to mam nadzieję, że wszyscy wiemy, co odpowiedzieć. To, co się nie wydarzyło jest zawsze nie do odparcia, a jedynym doskonałym królem Anglii był ten, którego uduszono. Właśnie dlatego, że jakobityzm (2) poniósł porażkę, nie możemy nazwać go porażką. Dokładnie dlatego, że Komuna Paryska upadła jako rebelia, nie możemy powiedzieć, że upadła jako system. Ale takie jak te zrywy były krótkie lub marginalne. Niewiele osób uświadamia sobie, jak wiele największych wysiłków, faktów, które wypełniłyby historię, zostało udaremnionych w swoim pełnym rozkwicie i przetrwało do naszych czasów jako gigantyczne kaleki. Wystarczy mi miejsca tylko na wspomnienie o dwóch największych faktach nowożytnej historii: Kościele katolickim i skutku rewolucji francuskiej.

Kiedy czterech rycerzy rozmazało na podłodze krew i mózg świętego Tomasza z Canterbury, to był to wyraz nie tylko gniewu, ale i swego rodzaju mrocznego podziwu. Chcieli jego krwi, ale jeszcze bardziej jego mózgu. Zadane przez nich ciosy pozostaną na zawsze niezrozumiałe, o ile nie uświadomimy sobie, o czym na chwilę przedtem myślał mózg świętego Tomasza. Myślał o wielkiej średniowiecznej idei, że Kościół jest sędzią świata. Becket sprzeciwiał się temu, aby kapłana sądził choćby i najwyższy sędzia Anglii. Powód był prosty: ponieważ to kapłan sądził najwyższego sędziego Anglii. Władza sądownicza sama podlegała sądowi. Królowie sami zasiadali na ławie oskarżonych. Chodziło o ustanowienie niewidzialnego królestwa, bez armii i więzień, ale posiadającego całkowitą swobodę publicznego potępiania wszystkich królestw świata. Nie możemy stwierdzić z całkowitą pewnością, czy taki Kościół Najwyższy uzdrowiłby społeczeństwo, ponieważ Kościół nigdy nie był Kościołem Najwyższym. W każdym razie wiemy to, że w Anglii książęta pokonali świętych. To, czego chciał świat, widzimy przed sobą, a niektórzy z nas nazywają to porażką. Ale nie możemy nazwać porażką tego, czego chciał Kościół, tylko dlatego, że Kościół poniósł porażkę. Tracy (3) zadał cios trochę za wcześnie. W Anglii nie dokonano wówczas jeszcze wielkiego protestanckiego odkrycia, że król nie może zrobić nic złego. Król został wychłostany w katedrze; polecam to widowisko tym, którzy użalają się nad małą liczbą wiernych w kościołach. Ale odkrycie poczyniono i Henryk VIII rozrzucił kości Becketa z łatwością, z jaką Tracy rozdeptał jego mózg.

Chcę oczywiście powiedzieć, że katolicyzmu nie osądzono; osądzono i uznano za winnych mnóstwo katolików. Świat nie zmęczył się kościelnym ideałem, ale kościelną rzeczywistością. Klasztorów nie atakowano za czystość, ale za nieczystość mnichów. Chrześcijaństwo było niepopularne nie z powodu pokory, ale arogancji chrześcijan. Jeśli Kościół zawiódł, to zapewne w dużej mierze przez duchownych. Ale jednocześnie pewne elementy z pewnością zaczęły niszczyć go na długo, zanim mógł dokończyć swego dzieła. Siłą rzeczy potrzebował wspólnej dla Europy koncepcji życia i myślenia. Jednak system średniowieczny zaczął być intelektualnie rozbijany na kawałki na długo, zanim przejawiał najmniejsze oznaki moralnego rozpadu na kawałki. Wielkie wczesne herezje, takie jak albigensi, nie cechowały się jakąkolwiek moralną wyższością. Prawdą jest też, że reformacja zaczęła rozdzierać Europę, zanim Kościół katolicki zdążył ją zjednoczyć. Na przykład Prusacy w ogóle nie byli nawróceni na chrześcijaństwo aż do czasów całkiem bliskich reformacji. Biedacy ledwo zdążyli przyjąć katolicyzm, kiedy powiedziano im, że mają przyjąć protestantyzm, co w dużej mierze wyjaśnia ich późniejsze postępowanie. Ale mówię o tym jedynie jako o pierwszym z brzegu i najbardziej oczywistym przykładzie tej ogólnej prawdy, że wielkie ideały przeszłości poniosły porażkę nie dlatego, że się przeżyły, ale dlatego, że nie zostały w wystarczającym stopniu wprowadzone w życie. Ludzkość nie przeszła przez średniowiecze; raczej wycofała się ze średniowiecza w popłochu. Nie było tak, że ideał chrześcijański wypróbowano i uznano za nieodpowiedni. Uznano go za trudny i pozostawiono niewypróbowany.

Tak samo jest oczywiście w przypadku rewolucji francuskiej. Nasza obecna konsternacja w dużej mierze wiąże się z tym, że rewolucja francuska w połowie się udała, a w połowie nie. W pewnym sensie decydującą bitwą Zachodu było Valmy, a w innym sensie Trafalgar. Rzeczywiście zniszczyliśmy największe terytorialne tyranie i stworzyliśmy wolne chłopstwo w niemal wszystkich krajach chrześcijańskich z wyjątkiem Anglii, o czym wkrótce więcej. Ale rządy przedstawicielskie, jedyny powszechny relikt, to bardzo nikły fragment pełnej republikańskiej idei. Teoria rewolucji francuskiej zakładała dwie rzeczy na temat władzy, które wówczas zrealizowała, ale których z pewnością nie przekazała swoim naśladowcom w Anglii, Niemczech i Ameryce. Pierwszą była idea honorowego ubóstwa, zgodnie z którą mąż stanu musi być trochę stoikiem. Drugą była idea niesłychanej popularności. Wielu obdarzonych wyobraźnią angielskich autorów, w tym Carlyle, nie potrafi chyba w ogóle wyobrazić sobie jak to możliwe, że ludzi takich jak Robespierre i Marat żarliwie podziwiano. Najlepsza odpowiedź jest taka: podziwiano ich dlatego, że byli biedni – biedni, kiedy mogli być bogaci.

Nikt nie powie, że ten ideał w jakikolwiek sposób istnieje w haute politique naszego kraju. Nasze narodowe przekonanie o politycznej nieprzekupności opiera się na dokładnie przeciwnym argumencie; na teorii, że bogaci ludzie z zapewnionymi stanowiskami nie będą narażeni na żadne pokusy finansowych oszustw. W tym momencie nie rozstrzygam, czy historia angielskiej arystokracji, od grabieży klasztorów po aneksję kopalń, całkowicie potwierdza tę teorię; z pewnością jednak nasza teoria jest taka, że bogactwo stanowi ochronę przed polityczną korupcją. Angielskiego męża stanu przekupuje się, żeby nie był przekupny. Rodzi się on ze srebrną łyżeczką w ustach, żeby nigdy później nie znajdywano srebrnych łyżeczek w jego kieszeni. Tak silna jest nasza wiara w tę ochronę zapewnianą przez plutokrację, że coraz bardziej powierzamy nasze imperium rodzinom, które dziedziczą bogactwo bez rodowodu ani ogłady. Niektóre z naszych politycznych rodów to parweniusze; przekazują sobie prostactwo jak herby. Gdyby powiedzieć o wielu współczesnych mężach stanu, że rodzą się ze srebrną łyżeczką w ustach, to oznaczałoby to jednocześnie zbyt mało i zbyt wiele. Rodzą się ze srebrnym nożem w ustach. Wszystko to jednak tylko potwierdza angielską teorię, że ubóstwo jest dla polityka niebezpieczne.

Tak samo będzie, jeśli porównamy obecną sytuację z rewolucyjną legendą dotyczącą popularności. Zgodnie z dawną demokratyczną doktryną, im więcej światła wpada do wszystkich instytucji państwa, tym łatwiej o słuszne oburzenie wobec zła. Inaczej mówiąc, monarchowie mieli żyć w szklanych domach, żeby tłumy mogły rzucać kamieniami. Żaden wielbiciel obecnej angielskiej polityki (o ile istnieje wielbiciel obecnej angielskiej polityki) nie powie, że ten ideał popularności się przeżył albo nawet że próbowano go realizować. Jest oczywiste, że życie publiczne staje się z każdym dniem coraz bardziej prywatne. Francuzi istotnie kontynuują tradycję ujawniania sekretów i wywoływania skandali; dlatego są bardziej od nas rażący i wyraziści, nie w grzechach, ale w wyznaniu grzechów. Pierwszy proces Dreyfusa (4) mógłby mieć miejsce w Anglii; dopiero drugi byłby prawnie niemożliwy. Ale jeśli chcemy zrozumieć, jak bardzo daleko nam do pierwotnego republikańskiego zamysłu, to najlepiej zwrócić uwagę na to, jak bardzo daleko nam nawet do republikańskiego elementu dawniejszych rządów. Nie tylko jesteśmy mniej demokratyczni od Dantona i Condorceta, ale pod wieloma względami również mniej demokratyczni od Choiseula i Marii Antoniny. Najzamożniejsi arystokraci sprzed rewolucji, w porównaniu z naszymi Rothschildami i Roseberymi, byli ubogimi przedstawicielami klasy średniej; a jeśli chodzi o kwestię popularności, to dawna francuska monarchia była nieskończenie bardziej popularna od jakiejkolwiek dzisiejszej monarchii. Praktycznie każdy, kto chciał, mógł wejść do pałacu i zobaczyć, jak król bawi się z dziećmi albo obcina paznokcie. Lud posiadał monarchę, tak jak lud posiada wzgórze Primrose, którego co prawda nie może ruszyć, ale może się na nim rozłożyć. Dawna francuska monarchia opierała się na wspaniałej zasadzie, że nawet kot może patrzeć na króla. Ale dzisiaj kot nie może patrzeć na króla, chyba że jest bardzo obłaskawionym kotem. Nawet jeśli prasa posiada wolność krytykowania, to używa jej wyłącznie do schlebiania. Ta zasadnicza różnica nierzadko wygląda tak: o ile w osiemnastym wieku tyrania oznaczała, że można było powiedzieć: „K… Br…rd to rozpustnik”, to w dwudziestym wieku wolność tak naprawdę oznacza, że można powiedzieć: „Król Brentford (5) to wzorowy mąż i ojciec”.

Zbyt długo jednak zajmujemy się już dygresją mającą ukazać, że wielkie demokratyczne marzenie, podobnie jak wielkie średniowieczne marzenie, było, w ścisłym i praktycznym sensie, niespełnionym marzeniem. Problem współczesnej Anglii nie polega na tym, że zrealizowaliśmy zbyt dosłownie lub w zbyt wielkim stopniu katolicyzm Becketa lub równość Marata. Przytoczyłem te dwa przykłady tylko dlatego, że ilustrują dziesięć tysięcy innych przypadków. Świat jest pełen tych niespełnionych idei, tych niedokończonych świątyń. Historia to nie zbudowane domy, które popadły w ruinę; to raczej domy zbudowane do połowy, porzucone przez budowniczego-bankruta. Ten świat przypomina bardziej niedokończoną dzielnicę niż opuszczony cmentarz.

Gilbert Keith Chesterton

(1) Przydomek księcia Karola Edwarda Stuarta (1720–1788).

(2) Jakobitami nazywano stronników zdetronizowanego w 1688 roku Jakuba II Stuarta, a następnie jego potomków, pretendentów do tronu Anglii i Szkocji. O ostatecznym upadku jakobityzmu przesądziła bitwa pod Culloden Moor w 1746 roku, w której został pokonany Karol Edward Stuart.

(3) Sir William de Tracy (zm. 1189) – jeden z czterech rycerzy króla Henryka II, którzy zamordowali św. Tomasza Becketa.

(4) Alfred Dreyfus (1859–1935) – oficer armii francuskiej pochodzenia żydowskiego skazany za zdradę w 1894 i 1899 roku i uniewinniony w 1906 roku.

(5) Tytułowy bohater ballady Williama Thackeraya (1811–1863).

Powyższy tekst jest fragmentem książki Gilberta Keitha Chestertona Co jest złe w świecie.