Rozdział piąty. Krowa świętego Launomara

Św. Launomar był kiedyś pasterzem na łąkach słonecznej Francji i żył wśród zwierząt mieszkających w zagrodach i obórkach. Dzięki temu znał i rozumiał je dobrze, a one traktowały go jak przyjaciela. Bowiem dobroć serca to sekret, którego nie da się ukryć przed zwierzętami, których mowa jest niema.

Święty Launomar miał krowę, do której był bardzo przywiązany – piękne zwierzę o lśniącej, czarno-białej sierści. Krowa pasła się na łąkach Chartres w pobliżu klasztoru i przychodziła do domu codziennie wieczorem, a wtedy pan ją doił, a ona trącała jego dłoń swoim miękkim nosem, pokazując mu, jak bardzo go kocha. Mignon była bardzo mądrą krową – widać to było po kształcie jej rogów i zmarszczkach na czole między oczami, a szczególnie po sposobie, w jaki machała ogonem. Poza tym krowa, którą wychował cały klasztor uczonych mnichów – na czele z Launomarem, najmądrzejszym człowiekiem w kraju, jej panem i przyjacielem – powinna być mądra.

Była ciemna noc, minęła już pora dojenia. Launomar zaprowadził Mignon do jej przegrody i dał jej na kolację siano, życząc dobrej nocy i miłego przeżuwania. Zamknął ciężkie wrota obory i wrócił do swojej celi, aby spać spokojnie aż do rana. Jednak natychmiast, gdy tylko latarnia, którą sobie przyświecał, zniknęła za bramą klasztoru, z lasu wyszło pięć ciemnych postaci, które zaczęły skradać się wzdłuż muru i przez dziedziniec aż do wielkich, dębowych drzwi. Wszyscy byli okutani w długie, czarne peleryny i nosili czapki nasunięte głęboko na oczy, tak jakby nie chcieli zostać rozpoznani. Wyglądali na rzezimieszków i mieli wielkie noże wetknięte za paski, tak aby łatwo było je szybko chwycić. To była banda rabusiów, którzy przyszli ukraść krowę Launomara uznawaną za najpiękniejszą w tej części świata.

Bardzo cicho otworzyli wielkie wrota i cicho pokradli się do przegrody, w której była Mignon, zarzucili jej na kark mocny postronek, aby ją wyprowadzić. Jednak najpierw obwiązali jej pysk kawałkiem szmaty, aby nie mogła rykiem dać znać mieszkańcom klasztoru, w jakim znalazła się niebezpieczeństwie. Mignon była z tego powodu zła, ponieważ to właśnie chciała uczynić, gdy tylko zobaczyła, że to nie byli przyjaciele, ale nikczemnicy, którzy nie mieli dobrych zamiarów ani wobec niej, ani wobec klasztoru.

A teraz musiała iść z nimi, chociaż walczyła, kopała i próbowała narobić jak najwięcej hałasu. Ale mnisi spali głębokim snem, chrapiąc na swoich twardych pryczach i nie podejrzewając co się dzieje tuż pod ich nosem. Nawet Launomar, który we śnie przewrócił się z boku na bok, zamruczał tylko do siebie: „Mignon, stój spokojnie!”, kiedy na wpół przytomny rozpoznał odgłos kopyt – nawet on się nie obudził, aby pospieszyć swojej kochanej Mignon na ratunek, kiedy uprowadzali ją złoczyńcy.

Rabusie powiedli ją drogą w dół przez pobliskie łąki aż do gęstego lasu, w którym mogli się ukryć. Było bardzo ciemno i niezbyt wyraźnie widzieli dokąd idą. Ścieżki biegły w różnych kierunkach i krzyżowały się ze sobą i złodzieje wkrótce zaczęli się kłócić, którą drogę powinni wybrać. Nie znali zbyt dobrze tej okolicy, ponieważ pochodzili z innej prowincji i przy szli do domu Launomara, gdyż słyszeli o jego słynnej krowie i chcieli zagarnąć ją dla siebie.

Bardzo szybko rabusie zgubili się w gęstwinie drzew i krzaków, i stracili orientację gdzie są i w którym kierunku powinni pójść. Jeden przekonywał:

– Idźmy tędy – i wskazał na północ.

Drugi wołał:

– Nie, nie! Idźmy tamtędy – i wskazał na południe.

Trzeciemu to się nie podobało i mówił:

– Hej, towarzysze! Nie tędy, ale tędy – i zaczął iść w kierunku wschodnim.

Zaś czwarty krzyczał:

– Wszyscy się mylicie. Musimy pójść tamtędy – i zaczął ciągnąć Mignon na zachód.

Ale piąty rabuś przyznał, że naprawdę nie wie.

– Pójdźmy za krową – zawołał. – Tylko ona widzi w ciemności. Słyszałem, że zwierzęta zawsze idą we właściwym kierunku, jeśli pozwoli się im na to.

Ponieważ żaden z rabusiów nie miał najmniejszego pojęcia, który kierunek był właściwy, zgodzili się, że ten plan wydaje się rozsądny. Zdjęli więc postronek z łba Mignon i powiedzieli:

– Hej, krowo! Rusz się i pokaż nam drogę.

Mignon w ciemności popatrzyła na nich swoimi wielkimi, brązowymi oczami, a w duchu zaczęła się śmiać. To było zbyt piękne, aby było prawdziwe! Oswobodzili ją i kazali jej wyprowadzić ich z lasu i zawieść do ich własnej okolicy. Mignon zachichotała ponownie, tym razem tak głośno, że rabusie uznali, iż musiała się zakrztusić, i szybko odwiązali jej z pyska szmatę. O to właśnie jej chodziło, bo chciała znów przeżuwać swój owies. Potrząsnęła łbem i cicho zaryczała, jakby mówiła: „Chodźcie za mną, prostacy, ja wam pokażę drogę”. Ale tak naprawdę pomyślała sobie: „Aha! Już ja wam urządzę ładny spacerek. Odpłacę wam za ten nocny napad!”.

Mignon była bardzo mądrą krową. Nie pasła się na łąkach w pobliżu Chartres z zamkniętymi oczami. Znała ścieżki wiodące przez las we wszystkich kierunkach – na północ, południe, wschód i zachód – i nawet w plątaninie zarośli umiała z łatwością wybrać właściwą drogę. Ale powiedziała do siebie: „Nie mogę zbytnio ułatwiać drogi tym złym ludziom. Muszę ich jak najdotkliwiej ukarać, teraz kiedy mam taką szansę”.

Tak więc prowadziła ich okrężną drogą, przez błota, krzaki jeżyn i moczary, przez małe strumyki i duże błotniste stawy, w których o mało nie utonęli – i tak w kółko przez całą noc. Rabusie chcieli odpocząć, ale Mignon biegła tak szybko, że nie mogli jej złapać, aby ją zatrzymać. Bali się jednak stracić w ciemnościach z oczu jej wielką, białą sylwetkę, bo całkiem się już pogubili i bez niej nie byliby w stanie wydostać się z puszczy. Przez całą noc biegli więc za nią, dysząc, sapiąc, brnąc przez chaszcze, dopóki nie byli zupełnie wyczerpani, zziębnięci i mokrzy, podrapani i pokrwawieni przez ciernie i wściekli jak diabli.

W godzinę po wschodzie słońca, Mignon wyprowadziła ich na otwartą przestrzeń.

– Och, chyba pamiętam to miejsce! – zawołał jeden z rabusiów.

– Tak, wygląda znajomo. Musimy być blisko domu – powiedział drugi.

– Musimy być już co najmniej czterdzieści kilometrów od klasztoru w Chartres – rzekł trzeci – i mam nadzieję, że wreszcie zjemy śniadanie.

– Jeszcze godzinka i schowamy bezpiecznie krowę w naszej kryjówce – powiedział czwarty – a wtedy zjemy sobie troszkę chleba i napijemy się świeżego mleka.

Ale piąty mężczyzna przerwał im, mówiąc:

– Spójrzcie tam! Kim jest ten człowiek ubrany na szaro?

Wszyscy spojrzeli szybko w tym kierunku i zaczęli się trząść, ale Mignon zaryczała: „Muu!” i pogalopowała w kierunku postaci, która wyszła zza krzaków. Był to św. Launomar we własnej osobie.

Był już na nogach od świtu, szukając swojej cennej krowy. Kiedy poszedł ją wydoić, zastał pustą oborę. Kiedy zobaczył ślady jej kopyt oraz odciski pięciu par nóg pozostawione na mokrej ziemi, domyślił się, co się stało i w którym kierunku poszli rabusie. Ale nie miał zamiaru ich zrugać ani nastraszyć. Podszedł do nich, a oni byli tak zaskoczeni jego widokiem i tak trzęśli się ze strachu, że nawet nie przyszło im do głowy uciekać.

– Dzień dobry, przyjaciele – powiedział uprzejmie Launomar. – Widzę, że przyprowadziliście z powrotem moją krowę, która dziś w nocy po raz pierwszy samowolnie opuściła swoją przegrodę, aby się powałęsać. Dziękuję wam, dobrzy ludzie, za przyprowadzenie Mignon do mnie. Ona nie tylko jest niezwykle cennym zwierzęciem, ale też moją najdroższą przyjaciółką i byłbym bardzo nieszczęśliwy, gdybym ją utracił.

Mężczyźni gapili się na Launomara ze zdumieniem. Nie mogli uwierzyć swoim oczom i uszom. Skąd on się wziął? Co miał na myśli? Kiedy jednak zdali sobie sprawę z tego, jak bardzo był dla nich miły i że nie oskarżał ich, ani nie groził im karą, bardzo się zawstydzili. Pełni poczucia winy, zwiesili głowy. I nagle wszyscy padli Launomarowi do nóg. Pięciu mężczyzn wyznało swoją winę, opowiadając całą historię i prosząc o wybaczenie.

– Ukradliśmy twoją krowę, panie – powiedział pierwszy.

– Zaprowadziliśmy ją daleko stąd – dodał drugi.

– Jesteśmy nikczemnymi rabusiami i zasługujemy na karę – rzekł trzeci.

– Ale prosimy cię o wybaczenie – zapłakał czwarty.

– Pozwól nam odejść, dobry ojcze, błagamy cię – poprosił piąty. – I prosimy, bądź tak dobry i pokaż nam kierunek, bo całkiem się pogubiliśmy.

– Nie, nie – odpowiedział św. Launomar – to krowa wywiodła was na manowce, czyż nie? Musicie być bardzo zmęczeni i głodni. Nie możecie jeszcze wyruszyć w podróż. – I rzeczywiście, wyglądali tak mizernie, że serce Świętego wypełniło współczucie, choć byli rabusiami.

– Chodźcie za mną – powiedział. – W tym czasie złodzieje ci byli już tak wycieńczeni i znużeni, że nie mieli siły protestować. Potulnie więc ustawili się jeden za drugim i cała siódemka ruszyła, z radosnym Launomarem i krową na czele. Tych dwoje było bardzo szczęśliwych, że znów są razem, a kiedy tak szli, Launomar otoczył czule ramieniem błyszczący kark krowy.

Jakież było zdziwienie rabusiów, gdy skręciwszy ujrzeli za rogiem klasztor i tę samą obórkę, z której ukradli Mignon poprzedniej nocy! Sprytna krowa przez cały czas prowadziła ich w kółko wokół swojego domu. I po całym tym wspinaniu i brodzeniu w ciemnościach po mokradłach rankiem nie byli ani odrobinę dalej niż na początku podróży. Ach! Jaka ta krowa była mądra! A jakie dobre śniadanie dostała od Launomara za całą tę ciężką nocną pracę – otręby owsiane i słodkie rzepy.

Pięciu złodziei także dostało dobre śniadanie, ale w przeciwieństwie do Mignon chyba się nim tak nie delektowali. Sumienie im ciążyło, poza tym siedzieli przy klasztornym stole, a obok stali w rzędzie wszyscy ci pobożni mnisi i nic nie mówili, co było trudne do zniesienia. A kiedy rabusie zaczęli jeść owsiankę, Launomar powiedział łagodnie:

– Pijecie mleko od Mignon, panowie. To najlepsze mleko we Francji, pijcie je na zdrowie podczas dzisiejszego śniadania. Jesteśmy wam wdzięczni, że nie zabraliście nam go na zawsze. Moi przyjaciele, trudno byłoby nam znaleźć drugą tak cenną krowę, tak wiernego przyjaciela, tak dobrego przewodnika. Ufam jednak, że nie będziecie już więcej potrzebować jej pomocy. Przypuszczam, że – jeśli wskażę wam kierunek – w świetle dnia sami znajdziecie drogę do domu. Droga uczciwego człowieka jest szeroka i prosta. Polecam ją wam.

Kiedy rabusie posilili się i odpoczęli, zgodnie z obietnicą Launomar wyprowadził ich na drogę i wskazał kierunek. On i Mignon stali na grzbiecie małego wzgórza i odprowadzali ich wzrokiem, dopóki mężczyźni nie zniknęli w oddali. Potem odwrócili się i popatrzyli na siebie nawzajem, mądry Święty i jego mądra krowa. I oboje zaśmiali się w duchu.

Abbie Farwell Brown

Powyższy tekst jest fragmentem książki Abbie Farwell Brown Święci przyjaciele zwierząt. Fascynujące opowieści o świętych.