Rozdział piąty. Kardynał Newman. Śmierć

Jak Chrystus, towarzyszący Łazarzowi w czas jego śmierci, może być obecny przy naszym umieraniu?

Podejmijmy tak istotną refleksję, rozmyślając zarazem nad własną śmiercią, jak i nad zgonem naszych przyjaciół. Niezależnie od tego, gdzie jest wierzący w Chrystusa, On tam jest. Powiedział do Marty: „Wierzysz w to?”. Gdziekolwiek jest serce, które odpowiada: „Tak, Panie” (por. J 11, 26–27), tam obecny jest Chrystus. Oto nasz Pan, choć niewidoczny, pozwala łaskawie powstać – czy to z łoża śmierci, czy to z grobu, czy to my sami umieramy, czy też ktoś nam drogi. Niech będzie błogosławione Jego Imię! – nikt nas nie może ograbić z tego pocieszenia: będziemy mogli oglądać, poprzez Jego łaskę, że stoi nad nami z miłością, tak jakbyśmy widzieli Go oczyma. Gdy poznamy losy Łazarza, to nie będziemy mogli wątpić nawet przez chwilę, czy Chrystus troszczy się o nas. On zna początki naszej choroby, choć nie ingeruje w jej przebieg. Wie, kiedy choroba się oddala i zna jej nawroty. Widzi jej postępy i stopnie. Znał chwilę, w której jego przyjaciel Łazarz zachorował i usnął. Wszyscy doświadczyliśmy tego, czytając Ewangelię i niech tak będzie! – nigdy nie możemy skarżyć się na wyroki Jego Opatrzności. Możemy tylko błagać Go, by przymnożył nam wiary, byśmy wnikliwiej badali swoje własne błędy i nieszczęścia, w których świat leży, byśmy mieli bardziej przenikliwe spojrzenie na tajemnicę Krzyża, byśmy pobożniej i bezgranicznie polegali na cnocie ufności, i byśmy pewniej wyznawali, że On nigdy nie nałoży na nas ciężaru, którego nie moglibyśmy podźwignąć, nigdy nie doświadczy swych braci jakimkolwiek nieszczęściem, oprócz tego, które może służyć ich największemu dobru.

„Łzy Chrystusa nad grobem Łazarza”, Kazania parafialne, s. 567.

Dlaczego myśl o śmierci jest dla nas wielkim pocieszeniem?

Choć krępuje nas myśl o śmierci, to z drugiej strony jest ona wielkim pocieszeniem, szczególnie w tym stuleciu, gdy Kościół Powszechny upada pod brzemieniem błędów i jest podzielony – jedna jego gałąź przeciw drugiej. Co powinno podtrzymywać naszą wiarę (nie licząc Bożej łaski), gdy próbujemy przylgnąć do starożytnej nauki Kościoła, lecz wydajemy się być samotni? Jaka odwaga winna ożywiać „stróża domu Izraela” (por. Ez 3, 17; 33, 7), przeciwko pogardzie i zawiści świata, pełnego partykularyzmów, dziwactw, ekstrawagancji, lekkomyślności i bezmyślności? Co powinno uczynić nas spokojnymi i pełnymi pokoju, wtedy gdy oskarżają nas o to, że jesteśmy „dręczycielami Izraela” (por. 1 Krl 18, 17), i że nie prorokujemy „dobrze, tylko źle” (por. 1 Krl 22, 8)? Cóż poza oglądem wszystkich świętych ze wszystkich wieków, którzy podążają za nami krok za krokiem? Cóż poza obrazem Chrystusa, mistycznie odbitym niby pieczęć na naszych sercach i naszej pamięci? Pierwotne czasy czystości i prawdy nie przeminęły! Są nadal obecne! Nie jesteśmy osamotnieni, choć tak nam się wydaje. Garstka teraz żyjących może nas zrozumieć i udzielić wsparcia. Lecz to mnóstwo świętych, którzy wierzyli w tamtych dzikich czasach, w swych przeszłych czynach i obecnych głosach, woła wielkim krzykiem z ołtarza. Ich przykład nas ożywia, ich obecność jest dla nas pocieszeniem, są po naszej prawicy i lewicy, męczennicy, wyznawcy, oraz im podobni, wysoko i nisko, którzy wypowiadali to samo Credo, celebrowali te same Tajemnice i głosili tę samą Dobrą Nowinę, co i my. Do nich dołączają, wraz z przechodzącymi wiekami, nawet w czasach upadku, a nawet i dziś, w czasach podziału, ciągle nowi i nowi świadkowie spośród Kościoła. W świecie ducha nie ma stronniczych podziałów. Jest naszym jasnym obowiązkiem, by nawet tutaj utrzymać każdy szczegół Prawdy w zgodzie ze spływającym na nas światłem. I z pewnością to jest Prawda, pomimo niezgodności wielu przekonań. Ale ta Prawda jest w całej szerokości dogłębnie widziana przez sprawiedliwe duchy; ludzkie nawyki, ludzkie instytucje, ludzkie ustalenia, nie objawiają nam przez siebie nic z tej niewidzialnej rzeczywistości; rozpraszają się w świetle. Grecja i Rzym, Anglia i Francja nie nadają żadnej barwy tym duszom, które zostały oczyszczone w jednym chrzcie, ożywione przez jedno Ciało, uformowanych przez jedną wiarę. Ludzie przeciwnych poglądów dochodzą do porozumienia bezpośrednio po swej śmierci, jeśli żyli i kroczyli w Duchu Świętym. Zgoda gromadzi się i napełnia świątynię, gdy niezgoda i niedoskonałości umierają. Stąd też dobrze jest rzucić się w ten niewidzialny świat, dobrze jest być tam, zbudować namioty (por. Mt 17, 1–9) dla tych, którzy mówią „prostą mową” i „służą Panu w zgodzie”, oczywiście nie po to, by zakłócić spokój ich wiecznego mieszkania, by zabobonnie oddawać im cześć, lub by z premedytacją zrzucić swe ciężary na nich, żeby nie byli dla nas niby pułapka, lecz po to, by cicho kontemplować ich dla naszego zbudowania, a poprzez to pobudzać naszą wiarę, ożywiać naszą cierpliwość, chronić nas przed zabieganiem o samych siebie, trzymać nas z dala od zadufania w sobie, i po to, byśmy potrafili wydawać się sami sobie wyłącznie poszukiwaczami nauki (którymi zawsze powinniśmy być), za którą oni podążali przed nami, lecz nie jako nauczyciele nowości, nie jako fundatorzy szkół myślenia.

„Stan pośredni”, Kazania parafialne, s. 720–721.

Dlaczego prawdziwy chrześcijanin postrzega śmierć jako szczęśliwe wydarzenie?

Lecz idąc dalej (jeśli jest to w ogóle do pomyślenia), można wyobrazić sobie jedynie ten sam rodzaj uczucia, i to prowadzącego najdalej, nawiedzającego duszę wierzącego chrześcijanina gdy już się oddzielił od ciała i pojął, że odbywający się nad nim sąd jest jedynym w swoim rodzaju. Choć jego życie było długą i pełną bólu nauką dyscypliny, i to jeszcze w chwili swego kresu, możemy wyobrazić sobie, że czuł w tym momencie ten sam rodzaj zaskoczenia, jakie na ogół towarzyszyło jakiemukolwiek życiowemu wysiłkowi, gdy cel był osiągnięty i przekraczał wszystkie wyobrażenia. Gdy wzniesiemy swe umysły ponad jakikolwiek moment, jakiekolwiek wspaniałe wydarzenie, rozmowę z kimś nieznajomym, lub ponad widok czegoś zdumiewającego, ponad przypadek jakiegoś niecodziennego strapienia, które nadeszło i przeminęło, ujrzymy dziwną i nieznaną stronę uczucia towarzyszącego zmiennym okolicznościom naszego życia. To właśnie, lecz bez jakiejkolwiek przymieszki bólu, bez bezwładu letargu, bez żadnego ograniczenia lub rozczarowania może być szczęśliwą kontemplacją bezcielesnego ducha; tak jakby mówił do siebie: „więc wszystko jest już skończone, oto co tak długo było mym oczekiwaniem, moim pragnieniem, na co trzeba było się przygotowywać, bez czego trzeba się było obyć, ku czemu trzeba było się modlić, wykuwać w kuźni prawości. Śmierć przyszła i odeszła – wszystko skończone. Ach, czy to możliwe? Jakże dobry był to sąd, jak niska cena za wiekuistą chwałę! Złośliwe choroby, chwilowe ukłucie bólu, kilka złych lat, rozterek umysłu, ponura rozpacz o pewnej porze, zmagania i strachy, pełna nieszczęścia żałoba po ukochanej osobie lub pogarda i obelgi świata – jakże mnie one trapiły, jak wiele myśli zajęły, a teraz jakże są błahe! Jak godną pogardy rzeczą jest ludzkie życie, godną pogardy samo w sobie, lecz w swych efektach nieocenione! – było dla mnie niczym tanio nabyte nasionko, kiełkujące i dojrzewające dla wiekuistej rozkoszy”.

„To, co najmniejsze i to, co największe w ludzkim życiu”, Kazania parafialne, s. 865.

Co powinniśmy czynić, aby mieć pewność, że Bóg będzie chciał znać nas, gdy skończy się nasze życie?

Masz tylko jedną pracę do wykonania – nieść swój krzyż w Jego ślady. Zdaj się na Jego siłę, by to uczynić. Zdecyduj się na to, by dłużej nie mamiły cię „słabe strony religii”, o których wiele się mówi i dyskutuje, wymienia poglądy i błyskotliwe opinie na ten temat; by nie zwodziły cię wymówki czynione pod adresem religii, by nie odwodziły cię od niej obietnice i groźby świata. Módl się do Niego, by dał ci to, co Pismo Święte nazywa „uczciwym i prawym sercem” lub „sercem wydoskonalonym” i bez zwlekania bądź Mu wreszcie posłuszny jego najlepszą częścią. Jakiekolwiek posłuszeństwo jest lepsze niż żadne, jakakolwiek umiejętność odłączona od posłuszeństwa jest czystym pozorem i fałszem. Jakakolwiek religia, która nie zbliża cię do Boga, jest z tego świata. Masz szukać Jego oblicza, posłuszeństwo jest jedyną drogą poszukiwania Go. Wszystkie twe obowiązki wyrastają z posłuszeństwa. Jeśli wierzysz w prawdy, które On objawił, prawdy, które każą kierować się Jego prawami, być jak najczęściej w zgodzie z Jego nakazami, przylgnąć do Jego Kościoła i ludu, to dlaczego właściwie tak jest, pomijając to, że On złożył ci swą obietnicę? Lecz żyć w zgodzie z Jego obietnicą znaczy być Mu posłusznym, a być Mu posłusznym znaczy zbliżać się do Niego. Każdy akt posłuszeństwa służy temu, by zbliżać się do Niego, który nie jest tak odległy. Wydaje się być taki, lecz jest tuż za strukturą materii; ziemia i niebo są niby zasłona, rozciągnięta między Nim a nami; nadejdzie dzień, w którym rozedrze zasłonę, i ukaże nam siebie. A wówczas wynagrodzi nam według tego, jak Go oczekiwaliśmy. Jeśli zapomnieliśmy o Nim, On nie będzie nas znał, lecz „szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie… Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie” (por. Łk 12, 37–38). Niech będzie to udziałem każdego z nas! Trudno jest to osiągnąć, lecz żałością byłoby to stracić. Życie jest krótkie, śmierć pewna. A nadchodzący świat jest wieczny.

„Oczekiwanie”, Kazania parafialne, s. 938.

Dlaczego śmierć jest pocieszeniem dla sługi Bożego?

Tak, tak właśnie jest; świat znalazł sposób by zapomnieć, że ludzie mają dusze, spogląda na nich wszystkich niby na zwykłe części jakiegoś wielkiego, postrzeganego zmysłami systemu, który trwa w nieustannym ruchu; jemu świat przypisuje pewien rodzaj życia i osobowości. Gdy ten lub inny z jego członków umrze, w oczach świata uchodzi to wyłącznie za usterkę systemu, sprowadzenie rachunku do zera. Przez minutę, być może, świat myśli o nich ze smutkiem, że opuszczając system – czynią to na zawsze. Świat zatrzymuje wzrok ludzi na rzeczach widzialnych i doczesnych. A prawda jest taka, że gdy tylko umiera człowiek, bogaty czy biedny, nieśmiertelna dusza przechodzi sąd. Z pewnością w jakiś sposób odczytujemy śmierć osób, które znaliśmy z widzenia lub ze słyszenia i myśl o tym nigdy nie pozostawia nas bez poruszenia. A zatem to, że świat nie uznaje ludzkich dusz, a jedynie ciała, powoduje, że jawią się oni tak oto: „Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością” (Koh 3, 19).

Lecz pójdźmy dalej, w ślad duszy, która przekroczyła świat, a zarazem została przezeń odepchnięta. Wędruje dalej, niby obcokrajowiec w podróży. Człowiek wydaje się być umarły i zupełnie już nie istnieć, lecz on tylko nas opuścił i w rzeczywistości rozpoczyna życie. Wówczas ogląda widoki, których wcześniej nie był w stanie sobie nawet wyobrazić, a świat mniej znaczy dla niego niźli on znaczył dla świata. Jeszcze przed momentem leżał na łożu boleści, lecz w tej oto chwili śmierci jakże niezwykła zmiana dokonuje się wokół niego! Jakiż to dla niego przełom! Nadal jest w pokoju, który wcześniej trzymał go i ograniczał, ale to nie jest już jego dom, więc odchodzi, teraz jest jednym spośród mieszkańców wieczności, należy wyłącznie do Pana, który go odkupił. Wrócił do Boga, lecz to, czy zamieszka bezpiecznie w domu Bożej nadziei, lub zostanie zakuty w kajdany aż do wielkiego Dnia Sądu, to inna sprawa, która zależy od czynów, dobrych lub złych, jakich dokonał żyjąc w ciele. Jak nieskończenie ważna wydaje mu się teraz wartość czasu, teraz, gdy czas jest dla niego niczym! Niczym; a choćby spędził stulecia czekając na Chrystusa, nie może już zmienić swej sytuacji, nie może przejść od zła ku dobru, lub od dobra ku złu. Jakim umarł, takim musi zostać na zawsze, niby powalone drzewo, które nie może już wybić się ku górze. Oto pocieszenie dla prawdziwego sługi Bożego. Oto nieszczęście, które przypadnie w udziale złoczyńcom.

„O przemijaniu”, Kazania parafialne, s. 1411–1412.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Kardynał Newman. 101 pytań i odpowiedzi.