Rozdział piąty. Fałszywi świadkowie

Burza prześladowań, która z taką siłą miała uderzyć w Atanazego, już się gromadziła.

Konstancja, ukochana siostra cesarza, która zawsze była po stronie arian, ciężko zachorowała. Ksiądz, który towarzyszył jej przy łożu śmierci – przyjaciel i narzędzie Euzebiusza z Nikomedii – namówił ją, by przekonała nieustannie odwiedzającego ją Konstantyna, że Ariusz i jego przyjaciele zostali niesłusznie potępieni i że sprawiedliwość Boża dopadnie Konstantyna i jego imperium. Konstantyn, zawsze łatwo ulegający wpływom najbliższego środowiska, zaczął się wahać. Wkrótce Konstancja umarła, jednak ksiądz kontynuował swoje działania. Tłumaczył, że Ariusz wierzy w to samo, co cały Kościół, niech będzie mu wolno, chociaż spotkać się z cesarzem, niech ma szanse dowieść swojej niewinności.

Mimo że, Konstantyn słyszał na własne uszy bluźnierstwa herezjarchy, mimo że z całego serca poparł decyzję soboru o potępieniu Ariusza i potwierdził ją prawem cywilnym, ustąpił perswazjom obcego człowieka.

– Jeśli Ariusz zapewni mnie, że wierzy w wyznanie wiary uchwalone przez Sobór Nicejski – powiedział – może wrócić.

Szybko przekazano heretykowi i jego przyjaciołom dobrą nowinę, Ariusz pospieszył do Konstantynopola, gdzie dopuszczono go przed oblicze cesarza.

– Czy wierzysz w naukę Kościoła? – spytał Konstantyn.

– Przysięgam, że wierzę w to, co trzymam w ręce – odpowiedział Ariusz rozwijając Credo nicejskie.

W zagłębieniu dłoni, Ariusz ukrył wyznanie swoich fałszywych doktryn, ale tego cesarz nie wiedział. Cesarz był zadowolony, tak posiano ziarno, które miało wydać gorzkie owoce w nadchodzących stuleciach.

Jeśli Ariusz mógł powrócić, to nie było żadnego powodu by Euzebiusz i Teognis, którzy zadeklarowali, że podzielają jego opinie, mieli pozostać na wygnaniu. Euzebiusz, gdy tylko powrócił do Konstantynopola odzyskał swój wpływ na cesarza.

Od tego dnia, Konstantyn, który miał wizję niebieską, Konstantyn z Soboru Nicejskiego, szlachetny, mądry i pokorny, znikł z kart historii, jego miejsce zajął człowiek chwiejny, kapryśny i niepewny.

Pierwszą decyzją Euzebiusza i Teognisa było wygnanie dwóch katolickich biskupów wyznaczonych na ich miejsce, drugą – rozejrzenie się dookoła, by sprawdzić kto jeszcze może stanąć im na drodze. Eustachy, biskup Antiochii, nieustraszony obrońca wiary, musiał w końcu zniknąć, postanowili i uknuli intrygę mającą go zniszczyć.

Zaczęli od wizyty w Jerozolimie, by zobaczyć – tak przynajmniej mówili – piękną bazylikę Świętego Krzyża ufundowaną przez cesarza. W drodze powrotnej ogłosili, że zatrzymają się przez pewien czas w Antiochii, zaprosili wszystkich przyjaznych im biskupów, by spotkali się z nimi na synodzie. Zostali bardzo gościnnie przyjęci przez Eustachego, który robił co mógł, by uczynić ich wizytę jak najprzyjemniejszą. Przekupili bezdomnego łotra, by wszedł podczas synodu i oskarżył Eustachego, przy obecnych, o skandaliczną zbrodnię.

Udając żal i przerażenie oskarżeniem odwołali Eustachego i powołali arianina na jego miejsce, protestującym zamknęli usta mówiąc, że działają z rozkazu cesarza. Odwołano się więc do Konstantyna, ale na próżno. Arianie byli wszechwładni.

Kolejną przeszkodą do usunięcia był Atanazy, ale Euzebiusz wiedział, że nie będzie to proste zadanie. Atanazy nie tylko był najważniejszym biskupem na Wschodzie, ale także jedynym, który kilkakrotnie pokonał arian na ich własnym terenie.

Zaczął od napisania listu do patriarchy, w którym informował go, że Konstantyn uznawszy poglądy arian za poprawne z zadowoleniem wezwał go z wygnania. W związku z tym Atanazy powinien przyjąć go z powrotem do wspólnoty. Euzebiusz miał powody przypuszczać, że cesarz będzie bardzo niezadowolony z odmowy.

Odpowiedź Atanazego na te groźby była krótka i zdecydowana. Ani groźby, ani prześladowania, pisał, nie zmuszą go do zaprzeczenia decyzji Soboru Nicejskiego. Ariusz został potępiony przez cały Kościół katolicki, przy tej decyzji musi obstawać każdy prawdziwy katolik.

Euzebiusz nie zraził się ani trochę. Napisał do cesarza donosząc mu jak lekko patriarcha traktuje jego życzenia. „Atanazy jest zbyt młody by pełnić tak odpowiedzialną rolę – pisał – ponadto jest kłótliwy i zawzięty. Jest ostatnią osobą, która powinna zajmować stanowisko, które, jeśli ma zostać utrzymany pokój w Kościele, wymaga największego taktu i miłosierdzia”. Być może, sugerował, jeśli cesarz sam do niego napisze, Atanazy zobaczy ten problem w innym świetle. Groźba wygnania to bardzo przekonujący argument.

Cesarz, gdy otrzymał list Euzebiusza, napisał – świadczy to o nim jak najgorzej – taki list do patriarchy: „Sprawi mi wielką radość, gdy pozwolisz pojednać się z Kościołem wszystkim, którzy tego pragną. Jeśli dowiem się, że stoisz komuś na drodze do pojednania, wyślę tych, którzy zdejmą cię ze stanowiska”.

Odpowiedź patriarchy była stanowcza i odważna. „Jest niemożliwym dla Kościoła – pisał – pojednanie z tymi, którzy zaprzeczają boskości Syna Bożego i którzy w ten sposób walczą przeciw Niemu.”

Euzebiusz był nieobecny, gdy dotarł ten list, a zmienny Konstantyn był pod wrażeniem jego szlachetnego i nieustraszonego tonu, sprawa została odłożona ad acta.

Euzebiusz, nadal marzący o zrujnowaniu patriarchy, rozglądał się za odpowiednim narzędziem. Wybrał melicjan – zawsze kłopotliwych i gotowych przyłączyć się do każdej intrygi przeciwko władzom. Trzech z nich nagle pojawiło się w Nikomedii, gdzie przebywał wtedy Konstantyn, oskarżając Atanazego o uzurpowanie sobie władzy królewskiej przez bezprawne nałożenie nowych podatków na ludność. Na nieszczęście intrygantów, na dworze byli akurat obecni dwaj księża z Aleksandrii, którzy mogli dowieść niewinności Atanazego. Konstantyn napisał nawet list do patriarchy, w którym zawiadamiał go o fałszywych zarzutach, obwiniał oskarżycieli i zapraszał go do Nikomedii.

Tego Euzebiusz nie chciał. Nie mógł zapobiec przyjazdowi Atanazego, więc po raz kolejny zaczął wzbudzać podejrzenia Konstantyna przeciw niemu. Melicjanie po raz kolejni zostali zmuszeni do przysługi, tym razem oskarżyli patriarchę o zdradę. „Wysłał worek złota – mówili – pewnemu buntownikowi, który wzniecał powstanie przeciw cesarzowi.” Jednak wtedy Atanazy przybył do Nikomedii i dowiódł, że ta historia to kłamstwo oraz, jakże nie w smak było to Euzebiuszowi i jego stronnikom, powrócił do Aleksandrii z cesarskim listem potwierdzającym jego niewinność i perfidię oskarżycieli.

Plotki o tych wydarzeniach dotarły nawet do św. Antoniego w jego pustynnej samotni, starzec słysząc co wycierpiał jego przyjaciel i uczeń, zszedł ze swojej górskiej jaskini, by chwalić jego odwagę i przemówić do ludu.

– Nie miejcie nic do czynienia z arianami – mówił. – Jesteście chrześcijanami a oni mówią, że Syn Boży jest stworzeniem.

Zgromadziły się tłumy by zobaczyć starca, ponieważ wszyscy słyszeli o jego cudach i świętości. Pobłogosławił ich i napomniał by byli wierni prawdziwej nauce Chrystusa, tak mocno podtrzymywanej przez ich patriarchę. Potem, gdy wykonał to, po co zszedł z góry, wrócił do swej samotni.

Arianie wciąż knuli. Jakiś czas wcześniej Atanazy odwiedzał część swojej diecezji zwaną Mareotis, słyszał o pewnym Ischyrasie, który podawał się za księdza, choć nigdy nie został wyświęcony. Odprawiał, mówili ludzie, lub udawał, że odprawia święte misteria w małej chacie w rodzinnej wsi, w obecności jego krewnych i kilku nieuczonych wieśniaków. Atanazy wysłał jednego ze swoich księży – Makarego, by zbadał sprawę i przywiózł ze sobą oszusta.

Makary, gdy przyjechał, zastał Ischyrasa chorego i niezdolnego do podjęcia podróży. W związku z tym, przed wyjazdem, ostrzegł jego krewnych, że patriarcha zabronił choremu kontynuowania jego „kapłaństwa”. Ischyras po wyzdrowieniu przystąpił do melicjan, którzy naciskani przez arian, gotowi byli poruszyć niebo i ziemię by znaleźć nowe zarzuty przeciwko Atanazemu. Gdy usłyszeli tą historię, zmusili Ischyrasa przemocą i groźbami by przysiągł, że gdy udzielał Komunii, Makary wdarł się do kościoła, przewrócił ołtarz, rozbił kielich, podeptał Hostię i spalił święte księgi. Donieśli, że wszystko to zrobiono na rozkaz patriarchy.

Po raz kolejny Atanazy musiał się bronić i po raz kolejny oczyścił się ze stawianych mu zarzutów.

Po pierwsze, dowodził cesarzowi, we wsi, gdzie mieszkał Ischyras nie było kościoła. Po drugie, sam Ischyras leżał chory w łóżku. Po trzecie, nawet gdyby był zdrowy, nie mógł udzielać Komunii, ponieważ nigdy nie został wyświęcony. Ischyras tuż po ucieczce z rąk melicjan, przysiągł w obecności trzynastu świadków, że został zmuszony groźbami by świadczyć przeciwko prawdzie.

Jednak porażka tej intrygi stała się sygnałem do uknucia następnej. Biskup ariański – Arseniusz, którego Atanazy usunął z urzędu za nieprzestrzeganie postanowień Soboru Nicejskiego, został nakłoniony do ukrycia się na pustyni. Melicjanie utrzymywali, że został on zamordowany na rozkaz patriarchy, który przechowywał jego obumarłą rękę w celach magicznych. Powstało nawet drewniane pudełko zawierające dłoń, rzekomo należącą do zamordowanego.

Konstantyn wydawał się wierzyć w tę historię, wezwał nawet Atanazego, by ten stawił się na procesie, któremu przewodzić mieli Euzebiusz i Teognis z Nicei. Atanazy ani myślał to zrobić. Wysłał zaufanych ludzi na pustynię, by przeprowadzili drobiazgowe poszukiwania zaginionego Arseniusza, który, po pokonaniu pewnych trudności, został odnaleziony. Powiadomiono o tym cesarza, który po raz kolejny napisał do prześladowanego patriarchy list uznający jego niewinność i grożący melicjanom surowymi karami, jeśli nadal będą wymyślać fałszywe oskarżenia przeciwko patriarsze. Sam Arseniusz, żałując roli, jaką odegrał w tej sprawie, prosił Atanazego o wybaczenie i obiecał mu posłuszeństwo na przyszłość.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Atanazy. Strażnik wiary.