Rozdział piąty. Chrzest Jurka

Babcia prasuje w pokoju ubranie do chrztu dla Jurka. Przychodzi Ula i ostrożnie gładzi palcami delikatny, jedwabisty materiał.

– Babciu, dlaczego Jurek musi mieć białe ubranie do chrztu? – pyta.

Na przykład czerwone bardziej podobałoby się Uli. Ona tak lubi czerwony kolor. Gdy w szkole coś trzeba namalować, zawsze bierze czerwoną kredkę. Przed kilkoma dniami namalowała wszystkie liście drzewa na czerwono. Pan Kański, gdy to zobaczył, śmiał się głośno.

– Babciu, dlaczego biały?

– Pomyśl dobrze sama!

– Bo… bo… – przypomina sobie – dusza na chrzcie staje się jasna, biała, czysta od światła Bożego, które nazywa się łaską uświęcającą.

– Tak, Ulu, gdy przychodzi Pan Bóg do dziecka na chrzcie, to mówimy, że jego dusza ma białą, czyściutką szatę łaski. Na znak tego wkładamy na ciało dziecka bielutkie ubranie.

– Babciu, a co się dzieje z duszą, gdy już duże dziecko, takie jak ja, kłamie, nie słucha rodziców albo jest łakome?

– Wówczas robią się na czystej duszy brudne plamy, Ulu. I Pan Bóg już nie mieszka chętnie w takiej duszy. On wprawdzie nie odchodzi od dziecka, ale jest smutny.

Ula dobrze to rozumie.

– Powiedz, babciu, czy Pan Bóg może kiedyś całkiem opuścić duszę?

– Tak, jeśli człowiek zrobi coś bardzo złego. Małe dzieci, jak ty i Piotrek, nie mają jeszcze tak ciężkich grzechów. Ale starsze dzieci i dorośli mogą. Wczoraj czytałam w gazecie o złodzieju, który włamał się do cudzego domu, zabrał wszystkie pieniądze z szafy i jeszcze zabił właściciela, który nie chciał mu ich oddać.

– To okropne – mówi Ula przerażona i dodaje: – Nie chcę, żeby Pan Bóg odszedł z mojej duszy, nawet wówczas gdy będę duża. Babciu, a jeśli ktoś był niedobry i ma plamy na duszy, to muszą one zostać już na zawsze?

– Nie, ale trzeba, żeby dziecko bardzo żałowało, przeprosiło Pana Jezusa i powiedziało swoje grzechy księdzu.

– Już wiem – przerywa Ula – trzeba się wyspowiadać przed księdzem, który siedzi w małym domku w kościele. Po spowiedzi można przyjąć Pana Jezusa w takim białym okrągłym opłatku. Babciu, ja i Piotrek też chcielibyśmy wyspowiadać się i przyjąć Pana Jezusa do serca. Tylko mama mówi, że jesteśmy za mali. Powiedz mamie, by pozwoliła nam, przecież chodzimy już do szkoły.

– Pomyślimy o tym, Ulu – mówi babcia. – Tylko bądźcie dobrzy, a może już niedługo i do was przyjdzie Pan Jezus.

Ula, która bardzo lubi babcię, prosi jeszcze:

– Babciu, zobacz, czy w szafie jest jeszcze moje ubranie od chrztu.

Babcia wyciąga z szuflady dwa bielutkie jak śnieg ubranka i mówi:

– To jest Piotrka. A te z czerwoną kokardą – twoje. Pamiętam jeszcze jak dziś! Płakałaś, gdy ksiądz polał ci wodą głowę. Piotrek natomiast leżał całkiem spokojnie.

– On jest przecież chłopakiem. I z wody nic sobie nie robi… ten nasz Piotrek – tłumaczy się Ula.

Zrobiło się cicho. Ula trzyma w ręku swój biały, bez żadnej plamki ubiór od chrztu i myśli: „Czy moja dusza jest jeszcze biała, czysta, jak przy chrzcie?”. I musi przyznać sama przed sobą: Czasem byłam niedobra… Dziś rano wobec Basi… Na pewno Pan Bóg był przez to smutny. I byłam też często nieposłuszna… Ale moja dusza nie jest jeszcze całkiem ciemna. Pan Bóg jest jeszcze we mnie…”.

Potem wyskakuje na ulicę, by pobiegać.

Następnego poranka cała rodzina z wyjątkiem chorej jeszcze mamy wiezie Jurka do chrztu. Ula położyła mu palec na głowie i mówi po cichu:

– Teraz jesteś jeszcze poganinem. Ale niedługo już będziesz dzieckiem Bożym. – Braciszek oddycha spokojnie. – Gdybyś wiedział, jakie to szczęście otrzymać chrzest! Ale zrozumiesz to dopiero, gdy będziesz duży, tak jak ja.

W kościele po wysłuchaniu Mszy Świętej zaczął się chrzest. Wszyscy podeszli do chrzcielnicy, a ksiądz proboszcz ubrany na biało mówił uroczyście: – Jerzy, ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – i polewał poświęconą wodą maleńką główkę. Jurkowi zmarszczyła się twarz, skrzywił usta i zaczął trochę popłakiwać. „Nie powinieneś płakać – myśli Ula. – Teraz stajesz się dzieckiem Bożym. Dlatego mógłbyś wytrzymać trochę wody”. Ale braciszek nie rozumiał jeszcze, co się z nim dzieje. Nie rozumiał także, gdy ojciec chrzestny, wujek Franciszek, przyrzekał Panu Bogu w jego imieniu, że wyrzeka się złego ducha i chce być wierny Panu Bogu.

Gdy po chrzcie wszyscy pomodlili się za Jurka i zaczęli wychodzić, do kościoła wniesiono małą siostrzyczkę Basi. Wysoka kobieta, która przyprowadziła Basię do szkoły, trzymała ją na ręku. Obok szedł mężczyzna, którego widzieli kiedyś przy wozie. Obracał kapelusz w ręku, trochę zażenowany. Ale był lepiej ubrany niż poprzednio, miał nawet biały kołnierzyk. Basia szła z tyłu. Lecz nie miała płaszcza, choć było zimno na dworze. Zobaczywszy Piotrka, uśmiechnęła się do niego. Małe dziecko było owinięte brzydką czarną tkaniną.

Gdy Piotrek i Ula razem z wujkiem, babcią i małym braciszkiem wrócili do domu, mama wzięła go na ręce, mówiąc:

– Mój mały chrześcijanin! – i pocałowała go w czoło, po którym przed chwilą spływała woda chrzcielna.

– Mamo, siostrzyczka Basi też została ochrzczona – oznajmiła Ula. – Ale ona nie była tak pięknie ubrana.

– Czy myślisz, Ulu, że na to patrzy Pan Jezus? Wcale nie. Pan Bóg lubi tak samo takie biedne dziecko, jak i naszego Jurka. Dusza tej małej dziewczynki z wozu jest tak samo biała i czysta. Pan Jezus też przyszedł na świat jako biedne dziecko. On kocha wszystkie biedne dzieci jak swoich braci i siostry.

Potem babcia podała obiad. Był też wspaniały placek z rodzynkami i jabłkami. Ale wujek Franciszek musiał niedługo odjechać. Zawsze miał mało czasu. Tata wyszedł, by odprowadzić go na stację. Dzieci siadły przy łóżku mamy. Mały Jurek spał w kołysce. W pokoju powoli zapadał zmrok.

– Mamusiu, nie zapalaj światła – prosił Piotrek. – Tak jest piękniej. I opowiedz nam coś!

Mama opowiedziała im najpiękniejszą historię, jaka zdarzyła się na świecie. Piękniejszą od wszystkich bajek. Historię o Dzieciątku Jezus w ubogiej stajni.

Piotrek i Ula przysłuchują się cichutko. Mama opowiada:

– Gdy Bóg chciał posłać na ziemię swego jedynego Syna, wybrał mu na matkę piękną, pobożną i dobrą dziewczynę.

– Maryję – mówi Ula cicho.

– Tak, Maryję. Urodziła się bez grzechu pierworodnego, bo Pan Bóg chciał, by Matka Pana Jezusa była całkowicie czysta. Maryja była uboga i mieszkała w Nazarecie. Pan Bóg posłał do niej jednego z najpotężniejszych aniołów, archanioła Gabriela. Gdy jednego razu klęcząc modliła się, nagle całe jej mieszkanie stało się jasne od światła, a przed nią stanął wspaniały anioł. Maryja ukryła swoją twarz w dłoniach, ponieważ oślepiał Ją wielki blask. Anioł ukłonił się. Potem pozdrowił Ją od Pana Boga i powiedział, że zostanie Matką Bożą. A małemu dziecku, które Bóg Jej da, powinna dać imię Jezus.

Maryja była zakłopotana. Nie rozumiała, jak to wszystko może się stać.

„U Boga wszystko jest możliwe – wyjaśnił jej anioł. – Nie bój się, Maryjo! Duch Święty przyniesie ci dzieciątko, pod twoim sercem będzie rosło aż do urodzenia”.

Maryja zrozumiała to i odpowiedziała spokojnie: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”. Wtedy odszedł od Niej anioł.

Cesarz, który rządził tym krajem, zapragnął dowiedzieć się, ilu ludzi mieszka w jego królestwie. Dlatego rozkazał, ażeby każdy zapisał się tam, gdzie urodzili się jego rodzice. Maryja ze świętym Józefem musieli iść do Betlejem, bo tam kiedyś żyli ich przodkowie. Całe Betlejem pełne było ludzi. Nikt nie chciał przyjąć Maryi i Józefa na noc. A Ona była taka zmęczona! W końcu pewien dobry pasterz wskazał im stajnię dla owiec poza miastem. Ta stajnia była wykuta w skale i zimna. Maryja położyła się na słomie.

I tej właśnie nocy przyszło na świat Dzieciątko Jezus. Było takie małe jak nasz Jurek.

– Tak? Naprawdę takie samo? – dziwi się Piotrek.

– Dokładnie takie samo. Tylko nasz Jurek ma kołyskę, czystą pościel i dom… A Pan Jezus nie miał kołyski. Musiał leżeć w żłóbku dla owiec. Matka Boża nie wiedziała też, czym by go okryć.

– Mamusiu, gdybym wówczas żyła, to poszłabym i powiedziała: przyjdźcie do naszego domu. A Dzieciątku Jezus zaniosłabym ciepłą bieliznę i mleka…

– Naprawdę tak byś zrobiła, Ulu? A pomyśl o Basi i jej małej siostrzyczce!

– Ach, to całkiem co innego – broni się Ula. – Panu Jezusowi na pewno bym pomogła.

– Ulu, wszystkie biedne dzieci są braćmi i siostrami Dzieciątka Jezus. Kto kocha Pana Jezusa, musi je też kochać. Bo inaczej Pan Jezus nie uwierzy w twoją miłość.

Ula musi w duchu przyznać mamie rację. Po chwili pyta cicho:

– Czy nie moglibyśmy Basi czegoś podarować?

– Nawet powinniście – ucieszyła się mama. – Zwłaszcza dzisiaj, gdy nasz Jurek i siostrzyczka Basi zostali razem ochrzczeni.

– O, to bardzo dobrze. Zaraz to zrobimy! – dołączył się Piotrek.

– Mamo, jaka szkoda, że Dzieciątko Jezus teraz już nie przychodzi do nas!

– Ulu, Ono zawsze przychodzi. Tylko że teraz już nie do żłobka, ale do naszego serca…

– Mamo, ty mówisz o Komunii Świętej? – domyśla się Ula. – Ale ja i Piotrek nie możemy przecież przyjąć Pana Jezusa w Komunii Świętej.

– Bo jesteście jeszcze za mali.

– Ty tak zawsze mówisz – odpowiada Ula ze smutkiem. – A przecież sama powiedziałaś, że Pan Jezus bardzo, bardzo lubi małe dzieci. Więc pozwól nam…

– Nie wiem… – zastanawia się mama. – Musiałabym najpierw zapytać o to księdza proboszcza. Czy pozwoli zrobić wyjątek dla was…

– Czy niedługo pójdziesz zapytać?

– Może… Ale jeśli chcecie przed nocą być u Basi, to idźcie natychmiast.

Babcia zrobiła dużą paczkę. Włożyła do niej ciasto, kiełbasę, jajka, dużą butelkę z mlekiem i trochę dziecięcej odzieży.

Co za radość była u Basi!

Gdy już mieli wracać do domu, Ula powiedziała do Basi:

– Przyjdziesz jutro do mnie? Będziesz mogła pobawić się moją lalką!

– Nie wiem – odpowiedziała Basia i jej oczy stały się smutne. – Jutro może będziemy musieli odjechać.

Bo Basia jest jak ptak wędrowny, dziś jest tu, a jutro tam.

Erika Goesker

Powyższy tekst jest fragmentem książki Eriki Goesker Przygody Piotrka i Uli, czyli jak przygotować się do I Komunii Świętej.