Rozdział ósmy. U Ojca Świętego

Do Awinionu udał się wcześniej wielki przyjaciel Katarzyny i jej spowiednik, ojciec Rajmund z Kapui. Był już na miejscu, kiedy i Katarzyna tam dotarła. Podróż była długa i ciężka, ale młoda tercjarka dominikańska nie spoczęła, dopóki nie ujrzała Grzegorza XI. Zakurzona i zmęczona podróżą, błagała ojca Rajmunda, by natychmiast zaprowadził ją przed oblicze papieża.

– On musi niezwłocznie pojechać do Rzymu – wołała. – Toczy się teraz straszliwa wojna, jedno miasto obróciło się przeciwko drugiemu i giną tysiące ludzi. Nikt inny nie jest w stanie zaprowadzić pokoju, jak tylko nasz dobry Ojciec Święty.

Ojciec Rajmund skinął głową, ale w sercu miał smutek. Jakże dziewczyna taka, jak Katarzyna będzie rozmawiać z papieżem? Bali się go wielcy mężowie, i tylko nieliczni – jeśli w ogóle – mieli odwagę powiedzieć mu, że jego miejsce nie jest we Francji. A może jednak, jakimś cudem, córce Jakuba uda się wpłynąć na papieża. Może uda jej się nakłonić go do powrotu do Rzymu. Może zaprowadzi on pokój pomiędzy walczącymi miastami.

Katarzyna nie przestawała modlić się w głębi swojego serca, by Duch Święty wskazał jej mądre i mocne słowa, którymi powinna rozmawiać z papieżem. A kiedy stanęła przed jego obliczem, powiedziała:

– Najdroższy Ojcze, jeśli nie wrócisz do Rzymu, zginą tysiące naszych ludzi. Opowiedziała Grzegorzowi XI o walkach toczonych pomiędzy włoskimi miastami i o inwazji Turków. Turcy nienawidzili religii katolickiej i pragnęli zdusić ją bronią i pożogą.

– Najświętszy Ojcze, twoje miejsce jest w Rzymie – powiedziała Katarzyna. Przecież wszyscy wiedzieli, że Rzym był miastem świętego Piotra, pierwszego ze wszystkich papieży.

Ojciec Święty zgodził się z Katarzyną. Tak, powiedział, wie o tym wszystkim i planuje powrót do Rzymu, ale jeszcze nie teraz. Pojawiają się różne powody, jeden za drugim, dla których musi na razie wstrzymać wyjazd. Ponadto, wszyscy jego krewni mieszkają we Francji, a serce starego ojca papieża, nie wytrzymałoby gdyby syn wyjechał do Rzymu.

Ojcu Świętemu potrzeba było wiele odwagi, by wyjechać do Włoch. Nie byłoby to dla niego łatwe.

Tak więc Katarzyna ofiarowała wiele modlitw i cierpień za Grzegorza XI. Pisała list za listem do Ojca Świętego i jego kardynałów. Dużo wcześniej, Pan Jezus nauczył ją czytać i pisać, mogła więc teraz w pełni wykorzystać te umiejętności. Rozmawiała też z Ojcem Świętym osobiście.

– Nigdy jeszcze nie słyszałem kobiety, która wysławiałaby się tak dobrze – powiedział papież do swoich kardynałów. Ci uczeni mężowie musieli przyznać, że Katarzynę cechuje wielka mądrość.

– Nie ma żadnej rzeczy w katechizmie, której by nie znała – mówił papież. – I ona naprawdę wierzy, że przyjeżdżając do mnie, wypełnia wolę Boga.

Wielu jednak starało się zatruć umysł papieża. Jedni mówili, że Katarzyna jest niegodziwa. Inni twierdzili, że próbuje tylko spowodować kryzys i objąć samej przywództwo, bo przepełniona jest pychą.

– Proszę nie wierzyć ani jednemu słowu, które ona powie – mówili Ojcu Świętemu. – To niedouczona dziewczyna.

Papież sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć i wielokrotnie żałował, że w ogóle spotkał Katarzynę.

Aż pewnego ranka, jakieś sześć miesięcy później, Ojciec Święty wezwał Katarzynę do siebie. Miał na sobie piękną białą szatę, a na jego szyi wisiał złoty krzyż. Wokół stali kardynałowie i książęta, w purpurowych szatach i gronostajowych płaszczach. Katarzyna, w swoim skromnym habicie tercjarki, podeszła pod tron papieski i uklęknęła przed następcą świętego Piotra. Jej serce waliło jak oszalałe. Jaki będzie wynik tej wizyty?

Papież uśmiechnął się lekko, widząc jej zdenerwowanie.

– Moja córko – powiedział. – Ile masz lat?

To pytanie zaskoczyło Katarzynę. Odparła z prostotą, że od dwudziestu dziewięciu lat próbuje na ziemi zbawić swoją duszę.

– Dwadzieścia dziewięć lat – zadumał się Grzegorz XI. – To niewiele. A tyle razy przemawiałaś do mnie bez cienia strachu, śmiało nawołując mnie do działania.

Niektórzy z książąt i arystokratów, wymieniali się uśmieszkami, ale Katarzyna nie zwracała na nich uwagi.

– Najświętszy Ojcze, to nie ja nawoływałam do działania, lecz Bóg – powiedziała patrząc prosto w dobrotliwe oczy papieża.

Grzegorz XI przez chwilę trzymał w ręku swój złoty krzyż, zawieszony na szyi i wydawał się zatopiony w myślach. W pewnym momencie skinął na klęczącą u jego stóp dziewczynę.

– Słyszałem, że działałaś cuda – powiedział. W Sienie krąży o tobie mnóstwo niesamowitych historii. Ale ja muszę wiedzieć jedno. Pokaż mi proszę swoje dłonie.

Katarzyna bardzo powoli wyciągnęła przed siebie ręce. Bała się tego, że papież będzie chciał zobaczyć rany Ukrzyżowanego Chrystusa, którymi Pan obdarzył ją rok wcześniej. Jakże wielką miała nadzieję, że pozostaną niewidoczne tak, jak zawsze. Dosyć już o niej mówiono w Awinionie.

Chociaż papież długo i uważnie przyglądał się dłoniom Katarzyny, nie zobaczył w nich nic nadzwyczajnego. Ale kiedy dotknął jej rąk, zauważył, że wzdrygnęła się.

– Ach… – powiedział. – A więc to prawda… Masz święte rany Chrystusa…

Katarzyna opuściła głowę.

– Błagam cię, Najświętszy Ojcze, nie zaprzątaj sobie głowy mną – szepnęła. – Zamiast tego, pomyśl o Rzymie, o swoim ludzie włoskim. Pomyśl o arystokracji, która zawiesi broń, kiedy zajmiesz swoje właściwe miejsce w Rzymie. Pomyśl o tych okropnych Turkach.

Ojciec Święty uśmiechnął się. Ta dziewczyna naprawdę została przysłana do niego przez Boga.

– Tak – odparł. – Wkrótce pojadę do Rzymu. Poprowadzę mój lud.

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Św. Katarzyna ze Sieny.