Rozdział ósmy. Świętość Boga. Czterdziestodniowe nauczanie

Ty jesteś święty, o Panie, a w tej świętości jesteś niewyrażalny i nieskończenie odległy od wszystkiego poza Tobą samym. Uwielbiam Cię, o Panie, przez wzgląd na jedynie Tobie przysługujące świętość i wiecznotrwałą czystość, z nich zaś pochodzi Twa błogosławiona potęga, w której jesteś nieporuszony. Uwielbiam Cię jako nieskończenie błogosławionego, choć to Ty masz w sobie wszelkie błogosławieństwo. Uwielbiam Cię w Twej doskonałej i najświętszej samowiedzy, w której widzimy źródło Słowa. Uwielbiam Cię w Twej nieskończonej i najczystszej miłości samego siebie, w Twej miłości do Syna i Jego miłości do Ciebie, w której widzimy źródło Ducha Świętego. Uwielbiam Cię w tym błogosławieństwie, jakie masz sam w sobie przez wszystkie wieki. Mój Boże, nie rozumiem tych niebiańskich spraw. Używam słów, nad którymi nie mam władzy; lecz wierzę, Boże, że prawdą jest to, co tak nieudolnie wyrażam w ludzkim języku.

Mój Boże, uwielbiam Cię, któryś jest święty wobec tego, co stworzone i któryś jest święty sam w sobie. Uwielbiam Cię jako świętego zarówno we wszystkich swych dziełach, jak i w swej własnej naturze. Żadne stworzenie nie może pochwycić Twej niewyrażalnej świętości, lecz Ty możesz zbliżyć się do nich, możesz przygarnąć, pochwycić wszelkie stworzenie; nic nie może żyć poza Tobą i wszystko, co stworzyłeś jest dobre. Uwielbiam Cię, bo wszelkie stworzenie uczyniłeś dobrym, każde w swoim rodzaju. Uwielbiam Cię, bo gdy stworzyłeś wszystkie rzeczy, tchnąłeś w nie swą moc podtrzymującą je w istnieniu, tak że wciąż mogą żyć, choć nie ingerujesz w ich naturę; z tego też powodu nie obracają się w nicość. Uwielbiam Cię, bo złożyłeś w nich swą moc, tak że zdolne są do działania, zarówno za Twoją przyczyną jak i mocą własnej natury. Uwielbiam Cię, bo dałeś woli władzę poznania tego, co prawe, a byty rozumne obdarzyłeś Twą świętą łaską. Uwielbiam Cię, bo podtrzymujesz stworzonego człowieka, bo szczodrze obdarzyłeś go prawą naturą i napełniłeś go swą bezinteresowną łaską, tak że był niczym anioł nad ziemią; uwielbiam Cię wciąż bardziej i bardziej, bo za sprawą wcielenia swego Wiekuistego Syna dajesz Mu swą łaskę wciąż od nowa, w coraz obfitszej mierze, a łaska ta przynosi wielkie skutki. We wszystkich Twych dziełach jesteś święty, o mój Boże, a ja uwielbiam Cię w nich wszystkich.

Jesteś święty we wszystkich Twych dziełach, o Panie, a gdziekolwiek na świecie jest grzech – nie bierze się on z Ciebie – pochodzi od przeciwnika, jest we mnie i jest mój. Dla mnie, człowieka, dla nas, ludzi, jest to powodem do wstydu, bo zdolni jesteśmy pojąć, co jest dobre, a co złe. Cóż za przepaść leży między Tobą a mną, o mój Stwórco – nie tylko ze względu na naturę, ale także na wolę! Twoja wola zawsze jest święta; jakże, o Panie, mógłbym kiedykolwiek ośmielić się przystąpić do Ciebie? Cóż bym wtedy począł? Lecz muszę zwrócić się ku Tobie; Ty przywołasz mnie do siebie, gdy umrę i osądzisz mnie. Biada mi, bo jestem mężem o wargach nieczystych i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach (por. Iz 6, 5)! Twój Krzyż, o Panie, pokazuje odległość jaka istnieje między Tobą a mną, a zarazem znosi ją. Pokazuje zarówno mą wielką grzeszność i Twą odrazę do grzechu. Przekaż mi, mój ukochany Panie, naukę Krzyża w jej pełni, tak by nie tylko pouczyła mnie o tym, jak wyobcowany jestem od Ciebie, ale i przywiodła mnie do cnoty pojednania z Tobą.

Królestwo Boże

O mój Panie Jezu, jak cudowne są rozmowy, jakie kilkukrotnie miałeś z uczniami po Twym zmartwychwstaniu. Gdy szedłeś z dwoma z nich do Emaus, wyjaśniłeś im wszystkie proroctwa, jakie odnosiły się do Ciebie. I obdarzyłeś swych apostołów pełnią Twych sakramentów i przekazałeś im prawdy, które Twoją wolą było objawić, a także zasady i reguły, za sprawą których Twój Kościół jest podtrzymywany i rządzony. Ty również przygotowałeś ich na dzień Pięćdziesiątnicy – niczym w wizji proroka, w której Duch Święty tchnął życie w martwe ciała (por. Ez 37) – gdy wylane zostało na nich życie i światło. W prawdzie i prostocie wiary będę rozmyślał o wszystkim, co im powiedziałeś. „Królestwo Boże” było świętym tematem Twego nauczania. Nie pozwól mi nigdy choćby na chwilę zapomnieć, żeś ustanowił na ziemi Twe królestwo, że Kościół jest Twoim dziełem, Twoim przybytkiem, Twoim narzędziem; że jest pod Twoją władzą, pod Twymi prawami, że spoglądasz na nas – tak, że gdy mówi Kościół, Ty mówisz. Spraw, by nie spowszedniała mi ta cudowna prawda, abym nie stał się na nią niewrażliwy – niech słabość Twych ludzkich przedstawicieli nie sprawi, bym zapomniał, że Ty przez nich mówisz i działasz. Po Twoim odejściu, gdy stałeś się niewidzialny w tym królestwie, by wrócić przy końcu świata, uczniowie mówili w Twoim imieniu, jakbyś to Ty był cieleśnie obecny, choć Twa osoba przestała być widziana przez ludzi. Z pełną miłości, prawdziwą wiarą będę Cię miał wciąż przed oczyma, uczył się wszystkich prawd i praw tego królestwa od Twych apostołów i będę Cię uwielbiał, gdy w swoich myślach wpatrzę się w Ciebie i będę słuchał Twych słów.

Przybądź, o mój ukochany Panie, i naucz mnie tego. Nauka nie jest mi potrzebna i nie proszę o nią w stopniu, w jakim słowo prawdy na początku było dane przez Ciebie apostołom i przekazywane z wieku na wiek, by wreszcie dotrzeć do mnie, zaś Jego strażnikiem i rękojmią jest Twój nieomylny Kościół. Lecz potrzebuję, byś nauczał mnie dzień po dniu, zgodnie z powszednimi okolicznościami i potrzebami. Potrzebuję, byś dał mi prawdziwie Boskie wyczucie spraw objawionych, tak, bym znając jedne, zdolny był przewidzieć lub przyjąć inne. Potrzebuję takiego zrozumienia prawd odnoszących się do Ciebie, które przygotuje mnie na wszystkie Twe prawdy – lub ostatecznie ocali mnie przed powątpiewaniem lub głoszeniem z błędem Twych prawd. Potrzebuję wyczucia Ducha Świętego, który był duchem zrozumienia dla Ojców Kościoła, potrzebuję ducha Kościoła, za sprawą którego nie tylko mogę głosić to, co oni w sprawach fundamentalnych, lecz i myśleć to, co oni myśleli. We wszystkim tym potrzebuję ocalenia przed oryginalnością myśli, która nie jest Twoją, jeśli oddala od Ciebie. Obdarz mnie darem rozróżniania między prawdą a fałszem we wszystkich rozważaniach umysłu.

Daj mi na koniec, o mój Panie, czystość sumienia, która zdolna jest przyjąć i wcielić w życie Twoje natchnienia. Głuche są moje uszy, tak że nie mogą usłyszeć Twego głosu. Moje oczy zaszły mgłą, tak że nie mogę ujrzeć Twych znaków. Ty jedyny możesz wyostrzyć mój słuch, usunąć bielmo z oczu, oczyścić i odnowić moje serce. Nauczy mnie, jak Marię, siedzieć u twych stóp i słuchać Twego słowa. Daj mi prawdziwą mądrość, która przez modlitwę i medytację szuka Twej woli: bardziej przez duchowe bycie z Tobą, niźli przez lekturę i dociekania umysłu. Daj mi zdolność rozróżniania między głosem Twoim a obcych, bym w nim miał oparcie i przede wszystkim jego szukał, jako czegoś, co jest poza mną; odpowiedz mi za pośrednictwem mego umysłu, jeśli działam za Twoją sprawą i na Tobie się opieram, jako na Tym, który przewyższa mój rozum.

Zdanie się na wolę Bożą

„Co tobie do tego? Ty pójdź za mną” (por. J 21, 22).

O mój Boże, Ty i tylko Ty Jedyny jesteś wszelką Mądrością i Wszystkowiedzący! Ty wiesz, Ty przewidziałeś wszystko, co jest naszym udziałem od początku do końca. Ty władasz biegiem rzeczy w najmądrzejszy sposób i Ty wiesz co jest mym udziałem rok po roku, aż do mojej śmierci. Ty wiesz, jak długo będę żył. Wiesz, w jaki sposób umrę. Ty ściśle zarządzasz wszystkim, oprócz grzechu. Każde wydarzenie z mego życia jest dla mnie lepsze, niż mogło by być, bo od Ciebie pochodzi. Tyś przeprowadził mnie, za sprawą swej cudownej Opatrzności, rok po roku, od młodości do wieku dojrzałego – z najdoskonalszą mądrością, z najdoskonalszą miłością.

Mój Panie, który przyszedłeś na ten świat wypełnić wolę Ojca, nie własną, daj mi jak najpełniejszą i najprostszą zarazem uległość woli Ojca i Syna. Wierzę, mój Zbawicielu, że wiesz, co jest dla mnie najlepsze. Wierzę, że kochasz mnie lepiej, niźli ja kocham samego siebie, żeś jest wszelką Mądrością w swej Opatrzności i żeś Wszechmocny w swej opiece. Tak jak i św. Piotr, nie mam pojęcia, co mnie czeka w czasie, który nadejdzie; lecz całkowicie uznaję swoją niewiedzę i dziękuję Ci z całego serca, żeś sprawił, że nie jestem zdany jedynie na siebie, bo bierzesz na siebie to ciężkie brzemię, trzymając mnie w swoich dłoniach. Nie mógłbym prosić o nic lepszego, jak o to, byś Ty, nie ja, miał nade mną pieczę. Zapewniam Cię, o mój Panie, że za pośrednictwem Twej łaski będę podążał za Tobą gdziekolwiek pójdziesz, nie będę sam wytyczał drogi. Będę czekał na Ciebie, byś mnie strzegł i temu posłuszny, tak też będę z prostotą i bez strachu postępował. Przyrzekam, że nie będę niecierpliwy, jeśli kiedykolwiek umieścisz mnie w ciemnym, budzącym zmieszanie i niepokój miejscu; nie będę też nigdy narzekał, gdy doznam nieszczęścia lub obawy.

Wiem, o Panie, że chcesz, bym miał w Tobie swój udział, tak jak i ja pragnę, byś przez łaskę miał udział w moim życiu. Wiem dobrze, że nigdy nie porzucisz tych, którzy Cię szukają, ani nie rozczarujesz tych, którzy Ci ufają. Wiem także, że im bardziej modlę się o Twą opiekę, tym pewniej i pełniej ją otrzymuję. Dlatego też wołam do Ciebie i błagam Cię teraz przede wszystkim, byś zechciał ochronić mnie przede mną samym, za pójściem za wolą inną niż Twoja. Dalej, błagam Cię, byś w swym nieskończonym współczuciu zechciał uczynić Twą wolę pełną łagodności, by nie była dla mnie surowa, lecz dobrotliwa. Nie nawiedzaj mnie, o mój kochający Panie – jeśli nie ma w tej modlitwie nic złego – nie nawiedzaj mnie pośród prób, które mogą znieść tylko święci! Miej współczucie dla mej słabości i prowadź mnie bezpiecznie, w pokoju ku niebu. Oddaję wszystko w Twe ręce, mój drogi Zbawco, nie targuję się o nic – proszę tylko, że jeśli zechciałbyś poddać mnie cięższym próbom, to daj mi też więcej łaski – wlej we mnie pełnię Twej siły i pocieszenia, by próby te nie sprowadziły na mnie śmierci, lecz życie i zbawienie.

Nasz Pan rozstaje się z apostołami

Uwielbiam Cię, o mój Boże! – wespół z Twoimi apostołami, pośród czterdziestu dni, w trakcie których nawiedzałeś ich po Twoim zmartwychwstaniu. Jakże błogosławiony był to czas, jakże spokojny, niezmącony żadnym przychodzącym z zewnątrz niepokojem, tak że dobrze było być wtedy z Tobą; a gdy ów czas dobiegł końca, ledwo mogli w to uwierzyć, bo dopiero co się zaczął. Jak szybko musiał upłynąć ten pierwszy Czas Paschalny (Tempus Paschale)! Prawdopodobnie nie przewidywali, kiedy przyjdzie jego kres. Ostatecznie, pewnie nie podobała im się myśl o jego końcu, bo pochłonięci byli radością chwili obecnej. O, co za czas pocieszenia! Jakiż kontrast z tym, co miało przyjść później! To był ich szczęśliwy czas na ziemi – przedsmak nieba; nie zauważony, nie zakłócony przez ludzi. Przeszli przezeń wśród zdumienia, wśród spokojnych, głębokich rozważań, wśród adoracji, radowania się Twym światłem, o mój zmartwychwstały Panie!

Lecz Twoja wiedza, mój ukochany Panie, była większa niźli ich! Mieli nadzieję i oczekiwali, a może i żyli złudzeniem, że ten czas odpoczynku, to miejsce ochłody (1), nigdy nie znajdzie końca, zanim nie zostanie zastąpione przez coś lepszego; lecz Ty, w swej wiekuistej mądrości wiedziałeś, że ze względu na nadejście tego, co będzie wyższe, niż jakiekolwiek błogosławieństwo, jakim cieszyli się w tym czasie, było właściwe i konieczne, by doznali sporów i cierpień. Wiedziałeś dobrze, że dopóki nie odejdziesz, nie przyjdzie do nich Pocieszyciel; odszedłeś dlatego, by mogli otrzymać więcej za sprawą Twej budzącej smutek nieobecności, niźli poprzez Twe spotkania z nimi w ciele. Uwielbiam Cię, Ojcze, któryś posłał Syna i Ducha Świętego! Uwielbiam Cię, Synu, i Ciebie, Duchu Święty, za zbawienną pewność waszej obecności wśród nas!

O mój Boże, daj bym nigdy nie zapomniał o tym czasie ziemskiego pocieszenia i pokrzepienia; niczego więcej nie trzeba; nie jest to czas, w jakim obecnie jesteśmy. Tamte chwile nie są trwale naszym udziałem, w pełni należą do porządku nieba. Teraz są naszym udziałem od czasu do czasu, ze względu na to, by przysposobić nas do pracy i znoszenia cierpień. Modlę się do Ciebie, o mój Boże, byś od czasu do czasu udzielał mi Twych pocieszeń. Wylej na mnie słodycz Twej obecności, żebym nie omdlał w drodze, by nie nużyły mnie obowiązki religijne, gdy zmoże mnie słabość i zapanuje nad mą modlitwą i medytacją; żebym nie przystępował do mej codziennej pracy bez żarliwego serca; lub gdy jestem kuszony do szukania w niej własnej przyjemności, a nie Ciebie. Dawaj mi od czasu do czasu swe Boskie pocieszenia, lecz nie daj, by to mi wystarczyło. Daj, bym używał ich dla celu, ze względu na który obdarzyłeś mnie nimi. Nie pozwól bym osunął się ciężko ku ziemi, bym stał się przybity, gdy odejdą. Daj, by niosły mnie wprost ku myślom i pragnieniu nieba.

Drogi Boże nie są drogami naszymi

„Ale żem wam to powiedział, smutek napełnił serca wasze. Ale ja prawdę wam mówię: lepiej dla was, abym ja odszedł” (por. J 16, 6–7).

O mój Zbawicielu, uwielbiam Cię za Twą nieskończoną mądrość, która ogląda to, czego my nie widzimy i zarządza wszystkimi rzeczami w sobie tylko właściwy, najbardziej doskonały sposób. Gdy powiedziałeś do apostołów, że odejdziesz, zapłakali, jakbyś – jeśli można tak powiedzieć – złamał w nich wiarę. Wydaje się, jakby mówili wtedy do Ciebie: „O Jezu, czyż nie zostawiliśmy wszystkiego dla Ciebie? Czy nie opuściliśmy domu i rodziny, ojca i żony, przyjaciół i sąsiadów, swoich przyzwyczajeń, sposobu życia, do którego przywykliśmy, po to, byśmy mogli dołączyć do Ciebie? Czy nie wzięliśmy rozbratu ze światem, czy raczej – umarliśmy dla niego, by móc na wieki połączyć się i żyć z Tobą? A teraz mówisz, że nas opuszczasz. Czy to mądre? Czy to słuszne? Czy zgadza się z Twoją obietnicą? Czy zasłużyliśmy sobie na to? O Panie Jezu, wielbimy Cię, lecz jesteśmy zakłopotani i nie wiemy, co powiedzieć!”.

Bóg jest prawdomówny, a każdy człowiek kłamliwy (por. Rz 3, 4). Niech Słowo Boże zatriumfuje w naszych umysłach nad każdym argumentem i perswazją rzeczy zmysłowych. Niech rządzi nami wiara, nie cielesny wzrok. Tyś usprawiedliwiony, o Panie, gdy Cię oskarżają, a oto tego przyczyna: wiedziałeś, że prawdziwa droga do bycia z Tobą wiodła przez utratę Ciebie. Wiedziałeś, że to, na czym nade wszystko i przede wszystkim potrzebuje oprzeć się człowiek, nie ma charakteru zewnętrznego wsparcia, choć i takie jest mu potrzebne, lecz wewnętrznej, duchowej, niewidzialnej pomocy. Ty pragnąłeś uleczyć ich zupełnie, do głębi, nie powierzchownie, nie chciałeś naprawić jedynie tego, co na powierzchni, lecz usunąć i zniszczyć serce i korzeń wszystkich ich chorób. Dlatego zamierzyłeś nawiedzić ich dusze i opuściłeś ich w ciele, by móc przybyć do nich ponownie w duchu. Dlatego nie zostałeś z apostołami, jak za tych dni, gdy żyłeś w ciele, lecz przybyłeś do nich i zostałeś z nimi na zawsze za sprawą o wiele bardziej głębokiej i prawdziwej komunii, dokonującej się mocą Pocieszyciela.

O mój Boże, pod Twym spojrzeniem wyznaję i żałuję mej największej słabości, braku zaufania, jeśli nie bezpośrednio do Ciebie, to do Twych sług i przedstawicieli – gdy sprawy toczą się nie według moich chęci i oczekiwań! Dałeś mi świętego Filipa, wielkie dzieło Twej łaski, na mistrza i patrona – bym mógł się na nim wzorować – a on uczynił dla mnie wiele wspaniałych rzeczy, i na wiele sposobów spełnił to wszystko, co – jak z wdzięcznością pamiętam – obiecał. Lecz, ponieważ w pewnych sprawach mnie rozczarował i zwlekał z pomocą, stałem się niecierpliwy. I zacząłem służyć mu, choć bez świadomego okazywania braku posłuszeństwa i ufności, to jednak z rozdrażnieniem i oziębłością. O mój drogi Panie, daj mi wielkoduszną wiarę w Ciebie i Twoje sługi!

Św. John Henry Newman

(1) Kard. Newman używa łacińskiego terminu „refrigerium”.

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Johna Henry’ego Newmana O krok bliżej… Medytacje.