Rozdział ósmy. Pocieszający Jezus Chrystus

Jest jakiś paradoksalny sens w tym, że winni jesteśmy miłość i współczucie ludziom znajdującym się poza Kościołem, a zwłaszcza Żydom. Nawet bardziej niż tym w Kościele. Bardziej tego potrzebują.

W rzeczywistości jest niemożliwym dla chrześcijanina wyobrażenie sobie, jak straszliwym obciążeniem jest brak wiary.

Wewnątrz Kościoła słychać śmiech, radosny jak u dzieci bezpiecznych w domu lub w miłości ojca i matki.

Rzeczywiście, Kościół jest szczęśliwą rodziną z Bogiem Ojcem, Chrystusem Bratem i Maryją Matką, z Józefem, wszystkimi aniołami i świętymi, dobrymi przyjaciółmi.

Poza tą rodziną radość już nie jest taka sama. Wewnątrz niej żyjemy jakby w przedsionku Nieba. Równie dobrze możemy rzec, że zaczynamy wiedzieć coś na temat radości, jakiej oko nie widziało, o jakiej ucho nie słyszało, jakiej umysł ludzki nie objął.

W słowach Jezusa jest raczej smutek i litość niż wyrzut, kiedy przemówił do kobiet z Jerozolimy: „Nie płaczcie nade mną, ale raczej nad sobą i swoimi dziećmi”.

Przeznaczeniem tych kobiet i ich potomków było dźwiganie przez wieki krzyża braku wiary. Jest to krzyż przytłaczający.

Jest w tym tajemnica, bardzo głęboka tajemnica. Przypomina tę wyrażoną w liturgii, kiedy Kościół nawiązuje do upadku Adama jako do błędu szczęśliwego, ponieważ dał nam tak wspaniałego Wybawcę.

Święty Paweł porusza sprawę mówiąc delikatnie, że ciemność miała zapaść nad Izraelem aż pełno niewierzących się tam zgromadzi, aby wszyscy pod koniec mogli być ocaleni.

Żydzi znosili ciężar wygnania nie sami dla siebie, ale też dla nas.

Rozważanie tej tragedii niemalże zatrzymuje bicie serca.

Tutaj był naród wybrany, który przez tysiące lat niósł łamiący kręgosłup ciężar Boga prawdziwego pomiędzy tłumy bałwochwalców i pogan. Wytrzymywali to z poruszającą umysł cierpliwością. Upadali, ale zawsze wstawali ponownie. Cofali się, lecz zawsze zawracali i podążali znowu naprzód, poganiani strzelającym batem bezkompromisowych słów proroków wysłanych przez Boga.

Zostali wybrani z powodu smutku i cierpienia niesienia świadectwa wiecznej, Boskiej prawdy, sprawiedliwości i dobroci w świecie zdominowanym przez tłumioną i płaszczącą się niegodziwość. Cierpieli przez wieki duchowo i cieleśnie, jak żaden inny naród nigdy nie cierpiał.

Przez wieki modlili się rozdzierając szaty na pustyniach i w górach. Krzyczeli do nieba, żeby zesłało Tego Jednego. Choć przez wieki czekali i czekali na Mesjasza, Króla, Dawcę, Jedynego Świętego, Przywódcę i Władcę, który przywróci berło Izraela.

Cierpieli z powodu pragnienia i głodu, byli prześladowani, torturowani i skazywani na śmierć. Byli zniewalani i więzieni, pogardzani i znienawidzeni tak, jak świat zawsze będzie nienawidził tych, którzy przypominają o Bogu i godności człowieka, o obowiązkach.

Nie cierpieli sami dla siebie, ale dla nas, ponieważ to z ich lędźwi i smutku miał narodzić się Zbawca, który miał nas ocalić.

Przez niezliczone pokolenia Żydzi przetrwali wszystko strasznie głodni łaknąc Jedynego Świętego. Kiedy zaś Mesjasz się pojawił, ich przywódcy nie zaakceptowali Go i nie pozwolili na to Żydom.

Cóż to za tajemnica! Jaka tragedia! „Nie płaczcie nade mną, ale raczej nad sobą i swoimi dziećmi”.

Historia żydowskiego cierpienia nie kończyła się, miała trwać nadal. Jak długo, nikt nie wie.

Z ich szeregów wystąpiło najpierw Dwunastu Apostołów, potem trzy tysiące nawróconych przez świętego Piotra i inni. Ci oto wejdą do królestwa i skorzystają z odkupienia rozsiewanego przez tak wiele niekończących się lat żalu i smutku.

Jednak dla większości z nich ciemność pozostała ciemnością. Z upływem wieków zaczęli brnąć przez nią po omacku.

Zaiste jesteśmy im winni współczucie i miłość.

Dali nam Chrystusa, Maryję i Józefa, dali nam Apostołów, pierwszych uczniów i pierwszych męczenników.

Dzięki Żydom otrzymaliśmy wiele niewyobrażalnych radości w związku z sakramentami i z niedającym się wyrazić słowami zjednoczeniem z Jezusem, które święty Paweł próbował określić w ten oto sposób: „To nie ja żyję, ale Chrystus żyje we mnie”.

Dzięki Żydom otrzymaliśmy Wiarę. Jeśli nie zdajemy sobie sprawy z tego, że Wiara jest bezcenna i powinna być wyniesiona ponad wszystko inne na ziemi, jesteśmy głupcami.

Jakiż monstrualny dług mamy wobec Żydów! Jakiż dług wdzięczności i współczucia.

Kobiety z Jeruzalem lamentowały, a ich dzieci robią to do dzisiaj.

Bez wiary i bez Chrystusa świat jest męczący każdego dnia życia człowieka.

O jakie smutne jest życie bez Chrystusa.

Życie bez Chrystusa jest jak dzika puszcza, po której ludzie błąkają się zdezorientowani wyciągając po omacku ręce i nie znajdując dłoni, którą można chwycić. Jakimże brzemieniem jest grzech – jak załamującym – bez sakramentu pokuty, który delikatnie zdejmuje ciężar z naszych serc i wypuszcza nas jak nowych, jakby nowo narodzonych.

Jakimi ciężarami nad ciężarami są upływające dni, bez Mszy świętej, bez Komunii, bez Chrystusa.

A ile radości niosą ze sobą dni przeżywane z Jezusem, kiedy idziemy razem z Nim, ramię w ramię, serce obok serca, w kierunku wiecznego zwycięstwa.

Jak dobrze jest znać cel, w kierunku którego podążamy, widzieć go przed sobą, iść w jego stronę niesionym siłą Chrystusa.

Jakim zaszczytem jest iść ze śpiewem na ustach przez życie wraz ze świętym Franciszkiem, ponieważ to nie my żyjemy, ale Jezus w nas. Jezus nami kieruje, sprawia, że się poruszamy, Jezus żywi nas i inspiruje.

Jakże radosne jest tryskanie śmiechem, śmiechem jak u dziecka, bo jesteśmy dziećmi Boga i mieszkamy w Jego domu. „Nie płaczcie nade mną”. Nie płaczcie nad Chrystusem. On wykonuje wolę swojego Ojca, który wysłał Go na ziemię. Chrystus podąża ku swej chwale. Płaczcie nad grzechem i niedolą tych, którzy Go nie znają. Znać Chrystusa oznacza być szczęśliwym, a nie znać Go, nie wykonywać Jego woli, nie żyć w Nim, dla Niego i z Nim jest jedynym nieukojonym smutkiem na ziemi.

Joseph A. Breig

Powyższy tekst jest fragmentem książki Josepha A. Breiga Mądrość Krzyża szczęściem rodziny.