Rozdział ósmy. Papież Eucharystii

Na początku dziewiętnastego wieku nauki katolickie w wielu krajach Europy nadal pozostawały pod wpływem jansenizmu (1). Ta najbardziej zdradziecka ze wszystkich herezji, głoszona przez mężów wiodących ascetyczne życie i ukryta pod przykrywką apelu o oddawanie czci rzeczom świętym, stanowiła takie same niebezpieczeństwo dla ludzi niedbałych, jak i sumiennych w swojej naturze. Określała taki stan duszy niezbędny dla przyjęcia sakramentów, jaki dla większości ludzi był niemożliwy do osiągnięcia. Przedstawiała Boga jako Jehowę ze Starego Testamentu, okrutnego i budzącego lęk, a nie jako Chrystusa z Nowego Testamentu, łagodnego i współczującego dla grzeszników.

– Powiem ci – zwrócił się święty Wincenty à Paulo do jednego ze swoich kapłanów – że jansenizm jest jednym z największych problemów, z jakimi Kościół kiedykolwiek się borykał.

Najniebezpieczniejszym chyba rezultatem nauk płynących z jansenizmu było to, że oddalały one grzesznika od źródeł łaski Bożej, a słabego duchem – od źródeł siły. Częste przyjmowanie Komunii świętej, przyjęte jako zwyczaj w czasach apostolskich i zawsze popierane w naukach Kościoła, dla jansenistów było wystawianiem na próbę opatrzności Bożej. Nauczyciele doktryny katolickiej na próżno wyjaśniali ludziom, że Sobór Trydencki „nawołuje, prosi i błaga wiernych, aby wierzyli w święte tajemnice wiary i przestrzegali ich… z taką stałością i nieugiętością wiary… by często mogli przyjmować Chleb Eucharystyczny”. Żadne reguły – brzmiała odpowiedź – nie ustalają tego, co jest niezbędne, by człowiek mógł przyjąć Komunię świętą; skąd ma więc on wiedzieć, czy spełnia konieczne warunki? Teologowie byli podzieleni w kwestii tego problemu, jedni głosili, że wymagany jest nieskazitelny charakter, podczas gdy inni utrzymywali, że wystarczy stan łaski uświęcającej oraz szczere intencje. Kontrowersje pojawiły się także co do znaczenia terminu „częste przyjmowanie Komunii świętej”. Dla jednych cotygodniowa Komunia była częsta, dla innych natomiast nie było to wystarczające. Od czasu do czasu odwoływano się do Rzymu by rozstrzygnąć wątpliwości i uspokoić serca.

W swojej pierwszej encyklice, przedstawiającej jako cel swojego pontyfikatu odrodzenie wszystkiego w Chrystusie, Pius X wspomina o częstym przyjmowaniu sakramentów jako jednym ze sposobów osiągnięcia tego celu. Widzieliśmy już, że kiedy był biskupem i odwiedzał parafie swojej diecezji, prosił by wierni nie czynili żadnych przygotowań z okazji jego przyjazdu, z wyjątkiem uczestnictwa we Mszy świętej i przyjmowania Komunii świętej, które to będą dla niego najlepszym przyjęciem. Kres kontrowersjom położył ostatecznie dekret na temat częstego i codziennego przyjmowania Komunii świętej, wydany 20 grudnia 1906 roku.

„Naczelnym celem Eucharystii nie jest pilnowanie tego, by Panu Naszemu oddawano cześć i szacunek – mówi dekret – ani też by sakramenty służyły jako nagroda za cnotliwe życie, ale by wierni, zjednoczeni z Bogiem dzięki Komunii świętej, mogli z niej czerpać siły konieczne do odpierania grzesznych pokus, oczyszczania się z codziennych przewinień, oraz unikania grzechów ciężkich, na które narażona jest słaba natura ludzka”. „Częste i codzienne przyjmowanie Komunii świętej, które tak sobie upodobał Pan nasz Jezus Chrystus oraz cały Kościół katolicki – głosi pierwsza klauzula dekretu – powinno być umożliwione wszystkim wiernym, bez względu na pozycję społeczną oraz warunki życiowe, tak aby nikt, kto w stanie łaski uświęcającej podchodzi do ołtarza z czystym i pobożnym zamiarem, nie został odtrącony”.

Dekret definiuje następnie czyste zamiary jako sposób przypodobania się Bogu, zbliżenia się do Niego poprzez miłosierdzie oraz znalezienia Boskiego lekarstwa na własne wady i słabości. Dalej potwierdza, że chociaż należy dążyć do uwolnienia się od grzechów lekkich, wystarczy jednak, by osoba przyjmująca Komunię wolna była od grzechu śmiertelnego, o ile wyraża zdecydowany zamiar niepopełniania grzechów w przyszłości. Przygotowanie do Komunii, a potem modlitwa dziękczynna, powinny odpowiadać okolicznościom, obowiązkom oraz sile każdego człowieka. Wszyscy kapłani i spowiednicy powinni regularnie i gorąco nakłaniać wiernych do tego „czynu pobożnego i prowadzącego do zbawienia”.

Nie ma tutaj żadnych wątpliwości. „Boski Zbawiciel ludzkości – napisał jeden z księży kościoła Oratorium Londyńskiego – ma być dostępny zarówno dla miotającego się grzesznika, którego stopy tkwią w sidłach grzechu, a który prowadzi zaciętą walkę z pokusami, jak i dla każdego nienarażonego na upadek, kto ma czyste sumienie po wielu latach bolesnych starań. Potrzebny jest pobożnym ascetom, żyjącym samotnie w swoich skromnych celach… Potrzebny jest biednym mieszkańcom zatłoczonych slumsów, którzy borykają się z tyloma problemami – brudem, nieszczęściem, alkoholizmem, przeróżnymi występkami oraz przygnębiającymi skutkami wielkiej nędzy. Potrzebują Go i dzieci, by mogły dorastać w cnocie. Potrzebuje Go młodzież, by zapanować nad własnymi namiętnościami. Potrzebują Go panny, by zachować nieskalaną niewinność. Dorosłym jest potrzebny dla dalszego życia w cnocie i oddanego wypełniania obowiązków niesionych przez życie. Nikt nie może sobie pozwolić na lekceważenie tak ogromnego źródła siły, nikt nie może obejść się bez Niego”.

Rzym wypowiedział swoją opinię. Dla wielu jednak wiadomość ta wydawała się zbyt piękna, by mogła być prawdziwa, dla innych z kolei na tyle zaskakująca i „nowa”, że wręcz niepożądana. Trudno było wykorzenić stare przekonanie, że częsta Komunia święta jest przywilejem jedynie świętych. Lękliwych nadal przerażały słowa jansenistów o koniecznych przygotowaniach i ponoszonej odpowiedzialności. Potrzeba było wielu argumentów, zanim zniknęły wyrazu protestu „Nie jestem godny”, ale kiedy to nastąpiło, rezultaty stały się od razu widoczne.

„Cóż za wspaniała byłaby to zmiana – pisał czterdzieści lat wcześniej monsignore de Ségur (2) – gdyby w naszych szkołach i uczelniach wprowadzono zwyczaj częstego przyjmowania Komunii świętej! Doświadczenie pokazuje, jak wielki wpływ wywiera Komunia na życie młodych ludzi. Nie ma występku, którego częste jej przyjmowanie nie wykorzeniłoby całkowicie, żadnego odrodzenia moralnego, któremu nie podołałaby”. Jego pragnienie miało się wkrótce spełnić. „Spowiedź – mówił jezuita prowadzący rekolekcje dla uczniów dużej szkoły publicznej – jest dzisiaj niczym w porównaniu z tym, czym była kiedyś. Dawniej trwała dwa, trzy dni – dzisiaj prawie wszyscy chłopcy przyjmują Komunię codziennie, a wysłuchanie spowiedzi całej szkoły zajmuje niewiele ponad godzinę”.

„Tak – powiedziała pewna młoda kobieta w rozmowie z zakonnicą Najświętszego Serca Pana Jezusa. – Chodzę codziennie do kościoła. Nie mogę zostać do końca Mszy świętej, bo muszę jechać do pracy. Jest nas parę osób, codziennie przyjmujących Komunię świętą, jedziemy do pracy tym samym pociągiem, wsiadamy do tego samego wagonu i po drodze dziękujemy Bogu. Miło jest pomyśleć, że w tym pociągu, pełnym ludzi, którzy rzadko myślą o Panu jest miejsce, w którym jest On czczony i wielbiony. To nam bardzo pomaga w codziennej pracy”.

Ale dotyczyło to nie tylko dziewcząt. W pamięci autorki tej książki na zawsze pozostanie wczesna poranna Msza święta w wielkim kościele w Londynie. Kościół ten pełen był robotników ubranych w swe robotnicze drelichy. Procesja ludzi, którzy chcieli przyjąć Komunię świętą wydawała się nie mieć końca, a sama komunia była rozdawana jeszcze po skończeniu Mszy świętej. Ci ludzie przyszli po pomoc i słowa pocieszenia potrzebne im w codziennym znoju do Tego, który na ziemi pracował tak samo, jak i oni. Tego, który „rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają”. Obecni podczas tego nabożeństwa odkryli siłę tej więzi.

Czy nasz Zbawiciel nie przyszedł do zwykłego człowieka? Czy tłumy, które za nim podążały nie składały się w przeważającej większości ze zwykłych ludzi? I czy to nie z ich szeregów wybrał dwunastu apostołów, którzy mieli szerzyć Jego słowo na całym świecie? „W dzisiejszych czasach – mówi dekret – gdy religia i wiara katolicka są atakowane ze wszystkich stron, a w tylu miejscach brak prawdziwej miłości do Boga i nieudawanej pobożności, niezmiernie ważne jest dodanie siły wiernym i podsycenie w ich sercach miłości do Boga właśnie przez ten zbawienny symbol przyjmowania codziennej Komunii świętej”.

– Komunia święta jest najszybszym i najpewniejszym sposobem dostania się do Nieba – powiedział Pius X zwracając się do Towarzystwa Przenajświętszego Sakramentu. – Są też inne, na przykład niewinność, ale ta jest dla małych dzieci; pokuta, ale tej się boimy; duża wytrzymałość na przeciwności losu, ale gdy przychodzą, płaczemy i błagamy o zmiłowanie. I dlatego, umiłowani, najpewniejsza, najłatwiejsza i najkrótsza droga dla wszystkich prowadzi przez Eucharystię. Tak łatwo jest podejść do ołtarza, przy którym możemy doznać radości płynącej z Raju.

Drugi dekret papieski wydano w odpowiedzi na wątpliwości dotyczące częstego przyjmowania Ciała Chrystusa przez dzieci, które dopiero niedawno przystąpiły do Pierwszej Komunii świętej, oraz osoby niedołężne, cierpiące na przewlekłe choroby. Odpowiedziano w nim, że częsta czy codzienna Komunia święta może być przyjmowana zarówno przez małe dzieci, jak i starszych. Niezwykle wskazane jest bowiem, aby dziecięca niewinność i dobroć chroniona była tak potężną tarczą, jaką jest sakrament Komunii. Jeśli natomiast chodzi o chorych, konieczne było umożliwienie im jak najczęstszego przyjmowania Komunii świętej. Cztery lata później wydano kolejny dekret, który ustalał wiek przystępowania do Pierwszej Komunii świętej na około siedem lat, w niektórych przypadkach mogło to być nieco wcześniej, w innych – trochę później. Zależało to od inteligencji poszczególnych dzieci. Papież przeszedł więc od razu do istoty problemu.

„Słowa Ewangelii świadczą o wielkiej miłości, jaką Chrystus darzył dzieci kiedy był na ziemi – zaczyna. – Wielką radość sprawiało Mu ich towarzystwo. Miał zwyczaj kłaść swoje dłonie na ich głowach, przytulać ich, błogosławić. Oburzało Go, gdy Jego uczniowie zakazywali dzieciom wstępu, zwracał się wówczas do nich słowami potępienia: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże»”. Papież następnie przypomniał, że w najwcześniejszej historii Kościoła, Komunię świętą udzielano nawet niemowlętom. Jeśli natomiast wiek przystąpienia do Pierwszej Komunii świętej został ustalony później jako wiek, w którym dziecko zaczyna kierować się rozsądkiem czy uzyskuje prawo do decydowania o sobie, nie oznacza to wcale, że dla przyjęcia Eucharystii niezbędna jest większa wiedza niż przy sakramencie pokuty. W kolejnych zdaniach dekretu papież ubolewa nad faktem, że przyjęcie Pierwszej Komunii świętej przesunięto do wieku dwunastu, trzynastu, albo czternastu lat, w zależności od lokalnych zwyczajów. „Nawet jeśli oznacza to pełniejsze zrozumienie świętej tajemnicy wiary, dokładniejszą spowiedź oraz dłuższe i staranniejsze przygotowania, to jednak zysk nie dorównuje poniesionym z tego powodu stratom. Dziecięca niewinność, pozbawiona najsilniejszej swojej ochrony, ginie w krótkim czasie bezpowrotnie. W tym czasie złe nawyki rosną w siłę. Najmłodszym, żyjącym w radosnym stanie pierwotnej niewinności i szczerości, z racji niebezpieczeństw i pułapek czyhających w dzisiejszym świecie, niesłychanie potrzebne jest to mistyczne pożywienie”. Jak powiedział święty Tomasz z Akwinu: „Kiedy tylko dzieci zaczną korzystać ze swojego rozumu na tyle, by były w stanie zrozumieć swe przywiązanie do sakramentu Komunii świętej, wtedy mogą go przyjąć”.

Aby uniknąć nadużywania sakramentu oraz sprawić, żeby „dzieci od najmłodszych lat były blisko Jezusa Chrystusa, żyły tak, jak On i znalazły ochronę przed niebezpieczeństwem i deprawacją”, wprowadzono przepisy dotyczące Pierwszej Komunii świętej i nakazano ich przestrzeganie na całym świecie.

W niektórych krajach katolickich dekret spowodował niemałe poruszenie. Po raz kolejny odezwały się pozostałości nauk jansenistycznych by wzbudzić w wiernych przestrach. Czy dziecko, które ma siedem lat jest w stanie zrozumieć cześć, jaką należy oddać temu sakramentowi? – pytano z niepokojem. Przecież dzieci w tym wieku są tak nierozważne. Ale na to pytanie odpowiedział już monsignore de Ségur: „By właściwie uczestniczyć w przyjmowaniu Komunii świętej wystarczy przyjąć Chrystusa z czystymi intencjami. A mogą to zrobić zarówno dzieci, jak i dorośli. Dzieci kochają Jezusa, pragną Go przyjąć, dlaczego więc nie mieliby Go otrzymać? Brak rozwagi nie stanowi przeszkody w przyjęciu Komunii, o ile nie jest celowy. To prawda, dzieci bywają nieroztropne, ale są też dobre i kochające, a ponieważ potrzebują miłości, musimy dać ich miłości właściwą strawę”.

Kolejny argument, tym razem brzmiący bardziej wiarygodnie, dotyczył tego, że czasami późne przystąpienie do Pierwszej Komunii świętej chroniło dzieci przed wieloma przejawami zła. Z tego powodu często odkładano ją na jak najpóźniej; była to oczywista asekuracja, którą dekret miał całkowicie wyeliminować. Jednakże doświadczenie pokazywało, że i w tym przypadku, zysk przewyższał poniesione straty.

Jeśli natomiast chodzi o argument, że tak małe dzieci nie rozumieją, co robią – ci, którym przypadło w udziale zadanie przygotowania dzieci do Pierwszej Komunii świętej, mówią zupełnie co innego. „Jest mi o wiele łatwiej przygotować małe dzieci niż starsze – pisała osoba z dużym doświadczeniem w tej dziedzinie. – Przygotowania są wtedy bardziej obiektywne. Polegają na uświadomieniu sobie, jak wart miłości, jak oczekiwany i kochający jest Nasz Pan, a nie na myśleniu wyłącznie o tym, jak stać się bardziej godnym – albo mniej niegodnym – przyjęcia Chrystusa… Dzieci tak naprawdę postrzegają Pierwszą Komunię świętą jako objęcie umiłowanego Ojca. Dla starszych jest to bliższe przyjęciu drogiego i czcigodnego gościa z pozycji – jeśli mogę tak to określić – gospodarza domu”.

Papieża radowały bardzo listy, które dostawał od dzieci z podziękowaniami za radość, jaką było dopuszczenie do sakramentu Komunii świętej. Kochał dzieci, a one odwzajemniały tę miłość, gromadząc się wokół niego, rozmawiając z nim bez cienia nawet lęku czy nieśmiałości i natychmiast obdarzały go zaufaniem. Lubił udzielać im Komunii świętej osobiście, bo pomiędzy papieżem o nieskazitelnie białej duszy a dziećmi o niewinnych duszyczkach istniało duże podobieństwo – z jednej strony niewinność, która toczyła boje i zwyciężała, z drugiej niewinność, która nie przeszła jeszcze żadnej próby. Wszystkie dzieci rzymskie przystępujące do Pierwszej Komunii świętej, czy to szlachetnego pochodzenia, czy wywodzące się z prostych rodzin, zapraszane były do Watykanu. Papież udzielał im krótkich, stosownych do wieku nauk, i wyrażał nadzieję, że ostatnia Komunia święta, jaką przyjmą w swoim życiu, będzie tak samo żarliwa i oczekiwana, jak ta pierwsza. Potem rozmawiał z dziećmi, bez żadnego ceremoniału. Dziwne były czasem słowa, jakimi zwracały się do niego. „Tak, proszę pana papieża” – brzmiała odpowiedź na zadane pytanie. A najmłodsze dzieci, widząc jak nachyla się nad nimi biała postać i spoglądając prosto w jego łagodne i święte oblicze, odpowiadały czasem cichutko: „Tak, Panie Jezu”.

Pewna Angielka, która przybyła na prywatną audiencję, zabrała ze sobą swego małego, czteroletniego synka, aby został pobłogosławiony. Podczas rozmowy chłopiec stał w niewielkiej odległości i przyglądał się. Po chwili podszedł cicho do papieża, położył swoje ręce na jego kolanach i spojrzał mu w twarz.

– Ile ma lat? – zapytał Pius, gładząc malca po głowie.

– Cztery – odpowiedziała matka. – Za dwa – trzy lata mam nadzieję, że przyjmie Pierwszą Komunię świętą.

Papież spojrzał poważnie w czyste oczy dziecka.

– Kogo przyjmujemy podczas Komunii świętej? – zapytał.

– Jezusa Chrystusa – odparł chłopiec.

– A kto to jest Jezus Chrystus?

– Jezus Chrystus jest Bogiem – odpowiedział tak samo szybko malec.

– Proszę przyprowadzić go jutro – zwrócił się papież do matki chłopca. – Sam udzielę mu Komunii świętej.

François Laval tak opisuje wrażenie, jakie papież wywarł na czterystu dzieciach, które w 1912 roku przyjęły Pierwszą Komunię świętą i przyjechały z pielgrzymką z Francji by podziękować Piusowi: „Jak tylko powróciły z Rzymu, odwiedziłem kilkoro z moich małych przyjaciół by zadać im parę pytań. Okazało się to zbyteczne. Bez przerwy opowiadały o tym, co widziały w Rzymie. Wszystko było cudowne, ale najcudowniejsze ze wszystkich wspomnień – tak cudowne, że niemalże wyparło wszystkie pozostałe wspomnienia – było wspomnienie papieża. W jego obecności dzieci nie czuły nieśmiałości, bo – jak tłumaczyły – był tak dobry, że nie sposób było czuć się onieśmielonym. «Wielu z nas płakało, ale on też miał łzy w oczach». – mówili. Prawie wszyscy z tych, którym udało się zbliżyć do papieża, prosili go o łaski. «Ojcze Święty, wylecz moją siostrę, nawróć mojego tatę, chciałbym zostać księdzem… a ja misjonarzem!» Podobnie musiała wyglądać scena, gdy ludzie przyszli do Jezusa w Galilei”.

„Mam wrażenie – pisze dalej Laval – że w dzisiejszych czasach, gdy tak wielu próbuje wymusić na innych posłuszeństwo, ponosząc przy tym porażkę, tylko jeden człowiek na świecie jest prawdziwym panem ludzkich umysłów i serc – ten starszy człowiek w białych szatach…”

cdn.

Frances Alice Forbes

(1) Ruch religijny i teologiczny, traktujący człowieka jako wielkiego grzesznika, zachęcający do surowej ascezy; popularny zwłaszcza we Francji, potępiony przez Kościół.

(2) Msgr Louis Gaston de Ségur (1820–1881) – francuski dyplomata, później prałat, pisarz i apologeta katolicki, związany ze Stowarzyszeniem Salezjańskim.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Pius X. Dobry pasterz.