Rozdział ósmy. Państwo chrześcijańskie a państwo pogańskie

Pośród narodów wstaje państwo, którego cele i rządy są tak potworne i straszne, że na samo ich wspomnienie krew się ścina w żyłach narodów – to sowiety.

Państwo – bożyszcze odsłoniło swe oblicze w całej potwornej grozie. Rzym, obwołując swych cezarów bogami, nigdy nie wy pędził bóstw innych, owszem, przygarniał je i wprzęgał w rydwan boskiego cezara. Najbardziej radykalne nawet idee materialistyczne czasów naszych przedstawiają jednak, chociaż nieszczerze, religię jako sprawę osobistą każdego, o którą się państwo nie troszczy. Ale nigdy nie podniesiono tak jak tam do wyżyn dogmatu walki z wszelką religią, nigdy i nigdzie nie wszczepiano przez szkołę i publiczne wychowanie oficjalnie ateizmu i nienawiści Boga. Rzymowi cześć państwa pozwalała jednak głosić zasadę lex fundamentum regnorum i pozwalała też rozwinąć zmysł i poczucie prawa. Ale publiczna proklamacja bezprawia jako fundamentu państwowej mądrości i zasady, ta ogłoszoną została po raz pierwszy. Stary Rzym mimo swej tezy o państwie rozwijał w duchu wolności obywatelskie cnoty, które wszczepione w miłość ojczyzny, podniosły to państwo do olbrzymiej potęgi. Ta potęga dopiero wówczas kruszyć się poczęła, gdy senat i lud zrzekli się wszelkiej samodzielności, a nawet praw do myślenia na rzecz cezara, który jako boski i tajemniczy wszystko wie i o wszystkim myśli.

Ale i wtedy, i później aż po dziś dzień nigdy wolność osobista obywatela nie przemieniła się w takie straszliwe, okropne widmo niewoli jak tutaj. Nigdy dotąd nie pogaszono tylu świateł ducha, nigdy tylu gwiazd nie zrzucono z widnokręgu ludzkości, by je podeptać i poniszczyć jak tam; nigdy noc ciemniejsza nie rozpięła szerzej i groźniej swych czarnych skrzydeł nad cywilizacją i kulturą ludzkości, jak tam właśnie; nigdzie orgia nienawiści nie do puściła się bardziej wyuzdanych i straszliwszych zbrodni jak w tym państwie. Nigdzie nad najszumniejszymi hasłami dobra proletariatu nie dopuszczono się większego fałszerstwa tych haseł jak tam właśnie; nigdzie despotyzm i tyrania nie deptała cyniczniej prawa, nie była przemyślniejszą w okrucieństwach, dzikszą w nienawiści, rozrzutniejszą w zbrodni jak tam. Nigdzie do dogmatu państwowego wyniesiony ateizm nie kojarzył się z większym, bardziej cynicznym ubóstwieniem człowieka, jak w tym państwie, gdzie poniszczono wszystkie świętości i wszystkich świętych wygnano, aby zniewolić naród do oddawania czci religijnej zabalsamowanym zwłokom władcy Kremla i duchowemu twórcy tego państwa, zbudowanego na okrucieństwie, krwi i zbrodni. Nigdy też i nigdzie nie pałała nienawiść taką żądzą niszczenia jak tutaj. Wezbrała niby morze, żądna zatopić w sobie wszystko, co jest bogactwem i rozwojem duszy. Na odwrót barbarzyństwo najokrutniejsze i najdziksze stało się jedynym przed miotem pragnień i państwowych aspiracji. Widowisko to było dotąd niebywałe. Bo i najbardziej materialistyczne tezy nowoczesnego państwa szukały jednak ostoi dla siebie w pierwiastkach moralnych i kulturze, ale teraz wstrząsnęła i ugięła się ziemia pod straszliwym hasłem, by zburzyć i zniszczyć wszystko, co było, a na gruzach cywilizacji „dopiero wybudujemy państwo nowe i stworzymy porządek nowy”.

Zadrżała Europa. I miała czego się lękać i miała o co drżeć. Bo sowiety, ten istny kościół szatana, ślą swoich apostołów do podpalania i niszczenia kultury świata. Ale kiedy drżąca Europa pyta, skąd się bierze tyle niszczącego, groźnego i palącego żywiołu, jak i czym wytłumaczyć powstanie tego źródła światowego pożaru, otrzymuje odpowiedź od twórców i budowniczych tego państwa: „Ależ to od was myśmy wszystko wzięli! Z waszych dogmatów społecznych i państwowych myśmy wyrośli; to wasze tezy o materialistycznym państwie i materialistycznym jego ustroju myśmy przemienili w nasze dogmaty. Myśmy z was wyszli! Tylko wyście stanęli w połowie drogi, a my wasze doktryny doprowadziliśmy do końca, myśmy dobiegli do mety! Ale to wy i jeszcze raz wy znosiliście cegły i budulec pod gmach nasz, wyście naszymi byli architektami i mistrzami, my wam oddajemy tylko to, cośmy od was wzięli”.

Czy słowom tym mogła zaprzeczyć Europa i świat? Te słowa położone pod gmach tej straszliwej struktury państwowej stały się tak wymownym oskarżeniem i osądzeniem doktryn dzisiejszych o państwie i z tym związanych doktryn socjalnych, że już wszelkie dalsze złudzenia tu prysły. Nad światem rozpostarła się groza. Poczęto rozumieć, na co się zanosi. Nie darmo tłumaczą dziś Nieboską komedię polskiego wieszcza na obce języki i grać ją poczęto na zagranicznych deskach teatralnych. Wszystko stało się proroctwem w tej wieszczej księdze i dla czasów naszych wszystko się w niej do nich dostraja, prócz chyba tylko jednego tytułu. Bo Nieboska komedia zmieniła się w tytule poematu w rzeczywistość, w „Nieboską tragedię”.

Groza zniszczenia całego skarbca pierwiastków duchowych i tradycji, złożonych w poemacie w Okopach Świętej Trójcy, krwawa łuna pożarów i śmierć cywilizacji i kultury, zapowiedziane w proroczym poemacie, zawisły dziś nad światem. Pankracy staje się mistrzem, apostołem i wodzem, a losy jego są wyrazem tego, co czeka świat, jeżeli idea Antychrysta zwycięży. Dziś potworny Pankracy szturmuje zwycięsko do Okopów Świętej Trójcy, do których się skryła cała kultura Zachodu. Otwierają się one i poddają. Lecz na gruzach okopów Pankracy niczego nie zbuduje i niczego nie stworzy; przeciwnie, w chwili swojego zwycięstwa sam zginie. Przez zaprzeczenie wszelkich pierwiastków duchowych Pankracy pogrąża własną duszę i duszę tych, których zatruł, w tak bezbrzeżną i nieskończoną pustkę i próżnię, iż w pierwszym ze tknięciu się z wszechpełnią życia duszy Chrystusa pada niby gromem rażony.

Niezdolny już jest do wchłonięcia w siebie Chrystusa tak, jak Go wchłonęło dawne pogaństwo i dlatego paląc i niszcząc wszystko, choć zwycięski materialną siłą, duchowo pogrąża się sam w zniszczeniu i śmierci. Bo w tym pustkowiu bezdennym duszy nie zdołał jednak uśpić zupełnie gwałconego przez się głosu sumienia. Posiadało ono jeszcze w sobie tyle żywotności, iż gdy Chrystus wpuścił w nie promień swej świętości i prawdy, w świetle tym uświadomiło sobie to sumienie bezmiar swych zbrodni i własnej nicości tak żywo, że tego naporu Pankracy więcej wytrzymać nie zdoła i dlatego blaskiem Jezusa rażony, pada nieżywy.

Dzisiaj Pankracy jest żywym symbolem tego, co światu zagraża. Dotąd utrzymywały państwa pomiędzy Okopami Świętej Trójcy a obozem Pankracego kompromisowy stosunek. Lecz dopiero teraz, gdy ideały bóstwa-państwa i bóstwa-ludu przeszczepiono żywcem na dziczkę Wschodu, wszczął się pożar nie do ugaszenia. Mówił mi pewien myśliciel Polak, dawny socjalista: „Teraz dopiero widzimy, cośmy uczynili. To przecież my własnymi rękoma podłożyliśmy płonące żagwie pod kurtynę świata. Byliśmy dobrej myśli i wiary, nie chcieliśmy tego, ale przeoczyliśmy jedno, mianowicie to, że usunięty przez nas ideał chrześcijański uczynił wyrwę olbrzymią w strukturze świata, przez którą weszły duchy zniszczenia”. To widzi dziś Europa i świat cały.

Dokądże się teraz schroni Europa przed straszliwym upiorem, demonem zniszczenia? Dokąd się schronić zdoła, skoro jego wyziewy trujące we własnej nosi piersi? Czyżby więc była dziś skazaną na zagładę i zniszczenie?

Słuchajcie, najmilsi! Były to czasy, kiedy wielki św. Augustyn czarował świat swym geniuszem. Straszliwa wieść wstrząsnęła wówczas starożytnym światem. Oto Rzym, to sanktuarium tego świata, ten przybytek wielkiej kultury, niezdobyta twierdza starożytnej potęgi, symbol jej i wyraz, pada pod zalewem barbarzyńskiego najeźdźcy – Alaryka.

Ludzie szaleli. Jedni wołali, że dzieje kultury skończone i zamknięte; inni głosili, że koniec świata się zbliża. I sam św. Augustyn wielki ból w sercu swym nosi; łzy żalu ustawicznie z oczu jego płyną. Ale wznosi się on nad siebie samego, nad swoją miłość do Rzymu, wznosi nad stopą najeźdźcy deptaną Romę, wznosi nad hordy barbarzyństwa i woła głosem proroczym: To nie koniec świata, to tylko nowa era się zbliża i oto jej zapowiedź! Koniec pogaństwa oznacza brzask chrześcijaństwa. I wziął Augustyn pióro do ręki i wykazał przyczyny, dla których świat stary, w pogaństwie spowity, zginąć musi; a dla nowej epoki i nowej karty świata pisze wielką konstytucję w wielkim pomnikowym dziele Civitas Dei.

Czy można dziś to proroctwo powtórzyć? Jeśli dzisiaj pochodnia zniszczenia, rzucona do sanktuarium kultury, nie ma wprowadzić istnego końca świata, jeśli szczytnej karty jego dziejów nie mają zamknąć zgliszcza i gruzy, to zagrożona kultura cywilizowanego świata sama ogłosić musi nowy rzeczy porządek. Niechże ona, zagrożona potopem, sama tworzy i pisze nową konstytucję i położy na niej nazwę dzieła św. Augustyna: Civitas Dei!

Nie ma dla świata dziś innego wyboru: albo zginąć w uścisku demona sowietów, albo powstać i odrodzić się w sokach chrześcijańskiej kultury.

Chrystus lub Antychryst stają dziś przed światem i między tymi dwoma on wybrać musi (1).

Abp Józef Teodorowicz (2)

(1) Kazanie wypowiedziane w Kościele Mariackim w Krakowie na zjeździe Sodalicji całej Polski 12 IV 1931 roku, Lwów 1931, s. 14–18.

(2) Abp Józef Teodorowicz (1864–1938), arcybiskup ormiański, prawnik, polityk i publicysta.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Socjalizm i komunizm potępione przez papieży.