Rozdział ósmy. Olbrzym samolub

Codziennie po wyjściu ze szkoły dzieci biegły bawić się do ogrodu olbrzyma.

Był to bardzo duży ogród, porośnięty zielonymi, miękkimi trawami. Kwiaty na łąkach wyglądały jak gwiazdy, a drzewa brzoskwiniowe pokrywały się na wiosnę delikatnymi, różowymi kwiatami, na jesieni zaś dawały wyśmienite owoce.

Ptaki na gałęziach śpiewały tak słodko, że dzieci przerywały zabawę i słuchały.

Ale pewnego dnia olbrzym wrócił.

Nie było go siedem lat, gdyż udał się w odwiedziny do wilkołaka z Kornwalii, swojego przyjaciela.

Kiedy jednak powiedział mu wszystko, co miał do powiedzenia, postanowił wrócić do swojego zamku i już nigdy go nie opuszczać.

Gdy przybył na miejsce i zobaczył, że w ogrodzie pełno jest dzieci, wykrzyknął:

– Co robicie w mojej posiadłości?!

Wszystkie dzieci przeraziły się i uciekły.

Olbrzym zaczął zrzędzić:

– Ogród jest mój i nikt nie może tu przychodzić. Kazał wybudować wysoki mur dokoła zamku, a na żelaznej bramie umieścić następujący napis: „Wstęp wzbroniony”.

Był to olbrzym naprawdę bardzo samolubny. Dzieci trapiły się, bo nie wiedziały, gdzie się bawić.

Na drodze było mnóstwo kurzu i kamieni.

Kiedy chłopcy wychodzili ze szkoły, krążyli wokół muru zasłaniającego ogród i mówili:

– Jacy szczęśliwi byliśmy za tym murem.

Nadeszła wiosna. Na polach zakwitły kwiaty i ptaki znowu pojawiły się na drzewach. Ale w ogrodzie olbrzyma samoluba nadal panowała zima.

Ptaki nie chciały tam śpiewać, gdyż brakowało im dzieci, a drzewa zapomniały o tym, że powinny zakwitnąć.

Kiedyś nawet jakiś kwiatek wykiełkował z grudki ziemi, ale jak tylko zobaczył kartonik zakazujący wstępu dzieciom, poczuł z tego powodu taki ból, że schował się pod ziemię i z powrotem zasnął.

Tylko pan Śnieg i pan Mróz cieszyli się i mówili:

– Wiosna zapomniała o tym ogrodzie i możemy pozostać tu na cały rok.

Mróz pomalował na srebrno wszystkie drzewa, a śnieg nadal okrywał trawę bielą.

Potem zaprosili jeszcze do towarzystwa północny wiatr, który przez cały dzień świstał, wył i zrywał dachy.

Spadł też grad. Stukał codziennie o dach zamku, rozbijając dachówki, a potem hulał po całym ogrodzie, dmuchając swoim mroźnym tchnieniem.

– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego wiosna tego roku się spóźnia – mówił olbrzym samolub, patrząc z dreszczem przez okno na swój zimny ogród. – Miejmy nadzieję, że nadejdzie cieplejsza pora.

Ale nie przyszła ani wiosna, ani lato. Kiedy jesień przyniosła na pola swoje złote owoce, w ogrodzie olbrzyma nie zostawiła ani jednego.

W ogrodzie trwała bowiem nadal zima, szalał północny wiatr, padał śnieg i grad; ich taneczny korowód przemykał pośród drzew.

Pewnego ranka olbrzym usłyszał po przebudzeniu pełną słodyczy muzykę.

Może to orkiestra królewska?

Nie, to po prostu makolągwa, czerwony na piersi ptaszek, śpiewał swoją piosnkę. Ale olbrzym tak już długo nie słyszał śpiewu ptaków, że ta piosnka wydała mu się najpiękniejszą muzyką na świecie.

Północny wiatr przestał wyć, a grad nie stukał już w dach.

Przez otwarte okno napłynął rozkoszny zapach.

– Wreszcie wiosna! – wykrzyknął olbrzym wyskakując z łóżka. I co zobaczył? Zobaczył przepiękną scenę. Dzieciom udało się wejść przez dziurę w murze do ogrodu i wspięły się na drzewa. Rośliny były tak szczęśliwe, czując znowu ciężar dzieci na swoich gałęziach, że zaraz pokryły się listowiem. Ptaki zaczęły szczebiotać, a kwiaty wysunęły swoje główki spomiędzy traw.

Tylko w jednym zakątku ogrodu trwała zima.

Był to najdalszy zakątek; jakiś mały chłopczyk chodził dokoła okrytego śniegiem drzewa. Wiatr świstał, a drzewo pochylało do ziemi swoje skostniałe z zimna gałązki, jęcząc:

– Dotknij mnie, chłopczyku, wespnij się na mnie, chodź tu.

Ale chłopiec był za mały.

Olbrzymowi na ten widok zmiękło serce.

– Jakim byłem samolubem! Teraz rozumiem, dlaczego wiosna nie chciała tu przyjść. Podsadzę chłopczyka na drzewo, a potem każę zwalić mur. Mój ogród już na zawsze będzie królestwem dzieci.

Skruszony olbrzym zszedł po schodach i powolutku otworzył drzwi.

Dzieci tak się przestraszyły, że wszystkie uciekły.

Do ogrodu powrócił mróz.

Ale chłopczyk z najdalszego zakątka nie uciekł, bo nie zauważył olbrzyma.

Olbrzym podszedł na palcach, delikatnie uniósł go na rękach i posadził na gałęzi drzewa.

Gałęzie zaraz zakwitły, ptaki znów zaczęły śpiewać, a chłopczyk zarzucił ramiona na szyję olbrzyma i pocałował go.

Kiedy inne dzieci zobaczyły, że olbrzym nie jest już zły, przybiegły zaraz z powrotem, a wraz z nimi wróciła roześmiana wiosna.

– Cały ogród należy do was! – wykrzyknął olbrzym i zwalił mur. Kiedy w południe ludzie szli na targ, zobaczyli, że olbrzym bawi się z dziećmi w najpiękniejszym ogrodzie na świecie.

Wieczorem wszystkie dzieci pożegnały się z olbrzymem.

– Gdzie jest wasz najmniejszy kolega? To maleństwo, które podsadziłem na drzewo? – zapytał olbrzym, który to dziecko najbardziej sobie upodobał, bo go pocałowało.

– Nie wiemy, może sobie poszedł – odpowiedziały dzieci.

– Powiedzcie mu, żeby jutro znowu przyszedł – poprosił olbrzym.

Ale dzieci nie wiedziały, gdzie jest teraz chłopczyk, gdyż nigdy przedtem go nie widziały.

Olbrzym zasmucił się.

Codziennie po szkole wszystkie dzieci przychodziły bawić się w ogrodzie, ale mały chłopczyk już się nie pokazał.

Olbrzym często o nim mówił i bardzo chciał go zobaczyć chociaż jeszcze raz.

Minęły lata, olbrzym zestarzał się. Nie mógł już się bawić i całe dni spędzał w fotelu, patrząc na dzieci, które bawiły się w berka w jego ogrodzie.

„Mam mnóstwo kwiatów, ale dzieci to kwiaty najpiękniejsze na świecie” – myślał sobie.

Teraz już nie trapił się, kiedy robiło się zimno, bo wiedział, że przyszła pora roku, kiedy wiosna śpi, a kwiaty odpoczywają.

Nagle przetarł oczy i spojrzał przed siebie, głęboko zdumiony.

Cóż to za cud!

W najdalszym zakątku ogrodu zobaczył drzewo całe pokryte śnieżnobiałymi kwiatami. Ze złotych gałęzi zwisały srebrne owoce.

Pod drzewem stał jego ukochany chłopczyk.

Olbrzym zszedł po schodach i pobiegł do ogrodu w stronę dziecka. Ale kiedy przyjrzał mu się uważnie, aż poczerwieniał z gniewu i wykrzyknął:

– Kto ośmielił się Cię skrzywdzić?

Rzeczywiście, dziecko miało pokaleczone rączki, a także na Jego stopach widać było ślady od gwoździ.

– Kto Cię tak poranił? – wykrzyknął olbrzym. – Tylko mi powiedz, kto to był, a zaraz wezmę mój miecz i zabiję go.

– Nie, to są rany z miłości – odpowiedziało dziecko.

– Kimże Ty jesteś? – spytał olbrzym.

Ogarnęło go dziwne onieśmielenie. Padł na kolana.

Dziecko uśmiechnęło się do olbrzyma i rzekło:

– Pewnego dnia pozwoliłeś mi bawić się w swoim ogrodzie. Teraz ja zaprowadzę cię do mojego ogrodu, do raju.

Kiedy dzieci wróciły, żeby się bawić, zobaczyły pod drzewem martwego olbrzyma okrytego białymi kwiatami.

Oscar Wilde

Powyższy tekst jest fragmentem książki Czar Bożego Narodzenia.