Rozdział ósmy. O Przenajświętszym Sakramencie

„Przychodniem jestem na ziemi” (Ps 118, 19). Powyższe słowa uczą nas, że życie ludzkie ma dużo nędzy, że powinniśmy gardzić znikomymi rzeczami a pragnąć ojczyzny prawdziwej i za nią tęsknić, bo ten świat nie należy do nas.

Cieszmy się wszelako wśród naszego wygnania, bo mamy tu Boga, Przyjaciela i Zbawiciela, który może osłodzić trudy nasze, który wskazuje nam poza światem wielkie dobra, tak iż słusznie powinniśmy wołać z Oblubienicą w Pieśni nad pieśniami: „Czyście widzieli mego umiłowanego, a jeżeli Go widzieliście, powiedzcie Mu, że umieram z tęsknoty za Nim” (Pnp 5, 8). Zaś król prorok odzywa się z zapałem: „O, Panie, dokąd będę z dala od Ciebie, jak długo trwać będzie tułactwo moje?” (Ps 119, 5) – Daleko szczęśliwsi jesteśmy teraz, niż święci w Starym Zakonie, bo posiadamy Boga nie tylko jako niezmierzonego i wszędzie obecnego, lecz także mieszka On z nami, jak niegdyś zamieszkał w łonie Najświętszej Panny i zawisł na drzewie krzyżowym. Każda parafia gości w swym kościele Jezusa Chrystusa i cieszy się Jego towarzystwem. W dzisiejszej nauce wykażę wam, jak dobry Bóg ustanowił Najświętszy Sakrament i ile stąd czerpiemy korzyści.

To co stanowi szczęście dobrego katolika, jest ciosem dla bezbożnego. Grzesznik bowiem wzdryga się na myśl o Bogu, chciałby, by nie było Sędziego sprawiedliwego; przewrotny kryje się, unika światła słonecznego, pogrąża się w ciemnościach. Z tego także powodu nienawidzi sług ołtarza, stroni od nich. Wspomnienie, że dusza ludzka jest nieśmiertelną, że Bóg karze lub wynagradza wiecznie według zasług każdego, jest dlań okrutnym katem. Na próżno, przyjacielu mój, uciekasz przed Bogiem, przed Nim nic się ukryć nie zdoła! Uciekał przed Stwórcą Adam po grzechu w raju, choć go Bóg wołał po imieniu: Adamie, Adamie, zgrzeszyłeś! Ja byłem świadkiem twego upadku, oczy moje spoglądały na ciebie; na darmo się kryjesz! Podobnie wołał do Kaina Bóg: Kainie, Kainie, gdzie jest twój brat, Abel? Słyszał ów bratobójca głos Boży i uciekał jak szalony, bo krew niewinnego Abla domagała się przeciwko niemu zemsty. Zaprawdę, grzesznik żyje w ustawicznym strachu i rozpaczy. Głos sumienia przemawia doń: Coś uczynił, niewdzięczny? Bóg cię ukarze! – Na to zdaje się mówić bezbożny: Nie, Bóg mnie nie widział, Boga nie ma. – Nic mu nie pomoże, choć zagłusza w sobie wyrzuty sumienia, choć chce uciec sprzed oblicza Bożego, wszędzie powlecze za sobą ciężkie jarzmo i piekło.

Nie zajmujmy się dłużej losem tych nieszczęśliwych. Mówił niegdyś święty król Dawid: Chodźcie, dziatki moje, a oznajmię wam wielkie i ważne rzeczy, opowiem wam, jak dobry i słodki jest Pan dla tych, którzy Go miłują. Albowiem przygotował pokarm, który daje życie. Pana zastępów wszędzie znajdziemy. Choćbyśmy poszli do nieba, i tam będzie; choćbyśmy przebiegli wszystkie morza, On nie odstąpi boku naszego; nawet w przepaściach ziemi znajdzie nas Jego prawica (Ps 33; 22; 138). Jako matka nie traci maleńkiego dziecka z oka, tak i Bóg ciągle na nas patrzy. Dlatego każe Abrahamowi chodzić przed obliczem swoim, bo w ten sposób dojdzie do doskonałości. Również Mojżesz pragnie oglądać twarz Pańską; to jego największe szczęście i pragnienie (Wj 33, 13). I dla chrześcijanina powinna słodką być myśl, że Bóg go widzi, że jest świadkiem jego trudów i walk, że nie opuszcza go ani na chwilę. Mam słuszność, mówiąc, że myśl o Bogu jest rajem dla dobrego człowieka i nieopisanym szczęściem, zaś dla grzesznika srogim tyranem i katem.

Katolik cieszy się nie tylko na myśl o Bogu wszędzie obecnym, ale także posiada Jezusa Chrystusa pod sakramentalnymi postaciami. Że Jezus Chrystus przebywa pośród nas na ołtarzach z Ciałem i Krwią, z Bóstwem i Człowieczeństwem swoim, mamy na to dowody dostateczne w Piśmie Świętym, gdzie czytamy, że przy Ostatniej Wieczerzy wziął Zbawiciel w swoje święte ręce chleb, błogosławił go, łamał i podawał uczniom jako prawdziwe Ciało swoje. Podobnie uczynił z kielichem wina. Nieskończoną potęgą swoją dokonał tej cudownej przemiany i tę władzę zostawił apostołom i ich następcom: biskupom i kapłanom. O tym cudzie pisze także św. Paweł, który naukę swoją wziął od Chrystusa Pana.

Mówi św. Bernard, że trzy tajemnice napełniają serce jego smutkiem i miłością: Wcielenie Syna Bożego, Męka i śmierć Jego oraz Sakrament Ołtarza. Kiedy Duch Święty mówi o wcieleniu Słowa Przedwiecznego, wyraża się, że Bóg tak umiłował świat, iż Syna swego zesłał, aby każdy, co weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Nie pojmiemy tej miłości, choćbyśmy mieli mądrość wszystkich proroków, światło i wiedzę wszystkich aniołów i doktorów. To samo powiada św. Paweł o Męce Jezusa Chrystusa, iż w niej wyczerpała się niejako dobroć i miłosierdzie Boże względem nas. A kiedy św. Jan Ewangelista wspomina o Najświętszym Sakramencie, dodaje, że Jezus Chrystus do końca nas umiłował, że umiłował nas bez miary i granic (J 13, 1). Pomimo wszechmocy swej już nie mógł więcej dla nas uczynić. O miłości, jak jesteś wielką, a mimo to jak mało jesteś znaną!

Przyjaciele drodzy, czy nie pokochamy Boga, który od wieków myślał o naszym szczęściu, który opłakiwał nasze winy i umarł dla ich zgładzenia? Opuścił niebo, gdzie było Mu dobrze wśród aniołów i przyszedł na świat, choć wiedział, że dozna pogardy. Wreszcie ustanowił Sakrament Ołtarza, pomimo, że przewidywał wszystkie świętokradztwa, choć wiedział naprzód, że ludzie przyjmować Go będą do swoich serc bez żalu za grzechy i chęci poprawy. To wszystko nie zdołało pohamować Jego miłości. O jak jesteś szczęśliwy, wybrany ludu chrześcijański! Ciesz się, córko syjońska, raduj się i wesel, bo Pan Bóg mieszka wśród ciebie (Iz 12, 6). Oto w czasie procesji Bożego Ciała idzie po placach i ulicach, a gdziekolwiek się ukaże, rozlewa obficie swe błogosławieństwo. Szczęśliwe domy, obok których przechodzi!

Zaprawdę, dzień dzisiejszy jest dniem prawdziwego szczęścia i wesela! Wydaje mi się, jak gdyby niebieska Jerozolima zstąpiła na ziemię! O tak, język mój niech przyschnie do podniebienia, gdybym kiedy przestał sławić dobroć i miłość Jezusa Chrystusa! Wobec tego daru bledną dla mnie wszystkie rzeczy ziemskie! Gdybym ich jeszcze pożądał, niech oczy moje zgasną na zawsze.

Gdy patrzę na niebo i ziemię i na ów wspaniały ład panujący we wszechświecie, podziwiam nieskończoną potęgę Boga, który to wszystko z niczego stworzył. Zdumieniem napełnia mnie owa mądrość, która tym wszystkim kieruje i rządzi. Widzę również, jak niewyczerpaną jest dobroć Boża, która zajmuje się potrzebami najdrobniejszego stworzenia, jak gdyby istniało tylko ono samo. Ale w Najświętszym Sakramencie okazuje Bóg cuda swej miłości jedynie dla nas, tu objawia swą potęgę, dobroć i łaskę w sposób nadzwyczajny. Zaprawdę, tu jest chleb, który zstąpił z nieba, tu pokarm aniołów, który podtrzymuje życie naszej duszy! Tu zaiste jest chleb mocnych, który nas pociesza i osładza nasze cierpienia. Tu klucz, który nam otwiera niebo; albowiem kto pożywa tego chleba, żyć będzie na wieki. Ta okoliczność, że w przeddzień swojej męki, kiedy Go ludzie krzyżują, On ustanawia Najświętszy Sakrament, jest cudem dobroci i miłosierdzia dla niewdzięcznego rodzaju ludzkiego. Kto widział kiedyś bardziej wspaniałomyślną i większą nad tę miłość? Czy któryś ojciec ukochał podobnie swoje dzieci, albo monarcha swoich poddanych? W testamencie zapisują rodzice swoim dzieciom pieniądze i posiadłości ziemskie, a Jezus swą ostatnią wolą przekazuje nam swe Ciało Przenajświętsze, Krew Przenajdroższą. Zaiste, gdyby mi było wolno, powiedziałbym, że Bóg stał się rozrzutnym z miłości ku swoim stworzeniom. Mówią Ojcowie Kościoła, że Bóg już nic droższego nie może nam oddać.

I dlaczego Zbawiciel we dnie i w nocy przebywa w naszych kościołach? Byśmy Go mogli znaleźć zawsze, ilekroć tego zapragniemy. O czułości ojcowska, jak jesteś wielką! Dla wierzącego chrześcijanina kościół i ołtarz, w którym przebywa Pan Jezus, jest milszym nad wszelkie pałace i ziemskie zebrania!

W jaki sposób możemy okazać Jezusowi Chrystusowi wdzięczność i uszanowanie? Stawajmy przed Nim z największą czcią i bierzmy udział w procesji i weselem niebiańskim, wyobrażając sobie uroczysty pochód, który nastąpi kiedyś po Sądzie Ostatecznym. Ta myśl, że jesteśmy niegodnymi postępować za Bogiem tak świętym i czystym, przejmie nas głębokim uszanowaniem. W hostii utajony jest dobry Ojciec, którego tyle razy obraziliśmy, który mimo to miłuje nas i pragnie udzielać łask. Czym jest Pan Jezus, któremu towarzyszymy w procesji? To dobry Król wśród poddanych, to Ojciec w otoczeniu swych dzieci, to pasterz nawiedzający swe owieczki. Idźmy za Nim z tym usposobieniem, z jakim wierni postępowali za Nim, kiedy chodził po wsiach i miasteczkach, i nauczał. Jeżeli z żywą wiarą pójdziemy za Nim, otrzymamy wszystko, o co będziemy prosić.

Wołał niegdyś ślepy koło Jerycha do przechodzącego Zbawiciela: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną!”. Jezus uczuł litość i pytał, czego by żądał. Ślepy odrzekł: „Panie, spraw, abym widział”. I rzeczywiście Pan Jezus przywrócił mu wzrok. Innym razem grzeszny Zacheusz pragnął widzieć przechodzącego Zbawiciela i wszedł na drzewo figowe. Ponieważ Chrystus przyszedł na świat dla zbawienia grzesznych, dlatego zawołał: Zacheuszu, zstąp na ziemię, bo dziś chcę zamieszkać u ciebie. Innymi słowy: Zacheuszu, brama twego serca od dłuższego czasu była zamkniętą przez pychę i niesprawiedliwość; otwórz mi dzisiaj, a ja ci przebaczę. Zacheusz schodzi natychmiast z drzewa figowego, głęboko upokarza się przed swoim Panem, wynagradza krzywdy, gotowy znosić ubóstwo i wszelkie cierpienia. Błoga to chwila, bo zapewniła mu szczęśliwą wieczność!

Pewnego znowu dnia, kiedy zobaczyła przechodzącego Zbawiciela niewiasta, cierpiąca krwotok od dwunastu lat, pomyślała sobie: Gdybym mogła dotknąć się brzegu szaty Jego, z pewnością odzyskałabym zdrowie. I rzeczywiście z całą ufnością rzuca się do stóp Zbawiciela i odzyskuje zdrowie. Drodzy bracia, miejmy podobną wiarę i ufność, a dostąpimy podobnych łask, bo tu utajony jest ten sam Bóg, ten sam Zbawiciel i Ojciec, którego serce bije ku nam miłością. Gdy kapłan niesie w monstrancji utajonego Chrystusa, postępują za nim chrześcijanie często chorzy na duszy i zaślepieni w złym. Niech ich uleczy i oświeci Pan! Św. Paweł znalazł w Atenach ołtarz z napisem: „Nieznajomemu Bogu”. Zaprawdę, choć o Panu Jezusie nauczamy, jest On dla wielu nieznany, bo Nim gardzą i znieważają Go. Ilu to wiernych wcale nie przychodzi do kościoła w niedziele i święta, chociaż Zbawiciel pragnie widzieć ich przy sobie, okazać im swą miłość i obsypać łaskami! O wielka to hańba dla nas!… Gdy coś nowego się stanie, biegną ludzie i chcą to oglądać; zaś dla Boga mają jedynie wzgardę, stronią od Niego, nudzi się im w Jego obecności. Inaczej czynili pierwsi chrześcijanie, którzy całe dnie i noce spędzali w kościołach na chwaleniu Boga i opłakiwaniu swych grzechów. Czas, przeznaczony na nabożeństwo, uważali za największy skarb. A dziś Pan Jezus pośród nas opuszczony jest i wzgardzony! Bardzo wielu przychodzi do kościoła bez uszanowania, bez miłości ku Bogu, nie wiedząc, co mają czynić. Jedni zajmują się tysiącznymi sprawami ziemskimi, inni się nudzą, drudzy od biedy zginają kolano podczas podniesienia, inni wreszcie uciekają z kościoła, jak tylko kapłan odchodzi od ołtarza. Ile tu lekkomyślności i rozproszenia! Mało kto zajmuje się myślą o Bogu.

Dobre dziecko Kościoła powinno smucić się na widok takiej niewdzięczności, jak smuci się przyjaciel z nieszczęścia swego przyjaciela. Przede wszystkim członkowie, należący do Bractwa Najświętszego Sakramentu, powinni boleć na widok obojętności, krzywd i zniewag, jakich doznaje Pan Jezus w Sakramencie Miłości, sami zaś powinni doskonalsze prowadzić życie, bo ich grzechy więcej smutku i boleści sprawiają Sercu Jezusowemu. Bracia moi, nie wystarczy mieć w ręku świecę na znak, że należycie do Boga. Te świece gorejące przypominają wam, że życie wasze powinno być wzorem cnoty, że powinniście być prawdziwie dziećmi Bożymi, gotowymi ponieść nawet śmierć dla Jego chwały. Piękna to rzecz, gdy zdobicie kościoły i pamiętacie o ołtarzach, lecz to jeszcze nie wystarcza. I Betsamici okazywali wielki zapał, kiedy arka przechodziła przez ich ziemię. Na jej spotkanie wyszły tłumy ludu i składano bogate ofiary. A jednak pięćdziesiąt tysięcy spomiędzy nich padło trupem, bo nie mieli dosyć szacunku dla skrzyni świętej. Ten przykład powinien nas przejąć trwogą, bo arka, zawierająca trochę manny i tablice Przymierza, nie jest tak świętą, jak konsekrowana Hostia, w której pod przymiotami chleba ukryty jest Pan Jezus, a my wobec tej tajemnicy nie okazujemy uszanowania, przychodzimy do Pana Jezusa z sercem grzesznym.

Czytamy w Ewangelii, że dwóch uczniów szło z Panem Jezusem do miasteczka Emaus, lecz poznali Go dopiero przy łamaniu chleba i wtedy natychmiast zniknął z ich oczu. Uniesieni szczęściem, mówili do siebie: Czyż serce nasze nie gorzało miłością, gdy z nami rozmawiał i wyjaśniał Pismo Święte? Najmilsi, my jesteśmy bardziej szczęśliwi od owych uczniów, bo znamy Boga i Zbawiciela, który idzie przed nami w procesji i przemawia do naszych serc, daje dobre myśli i święte natchnienia. Synu mój, woła do niejednego z nas, czemu nie porzucasz przeklętego grzechu, który cię ode Mnie przedziela? Czemu stronisz ode Mnie i zmuszasz Mnie, bym cię skazał na męki wieczne? – Żałuj, a przebaczę ci! – Niestety, grzesznik odpowiada, że woli jęczeć w niewoli złego ducha i być odrzuconym, niż prosić o przebaczenie!

Ktoś powie: My tak nie czynimy. – Zaprawdę, choć słowami tego nie okazujecie, głosicie to ustawicznie swym postępowaniem. Nieszczęśliwi, nadejdzie czas, że będziecie wołali o przebaczenie, ale będzie już za późno. Gdyby objawił się nam Pan Jezus, jak św. Teresie, już jako niemowlę w żłóbku, już na krzyżu, okazywalibyśmy Mu więcej miłości i uszanowania. Tej łaski nie jesteśmy godni, bo uważalibyśmy się już za świętych i popadlibyśmy w pychę. Chociaż jednak nie widzimy Pana Jezusa, On jest tu utajony i udziela nam łask, o które prosimy. Czytamy, że pewien kapłan wątpił w rzeczywistą obecność Chrystusa Pana w Hostii świętej, a wtedy zaczęła z niej obficie cieknąć krew, co było upomnieniem dla niedowierzającego. Raz wybuchnął ogień w kościele i zniszczył go doszczętnie. Pozostała tylko w powietrzu Hostia święta. A kiedy kapłan przyszedł z naczyniem kościelnym, sama opuściła się do niego. Pewna sługa żydowska przyniosła swemu panu Hostię w chusteczce z kościoła, którą przyjąwszy, wyjęła z ust i schowała. Żyd doznał szatańskiej pociechy, że dostał Pana Jezusa w swe ręce i jako niegdyś jego przodkowie w czasie męki Chrystusa postępowali, tak i on uczynił z hostią. Położył ją na stole i kłuł nożykiem. Hostia pokryła się krwią. Na ten widok przelękła się żona i dzieci owego żyda. Następnie ów potomek dawnych Kajfaszów zawiesił hostię na gwoździu i począł ją biczować; krew znowu popłynęła obficie, jak za pierwszym razem. Następnie rzuca ją żyd do wrzącej wody, która zamieniła się w krew i w tej chwili okazał się Pan Jezus w postaci ukrzyżowanego. Zadrżał żyd jak nowy Judasz, wyjawiła się jego zbrodnia, a ponieważ nie chciał nawrócić się, ponieważ popadł w rozpacz, spalono go żywcem. Kto się nie przelęknie, słysząc o takich wypadkach! Niestety, wielu chrześcijan gorzej się obchodzi z Panem Jezusem i okrutniej, niż ów żydowski zapaleniec. Kto śmiertelnie grzeszy, np. pychą, depcze nogami Zbawiciela i śmierć Mu zadaje, a nieczystą myślą na nowo Serce Jego przeszywa. Wyobraźmy sobie, że w czasie tej procesji idzie Pan Jezus na Kalwarię. I oto jedni kopią Go nogami, inni Mu bluźnią… Tylko mała garstka dusz postępuje za Nim ze łzami w oczach i miesza je z Jego Krwią Przenajświętszą, która skrapia ziemię. I czy to podobna, aby ludzie okazywali tyle wzgardy i tak haniebnie obchodzili się z Bogiem, który tak wielce ich umiłował?

Bracia moi, miłujmy Zbawiciela, składajmy Mu cześć w niedziele i święta, prośmy Go o łaskę przebaczenia i uważajmy chwile, spędzone w obecności Jezusa, za najszczęśliwsze w życiu. Przychodźmy tu, gdy pożera nas smutek, rzućmy się do stóp Jezusa, a wyjdziemy z pociechą w sercu. Może ludzie pomiatają nami? Zbliżmy się do ołtarza, a znajdziemy tu wiernego przyjaciela. W pokusach będzie On dla nas mocą i ułatwi zwycięstwo. Czy się może lękacie strasznych sądów Bożych? Korzystajcie z czasu, bo teraz Pan Jezus jest miłosiernym, przebaczy wam chętnie. W ubóstwie zbliżajcie się do Niego, bo On jest nieskończenie bogatym, udzieli wam skarbów swoich w tym i przyszłym życiu.

Gdybyście kiedyś na wzór świętych zakosztowali, jak dobry i słodki jest Pan, nie chcielibyście Go nigdy opuścić, dni i noce upływałyby wam szybko w Jego domu. – Jeden z księży sypiał na stopniach ołtarza, bo chciał być zawsze blisko Pana Jezusa. Jego śmierć była wielce szczęśliwą, bo umarł także przy ołtarzu. Św. Ludwik w czasie podróży nie kładł się w nocy do łóżka, ale ją spędzał przy ołtarzu, blisko Zbawiciela.

Najmilsi! I my także należycie doceńmy towarzystwo tak dobrego Przyjaciela. Na procesji postępujmy obok Niego ze świętem drżeniem, ze łzami i boleścią serca prośmy Go o przebaczenie, a niezawodnie je otrzymamy. Gdy pojednamy się już z Bogiem, błagajmy Go o łaskę wytrwania. Mówmy do Niego, że wolelibyśmy raczej umrzeć, niż Go na nowo obrazić. Zaprawdę tak długo nie znajdziemy szczęścia i pokoju, jak długo całą duszą nie umiłujemy Boga. Bez Niego wszystko nas znudzi i będzie dla nas ciężkim; jedynie z Bogiem będziemy szczęśliwie żyli i tęsknili za śmiercią, która połączy nas z Nim na zawsze. O śmierci, czemu nie nadchodzisz i nie wprowadzasz nas w posiadanie największego dobra, tj. Boga samego!?

Tego szczęścia wam życzę. Amen!

Św. Jan Maria Vianney

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Marii Vianneya Kazania, t. 1.