Rozdział ósmy. O boleściach Matki Boskiej

Zbliża się dzień ukrzyżowania Chrystusa, a wszystkie obrzędy, modlitwy i śpiewy Kościoła coraz smutniej przemawiają do każdej duszy. Boleść Oblubieńca jest boleścią Oblubienicy, więc smutek tej Matki Kościoła niech będzie naszym smutkiem, boleścią dzieci jej; wyszliśmy z łona Kościoła – wejdźmy doń, pomnijmy jego ducha. Przyszły piątek – to pamiątka ukrzyżowania Jezusa; dzisiejszy piątek – to pamiątka ukrzyżowania Serca Maryi. Przez wszystkie piątki słyszeliśmy na tym miejscu bolesny lament duszy stojącej pod krzyżem Maryi, lament zawarty w owej pieśni, tak przedziwnej i niezrównanej – Stabat Mater, w której już każde słowo zdaje się być jękiem, a każda litera łzą! Ale w dniu dzisiejszym pieśń ta jeszcze silniej i boleśniej wdzierać się powinna w głąb naszej duszy; dzisiaj to już nie Kościół, to ta Matka pod krzyżem odzywa się do nas. Rozpoczniemy więc dzisiejszą naukę tą pieśnią, aby rozkołysała ona nasze dusze i serca.

Cierpienie Maryi, rozpoczęło się z cierpieniem Chrystusa – bo prawdziwe życie Maryi zaczęło się z życiem Jezusa! Czym była boleść, zanim Chrystus nie stał się mężem boleści? Czym było cierpienie, zanim Maryja nie została Matką boleści? Z odrodzeniem człowieka na życie łaski – całe jego życie zostało niezwykle przeistoczone. Boleść, to uczucie tak zimne, twarde, rozpaczliwe, rozpromieniło się urokiem szczęścia, stało się tajemnicą pociech niepojętych. Boleść i przedtem była na świecie między ludźmi, ale nie było miłości a do pojęcia „boleści” konieczną jest miłość, lecz miłość taka, jaką dał nam Chrystus, bo miłość, jako uczucie przyrodzone, zawsze była w ludziach, chociaż granica między boleścią i miłością odznaczała się ściśle; można było kochać bez boleści i cierpieć bez miłości. Ale odkąd te dwa uczucia zostały jednym uczuciem w Sercu Jezusa i Maryi, odtąd i w każdym sercu miłującym Boga są nierozdzielne od siebie, nierozdzielne: miłość przechodzi w boleść, a boleść staje się miłością, tak, że szczęście cierpieć znaczy już i szczęście kochać. A w żadnym ludzkim sercu nie było tyle miłości, ile w sercu Maryi, i w żadnym ludzkim sercu nie było tyle boleści, ile w sercu Maryi. Od chwili, gdy została Matką Boga, stała się też matką boleści i miłości; proroctwa Symeona spełniły się na Niej krwawo – i w tej boleści przetrwała aż do śmierci. Męka Chrystusa zakończyła się Jego śmiercią, ale Maryja życiem i boleścią przetrwała swego Syna. Bolała Maryja przed przyjściem Chrystusa, w tęsknocie oczekując Mesjasza – bolała i po Jego zejściu, tęsknie oczekując połączenia się z Nim. Miłość i boleść Maryi czuwała nad kolebką Boskiej Dzieciny.

O, matko! I ty czuwałaś niejedną chwilę przy pierwszym twoim dziecku! I ty może po raz pierwszy ze zdziwieniem poznałaś, do jakiej miłości jest zdolne twoje serce! Ale czym jest twoja radość przy narodzeniu dziecięcia w porównaniu z radością Maryi? W twoim uczuciu miłości była gorzka kropla żalu, bo twoje macierzyństwo okupiłaś cierpieniem – Maryja zaś została matką w dziewictwie; ty wydałaś te dzieci na świat w boleściach ciała – Maryja od nich była wolną. O, jak innym okiem patrzysz na twoje dziecko, niż Maryja! Ty widzisz w nim człowieka – Maryja widziała Boga; ty nędzę ludzką – Maryja chwałę Boską. W tym dziecku widzi Ona Boga, Stwórcę, Zbawcę swego i całego świata; On ku Niej rączki wyciąga, a Ona swoje modlitwy śle do Niego; Ona go mlekiem karmi, a On Ją łaską; Ona trzyma Jego ciało, a On Jej duszę.

O, ludzka miłości i radości! Pamiętaj o radości i miłości Maryi, ale pamiętaj, że wśród tej miłości i radości była i boleść tak wielka, iż radość w tym morzu boleści tonęła, a miłość rozwijała boleść! Widziała Maryja mękę i boleść swego dziecka – bo jak Chrystus miał ciągle przed oczyma swój krzyż, tak Maryja ciągle pod tym krzyżem stała, ciągle słyszała urągania i szyderstwa. Gdy pastuszkowie z radością składali Jemu dary, Ona słyszała ten sam lud wołający: Ukrzyżuj Go! (J 19, 15). Patrząc na królów, klęczących u Jego kolebki, widziała też Jezusa stojącego w cierniowej koronie przed władcą i królem, w purpurowym łachmanie i z trzciną w ręku. Obraz tej męki Chrystusowej stał ciągle przed oczyma duszy Matki Bolesnej, a na zewnątrz duszy widziała świat nieprzyjazny, co nie poznał swego Zbawiciela. Swoi Go nie przygarnęli – dali mu żłóbek i krzyż. Oto jak przyjął świat Boga: powitał Go z obojętnością, pożegnał z urąganiem! A choć Chrystus między tym powitaniem i pożegnaniem całą swą miłość wylał na ludzi, oni w zamian bryznęli na Niego swą żółcią.

Maryja zaś była ciągle świadkiem tego, a jednak kochała ludzi, jak kochała swego Syna, choć widziała Go przez ludzi, przez swoich prześladowanego. Uciekać musiała Maryja z ojczyzny do obcych, aby Syna zasłonić przed zbójeckim żelazem – ale wiedziała, że Go przed krzyżem nie zasłoni i jakby stojąc pod krzyżem, uciekała z Jezusem. Herod nastaje na duszę Dziecka, bojąc się, aby to Dziecię nie pozbawiło go królestwa; dziś znów nowy Herod, ten świat, nastaje na twoją duszę, bojąc się, aby w niej nie rozwinęło się królestwo Boże, morduje więc wszystkie dobre chęci i postanowienia, ale wiary zabić nie może. O! Uciekaj z Maryją na puszczę egipską! Nie lękaj się wygnania! – Bo tam, gdzie Chrystus, nie może być wygnania; bo tam nie ma niewoli, gdzie łaska; bo tam nie ma ciemności, gdzie słońce! Ojczyzna tam, gdzie Chrystus, gdzie prawda, gdzie miłość i boleść – a gdzie tego nie ma, tam jest wygnanie! O! Jeśli chcesz zbawiennie kochać ziemię, zacznij kochać niebo; jeśli chcesz być błogosławieństwem dla braci twoich, którzy są na ziemi, bądź błogosławiony przede wszystkim od Ojca, który jest w niebie; jeśli chcesz wywalczyć ojczyznę, wywalcz najpierw ojczyznę wieczną; wtedy dopiero nauczysz się kochać, gdy nauczysz się tęsknić. Nasza dusza jest wygnańcem na ziemi: a gdzie wygnanie, tam i tęsknota; gdzie tęsknota, tam i boleść! Lecz, jeśli w tej boleści jest Chrystus, boleść stanie się miłością, a jeśli Go nie masz, znajdziesz rozpacz. Tylko miłość buduje, a brak miłości burzy. Dlatego to nasza boleść rośnie i rośnie, ale nie daje owocu; drzewa pełne liści – dobrych chęci, ale bez owocu!

Ach! Jeśli ciężko było Maryi na wygnaniu w obcej ziemi, o ile ciężej w ojczyźnie. Swoi wypędzili Jezusa, a obcy Go nie poznali! Przenosi się i od nas królestwo Boże! – Wiara ustaje, niedowiarstwo nazwało się rozumem, a bluźnierstwo dowcipem. Utraciliśmy ojczyznę ziemską, bo straciliśmy wiarę; utraciliśmy ojczyznę niebieską bo straciliśmy miłość; nie odzyskamy ani jednej ani drugiej, bo utraciliśmy boleść. Ach! Jeśli Maryi było ciężko cierpieć na wygnaniu, o ile ciężej na własnej ziemi! – Jeśli wszędzie dla serca miłującego Boga boleśnie jest widzieć te zniewagi wyrządzane Jemu, o ile boleśniej widzieć to we własnym kochanym kraju naszym, widzieć to w tym Krakowie, który, będąc sercem kraju, powinien przyświecać wszystkim miłością! Mając polskie pszenicę i żyto, czy wzgardzimy nim i rzucimy się na stokłosę i kąkol, jedynie dlatego, że nie polskim, lecz zagranicznym są ziarnem?

Niepodobna w jednej nauce przejść pojedynczo tych siedmiu mieczów boleści, które, gdy raz utkwiły w sercu Maryi, aż do śmierci w nim pozostały! Ale pomińmy je milczeniem i przejdźmy tylko myślą owe rozpaczliwe chwile od czasu ostatniej wieczerzy Pańskiej, których Maryja była świadkiem– a stańmy, stańmy z Nią na chwilę pod krzyżem. Święty Jan pisze te krótkie słowa, Maryja stała pod krzyżem (J 19, 25). Bo co miał więcej opisać? Ach! Mógł opisać biczowanie, obelgi, ukrzyżowanie i wszystkie inne męki Chrystusa, bo sam je oglądał; ale też same męki, które niewidomie odbijały się w sercu Matki Jezusa, kto byłby w stanie określić? Stała Maryja pod krzyżem! Stała Matka pod krzyżem Syna!

Co więcej, co rzewniej powiedzieć? Żaden znak boleści nie uszedł Jej uwagi, żadna łza uroniona z tych oczu; Ona policzyła każdą kroplę krwi swego Syna; Ona usłyszała każde najcichsze westchnienie, każde uderzenie serca. Maryja stała zrozpaczona nie z tą rozpaczą niekatolicką niektórych matek, nie z tą obojętnością więcej niż pogańską – bo Ona, nauczywszy się od Chrystusa kochać głośno i gorąco, nauczyła się od Niego cierpieć cicho i spokojnie. Dopóki my się nie nauczymy kochać Jezusa, dopóty nie będziemy umieli cierpieć – a nigdy nie nauczymy się kochać Jezusa, jeśli nie będziemy kochali Maryi; nigdy też nie nauczymy się kochać Maryi, jeśli nie będziemy Jej szukali przy krzyżu, bo chcąc Ją kochać, możemy Ją tylko kochać jako Matkę, a Ona właśnie pod krzyżem została nam Matką i tam Ją znajdziemy. Chcesz kochać Jezusa, musisz Go kochać na krzyżu: chcesz kochać Maryję, kochaj Ją w boleści z mieczem w sercu. Pod krzyżem pojęła Maryja tajemnicę krzyża i tam dopiero uczynił Ją Chrystus naszą Matką; pod krzyżem my zrozumiemy tajemnicę krzyża i tam zostaniemy dziećmi Maryi!

Maryjo! Bez Ciebie jestem sierotą! Jestem sierotą w duchu! Nawet tej, którą nazywam matką, nie zdołam kochać. Rzucam się w Twoje objęcia z tym wszystkim, czym jestem, co mam, słaby, skłonny do wszystkiego złego, powolny do dobrego, gorszy niż myślę! Wszystko Tobie oddaję – oddaję siebie, swoje nadzieje, swoje obawy! Twój Syn oddaje mnie Tobie; obyś Ty nas wszystkich kiedyś oddała Twojemu Synowi! Gwiazdo morska! Świeć nad nami! Gwiazdo polska! Świeć nad naszym biednym krajem! Świeć nad tym miastem, które Cię zawsze kochało i kocha! Pod Twoją opieką odbuduje się to miasto; pod Twoją opieką niech się odbudują nasze serca! Matko boleści! Poświęć swoją boleścią wszystkie nasze boleści, aby wraz z nami nie zginęły na wieki! Krzyż Twego Syna niech będzie piętnem odciśniętym na naszych sercach! Miecz Twój niech utkwi w naszym sercu! – Kiedyś złożymy Ci go u stóp, a Ty zmień go nam na koronę życia świętego! Niech przez ręce Twoje zagojone będą rany serca, a niech uśmierzona boleść przemieni się w miłość! Amen.

Ks. Karol Antoniewicz SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Karola Antoniewicza SI Rekolekcje z Matką Bożą.