Rozdział ósmy. Noc. „W cieniu Twoich skrzydeł”

Po drodze od pokoju dziecięcego potykam się o ciężarówkę, którą Jaś musiał wyrzucić ze swego kojca. Straszny to hałas w tej nocnej ciszy, ale sen chłopców jest głęboki. Latarnia na zewnątrz i lampka w przedpokoju dają spokojny półmrok, w którym mogę dostrzec Mateusza w dużym łóżku i Jasia w swoim łóżeczku, obaj zanurzeni w dobroczynnym śnie.

Mati leży na brzuchu, z ramieniem zarzuconym na ukochanego mikołaja, który tak naprawdę jest klaunem, ale że był prezentem gwiazdkowym, został mikołajem. Masa książeczek z bajkami, które odstraszają złe sny jest porozrzucana po całym łóżku, razem z kilkoma częściami od ciężarówki i silnikiem. Układam je wszystkie wzdłuż ściany i przykrywam mojego starszego synka kocem.

Teraz kolej Jasia, na widok którego nawet najbardziej zatroskana matka musiałaby się uśmiechnąć. Leży na plecach, z rączkami pod główką, jedna noga przedziwnie skrzyżowana z drugą, jakby siedział w fotelu. Materac jest goły, prześcieradło jest zwinięte, koce leżą na podłodze. Łóżko pełne jest torów kolejowych i podartych papierków. Sprzątam wszystko i wciągam pod niego prześcieradło, Jasio przewraca się, wzdycha zadowolony i powraca do swych snów. Dobranoc, panowie, z Panem Bogiem.

Ale gdy wracam do mojego pokoju, dom wydaje się być cichy, aż za cichy. Artur wyjechał na seminarium i wróci dopiero jutro. W ciągu dnia i długiego wieczoru miałam pod dostatkiem zajęć i udawało mi się odsuwać na bok niepokojące myśli. Teraz jednak wracają ze zdwojoną siłą. Co ma mnie niepokoić? Mateusz i Jaś są cali i zdrowi i śpią smacznie w swoich łóżkach. Za ścianą mieszka troje sprawnych, miłych dorosłych, na których mogę zawsze polegać. Piecyk gazowy – podgrzewacz wody – jest wyłączony (schodziłam dwa razy, żeby się upewnić), kurki kuchenki zakręcone. Arturowi na pewno poszło świetnie i wraca już do domu. Gdybym tylko mogła zasnąć tak łatwo jak moje dzieci, by obudziły mnie promienie słońca i pukanie Artura do drzwi. Schody trzeszczą złowieszczo, jak zawsze gdy czuje się niepewnie. Coś szeleści… Nagły podmuch wiatru i szyby drżą. Samochód przejeżdża pod oknem, głośno trąbiąc, a Mati przewraca się niespokojnie, mamrocząc coś o wozie strażackim.

Zanim urodzili się chłopcy, mogłam spokojnie zasypiać, nawet gdy Artur wyjeżdżał. Czemu teraz nie mogę? Czego tak się boję? Wszystko jest w porządku… Boże, tak bym chciała, żeby już było rano… Oj, ale jestem niemądra.

No, ale mogę chociaż odmówić swoje modlitwy, nawet jeśli i tak nie zasnę. Może Artur też się modli w swoim przedziale, gdy pociąg trzęsąc się wiezie go w ciemnościach do domu. Pomyśleć tylko o wszystkich ludziach na całym świecie, mnichach, zakonnicach, kapłanach i świeckich, takich jak my, wszyscy odmawiamy tę samą wieczorną modlitwę Kościoła, kompletę. Wszyscy modlą się za „nas”, za swoich bliźnich w Chrystusie; ich modlitwy są w intencji naszych dzieci i mojej i Artura, tak jak nasze są w intencji ich. Nie jestem przecież sama. Artur i ja jesteśmy „jednym ciałem”, mimo że w tej chwili dzieli nas pięćset kilometrów. Jesteśmy jednym ciałem i jednym duchem z wszystkimi innymi członkami Kościoła na całym świecie. Dałam się więc uwieść jedynie iluzji samotności… „Pobłogosław nas Panie.” Tak bardzo lubię prosić mego męża, głowę naszego domu, o błogosławieństwo, kiedy odmawiamy razem kompletę. Może i teraz przesyła mi je ze swego pociągowego fotela.

„Noc spokojną, śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg wszechmogący.” Właśnie tego pragnę dla mych dzieci, dla siebie i mego męża i dla każdego na ziemi – by ta noc upłynęła spokojnie i by Bóg zabrał mnie do siebie, kiedy taka będzie jego wola. „Amen. – Niech się tak stanie.”

„Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu” (1 P 5, 8– 9). Panie, zmiłuj się nad nami. Jak wielka jest mądrość Kościoła, który nazywa nasze lęki po imieniu, który nakazuje nam mówić o nich na głos i walczyć z nimi. Oczywiście lękam się szatana. Zastanawiam się na ile zda się moja warta wobec takiego przeciwnika, i czy moja wiara jest na tyle silna, by go pokonać. Bóg zmiłuje się nad nami w naszej słabości i będzie czuwał z nami. Bogu niech będą dzięki. Nic nie przydarzy się Mateuszowi, ani Jasiowi, ani Arturowi, ani mnie, ani nikomu innemu bez przyzwolenia Bożej miłości. On jest nieskończenie potężniejszy od szatana i jego knowań, lecz my mimo naszej słabości też jesteśmy silni, gdyż „Nasza pomoc jest w imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię” (Ps 124, 8).

„Ojcze nasz, któryś jest w niebie.” Ojcostwo Artura, opoka i schronienie mego bojaźliwego macierzyństwa, jest tylko niewyraźnym odbiciem Twego Ojcostwa, Niezmierzonej Mocy i Nieskończonej Roztropności.

„Święć się imię twoje” w sercach i na ustach naszych i całego świata, imię, w którym szukamy pomocy. „Przyjdź Królestwo Twoje” do nas i całego świata, mimo naszej słabej i grzesznej natury. „Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi”, będziemy ją wypełniać z Arturem, blisko czy daleko od siebie, będą ją wypełniać dzieci nasze i Twoje, cały rodzaj ludzki. „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, niczego więcej nie potrzeba naszym duszom i ciałom (jak bardzo teraz, gdy mam już rodzinę, mój niepokój pochodzi z braku prawdziwej ufności w naszego Ojca, który wie, czego nam trzeba, i z potrzeby zapewnienia mym dzieciom dobrego jutra). Drogi Ojcze, wydaje się trudne, że teraz, gdy najbardziej potrzebujemy Twego Chleba Przenajświętszej Eucharystii, źródła światła, siły i mądrości do wychowywania naszych dzieci, przyjmujemy go do naszych serc dużo rzadziej, niż gdy dzieci nie było jeszcze na świecie. Prosimy Cię, jeśli taka jest Twoja wola, pozwól, by w przyszłym roku Artur miał mniej zajęć, a mnie daj troszkę więcej sił, byśmy mogli przyjmować Twój Chleb częściej niż tylko w niedziele! Spraw, by moje dzieci rosły w mądrość i miłość, by jak najszybciej były gotowe przyjmować Cię w Komunii świętej. Im bardziej obawiam się pokus i prób, jakie czekają nas i ich na naszej drodze, tym bardziej lękam się, że nie jesteśmy gotowi, by je przezwyciężyć. Chłopcy są Twymi synami jeszcze bardziej niż naszymi, więc „odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen.”

„Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu, Najświętszej Maryi zawsze Dziewicy…” Jak to dobrze, że można po prostu zwrócić się za każdym razem do samego Boga i do Królowej Niebios, do Wysłannika Naszego Pana, Apostołów i zastępów świętych w niebie i wyznać, że się zgrzeszyło. Jaś i Mati nie zgrzeszyli, jeszcze nie potrafi ą. Ale ja tak, i przez mój grzech boję się o nich, przez mój egoizm, zniecierpliwienie, mój zły przykład. Czyta się tyle książek o ogromnej krzywdzie, jaką mogą nieświadomie wyrządzić dzieciom rodzice… Jaką krzywdę wyrządziłabym mym dzieciom myślą, słowem i uczynkiem, „moją winą, moją bardzo wielką winą”? Ale „przeto”, właśnie dlatego, że zgrzeszyłam, błagam Matkę Bożą, świętego Michała Archanioła, świętego Jana Chrzciciela, świętych Piotra i Pawła i wszystkich świętych „o modlitwę za mnie do Pana Boga naszego”. W swej miłości będą orędować za nami u Boga. Tak przez ich wstawiennictwo i miłosierdzie Boże, „Niech się zmiłuje nad nami Bóg Wszechmogący i odpuściwszy nam grzechy doprowadzi nas do życia wiecznego. Amen.”

A co do niedzielnych psalmów… W pierwszym odnajduję swe uczucia jako chrześcijanki, prowadzony jest tu dialog człowieka z Bogiem i z własną, niemądrą i bojaźliwą naturą, którą trzeba upewniać, że Bóg opiekuje się swym ludem. Chrześcijańska natura rozpoczyna: „Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi, Boże. Tyś mnie wydźwignął z utrapienia – zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę!”. Po czym zniecierpliwiona zwraca się do skurczonej, zalęknionej natury ludzkiej, która boi się na wet „tajemniczych nocnych dźwięków”: „Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali? Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?” Dlaczego jesteś tak nieufna w Bożą opiekę, skoro tak często miałaś dowody, jak troskliwie się Tobą opiekuje? Czemu tak kurczowo obstajesz przy przekonaniu, że Bóg dopomoże Ci tylko wtedy, gdy będziesz nieomylna i doskonała? Czemu tak bardzo zależy ci na bogactwie, zdrowiu i rzeczach materialnych, a nie na tym, co daje ci Bóg? „Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę, Pan mnie wysłuchuje, ilekroć Go wzywam”. Pan Bóg cię wysłucha, niemądra kobieto, nie przez to, kim jesteś i co robisz, ale dlatego, że jesteś członkiem Chrystusa, Syna Bożego, którego On wywyższył. W Nim pokładaj swą ufność, do Niego się zwracaj i nie dbaj o to, czy wierzysz w siebie, czy nie, bo nie to jest istotne w życiu.

„Gniewajcie się, a nie grzeszcie; co mówicie w sercach waszych, na łóżkach swoich żałujcie!” (Ps 4, 5) Tak często krzyczę na dzieci; ale jak robić to jedynie, gdy to konieczne, a tym samym nie grzeszyć? Tej umiejętności dobrego rodzica i chrześcijanina jeszcze nie zdołałam opanować. Jedynie kiedy dzieci śpią już w cichym domu w swych łóżeczkach, zaczynam szczerze żałować całodziennego narzekania, drażliwości i użalania się nad sobą w myślach i na głos.

„Złóżcie należne ofiary i miejcie w Panu nadzieję!” O to właśnie chodzi – by ofiarować Naszemu Panu cały trud i odpowiedzialność związane z wychowaniem dzieci, razem z doskonałą ofiarą, jaką Chrystus składa Ojcu na każdej Mszy świętej, aby przemienił wszystko to we własne dzieło. Wielu mówi: „Któż nam ukaże szczęście?”. Prawie każdy zadaje sobie to pytanie, szczególnie w dzisiejszych czasach niepewności i zamętu, każdy zastanawia się, kto pokaże mym dzieciom piękno tego świata, skoro przyszłość wygląda jeszcze bardziej niepewnie niż dziś. Ale o Panie, światłość Twojego oblicza odbija się w nas, we mnie i w Arturze, w naszych dzieciach i wszystkich członkach Kościoła Chrystusowego na ziemi. W tym świetle pokładamy naszą wiarę i na dzieję na nieskończenie dobre rzeczy, jakie nam przeznaczyłeś; naznaczasz nas swym światłem przy chrzcie i bierzmowaniu, byśmy mogli odbijać je na innych i wskazywać, gdzie leży prawdziwe dobro. „Wlałeś w moje serce radość” (Ps 4, 8), radość ponad zmęczeniem, dolegliwościami i niepowodzeniami codziennego życia, radość bardziej prawdziwą „niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina”. Bóg obdarowuje nas tą radością, mnie i Artura, w naszym małżeństwie, a z nami i nasze dzieci. Z Jego radości czerpać będą wszystkie Jego dzieci, w chwilach ciężkich, jakie niechybnie będzie im dane przetrwać, jak i w okresach dobrobytu. I tak „gdy się położę, zasypiam spokojnie, bo Ty sam jeden, Panie, pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie. Chwała Ojcu, i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.”

„Kto przebywa w pieczy Najwyższego, w cieniu Wszechmocnego mieszka…” Odkąd dowiedziałam się, nie tak dawno temu, że psalm ten został napisany z myślą o naszym Panu, Jezusie Chrystusie, jego treść jest dużo jaśniejsza. (Dlaczego ci, którzy zdają sobie sprawę z tych rzeczy wcześniej nie podzielą się z nami tą wiedzą?). Wydawać by się bowiem mogło, że jeśli całkowicie zawierzylibyśmy Bogu, zapewniłby nam przyjemne życie. Ale oczywiście Bóg nie chroni swego Syna od trudności i cierpienia. Wręcz przeciwnie, „Chrystus musiał cierpieć, by wejść do swej chwały”. Ufność w Bogu nie oznacza braku problemów, ale że przez nie Bóg jednoczy nas z cierpiącym Chrystusem, byśmy mogli mieć udział w Jego chwale. To nie choroby, cierpienia czy trudności powinniśmy się obawiać. Lękiem powinien nas napawać jedynie brak wiary w Boga, który przez gorsze chwile chce nas zbliżyć do siebie, a tym samym do siebie. Nie muszę mieć poczucia, że zawierzyłam Bogu, wystarczy, że zaufam Jego pomocy, i wychowam mych synów tak, by oni też jej zaufali. A skoro tylko nauczą się mówić do Pana Boga: „Ucieczko moja i Twierdzo, mój Boże, któremu ufam.”, Bóg wyzwoli ich „z sideł myśliwego”, (nie od nieuniknionych problemów, jakie niesie życie, ale od zakusów szatana) i „od zgubnego słowa” (nie od złośliwości na ich temat, ale od krzywdy, jaką słowo pisane i mówione może wyrządzić ich niewinności, wierze i mądrości). Bóg „okryje cię swymi piórami i schronisz się pod Jego skrzydła: Jego wierność to puklerz i tarcza”, prawda wiary, prawda radości z życia w Chrystusie. „W nocy nie ulękniesz się strachu”, Bóg bowiem będzie z tobą każdej nocy, nocy próby, cierpienia, wojny czy tej ostatniej, z którą nadejdzie śmierć. Nie będą musieli się obawiać „ani za dnia – lecącej strzały”, pokusy, która zaskoczy cię bezbronnego, „ani zarazy, co idzie w mroku”, co napawa zniechęceniem i rozpaczą, „ni moru, co niszczy w południe”, pokusy by uległszy pysze, upajać się swymi osiągnięciami.

„Choć tysiąc padnie u twego boku, a dziesięć tysięcy po twojej prawicy: ciebie to nie spotka.” Świat z tak zatrważającymi wskaźnikami przestępczości nie musi przytłoczyć mych synów, z Bożą pomocą może uda im się go nawet zmienić na lepsze. Artur i ja nie jesteśmy w stanie ostrzec ich przed każdym niebezpieczeństwem, jakie im może grozić, ale Boże światło i łaska natchnie ich: „Ty ujrzysz na własne oczy: będziesz widział odpłatę daną grzesznikom”.

„Albowiem Pan jest twoją ucieczką, jako obrońcę wziąłeś sobie Najwyższego.” Jeśli tylko ja i Artur będziemy trwać w naszej wierze, nasze dzieci nauczą się jej przy nas. Wówczas „niedola nie przystąpi do ciebie, a cios nie spotka twojego namiotu, bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach”. Pomyśleć tylko, że właśnie w tej chwili nasz dom ma w swej pieczy trzech Aniołów Stróżów, a czwarty czuwa nad Arturem w przedziale pociągu (kolejny argument na to, żeby mieć więcej dzieci i spraszać więcej gości – im więcej ludzi, tym więcej aniołów!). „Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień.” Akurat z tym aniołowie Jasia i Mateusza mają teraz najwięcej pracy w najbardziej dosłownym sensie, inaczej nasi chłopcy byliby dużo bardziej poobijani i posiniaczeni niż są. „Będziesz stąpał po wężach i żmijach, a lwa i smoka będziesz mógł podeptać.” Pod opieką aniołów, ufni w Bożą pomoc, moi synowie pokonają swą drogę bezpieczni od jadu węży zła; Chrystus, który zasiał w nich swe życie, dopomoże im też ujarzmić lwy i smoki drzemiące w ich własnych możliwościach. „Ja go wybawię, bo przylgnął do Mnie; osłonię go, bo uznał Moje imię.” Moc nadziei i wiary przelana została na każde z naszych dzieci już przy chrzcie, toteż Bóg może zwracać się do zatroskanych rodziców: „Będzie Mnie wzywał, a Ja go wysłucham i będę z nim w utrapieniu, wyzwolę go i sławą obdarzę. Nasycę go długim życiem i ukażę mu Moje zbawienie”. Mimo, że tak bardzo obawiam się o nich w mej słabości i ograniczeniu, jak mogę oczekiwać, że Bóg będzie ich nieustannie obdarzał swym błogosławieństwem, skoro już tak wiele od niego otrzymali? „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.”

Powoli ogarnia mnie spokój i senność… Byłoby wspaniałe móc nie martwić się i zamiast śnić, dziękować Bogu. Ja usnę, ale zastępy niebieskie i świat pełen setek milionów członków Mistycznego Ciała Chrystusa będą dalej śpiewać Panu Bogu dziękczynną pieśń chwały.

„Błogosławcie Pana wszyscy słudzy Pańscy, którzy trwacie nocami w domu Pańskim.” Wszyscy aniołowie i święci, wy święci, których znaliśmy, droga babciu, tato, tato Artura… błogosławcie Pana w imieniu naszym i naszych śpiących dzieci. Zakonnicy, zakonnice – „Wznieście ręce wasze ku Miejscu Świętemu i błogosławcie Pana” za nas. Niech Pan, który „uczynił niebo i ziemię”, „błogosławi nas z Syjonu”, miasta świętego.

I jeszcze hymn. Jak niezwykłe, że możemy prosić Boga, by nas „otaczał opieką i chronił w swojej dobroci” jako dobry pasterz, obrońca swych owiec. W modlitwie wieczornej Kościoła wszyscy stajemy się dziećmi i prosimy, jak Mati przed zaśnięciem, by Ojciec nas nie opuszczał, „Ty jesteś wśród nas, Panie, a Twoje imię zostało wezwane nad nami, nie opuszczaj nas, Panie, nasz Boże”. Jednak w odróżnieniu od mamy i taty, którzy czasami muszą rozstać się ze swymi dziećmi, Bóg zawsze jest przy nich. Jemu chwała i cześć!

„W ręce Twoje, Panie, powierzam ducha mego”, powierzamy wszystkie nasze dusze, co wieczór od nowa. Bowiem nie tylko nas stworzyłeś, „Ty nas odkupiłeś, Panie, Boże wierny”. „Strzeż mnie jak źrenicy oka; w cieniu Twych skrzydeł mnie ukryj” – Jasia, Mateusza i mnie, i wszystkie Twe dzieci na całym świecie, bezpiecznie otulone Twą miłością, niczym pisklęta w gnieździe. Teraz „pozwól, o Panie, odejść swemu słudze w pokoju. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie”, Twą łaskawość w osobie Twego Syna. „Strzeż nas Panie, gdy czuwamy, podczas snu nas osłaniaj, abyśmy czuwali z Chrystusem i odpoczywali w pokoju.” Nawiedzaj, Panie, nasz dom, strzegąc go od wszystkiego złego. Niech Twe anioły upodobają sobie to miejsce, zapewniając nam spokój, niech Twe błogosławieństwo spłynie na nas na każdy dzień naszego życia. Ośmielamy się upraszać tych łask u Ciebie przez Jezusa Chrystusa, Twego Syna, naszego Pana, na wieki wieków. Amen. Niech nas błogosławi Wszechmogący, miłosierny Bóg, Ojciec i Syn i Duch Święty. Amen.

Na koniec modlitwy, pożegnanie z naszą Matką (Kościół tak bardzo zachęca, by na wzór dzieci „dobranoc” mówić jako ostatniej swej matce). „Witaj, Królowo, Matko miłosierdzia!” Królowo niebios, Matko Doskonałego Miłosierdzia i nasza najlitościwsza Matko. Ty, która przez wydanie na świat Pana naszego, Jezusa Chrystusa, stałaś się matką nas wszystkich, nadzieją i słodkością naszego życia. Zwracamy się do ciebie, my, dzieci Ewy, dzieci Boże i Twoje zarazem. Przychodzimy do Ciebie z naszymi troskami i udrękami, tak jak Mati i Jaś przychodzą do mnie po pocieszenie gdy stanie im się krzywda. Pośredniczko nasza, „zwróć na nas swe wejrzenie” teraz, gdy kładziemy się do snu; a gdy nasze wygnanie na tym ziemskim padole dobiegnie kresu, pokaż nam swego Błogosławionego Syna w pełni Jego piękności. O łagodna, o kochająca, o słodka Dziewico Maryjo, módl się za nami wszystkimi, byśmy zasłużyli na spełnienie Bożych obietnic. Przez wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny, chroń nas Boże od wszelkiego złego i doprowadź do chwały wiecznej w niebie, przez Chrystusa, Pana Naszego, Amen.

Mary Perkins

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Perkins Macierzyństwo pełne Boga.