Rozdział ósmy. Nieznośne żony

Wczoraj panowie poszli pod sąd. Ten rozdzialik na temat pań będzie nie mniej budujący.

„Wiesz, czego ci potrzeba – powiedział do jednego ze swych kolegów kawalerów pewien mężczyzna zaniepokojony jego nieokreślonym rozstrojem nerwowym – potrzeba ci żony, która podzieli twoje kłopoty”.

„Ależ ja nie mam żadnych kłopotów”.

„W porządku. Będziesz je miał, jak się ożenisz.”

Taka historia nie jest wielkim przejawem estymy wobec małżeństwa. Kobieta rzeczywiście ma moc kojenia, lecz również – moc sprawiania cierpienia.

Mąż gani, żona się złości. Czy to poprawia sytuację? Mąż, gdy już burza minie, zapomina o niej, ale nie żona. Trzyma go na dystans, chyba że jest bardzo dobra – zdumiewające pragnienie zemsty. Mało tego: jest kłótliwa.

„Spójrz, kochanie, spójrz na tego ładnego ptaszka, który jest z tymi dwiema wronami.”

„Tak, widzę, ale nie ma tam dwóch wron, lecz trzy.”

„Nie, kochanie, spójrz są tylko dwie.”

„Ale mówię ci, że są trzy. Tak jest zawsze, ja nigdy nie mam prawa mieć racji”.

I zaraz łzy płyną jej po policzkach.

Niektóre kobiety będą się raczej dąsać niż kłócić.

Po sprzeczce, która nie należała do tych wagi państwowej, pewna żona dotknięta w swej zarozumiałości, zaryzykowała niemądrą groźbę: „Jeżeli mi nie ustąpisz, nie będę rozmawiała z tobą przez piętnaście dni”. Mąż nie przejął się za bardzo i myślał, że po krótkim czasie sytuacja się ustabilizuje i powróci znowu do normy. Lecz tak się nie stało. Milczenie. Milczenie. Żona nie raczyła odpowiadać na jego pytania nawet te zadawane z anielską słodyczą.

Mąż, pod wpływem emocji, podjął decyzję. Zaczął opróżniać wszystkie szafki i szuflady, ściągać obrazy ze ściany i zamierzał już potraktować odpowiednio nożyczkami zasłony okienne.

„Co robisz?”

„Szukam twego języka.”

Wybuchy śmiechu przywróciły pokój. Szkoda tylko, że wybuchy śmiechu nie nastąpiły piętnaście dni wcześniej.

Wielką wartość ma wytrwałość. Kobieta widocznie ma jej aż nadto. Być może spodziewa się, że zrekompensuje jej ona pewien brak siły. Zdaje sobie sprawę, że nie ma racji, bo jest inteligentna. Nie sądzi jednak, że powinna ustąpić, ponieważ nieszczęsna zarozumiałość mąci jej sumienie wpływając na decyzję.

Jednakże prawdą jest, że to najczęściej kobieta – mimo jej ograniczeń i słabości – stwarza szczęście domowe, mężczyzna zaś je psuje. Moralista miał rację, gdy mówił: „Z wszystkimi swymi wadami, perfidią, podstępem, zawiścią i kłamstwami, ze swymi mocnymi perfumami, szminką i pudrem, swymi niedoskonałościami i podłością, biedne kobiety są tak zdecydowanie bardziej dzielne, ofiarne, cierpliwe, cnotliwe, wierne niż my mężczyźni!”.

Niech każde z małżonków oceni się wedle swego sumienia, i mając na uwadze szczęście drugiego, jak najszybciej poprawi to, co mogłoby zakłócać harmonię domu.

Rady madame Elizabeth

Siostra Ludwika XVI, madame Elizabeth, która miała dobry zmysł psychologiczny oraz wielką szlachetność charakteru, dała jednej ze swych dam dworu, która niedawno wyszła za mąż, taką praktyczną radę:

„Nade wszystko dbaj o to, żeby podobać się mężowi… może on mieć dobre przymioty, lecz również takie, które nie są zbyt miłe. Przyjmij jako zasadę nie koncentrować się nigdy na nich, a przede wszystkim nigdy o nich nie mówić; jesteś mu to winna, podobnie jak jesteś to winna sobie. Staraj się patrzeć na jego serce; jeżeli rzeczywiście nim władasz, będziesz zawsze szczęśliwa. Uczyń jego dom miłym mu; niech zawsze odnajduje w nim kobietę chętną mu się podobać, zajętą obowiązkami, dziećmi, i w ten sposób zdobędziesz jego zaufanie; gdy już to osiągniesz, będziesz w stanie – z rozumem, którym obdarowało cię niebo i odrobiną sprytu – robić, co zechcesz”.

Efekt jest interesujący. Każdy wie, że „mężczyzna panuje, lecz kobieta rządzi”.

„Zrobię to, jeżeli taka jest wola Boża”, powiedział mąż raczej apodyktycznej żony.

„Wiesz, gadasz bzdury – odrzekł jego przyjaciel – a dlaczego nie zapytałeś jeszcze żony o pozwolenie?”

Kobieta instynktownie, a przede wszystkim, gdy kocha, chce być uległa. Nic nie jest dla niej zbyt trudne, a czasami gdy serce jej jest zniewolone, nie wzbrania się nawet przed poświęceniem, które ją ogromnie wiele kosztuje. Lecz jednocześnie lubi dominować.

Bohaterka jednej komedii ujawniła – oczywiście przejaskrawiając – pewną cechę często występującą u kobiet. Postać owa jeszcze nie zamężna, lecz już okręcająca swego narzeczonego wokół palca i pastwiąca się nad nim za pomocą tysiąca uszczypliwości: „Dokuczam mu, poganiam go, traktuję go już jak męża”.

Kobietom, nawet jeżeli nie są tak niedobre, gdy używają swej słabości i uroku jako broni, zazwyczaj udaje się przerobić swych mężów w znacznej mierze na takich, jakimi chciałyby ich widzieć.

Na swój genialny sposób Emil Faguet mawiał: „Kobiety dzielą się na trzy kategorie: te, które czasami skłonne są słuchać, te, które nigdy nie słuchają oraz te, które zawsze rozkazują”. Niech kobiety nigdy nie używają swojej broni dla egoistycznego zaspokojenia swej miłości własnej. Niech raczej mają na względzie jedynie chwałę Bożą, a – zwłaszcza pełniąc duchowe rządy w rodzinie – niech nauczą się należycie przybliżać chwałę Bożą. Powinny potrafi ć zyskać posłuch w najbardziej żywotnych sprawach, gdy chodzi o obowiązki lub gdy w grę wchodzi cześć należna Bogu; w innych sprawach niech będą gotowe do ustępstw. Przez takie stałe zaparcie się w owych drobniejszych rzeczach nabędą prawo do posłuchu w sprawach ważniejszych, i mężowie ich uświadomi ą sobie, że jeśli żony rzeczywiście opierają się ich żądaniom, to nie z zarozumiałości, lecz z cnoty.

Kobieta – siła mężczyzny

Jest często prawdą w rodzinie, że „siła mężczyzny opiera się często na kobiecie”.

Mężczyzna, który przynajmniej z reguły, a często w rzeczywistości dysponuje odpornością fizyczną i energią moralną, bywa czasami zdumiewająco słaby; pod pozorem siły chowa nieodpartą potrzebę oparcia się na kimś, bycia prowadzonym za rękę, podtrzymywanym na duchu, wspomaganym.

Czy nie jest też prawdą, że jednym wielkim źródłem szczęścia w małżeństwie jest wzajemna pomoc, jakiej obydwoje sobie udzielają: mąż żonie, a żona mężowi?

Joseph Proudhon, po którym trudno byłoby się spodziewać tak słusznych myśli, obdarzył nas kilkoma przepięknymi stronicami na temat pomocy, do której wezwana jest kobieta wobec męża. Za wątek wziął tekst biblijny: „Potem Pan Bóg rzekł: «Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednia dla niego pomoc»” (Rdz 2, 18).

„Kobieta jest dla mężczyzny pomocnicą, ponieważ ukazując mu doskonałość jego istoty, staje się dla niego podstawą podziwu, darem siły, roztropności, sprawiedliwości, odwagi, świętości, nadziei, pociechy, bez których nie byłby zdolny dźwigać ciężaru życia, zachować swej godności, wypełnić swego przeznaczenia znoszenia siebie.

Kobieta jest przede wszystkim pomocą dla mężczyzny w pracy przez swą troskliwość, swoje słodkie towarzystwo, swoją czujną miłość. To ona wyciera jego czoło wilgotne od potu, pozwala mu położyć zmęczoną głowę na swych kolanach, ona studzi krew w jego żyłach i leje miód na jego rany. Jest jego siostrą miłosierdzia. Tak! Wystarczy, że tylko spojrzy na niego, niech doprawi swą czułością chleb, który mu przynosi, a on będzie silny jak tur, będzie pracował za dwóch.

Jest jego pomocnicą w sprawach intelektu dzięki swej powściągliwości, swej prostocie, swemu rozsądkowi, swej żywotności i urokowi swej intuicji.

Jest jego pomocnicą w sprawiedliwych sądach, aniołem cierpliwości, wyrzeczenia, tolerancji, strażnikiem jego wiary, zwierciadłem jego sumienia, źródłem jego poświęcenia.

Mężczyzna nie przyjmie żadnej krytyki, żadnej dezaprobaty od mężczyzny; nawet przyjaźń jest bezsilna wobec jego uporu. Jeszcze gorzej znosi krzywdę czy obrazę. Jedynie kobieta wie, jak sprawić, żeby wrócił i przygotowuje go do pokuty i przebaczenia.

Kobieta, ta cudowna istota, jaką jest, stanowi dla mężczyzny jedyne lekarstwo przeciw romansom i ich matniom.

Pod jakimkolwiek względem by nie patrzeć, jest twierdzą jego sumienia, blaskiem jego duszy, podstaw ą jego szczęścia, gwiazdą jego życia, kwiatem jego istoty”.

Co za pochwała niewiasty! Jak wielka jej odpowiedzialność być w domu twierdzą sumienia, niemal żywym przekazem Bożych przykazań!

Niech stara się zasłużyć na taką rolę solidnością swych zasad, mocą swoich przekonań, przekonującą siłą swych spokojnych sądów.

Czy geniusz powinien pozostać w stanie bezżennym

Niektórzy autorzy zaprzeczają twierdzeniu, że kobieta stanowi pomoc dla mężczyzny, przynajmniej co się tyczy intelektu, a często też – moralności. Utrzymują, że kontakt z kobietą oraz wymagania domu nadwątlają silnych; niektórzy wykorzystali słowa psychologa Garniera: „Geniusz się nie żeni” do swoich celów.

Jednym z największych obrońców tej tezy jest Tołstoj, który nie zawahał się czternaście miesięcy po swym ślubie włożyć w usta jednego z bohaterów swej książki Wojna i pokój:

„Nigdy się nie żeń, nigdy, przyjacielu. To moja rada. Nie żeń się, a przynajmniej nie wcześniej niż możesz sobie samemu powiedzieć, wypełniłeś wszystko, co jest ci przeznaczone, zanim nie odkryjesz kobiety taką, jaka jest. W przeciwnym wypadku okrutnie się zawiedziesz. Ożeń się dopiero, gdy będziesz już tylko starym człowiekiem, niezdatnym do niczego; inaczej cokolwiek, co w tobie dobrego i szlachetnego, zaginie; wszystko rozmieni się na drobne. Tak, jeżeli spodziewasz się czegoś po sobie w przyszłości, poczujesz, że wszystko się dla ciebie skończyło, za wyjątkiem salonu, gdzie znajdziesz się w tym samym rzędzie, co lokaj lub głupiec… Moja żona jest kobietą godną podziwu. Jest jedną z tych rzadkich niewiast, z którymi nie trzeba obawiać się o swój honor, lecz, mój Boże, czego nie oddałbym, żeby nie być żonatym… Jesteś pierwszą osobą, jedyną osobą, której o tym mówię, bo cię kocham”.

Sam Tołstoj opuścił dom, żeby uciec od smutnego poczucia straconego życia.

W tym wszystkim prawdziwe jest to, iż w przypadku niektórych jednostek i pewnych zawodów wybór towarzysza życia ma niebotyczne znaczenie.

Ozanam, profesor Sorbony, zastanawiał się, czy kiedykolwiek znajdzie kobietę swych marzeń; nie tylko taką, która będzie go kochała, lecz taką, która jednocześnie będzie go rozumiała; będzie chciała widzieć go zakopanego pośród książek i najpewniej zaniedbującego jej potrzebę towarzystwa na rzecz różnych idei; taką, która w bliskim obcowaniu małżeńskim nie będzie milcząca, nieinteligentna czy niepojętna, lecz zdolna zainteresować się badaniami męża, a nawet zdolna mu pomóc w pracy.

Jean du Plessis de Grenedan, oficer marynarki, zastanawiał się, czy znajdzie kiedykolwiek kobietę wedle swych nadziei; kobietę, która zaakceptuje karierę męża i nie pogrąży się we łzach przy każdym pożegnaniu, jak gdyby jej mąż odchodził bezlitośnie, żeby sprawić jej ból; która by – bez poważnego powodu niedyktowanego zachcianką – nie żądała od niego zerwania z morzem i podjęcia się jakiegoś zajęcia na lądzie; taką, która nie będzie w depresji w czasie jego długich nieobecności.

Z powodu zbyt samolubnej koncepcji życia domowego niektóre kobiety rzeczywiście osłabiają swych mężów, utrudniają realizację ich powołania, zawodu lub apostolatu. Cierpią na ten typ zazdrości, który uważa wszystko, co nie jest dane im samym, za skradzione im. Są zadowolone tylko wówczas, gdy trzymają wybranka swego serca zawsze przy sobie i jest on stale u ich stóp.

Żona powinna pobudzać i zachęcać, a nigdy paraliżować.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. II: Dom.