Rozdział ósmy. Niebo, Nasz Pan, Matka Boża, św. Jerzy

Jeśli piekło to utrata Boga, to niebo oznacza odnalezienie Boga. Przypuśćmy, że całe swoje życie próbuję uświadomić sobie, że On myśli o mnie, że troszczy się o mnie, że jest obecny wszędzie, gdzie idę, to wtedy nawyknę do nieustannego szukania Go.

Niebo

Św. Paweł rzeczywiście sugeruje, że postawa szukania zawsze Boga jest naprawdę właściwą drogą chrześcijanina, prowadzącą go do tego, aby stał się prawdziwym naśladowcą Naszego Pana, i przypadkowo powiedział nam, że w tych wczesnych dniach, kiedy żyli apostołowie, chrześcijanie spotykający się na ulicach nie mówili do siebie: „Co słychać?”, lecz właśnie: „Pan jest blisko”, co jest milsze i o wiele ważniejsze. Przypuśćmy więc, że zawsze próbuję odnaleźć Boga w wesołych i smutnych aspektach życia, w innych ludziach, nawet w śmierci, gdy przychodzi, to największą radość sprawi mi odnalezienie Go i ujrzenie takim, jaki jest.

Znalezienie Boga i ujrzenie Go takim, jaki jest, to niebo. Tu rzeczywiście możemy Go znaleźć, ale jest On Bogiem ukrytym, pod osłoną chleba i wina albo w twarzach Jego przyjaciół lub utajonym w kwiatach, gwiazdach i ptakach. Bawi się ze mną w chowanego; ale w końcu Go pochwycę i wrócę do domu. Oto, co znaczy niebo. Oznacza dowiedzenie się w końcu, jaki jest Bóg i poznanie Go takim, jaki jest, myślenie o Nim i widzenie całego Jego piękna i miłowanie Go w porywie najżarliwszych uczuć na zawsze. Zatem niebo nie jest nagrodą lub wygraną, którą dostaję za to, że byłem grzeczny, w takim sensie, w jakim mogę otrzymać książkę czy pieniądze, które są poza mną; ale jest nagrodą w sensie, w jakim przyjaźń lub miłość mogą być nazwane nagrodami, kiedy doświadczam ich od kogoś, wobec kogo jestem lojalny i wierny.

Oto dlaczego mówią nam, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce, ani umysł nie pojęły radości nieba, bo to są wszystkie radości, przyjaźni i miłości pomnożone w nieskończoność i spotęgowane do tego stopnia, że gdyby Bóg nie umocnił mnie tym, co nazywamy światłem chwały, nie zniósłbym go i umarł nim zalany. Nie można porównywać tego do śpiewania albo modlenia się, o którym muszę myśleć; ale do kochania i bycia kochanym bez rozłąki i na zawsze, „twarzą w twarz”.

Nasz Pan

Skoro wspaniałomyślność jest tym wszystkim, co opisywaliśmy, to oczywiście dostrzegamy ją w pełni doskonałości w naszym Panu Jezusie Chrystusie, ponieważ tym, co w Nim najwspanialsze, była ta genialna bezinteresowność, znacząca każdy szczegół Jego życia. Nawet Jego przyjście na ziemię można wytłumaczyć jedynie tą najbardziej wspaniałomyślną z pasji – miłością. Jedynym powodem, który mógł Go ściągnąć na ziemię, była miłość, bo nigdy nie moglibyśmy zasłużyć sobie na zbawienie ani nigdy nawet nie domyślilibyśmy się możliwości tak pięknego i wzruszającego znaku Jego przyjaźni, jak cud Jego Wcielenia. Tylko Jego miłość może wytłumaczyć powód, dla którego Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami, tak że już od pierwszych chwil Jego życia w Boże Narodzenie aż do Jego gorzkiego końca, jest to właśnie jedna opowieść o bezmiernej dobroci.

Jego lata chłopięce są tak pociągające, ponieważ wiemy tylko, że mijały w posłuszeństwie Jego Matce i Jego przybranemu ojcu, i dlatego widzimy, że tak związane posłuszeństwem musiały być zadziwiająco bezinteresowne. Nasza wyobraźnia ukazuje nam Go jako ciągle troszczącego się o sprawy swego Ojca, co musiało kosztować Jego ludzką naturę nawet wtedy (jak i później) wiele cierpienia. Tamte trzy ostatnie lata głoszenia słowa Bożego i uzdrawiania, musiały poprzedzić lata miłości i wspaniałomyślności, bo inaczej Jego życie nie byłoby prawdziwe i harmonijne. Istniałaby wyraźna różnica między tym, co uczynił, a tym, co mówił.

Jeśli zaś chodzi o Jego późniejsze lata życia, o których mówią Ewangelie, niekompletnie, ale za to jasno objawiając, nie można wątpić o dominującej nucie miłości, która najpełniej zapłonęła na końcu. Żaden człowiek nie miał większej miłości niż ta, kiedy Pan Jezus oddał swoje życie za swoich przyjaciół. Twierdził, że kierowała Nim miłość i że najpełniej, jak to możliwe, ją wyraził; nie było nigdy nikogo, kto by sprzeciwił się albo zaprzeczył temu twierdzeniu. Oto mój doskonały wzór. Kiedy nie jestem pewien, co powinienem zrobić, co powinienem poświęcić, jak bardzo powinienem być posłuszny innym, nie będę miał lepszego wzoru w chwilach podejmowania decyzji niż Jego przykład. Co On by zrobił? Co rzeczywiście zrobił? To wszystko, co potrzebuję wiedzieć. Czy stracę coś z tego powodu? Tak, po ludzku mówiąc, oczywiście stracę, tak samo jak wiem, że postępując jak dżentelmen, stracę więcej, niż gdybym zachowywał się jak cham. Być może stracę wszystko, nawet życie, ale nie wspólnotę z Bogiem.

Matka Boża

Być wspaniałomyślnym, to być szlachetnym; a być szlachetnym, to trzymać się rycerskich zasad ustanowionych w czasach rycerstwa pod patronatem Matki Bożej. Dzieci Kościoła w świetnych czasach średniowiecza rzeczywiście uważały Ją za Królową, ale za Królową szlachetną. Jej wyrzeźbiony wizerunek, który znajdziemy w zabytkowych kościołach i katedrach z tego okresu, jest prawie zawsze ukoronowany i pełen dostojeństwa. Obrazy Jej poświęcone były może nieraz pozłacane, a także ozdabiane mnóstwem klejnotów, lecz Ona zawsze była delikatna, szlachetna, co ukazuje tę stronę Jej charakteru, którą wtedy ceniono najbardziej. Rzeczywiście ciekawe jest w średniowieczu to, że mimo historii jego walk, wojen i turniejów rycerskich, kobiety zawsze otaczano wielkim szacunkiem, a ten szacunek najwyraźniej wyrażała postawa mężczyzn w ich nabożeństwie do Matki Bożej.

W swoim życiu Najświętsza Panna była wzruszająco delikatna, zależna od takiej czy innej osoby, otoczona opieką św. Józefa, otoczona troską „braci” Naszego Pana, podążająca za tłumem, by Go ujrzeć, stojąca na Kalwarii i oddana pod opiekę św. Janowi, jakby potrzebowała jakiegoś innego syna po śmierci Jezusa. Te ostatnie słowa, z którymi Ją pozostawił, ukazują, jak bardzo się o Nią troszczył i wiedział, jak dotkliwie, pozbawiona Jego obecności na ziemi, odczułaby brak opieki, gdyby ktoś Go nie zastąpił. Delikatne, słodkie milczenie, jakie Ją zawsze otaczało, od Zwiastowania aż po zdjęcie Chrystusa z Krzyża, wzruszająco ukazuje Jej delikatność. Nic więc dziwnego, że na swym najwcześniejszym chrześcijańskim wizerunku Matka Boża karmi ptaki okruchami chleba, jakby chciano pokazać, iż ci, którzy żyli w najbliższych Jej czasach, szczególnie pamiętali Jej dobroć. Także wszystkie legendy późniejszych wieków nazywają Maryję miłosierną, o współczującym sercu. Dla średniowiecznych rycerzy była Ona najprawdziwszym wzorem szlachetności.

Dlatego, jeśli naprawdę chcę być wspaniałomyślny, muszę zacząć od bycia szlachetnym, co nie znaczy – człowiekiem bez charakteru. Ostatni zarzut, jaki moglibyśmy uczynić średniowiecznym rycerzom to brak charakteru, a byli oni snadź szlachetni. „Szlachetność” jest najbardziej zaszczytną zaletą, jaką Froissart (1), kronikarz rycerzy, może określić najwspanialszego z nich. Rycerze twierdzili, że w ich pragnieniu bycia szlachetnymi, najpotężniejszą pomoc stanowiło dla nich nabożeństwo do Matki Bożej, co także i mi pokazuje, gdzie mam szukać wsparcia. Muszę być bardzo oddany Maryi, modlić się do Niej, kochać Ją, aby mnie także uczyniła szlachetnym i czystym.

„Miłosierne oczy Twoje na mnie zwróć, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo.”

Św. Jerzy

Dość dobrze znana jest legenda o św. Jerzym (2) – świętym żołnierzu, który stoczył walkę ze smokiem, aby uratować księżniczkę przed straszliwą śmiercią. Brytyjskie złote monety są naznaczone wyobrażeniem jego zwycięstwa. Jego sztandar z czerwonym krzyżem na białym tle zwisa z wielu masztów, stanowi centrum flagi Wielkiej Brytanii. Zatem przypomnijmy sobie historię jego męczeństwa, kiedy to św. Jerzy wolał śmierć niż hańbę, a zamiast odstąpić od wierności Naszemu Panu, był chętny zmierzyć się z różnymi torturami przygotowanymi przez jego prześladowców.

Ale możemy łatwo pobłądzić w naszym rozumieniu jego historii, czy to biorąc pod uwagę jedynie autentyczne szczegóły, jakie możemy usłyszeć od wiarygodnych historyków, lub też przyjmując romantyczną legendę o smoku i uratowaniu księżniczki. Oczywiście przemawia do nas jako świetny żołnierz – święty; należy pamiętać, że został uznany za świętego nie dlatego że pokonał smoka, ale dlatego że poniósł męczeństwo. Nie dlatego że wygrał, ale dlatego że przegrał, nie tchórząc, czcimy jego pamięć. Częściej jesteśmy skłonni wyobrażać go sobie jako wspaniałego wojownika, który zatryumfował nad wielkimi dziwami natury, zamiast raczej jako pokonanego męczennika, który się nie poddał. Jest naprawdę wielka różnica między tymi dwoma czynami: pokonaniem smoka i byciem pokonanym przez prześladowanie. Oczywiście, nawet w prześladowaniu nie został rzeczywiście i prawdziwie pokonany, ale zwyciężył, ponieważ wytrwał i zatryumfował po drugiej stronie śmierci; lecz oglądającym zdawało się, jakoby doznał tego samego losu, co smok, którego zabił.

Tym, co powinienem naśladować, biorąc pod uwagę charakter św. Jerzego, jest to, że jako jedno z jego dzieci muszę zwrócić się do niego jako do swojego patrona, prosząc, by udzielił mi nieco mocy swej wytrwałości. To naprawdę raczej trudna rzecz trzymać się swojej wiary, praktykować ją, itd., a tak będzie jedynie wtedy, kiedy zdam sobie sprawę z wspaniałości takiej postawy, właściwej Chrystusowi. Zraniony żołnierz, poległy żołnierz, jest tak wspaniałym bohaterem jak ten, który przeżył, by uczestniczyć w pochodzie tryumfalnym ulicami stolicy swego przeciwnika. Ani sukces, ani porażka nie ma znaczenia, lecz tylko wytrwałość przez wiarę, nadzieję i miłość.

O. Bede Jarrett OP

(1) Jean Froissart (1337–1405) – jeden z ważniejszych kronikarzy średniowiecznej Francji. Przez wieki Kronika Froissarta była świadectwem odrodzenia rycerstwa w XIV-wiecznej Anglii i Francji. Kronika ta stała się nieocenionym źródłem opisującym historię wojny stuletniej.

(2) Św. Jerzy jest patronem Anglii, św. Andrzej – Szkocji, św. Patryk – Irlandii; dwa przecinające się krzyże na fladze Wielkiej Brytanii są symbolem dwóch pierwszych Świętych. W tym miejscu zachęcamy polskich Czytelników do sięgnięcia po żywoty św. Stanisława Kostki czy św. Kazimierza Królewicza – patronów młodzieży polskiej.

Powyższy tekst jest fragmentem książki o. Bede Jarretta OP Szlachetny rycerz.