Rozdział ósmy. Nie pamiętać uraz

Jak wiecie, drodzy synowie i córki, w lipcu Kościół w sposób szczególny czci Najdroższą Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa i w swojej modlitwie liturgicznej błaga on Ojca niebieskiego, „który ustanowił swego Jednorodzonego Syna Odkupicielem świata i zechciał zostać przebłagany przez Jego Krew”, abyśmy mogli odczuć Jej dobroczynne oddziaływanie. Albowiem tajemnica Bożej Krwi, tak hojnie przelanej, jest niewyczerpana, podobnie jak jej źródło, a medytacja nad dziełem zbawienia, tj. najbardziej wspaniałomyślnym z aktów przebaczenia, jest teraz bardziej przydatna i aktualna niż kiedykolwiek.

Idąc przez wieki obserwujemy w widzialnym świecie przerażający widok nie tylko plam, lecz wręcz strumieni krwi rozlanej w ruinach miast i zniszczonych wsiach. Teraz przelana krew jest zbyt często pożywką dla goryczy, a gorycz ludzkiego serca jest niczym głęboka przepaść, która przechodzi w drugą, zupełnie jak jedna wielka fala następująca po drugiej i jedno wielkie nieszczęście prowadzące do drugiego. Z drugiej strony, spójrzcie przez moment na świat dusz. Tutaj również przepływają rzeki Krwi, lecz ta Krew przelana z miłości, przynosi ze sobą przebaczenie win. Serce Boga-Człowieka, z którego ona się wylewa, jest też przepaścią – Serce Jezusa, przepastna skarbnica wszelkiej cnoty – lecz przepaścią cnoty, która w głębi serca wywołuje jedynie inną przepaść słodyczy i współczucia. Skoro Chrystus ofiarował swą Krew dla ludzkości, ktokolwiek wierzy w Niego, zostaje zanurzony w oceanie dobroci i oddycha atmosferą przebaczenia.

Czy widzieliście kiedyś ziemię w parny dzień przed zachodem słońca, odświeżoną nagłym deszczem? W ciągu kilku minut kaskady wody wychładzają glebę w górach i dolinach; gdy powietrze zaczyna się przejaśniać i gdy tęcza rozciąga się siedmiokolorową wstęgą w poprzek ciągle szarego nieba, z wilgotnego podłoża podnosi się mgiełka zaprawiona zapachem rosnących roślin, jak ciepły oddech wielkiego żywego organizmu bardzo pragnącego się rozrosnąć. W tej wodnej woni, jak mówi nam Hiob, uschłe drzewo, które wydawało się umarłe, przywraca nadzieję i wkrótce odzyskuje warkocze liści. Jest to słabe porównanie z korzyściami, jakie użyźniają ziemię pod ulewą Odkupieńczej Krwi. Skoro niebieskie bramy potopu, otwarte przez czterdzieści dni, wystarczyły, by zatopić ziemię, dlaczegóżby Boska Krew, wytryskająca z Serca Jezusowego na tysiącach ołtarzy od dziewiętnastu wieków, nie miała zalać czy wręcz przeniknąć świata dusz? Może Dawid miał na myśli ten błogosławiony wylew, gdy mówił o obfitym deszczu zastrzeżonym przez Boga dla jego potomstwa. Deszcz, istotny czynnik żyzności gleby w Palestynie i wielka nagroda od Boga za przestrzeganie Jego przykazań, symbolizuje w ten sposób, chociaż niedoskonale, odrodzenie ludzkości przez Krew Chrystusa.

Z drugiej strony, z pewnością nie byłoby ścisłym nie uznać, że już Stary Testament uczył wybaczenia przewin. Możemy tam znaleźć dużo mądrych i cennych rad na ten temat, szczególnie dla was, drodzy nowożeńcy: „Za każdy zły czyn nie unoś się gniewem na bliźniego”, mówi Eklezjastyk (Syr 10, 6), a zapomnieć bliźniemu jest czasem nawet trudniej niż przebaczyć. Dlatego przede wszystkim mu przebaczcie, a Bóg da wam łaskę zapomnienia. Nade wszystko jednak odłóżcie na bok pragnienie zemsty, które Pan Bóg nasz bardzo potępiał jeszcze w Starym Zakonie: „Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów swego ludu” (Kpł 19, 18). Innymi słowy, można by dzisiaj powiedzieć: Strzeżcie się okazywania niechęci wobec bliźnich: rodziny mieszkającej nad wami, pod wami lub naprzeciwko was, właściciela, z którym macie wspólny mur, przedsiębiorcy będącego waszym konkurentem, krewnego, którego zachowanie wprawia was w zakłopotanie. Pismo Święte ostrzega nas nawet: „Nie mów: «Jak on mi zrobił, tak ja mu oddam, każdemu oddam według jego czynów»” (Prz 24, 29). „Tego, który się mści, spotka zemsta Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci” (Syr 28, 1). I rzeczywiście, jak niemądrze z powodu urazy splamić grzechem duszę, która sama tak bardzo potrzebuje przebaczenia! Święty autor mocno uwydatnił ten ostry kontrast: „Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów?” (Syr 28, 3–4).

Przede wszystkim, skoro nowe przymierze między Bogiem a człowiekiem przypieczętowane zostało Krwią Jezusa Chrystusa, prawo nieustannego przebaczania i przemiany uraz w miłość stało się powszechne. „Piotrze – odpowiedział Jezus apostołowi, który Go pytał – Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18, 22), co znaczy, że chrześcijanin ma być gotowy przebaczać swemu bliźniemu przewiny bezgranicznie i bez końca.

I Boski Mistrz uczył dalej: „A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze»” (Mk 11, 25). I nie wystarczy tylko powstrzymać się od odpłacenia złem za zło. „Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził». A Ja wam powiadam: «Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują»” (Mt 5, 43–44). Taka jest chrześcijańska nauka miłości i przebaczenia, nauka, która czasami wymaga poważnych poświęceń.

W tych oto dniach, na przykład, istnieje niebezpieczeństwo, że dla wielu osób szlachetne i uprawnione uczucie miłości do własnej ojczyzny może zdegenerować się w mściwą pasję, w nienasyconą pychę u jednych lub nieuleczalną urazę u innych. Chrześcijanin, lojalnie i odważnie broniący swej ojczyzny, musi jednak powstrzymać się od nienawiści wobec tych, z którymi ma obowiązek walczyć. Widzi się na polach bitwy ludzi związanych ze służbą medyczną: pielęgniarki i personel medyczny wielkodusznie poświęcający się leczeniu chorych i rannych, bez zwracania uwagi na narodowość. Czy ludzie muszą jednak przekroczyć próg śmierci, żeby uznać, że są braćmi? To godne podziwu, lecz raczej spóźnione miłosierdzie nie wystarcza; rozważając Ewangelię i praktykując ją, chrześcijańskie narody muszą wreszcie przyswoić sobie poczucie braterstwa, które jednoczy je w powszechnym Odkupieniu przez zasługi Krwi Jezusa Chrystusa i w tej właśnie Krwi, która stała się ich napojem, znaleźć siłę, niekiedy wręcz heroiczną, do wzajemnego przebaczenia (które nie wyklucza przywrócenia sprawiedliwości lub pogwałconych praw), bez którego prawdziwy i trwały pokój nie będzie nigdy możliwy.

My jednak chcemy ponownie zwrócić ku wam nasze myśli, drodzy nowożeńcy. Czy w podróży, którą właśnie podjęliście, nie będziecie może któregoś dnia musieli praktykować owego zapomnienia przewin w stopniu, który niektórzy uważają za przekraczający ludzkie możliwości? Takie przypadki, chociaż rzadkie w relacjach pomiędzy mężem i żoną, którzy są prawdziwymi chrześcijanami, nie są niemożliwe, ponieważ sprawy światowe i diabeł atakują wrażliwe na impulsy serce i napastują słabe ciało. Nie musimy jednak wcale sięgać po krańcowe przykłady, ileż bowiem w zwykłym codziennym życiu drobnych waśni, ile lekkich spięć, jakie te mogą wywoływać, jeżeli nie znajdzie się natychmiastowe rozwiązanie, ubolewania godny stan skrytej niechęci pomiędzy mężem i żoną! Później zaś również między rodzicami i dziećmi. I chociaż należy zachowywać autorytet i szanować prawa, podtrzymywać go ostrzeżeniami lub karceniem, a nawet gdy zajdzie potrzeba – karą, jakże godnym ubolewania byłoby, gdyby ojciec czy matka okazali choćby najmniejszą oznakę niechęci czy osobistej zemsty! Często takie postępowanie zupełnie wystarczy, żeby zniweczyć lub zniszczyć całe zaufanie i synowskie uczucie w sercach dzieci.

Drodzy synowie i córki, powinniście być codziennie gotowi przebaczać krzywdy doznawane w życiu rodzinnym i społecznym, ponieważ sami będziecie codziennie powtarzać na kolanach przed Ukrzyżowanym: „Ojcze nasz… i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mt 6, 12). A jeżeli nie dojrzycie, jak Chrystus kiwa z uśmiechem w waszym kierunku, z cierniową koroną na głowie, będziecie jednak wiedzieli i będziecie przekonani mocną wiarą i z całkowitym oddaniem, że z Boskiego Zdroju, z rąk i stóp Jezusa, naszego Zbawiciela, a nade wszystko z Jego Serca, zawsze dla was otwartego, wyleje się na wasze dusze przebaczającym strumieniem odkupieńcza Krew – z taką pełnią, jak wy sami wielkodusznie wybaczyliście drugim.

Heroizm chrześcijańskich małżonków

Gdy oglądamy tak liczną i oddaną grupę chrześcijańskich nowożeńców, zebranych razem wokół nas, duch w nas rośnie i składa dzięki Bogu, od którego pochodzą bezcenne dary wiary, nadziei i szczególnej ufności udzielonej wam, abyście polegali na tym Bożym błogosławieństwie, którego nasza ojcowska miłość z radością wyprasza dla was oraz w intencjach, z którymi przybyliście. Jeżeli Boskie współczucie dla ludzkiej nędzy doda sił naszej modlitwie, wówczas zstąpi od Boga wszechmocne błogosławieństwo, albowiem gdy On mówi, niebo i ziemia wyłaniają się z próżni, słońce wychodzi z ciemności, a świat żywych stworzeń pojawia się na lądzie i morzu.

Człowiek sam powstał z mułu, ulepiony przez Stwórcę, by otrzymać, niczym tchnienie Ust Bożych, duszę nieśmiertelną i z podobną sobie towarzyszką, wyprowadzoną z jego boku, usłyszeć owo błogosławieństwo i nakaz: Bądźcie płodni, rozmnażajcie i zapełnijcie ziemię. Jednakże, drodzy nowożeńcy, którzy wierzycie w Imię Chrystusa, naszego Zbawiciela i Odkupiciela, zostaliście pobłogosławieni u ołtarza w to Imię, tak iż liczba dzieci Bożych może się przez was powiększać i dopełnić się liczba wybranych. Dla tego właśnie wzniosłego celu, zamierzonego przez Boga w chwili, gdy ustanawiał małżeństwo w porządku przyrodzonym i podnosił je do nadprzyrodzonej godności sakramentu, raczył Bóg wezwać was przez ten święty nierozerwalny węzeł łączący wasze serca i drogi życiowe.

Dlatego nie może dziwić, że tak zacny stan wymaga swego rodzaju heroizmu: nadzwyczajnego heroizmu w sytuacjach wyjątkowych oraz heroizmu w życiu codziennym. Właśnie na ten heroizm, często ukryty, lecz nie mniej godny podziwu, pragniemy wam dzisiaj w szczególniejszy sposób zwrócić uwagę.

Jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, tak i dzisiaj w owych krajach świata, gdzie od czasu do czasu szaleją prześladowania religijne, otwarte lub zamaskowane – aczkolwiek ciężkie – najbardziej pokorni z wiernych mogą znaleźć się z minuty na minutę w obliczu dramatycznej konieczności wyboru pomiędzy wiarą, którą zobowiązani są zachować nienaruszoną – a własną wolnością, własnymi środkami do życia, a nawet własnym życiem.

Nawet jednak w normalnych czasach, w zwykłych wydarzeniach i sytuacjach przeżywanych przez rodziny chrześcijańskie, zdarza się, że dusze są brutalnie zmuszane stawać wobec alternatywy: pogwałcenia bezwzględnej powinności lub wystawienia się na bolesne poświęcenie i nieuchronne ryzyko dotykające zdrowia, mienia, rodziny i pozycji społecznej. Dlatego zmuszeni są wykazać się heroizmem, jeżeli chcą pozostać wierni swym obowiązkom i zachować Bożą łaskę.

Gdy nasi czcigodnej pamięci poprzednicy, a szczególnie Najwyższy Pasterz Pius XI w swej encyklice Casti connubii, dokonali przeglądu i potwierdzili święte i nienaruszalne prawa życia małżeńskiego, byli absolutnie świadomi, że w wielu przypadkach niewzruszone przestrzeganie tych praw wymaga ze strony chrześcijańskich małżonków prawdziwego heroizmu. Jest to pewnie znakiem poszanowania celów małżeństwa, zgodnie z planem Bożym lub oparcia się płomiennym i pociągającym pokusom namiętności lub pożądania, jakie żywi niespokojne serce, poszukując gdzie indziej tego, czego nie znalazło w prawowitym związku lub co nie w pełni zaspokoiło jego oczekiwania. Jest pewnie i tak, że aby uniknąć zerwania czy rozluźnienia więzi ducha lub wzajemnej miłości, zaczyna się umieć przebaczać lub zapominać kłótnie, urazy czy nawet poważne wstrząsy. Ileż to ukrytych dramatów goryczy i udręczenia ma miejsce za drzwiami codzienności! Ile heroicznych ukrytych poświęceń! Ile udręki ducha, by pozostać razem i po chrześcijańsku trzymać się swego miejsca i swych powinności!

A jak wielka siła potrzebna jest często, by żyć ze sobą na co dzień, gdy każdego dnia wracać trzeba do tej samej pracy, może uciążliwej i nużącej w swym monotonnym znoju; gdy aby wyprowadzić z tego dobro, trzeba z uśmiechem, życzliwie i radośnie tolerować obopólne wady i różnice zdań nigdy nieprzezwyciężone, odmienne gusta, zwyczaje i rozbieżne poglądy – aż nadto często występujące w normalnym życiu małżeńskim; gdy pośród drobnych trudności i incydentów, często nieuchronnych, nie można się zdenerwować ani zakłócić spokojnego i miłego nastroju; gdy na zimną obojętność trzeba odpowiedzieć mądrym milczeniem; gdy trzeba stłumić na czas skargę, zmienić i złagodzić słowo, które, raz wypowiedziane, uraziłoby wzburzone nerwy i zasnuło ciemną chmurą rodzinną atmosferę. Tysiąc błahych szczegółów, tysiąc przelotnych chwil codziennego życia, z których każda jest jakimś drobiazgiem, wręcz niczym… ze swoją racją, lecz które, powtarzające się i skumulowane, stają się niezwykle przykre, a jednocześnie, w większości przypadków, ku obopólnej udręce, oplatają i niweczą pokój i radość domu.

A jednak niewiasta, żona, matka ma być źródłem, pokarmem i specjalnym bastionem radości i pokoju w rodzinie. Czy to nie ona wychowuje, jednoczy i wiąże ojca miłością do dzieci? Czyż to nie ona nieomalże ogarnia sobą rodzinę dzięki swej miłości, ona, która nad nią czuwa, strzeże jej, chroni ją i jej broni? To ona jest pieśnią kołyski, uśmiechem zdrowych i żywotnych albo chorych i płaczących dzieci, pierwszym nauczycielem ukazującym drogę do nieba – tą, która każe uklęknąć przed ołtarzem swym synom i córkom, która często inspiruje ich najbardziej wzniosłymi myślami i dążeniami. Weźmy matkę czującą głęboko w swym sercu swe duchowe, jak również przyrodzone macierzyństwo, a dojrzymy w niej bohaterkę rodziny, ową silną niewiastę, którą możemy chwalić pieśnią króla Lemuela z Księgi Przysłów: „Strojem jej siła i godność, do dnia przyszłego się śmieje. Otwiera usta z mądrością, na języku jej miłe nauki. Bada bieg spraw domowych, nie jada chleba lenistwa. Powstają synowie, by szczęście jej uznać, i mąż, ażeby ją sławić” (Prz 31, 25–28).

I śpiewajmy dalej, głosząc pochwałę matki i silnej niewiasty, pochwałę heroizmu w zmartwieniu, albowiem często w szkole nieszczęścia, udręki i cierpienia jest ona nieustraszona, nieulękniona i zdana na wolę Bożą, nawet bardziej niż mężczyzna, ponieważ od miłości uczy się boleści. Spójrzcie na pobożne niewiasty ewangeliczne, które podążają za Chrystusem, usługując Mu, by zaradzić Jego materialnym potrzebom, podczas gdy na Kalwarii łkają, towarzysząc Mu nieomal do stóp krzyża. Serce Chrystusa jest pełne współczucia dla łez kobiecych. Płaczące siostry Łazarza wiedziały o tym, podobnie jak złamana smutkiem wdowa z Nain i Magdalena szlochająca u Jego grobowca. Nawet dzisiaj w tej krwawej godzinie, kto może powiedzieć, ile jest wdów z Nain, ile matek poznaje dobroć Odkupiciela wlewającego balsam swych słów pociechy w ich serca – nawet wtedy, gdy syn, który zmarł, nie został im przywrócony: „Nie płacz” (Łk 7, 13)?

Nigdy nie wątpcie, drodzy nowożeńcy. Wpatrujcie się z ufnością we wzniosły ideał heroizmu na drodze życia, którą właśnie rozpoczęliście. Było zawsze prawdą, że od rzeczy małych postępuje się po schodach wielkości oraz że cnota jest kwiatem, który kwitnie na dojrzałej łodydze odżywianej mozolnym trudem każdego dnia. To właśnie ten powszedni heroizm wierności zwyczajnym i pospolitym obowiązkom codziennego życia kształtuje i przygotowuje duszę, podnosi i zaprawia ją na dzień, kiedy Bóg zażąda od niej może nadzwyczajnego heroizmu. Nie szukajcie gdzie indziej źródeł takiego heroizmu.

W wydarzeniach życia rodzinnego, jak i we wszystkich okolicznościach ludzkiej egzystencji, heroizm czerpie swoje korzenie w głębokim i niezrównanym poczuciu obowiązku – obowiązku, z którym nie sposób wejść w kompromis lub targować się i który musi przeważać nad wszystkim. Owo poczucie obowiązku – to dla chrześcijan świadome uznanie Bożego suwerennego panowania nad nami, Jego suwerennej władzy i suwerennej dobroci. Uczy nas ono, że jasny nakaz Boży nie znosi żadnego spierania się, lecz zakłada pełną uległość. Nade wszystko zaś uczy nas rozumieć, że owa Boska wola jest głosem nieskończonej miłości do nas. Jednym słowem, owo poczucie obowiązku nie jest abstrakcyjne, nie jest też reakcją na nieubłagane, wrogie i przemożne prawo, które miażdży wolność ludzkiej woli i działania. Dostosowuje się ono do wymogów miłości, nieskończenie wspaniałomyślnej przyjaźni, przezwyciężającej i przetrzymującej wielorakie zmienne koleje naszego życia na tym świecie.

Takie potężne poczucie chrześcijańskiego obowiązku będzie w was rosło i krzepło, drodzy synowie i córki, dzięki stałemu trwaniu w waszych niskich czynnościach i codziennych obowiązkach. Najmniejsze poświęcenia, najdrobniejsze zwycięstwa nad sobą będą z dnia na dzień zawsze wzmacniały i karmiły zacny zwyczaj niezwracania uwagi na wrażenia, impulsy czy niechęci pojawiające się na drodze waszego życia, za każdym razem, gdy wzywa obowiązek lub trzeba wypełnić wolę Bożą. Heroizm nie jest efektem jednego dnia ani nie dojrzewa o poranku; wielkie dusze kształtują się i wzrastają powoli w stałym marszu ku wielkości, tak aby były gotowe, gdy pojawi się okazja, do wspaniałych czynów i najwyższych triumfów wzbudzających w nas podziw.

Pius XII

Powyższy tekst jest fragmentem książki Piusa XII Małżeństwo na zawsze.