Rozdział ósmy. Najpotrzebniejsze cnoty, cz. 2

Umieć się oburzyć

Przypomnę sobie scenę z Ewangelii: Chrystus wypędzający przekupniów ze świątyni.

Jednym z najsmutniejszych, a może nawet najsmutniejszym objawem minionego wieku było to, że dobrzy patrzyli z obojętnością na wszystkie poczynania przeciwko Bogu, tak rządów, jak i jednostek. Zdawało się, że ich to zupełnie nie obchodzi, w każdym razie, że nie obchodzi ich z bliska, że nie dotyczy ich żywotnych interesów, źrenicy ich oka. Zdawało się, że charaktery nie są już dość silne, by się oburzać. Tylko narzekano, co było deprymujące, niepotrzebne i bezskuteczne. Potrzebne było co innego: zamiast narzekania konieczne było silne i skuteczne oburzenie. Później to zrozumiano.

Gniewaj się, a nie grzesz, mówi Pismo Święte. Pismo mówi tu o tym świętym gniewie, który przeciwstawia oburzoną odwagę bezczelnej podłości.

Oburzenie – powiedziano – jest jednym z najpiękniejszych odruchów duszy ludzkiej, jednym z najwznioślejszych okrzyków, jakie dane jest słyszeć tej upadłej ziemi. Zachowam w sercu na tyle szlachetności, w umyśle na tyle ideału, w duszy na tyle woli, żeby okazać przy sposobności, że pewne widoki mnie oburzają, że pewne uczynki są mi wstrętne, że nie zniosę, nie będę tolerował pewnych zniewag, wyrządzanych Panu Bogu i cnotom, które On umiłował.

Nie mieć w sobie nic z człowieka skwaszonego, pełnego żółci, wiecznie niezadowolonego. Nie. Przeciwnie. Przyjemny wygląd i radosny humor. Ale na punkcie zasad być nieprzejednanym.

Miłość uczuciowa

Robię wszelkie wysiłki, aby się dobrze modlić, ale nic nie czuję!

Brak uczucia nie jest dowodem, że się źle modlimy. Jeśli robię co mogę, aby uważać, oddalać roztargnienia i być skupionym, jeżeli staram się wzbudzać uczucia tak gorące, na jakie mnie stać i wspaniałomyślne postanowienia – wtedy moja modlitwa nie pozostawia nic do życzenia.

Błędem jest mniemanie, że jeśli nie jestem zadowolony, to i Bóg nie jest zadowolony. Jeśli zrobiłem, co do mnie należy, i zrobiłem to jak mogłem najlepiej, jeśli chwaliłem Boga w mierze, w jakiej było to możliwe – to Bóg jest mną zachwycony.

Dręczą mnie roztargnienia, moja myśl biegnie światami. Postąpię jak pasterz, którego owce rozbiegają się na wszystkie strony i który wtedy posyła za zbiegami psy, aby je do stada z powrotem przygnały. Za chwilę znowu inne będą próbowały wymknąć się, znowu gwizd i psy znowu puszczają się w pogoń. Gdybym wykonał podobny manewr podczas modlitwy, modlitwa moja byłaby doskonała, lepsza może niż ta wczorajsza, podczas której wszystko było tak łatwe… Taka modlitwa pogodna i łatwa to też cenne chwile.

Wtedy Bóg bez gwaru słów mówi nam o sobie i o sprawach Bożych rzeczy, których inaczej nie wiedzielibyśmy może nigdy. W oschłości zaś i ciemnościach, jeśli im stawiam czoło, to ja objawiam się Bogu, ja pokazuję Mu co potrafię, do czego jestem zdolny.

Jest miłość afektywna (uczuciowa) i miłość efektywna (czynna); pierwsza objawia się słowami i porywami, druga uczynkami. Obie są dobre, ale tylko ta druga jest zawsze prawdziwa. Miłość nie polega na uczuciu, lecz na woli. Kochać to nie jest czuć, że się kocha, lub z przyjemnością powtarzać, że się kocha; kochać, to znaczy chcieć kochać.

Delikatność uczuć

Mieć delikatną duszę to znaczy mieć wstręt do wszystkiego co jest niskie i ordynarne: do grzechu – a przede wszystkim do tego grzechu, który jest ze wszystkich najniższy i najbardziej ordynarny, do grzechu upadlającego, do grzechu, który kala myśl, pamięć, wyobraźnię, serce i zmysły; to znaczy nienawidzić nie tylko tego, co jest ordynarne i niskie, ale i tego, co jest trywialne: trywialność mowy, trywialność manier, trywialność sposobu bycia i to zarówno w samotności, jak i w towarzystwie, przy swoim biurku, czy wśród ludzi.

Ale to jest tylko negatywna strona.

Mieć delikatną duszę to znaczy kochać wszystko, co jest szlachetne, piękne, wielkie i wzniosłe.

I więcej: to znaczy tę swoją miłość rzeczy wielkich i pięknych cieniować w ten sposób, aby woleć te rzeczy, których wielkość i piękność jest bardziej ukryta, subtelniejsza i świeższa; to znaczy, w dziedzinie poświęcenia, umieć dostrzec nędze mniej przez ludzi dostrzegane albo bardziej wzruszające, iść ku nim odruchowo i łagodzić je pełnym delikatności obejściem; to znaczy w dziedzinie miłości zgadnąć, że to słowo zaboli i nie powiedzieć go – a że to inne pocieszy i to powiedzieć.

Delikatność względem Boga…

Delikatność względem bliźniego…

Delikatność względem samego siebie…

Przezorność

„Trzeba całych miesięcy, aby żniwo wyrosło. Wystarczy jednej zapałki, aby żniwo spłonęło” (K. Peguy) (1).

Nieostrożność jednej chwili może zniszczyć całe życie.

Groźna potęga każdego aktu płynącego z wolnej woli! Jedno „chcę” człowieka wydaje się tak małą rzeczą, a jednak wystarcza, aby z człowieka uczynić świętego lub zbrodniarza. Przeciwko ludzkiej wolności nikt nic nie może: ani drugi człowiek, ani, przynajmniej do czasu, sam Bóg. Zezwala On na to, aby w czasie naszego ziemskiego życia był niejako zaszachowany naszą złą wolą. I na odwrót: oto dusza w grzechu od lat pogrążona: niech jeden, jedyny akt skruchy wzbije się z jej głębin, już wystarczy. Następuje natychmiastowa rehabilitacja.

Groźna jest potęga pewnych uczynków, postawionych w pewnych okolicznościach: czasem niszczą całą przeszłość, czasem budują przyszłość!

To pociągnięcie samo w sobie wydawało się nic nieznaczące. Przez swoje następstwa jest straszne. Rzucam na wiatr niedogaszoną zapałkę. Bóg wie czego nie zniszczy to niedbalstwo.

Każdy spełniony uczynek; wymówione słowo, przyjęta i dozwolona myśl – to ta zapałka rzucona w świat – może wokół mnie lub we mnie wzniecić pożar zniszczenia lub zapłonąć świętym zniczem.

Uważać na niespodzianki w życiu duchowym. Przewidywać konsekwencje swoich uczynków. Rządzić sobą tak, jak w ogóle rządzić – to znaczy przewidywać.

Środki ludzkie

„W dziełach Bożych więcej się obawiam środków ludzkich niż diabła” (św. Wincenty a Paulo).

Należy dobrze zrozumieć:

Nie znaczy to, by pomiatać zasobami sił ludzkich. Tak samo, jak dary nadprzyrodzone są one stworzone przez Boga. Radź sobie a Bóg dopomoże. Nie wolno oczekiwać wszystkiego od Boga, samemu nic nie robiąc.

Starajmy się dać z siebie jak najwięcej, ale zawsze pamiętajmy, że jedyną rzeczą, która nadaje wartość naszym czynom jest nasz wysiłek nadprzyrodzony. Często człowiek daje dużo z siebie, a ponieważ bardzo się wysilił, w sposób zresztą zupełnie przyrodzony, myśli, że osiągnie wspaniałe rezultaty nadprzyrodzone. Jest to fałszywy rachunek.

Pewien Anglik dowcipnie mówił: „Czego nie potrafi dokonać silna i dobrze pokierowana miłość własna!?”. Może – wielu rzeczy, jako działalność ludzka; bardzo niewielu jako działalność Boża. Rzeczy nadprzyrodzone rodzą się tylko z nadprzyrodzonych źródeł.

A ilu z nas nie posiada innych wartości jak te, co się rodzą wyłącznie z ludzkiej działalności?

Najjaśniej tę rzecz ujmuje reguła świętego Ignacego: najpierw czyń tak, jakby powodzenie zależało jedynie od ciebie, potem uznaj, że powodzenie zależało jedynie od Boga.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Charles Peguy (1873–1914) – francuski poeta, prozaik i publicysta; początkowo pod wpływem idei socjalistycznych, potem nawrócony na katolicyzm; autor dramatów mistycznych i poematów religijnych Misterium miłości Joanny d’Arc, Ewa, Gobeliny (wielki fresk poświęcony w. Genowefie, Joannie d’Arc i Najświętszej Maryi Pannie), studium Wiktor Maria, hrabia Hugo; jeden z bezkompromisowych obrońców Dreyfusa; zginął w bitwie nad Marną.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Młodzieńcom ku rozwadze.