Rozdział osiemnasty. Trzy małe mikołaje, cz. 2

Mikołaj jest wspaniały

Zbudzili się bardzo wcześnie.

– To dziś! – mówi Pit. – Dziś przychodzi święty Mikołaj.

– Ten da nam w skórę – stwierdza Pet.

– Tak sądzisz? – pyta Pit ze strachem.

– Hm – chrząka Pet. – Po pierwsze wczorajsza sprawa z jabłkami, a po drugie, w ubiegłym tygodniu zbiłem chiński wazon na kwiaty, ty wypaliłeś dziurę w dywanie, a Pat pocięła zieloną chustkę mamy na ubrania dla lalek.

– Sądzisz, że bije on także dziewczęta? – pyta Pat.

– Nie wiem – mówi Pet. – Może cię wsadzi do worka!

Niechętnie wstają i hałaśliwie myją sobie zęby. Gdy jest głośno można czasem pozbyć się nieco strachu. Ale nie da się przecież wiecznie myć zębów. Potem siadają do śniadania. Pit, Pat i Pet z trudem przełykają swe bułeczki z miodem. Wydaje się, że nagle pozwężały im się przełyki, z zazdrością patrzą na Jippiego, temu wszystko smakuje.

– Koty to dopiero mają dobrze! – mówi Pat.

– Dlaczego? – pyta mama.

– Tak sobie – mruczy Pat.

Bo i jak ma to wyjaśnić? Ten dzień chyba nigdy się nie skończy. Czas jest jak nić, która rozwija się powoli z kłębka. Gdy mama wychodzi po zakupy, dzieciom przychodzi do głowy myśl.

– Może Mikołaj usłyszy? – przypuszcza Pit.

Dzieci otwierają okno i zaczynają śpiewać kolędę. Śpiewają dość głośno, tak że spłoszone wróble uciekają z przerażeniem. Mimo to nie są zupełnie pewne, czy ich śpiew dotarł do uszu Mikołaja. Pod wieczór nie mogą już wytrzymać.

– Najlepiej będzie, jeśli nie będzie nas w domu – mówi Pet.

Nakładają więc czapki, okręcają szyje szalami i wybiegają. Przez chwilę biegną bez celu, potem idą do parku. Jest tam teraz zupełnie cicho, a nawet zaczyna trochę mżyć. W zasięgu wzroku nie ma żywej duszy.

– Spójrzcie na drzewa – mówi Pat.

Drzewa wyglądają poważnie i zdaje się, jakby patrzyły na nich z wyrzutem.

– A może zaśpiewamy? – pyta Pit.

Ale żadne nie ma właściwie ochoty na śpiewanie.

Pet wkłada ręce do kieszeni i ściąga plecy. Stawiając duże kroki, rusza do przodu. Z tyłu wyglądał na niezwykle silnego.

– Dobry wieczór – mówi do kruka siedzącego na oparciu ławki.

– Kra! – odpowiada kruk.

Może to coś i znaczy, ale dzieci nie rozumieją języka kruków.

– A jeśli Mikołaj przyjdzie również tutaj? – pyta nagle Pit. Pozostali nie odpowiadają.

– Jestem zmęczona – mówi wreszcie Pat.

Chłopcy spostrzegają, że również im zaczynają ciążyć nogi.

Doszli do wielkiego buku, który służył dzieciom do wspinania, postanawiają więc trochę odpocząć. Siadają na najniższych gałęziach opierając się plecami o pień drzewa.

I naraz wszyscy troje zasypiają. Kto wie, jak długo spali. Ściemniało się już, gdy się budzą.

– Halo! – woła głęboki głos.

Brodaty mężczyzna z przyjaznymi oczyma spoziera ku nim w górę. Dzieci boją się mimo to.

– Jesteś Mikołajem? – pyta Pet.

– Schodźcie! – mówi mężczyzna – musicie być już na wpół zmarznięci.

Mężczyzna ma na sobie gruby, długi płaszcz i gitarę przewieszoną przez ramię.

– Ale… – mówi Pit.

– Słucham? – pyta mężczyzna.

– Mikołaj nie ma przecież gitary!

– A dlaczego nie? – pyta mężczyzna.

Uśmiecha się i trąca struny.

Potem zdejmuje Pita, Pat i Peta z drzewa, tak jak zdejmuje się jabłka i stawia ich obok siebie.

– Co się właściwie z wami dzieje? – pyta.

– Czy ty nas zbijesz? – pyta Pet.

– Z pewnością nie – zapewnia brodacz.

– Ale, ty przecież o wszystkim wiesz – mówi Pat.

Mężczyzna uśmiecha się.

– Tak, wiem – odpowiada.

Przewiesza sobie gitarę na prawe ramię, na lewe sadza sobie Pat, Pita i Peta bierze na ręce i wyprowadza ich z parku.

– Wiem jeszcze coś więcej – mówi. – Wiem, jak trudno dzieciom być ciągle grzecznymi.

– Okropnie trudno – potwierdza Pit.

– Mikołaju, ale przyrzekam ci…

– Przyrzeknijcie tylko, że będziecie się starać – mówi mężczyzna. – To już zupełnie wystarczy.

I przyszli, a on otworzył im drzwi i wpuścił je do domu.

Następnego ranka Pit, Pat i Pet znajdują swoje buty pełne słodyczy.

– Mikołaj jest wspaniały! – mówi Pit.

Obydwoje pozostali przytakują. I sądzą tak nie tylko z powodu czekolady.

Trudno być grzecznym

Dni przychodzą i przemijają, a każdy z nich przybliża Boże Narodzenie. Przez cały rok Pit, Pat i Pet mają tylko psoty w głowie. Teraz jednak nagle stają się grzeczni. Myją sobie posłusznie szyje, odnoszą starszym paniom siatki z zakupami, szorują nogi i używają wyrażeń „proszę”, „dziękuję”.

– Co się z wami dzieje? – pyta mama i uśmiecha się.

– No tak – mówi Pit.

– Tak sobie – stwierdza Pet.

A Pat mówi:

– Z powodu Bożego Narodzenia.

– Hm – chrząka mama.

Pit zastanawia się.

– Uważasz, że jest już za późno? – pyta.

– Na to, by być grzecznym, nigdy nie jest za późno – mówi mama. – Obyście tylko tacy byli.

Pit, Pat i Pet są więc nadal grzeczni, chociaż to wcale nie jest takie proste. Wieczorem, gdy zapada zmierzch, wchodzą na balkon, spoglądają w gwiazdy i snują dobre myśli.

Raz jednak Pet nie może się oprzeć. Spuszcza jabłko na kapelusz pewnego grubego mężczyzny. A potem boi się.

– Myślicie, że Dzieciątko Jezus zobaczyło to? – pyta ze strachem.

– Miejmy nadzieję, że nie – mówi Pat.

A Pit sądzi:

– Ostatecznie nie może tylko ciągle na nas zwracać uwagi.

W ciągu dnia dzieci szwendają się po ulicach, albo siedzą w parku.

– Co wy właściwie robicie? – pytają ludzie nieufnie, widząc, jak Pit, Pat i Pet umyci i uczesani siedzą spokojnie na pojemnikach na śmieci.

– Jesteśmy grzeczni – objaśnia Pat. A Pit i Pet ziewają przy tym, ponieważ bardzo męczy ciągłe bycie grzecznym. – A poza tym jest to bardzo nudne.

Gdy mija kilka dni, dzieci stają się trochę niepewne.

– A jeśli wcale nikt nie dostrzeże, że się tak grzecznie zachowujemy? – mówi nagle Pet.

– Musimy Dzieciątku Jezus zwrócić na nas uwagę – proponuje Pit.

Zastanawiają się na wszystkie sposoby, a wreszcie wpadają na pomysł.

List do Dzieciątka Jezus

Szybko biegną do dużego domu towarowego i kupują papier listowy oraz kopertę. Potem siadają przed drzwiami, gdzie dmucha ciepły wietrzyk i piszą swoje życzenia.

„Kochane Dzieciątko Jezus – wypisuje Pat wielkimi literami – przynieś mi proszę pudełko farb. Z zielonym, czerwonym, niebieskim i żółtym” – dodaje dla pewności.

„Kochane Dzieciątko Jezus – pisze Pet. – Ja chciałbym otrzymać samolot. Twój kochany Pet!”

A Pit gryzmoli:

„Kochane Dzieciątko Jezus, ja chciałbym bardzo dostać auto. Ale bardzo szybkie, jeśli to możliwe. Pit”.

– Czy powinniśmy od razu napisać pod spodem słowa podziękowania? – zastanawia się Pat.

Tak też robią. Potem składają list i wkładają go do koperty. Ale teraz dokąd mają go wysłać, nie znają przecież dokładnego adresu.

– Niebo – mówi Pat.

Pet jest jednak niepewny.

– No tak, ale jaki kod ma niebo?

Spoglądają po sobie, ale żadne z nich nie wie.

– Przepraszam – pytają panią, która sprzedaje warzywa. – Jaki jest kod do nieba? Lecz ona niestety także nie wie.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – mówi i wygładza z zakłopotaniem fałdy fartucha.

Dzieci pytają także szewca, majstra, dziewczynę z kawiarni i właściciela stacji benzynowej. Lecz nikt nie potrafi udzielić im właściwej informacji.

– Rzeczy najważniejszych dorośli też nie wiedzą – mówi Pet.

I wszyscy troje stają się niezwykle smutni. Wdrapują się na mur przed fabryką czekolady, gdzie tak ładnie pachnie i kładą list między siebie.

– Na próżno – wzdycha Pit. – Tyle wysiłku, aby być grzecznym.

Akurat w tym momencie nadleciał zza rogu podmuch wiatru, poderwał list i uniósł go w powietrze.

– Pomocy! – krzyczą Pit, Pat i Pet i biegną za nim co sił w nogach.

Ale listu już nie dogonili. Biegną więc z całym impetem wprost na policjanta, który wychodzi im naprzeciw.

– Halo! – mówi policjant i śmieje się. – Dokąd się wam tak spieszy?

Opowiadają mu całą historię.

– Z tego powodu nie musicie się wcale denerwować – mówi policjant. – Wszystko w porządku. Nie wiecie, że wiatr jest niebiańskim listonoszem? Zaniesie on wasz list prosto do Dzieciątka Jezus. A kodu niebo nie posiada, ponieważ nie można go pomylić z żadną inną miejscowością.

Tak zupełnie to Pit, Pat i Pet nie mogli uwierzyć, że wiatr zaniesie ich list, gdzie trzeba. Pomarszczyli czoła i idą do domu. Następnego jednak dnia, gdy wstają, przed drzwiami ich pokoju leży błyszczący włos anielski. Teraz są już całkiem pewni, że Dzieciątko Jezus faktycznie otrzymało ich list.

– Hurra! – krzyczy Pet. – Wszystko w porządku.

cdn.

Gina Ruck-Pauquet

Powyższy tekst jest fragmentem książki Czar Bożego Narodzenia.