Rozdział jedenasty. Serce Jezusa symbolem Bożej miłości ku nam

I rozradował się jak olbrzym, co drogę przebiega (1).

Wielki Pan, a bardzo chwalebny, a wielkości Jego nie ma Końca (2). Niebiosa wysławiają chwałę Pańską, a dzieła rąk Jego ogłasza firmament.

Wielki Pan nasz Bóg w Trójcy Świętej jedyny! Gdy spojrzymy w niebo, na słońce w ciągu dnia, na księżyc i niezliczone gwiazdy, iskrzące się na nim w nocy, gdy myśl naszą puścimy w pogoń za uciekającą przed nami w niezgłębione przestworza kometą, gdy duchem zwiedzimy te wszystkie niezmierzone nad nami światy: my „wczorajsi”, co jutro może będziemy pastwą robactwa, pochowani w zgniliźnie i pogrążeni w zapomnieniu – my wobec ogromu Majestatu, piękności, mądrości Tego, który to wszystko stworzył, zawołać musimy: Wielki Pan, a bardzo chwalebny, a wielkości Jego nie masz końca. Chwalcie Go w możnościach Jego! Chwalcie Go według mnóstwa wielkości Jego (3). On bowiem, a nie kto inny jest wielki!

On, Bóg jeden w trzech osobach, rzekł – zostało uczynione, rozkazał – są stworzone. Postanowił je na wieki wieków, stałość dał i nie przeminie (4). On uczynił to wszystko. Wielki Pan! Wielki Bóg, Ojciec nasz, wielki Bóg Syn i wielki Bóg Duch Święty!

Objawiła się wszechmoc Pana, Boga naszego w stworzeniu świata, kiedy zostawił ślad swej potęgi we wszelkim nierozumnym stworzeniu, ale jeszcze bardziej i o wiele doskonalej objawiła się, kiedy, stwarzając stworzenie rozumne, odtworzył w nim obraz i swoje podobieństwo. W człowieku i jego nieśmiertelnej duszy jak w zwierciadle odbiła się moc, mądrość i piękno Stwórcy, a przede wszystkim Jego miłość.

Człowiek jedyny z całego stworzenia widzialnego może swego Pana i Boga naśladować, stać się mądrym, cnotliwym, dobrym, szlachetnym, świętym, kochającym.

Toteż względem tego człowieka Pan Bóg, któremu obca jest nienawiść względem wszystkiego, co uczynił, rozmnożył swą miłość. I rozkoszą stało Mu się przebywanie z synami człowieczymi, bo umiłowawszy ich, do końca ich umiłował.

A zaczął od tego, że z miłości ku niemu zgotował mu mieszkanie w raju, wszelkie stworzenie, żyjące na ziemi, w wodzie lub latające w powietrzu oddając na jego usługi, że za ojczyznę przeznaczył mu niebo i siebie za wieczną nagrodę – że nieskończoną swoją szczęśliwość uczynił jego przeznaczeniem, a tymczasem z serca jego przez łaskę uczynił dla siebie świątynię.

I oto, gdy były stworzone, w dzień, w trakcie którego uczynił Bóg niebo i ziemię, wszelką różdżkę polną, nim weszła na ziemię i zanim wszelkie ziele tej krainy wyniknęło, Pan Bóg (wszedł, jakby w naradę ze sobą samym i) powziąwszy postanowienie, rzekł: Uczyńmy człowieka na wyobrażenie i podobieństwo nasze. I utworzył Pan Bóg człowieka z mułu ziemi.

Wyszedł wtedy człowiek z rąk Bożych, jako Namiestnik Najwyższego i Pan tego świata, jaśniejący w swej duszy światłością podobieństwa Bożego i godnością swego nadziemskiego przeznaczenia.

A Pan Bóg tego człowieka miłował miłością nieskończoną, którą odtąd opowiadały sobie niebiosa, uwielbiali aniołowie.

I człowiekowi utulonemu miłością Bożą było dobrze na ziemi. Miał wszystko, czego potrzebował w obfitości przechodzącej wszystkie jego pragnienia: miał w dodatku zadatek przyszłego szczęścia i zapewnienie ziszczenia najgorętszych swych pragnień w życiu przyszłym przez częste obcowanie z najdroższym swym Ojcem i Panem.

Te odwiedziny Stwórcy u stworzenia – to nowy objaw Jego miłości.

Ale ten człowiek wykoleił się i zbłądził z drogi, która prowadziła go do doczesnej i wiecznej szczęśliwości. Uwikłany w sidła szatana kipiącego złością na widok jego szczęścia, podeptał podobieństwo Boże w swym sercu, rozdarł dokument, dający mu prawo do nieba, utracił łaskę Pana Boga, stał się synem gniewu, pogrążył się w ciemnościach fałszu, błędu i grzechu. Mnożąc swe grzechy począł coraz szybciej toczyć się, oddalać od swego przeznaczenia, a zbliżać się do krainy, którą zamieszkuje wieczny smutek i śmierć.

We dnie widzimy i rozróżniamy wszystko. W nocy widzimy coraz mniej, aż wreszcie przyjdzie chwila, że nie możemy już więcej rozróżniać, ani koloru, ani kształtów, ani znaleźć sobie drogi – bywa, że, zbłąkawszy się w górach, nie wiemy w końcu, skąd wyszliśmy, dokąd dążymy.

Tak było z ludzkością po upadku Adama – w grzech i ciemność.

I błądząc w tej ciemności, cała ludzkość, a z nią każdy człowiek, wpadłby w przepaść wiecznego potępienia, gdyby Pan, niezmierzony w swych cnotach, nie postanowił skorzystać ze sposobności, aby okazać ziemi i niebu swe miłosierdzie, tak jak użył buntu i upadku aniołów, aby okazać swą sprawiedliwość.

Bylibyśmy, najmilsi bracia w Chrystusie, zginęli, gdyby się nie okazała dobrotliwość i ludzkość Zbawiciela naszego Boga, który według miłosierdzia swojego zbawił nas przez obmycie, odrodzenie i odnowienie Ducha Świętego (5).

Pan Bóg nie tylko w widocznej postaci okazał się ludziom, (jak w raju), ale stał się ciałem, na które możemy patrzeć, którego możemy dotykać, jak każdego innego, według słów św. Jana: I mieszkał między nami, bo nas miłował.

Dlatego się urodził i obcował z ludźmi, dlatego przyszedł na świat, bo w swej niezmierzonej miłości chciał nas, którzy zdecydowaliśmy, aby się gubić, związkami Adamowymi, związkami miłości tak wielkiej, tak niespodzianej, po tak licznych objawach naszej niewdzięczności porwać za sobą, uczynić szczęśliwymi i przywrócić nam utraconą ojczyznę.

Jak słońce zapowiada się brzaskiem, potem wstaje wschodem, a w dalszym ciągu obdarza nas z każdą chwilą wzrastającym ciepłem i światłem – tak było z miłością i miłosierdziem Pańskim względem upadłej ludzkości, względem każdego z nas z osobna.

Kiedy straszne ciemności błędu i grzechu panowały na świecie, kiedy człowiek zupełnie zapomniał o swym Stwórcy, a pogrążony w występkach nie miał w rozumie ani iskierki myśli dla Pana Boga, aby Go poznać, ani iskierki miłości w woli, aby Go umiłować, kiedy, oddany zmysłowości, znał tylko to, czuł tylko to, co dogadzało jego zmysłom i czemu zmysły jego dawały świadectwo, bo się stał przyrównany bydlętom nierozumnym (6); wtedy Pan Bóg postanowił mu się przypomnieć, zachwycając swą pięknością, porywając swoją dobrocią, postanowił dać jego oczom sposobność oglądania Boga, uszom – słuchania słów pochodzących z ust Boga, sercu – miłowania z całej siły Tego, co taki dobry i łaskawy, co idąc przez świat dobrze czynił i sprawić, by tak zatęsknił za niebem, że gotów był zerwać z grzechem, odzyskując tym samym utraconą ojczyznę.

Przez swoje wcielenie Syn Boży, Bóg prawdziwy i Stwórca świata pragnął zwrócić na siebie naszą uwagę. On wiedział, że w człowieku przeważa obecnie ciało, że do rzeczy czysto duchowych trudno jest mu się wznieść, więc mu to ułatwił, dostosował do jego słabości, stając pomiędzy ludźmi, jako jeden z nich.

Miłował człowiek ojca, od którego otrzymał życie, miłował brata, przyjaciela, z którym przestawał – uczył się u swego nauczyciela, słuchał swego wodza: oto teraz może przenieść tę miłość także na Pana Boga, bo znajduje w Nim podobnego do siebie człowieka, który jest mu zarazem Ojcem i Bratem, największym Dobrodziejem i Przyjacielem, Nauczycielem i Wodzem.

Wszechmocne Twoje słowo z nieba, z królewskiej stolicy, jak srogi wojownik runęło pośrodku zatraconej ziemi (7). I rozradował się jak olbrzym, co drogę przebiega (8), z nieba – do żłóbka, ze żłóbka – na krzyż, a z krzyża – znowu do nieba.

I był między nami Jezus, Zbawiciel. Kochał nas, gdy kwilił na ręku Najświętszej Panny, gdy jako niemowlę uciekał do Egiptu – kochał, gdy w świątyni ofiarował się Ojcu Niebieskiemu, gdy nam w Nazarecie zostawiał przykład życia ukrytego – kochał, gdy przez lat trzydzieści trzy dzielił z nami naszą dolę.

Matka, gdy uczy swe dziecię stąpać i chodzić, bierze je na ręce, stawia na ziemi, i idąc przed nim, pokazuje, jak chodzić trzeba. Ta matka, zanim da dziecku potrawę, sama ją przedtem kosztuje, aby dziecko zachęcić do naśladowania, szczególnie, gdy chodzi o lekarstwo gorzkie i wstrętne.

Tak samo postępował Pan względem nas, ten Pan, w którego piersi Serce gorzało ogniem miłości nieskończenie większej, niż najlepszej matki ku swemu dziecku. On, mający od początku z Ojca chwałę, stał się z miłości ku nam podobny we wszystkim do swych braci, aby zostać miłosiernym i wiernym, najwyższym kapłanem Boga. Toteż nasz kapłan najwyższy nie jest taki, żeby się Sercem nie mógł ulitować nad naszą porywczością, bo mamy najwyższego kapłana kuszonego we wszystkim na podobieństwo z nami, oprócz grzechu.

Ziemia przeklęta w raju rodzi nam osty i ciernie. My po nich stąpamy, raniąc sobie nogi, a jęcząc i płacząc na tym łez padole, zdążamy do progu wieczności.

On nas kocha, przyłącza się do nas i stąpa po tej samej ziemi, co my – cierpi z naszego powodu zimno i upał, cierpi głód i pragnienie, cierpi prześladowanie, zapomnianie, upokorzenie wszelkiego rodzaju – w pocie czoła zarabia na swój codzienny chleb – wyciąga do swoich ręce, a oni nie chcą Go przyjąć… Oni godzą na Jego życie, starają się Go podejść, podchwycić i zgubić. Im więcej On swą dobroć ludziom okazuje, tym bardziej ziemia ich serc rodzi Mu coraz to ostrzejsze ciernie.

Stał się do nas podobny, dzielił nasz los, bo nas umiłował i litował się nad nami. I nic Go zrazić nie mogło! Ani przewrotność faryzeuszów, ani lekkomyślność i niewdzięczność ludu żydowskiego, ani nikczemna podłość Judasza, ani głupota i ziemskie uczucia apostołów. Zaledwie skończył zaspokajać ich głód i cudem niebywałym do swego posłannictwa przykładał pieczęć Boską, oni odmawiają Mu wiary, powiadając: Twarda jest ta mowa, któż jej może słuchać? I odwracają się od Niego. Odtąd wielu Jego uczniów odeszło wstecz i już z Nim nie chodzili (9).

A On przecież zapowiedział im, że miłuje ich aż do zatęsknienia za nimi w niebie, że na każde skinienie kapłana powracać będzie pod postaciami sakramentalnymi, aby stać się ich pokarmem i życiem. Nawet jeden z dwunastu Mu nie wierzył. Czy ja nie wybrałem dwunastu? A jeden z was jest diabeł…

Biedne Serce Boże! Rozsadzała je miłość, a miłości spotykało tak mało!

Toteż skarży się Pan: O narodzie niewierny! Dokąd przy was będę? Dokąd będę cierpieć przez was?

Panie! Ty sam wiesz najlepiej, który znasz niezmierzoną głębię swego Serca… wiesz, że będziesz przy nas aż do śmierci, a śmierci krzyżowej – że będziesz cierpieć za nas, aż wylejesz na krzyżu ostatnią kropelkę Krwi za nas – że mimo zniewag i świętokradztwa zstępować będziesz na nasze ołtarze, aby karmić Twoich wybranych, wzmacniać, ożywiać, uświęcać!

Umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował.

Tego chciał Jego Ojciec, to była Jego wola, a wola Ojca była Mu pokarmem. Jest wolą tego, który mnie posłał, abym nikogo nie stracił z tych wszystkich, których mi dał, ale żebym ich wskrzesił w dniu ostatecznym (10).

A ponieważ do tego trzeba było, aby Syn człowieczy był podwyższony – bo tylko w ten sposób w niezbadanych wyrokach Bożej Opatrzności nie zginie ten, który Weń uwierzy, ale będzie mieć żywot wieczny (11) – więc z miłości ku Ojcu i Jego woli – z miłości ku nam, On, nasz pośrednik i Zbawiciel, umarł za nasze grzechy i został zraniony za nasze występki. I kiedy, zawisłszy między niebem a ziemią, prosi o przebaczenie dla nas, przelewa za nas do ostatniej kropli swą krew, odstępuje nam Serce Matki i wśród trzęsienia ziemi, zaćmienia słońca, woła wielkim głosem: dokonało się. Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego – życie swe za nas kładzie. On spełnia wolę Ojca a nam okazuje – miłość.

Mało tego, nie mogąc w ten sposób okazać nam swej ogromnej miłości, utrwala swoją mękę w Najświętszym Sakramencie Ołtarza i to, co uczynił z całą ludzkością, przyjmując ludzkie ciało, powtarza z każdym z nas z osobna, zlewając się w jedno z naszym ciałem w Komunii Świętej.

On sam stał się pamiątką cudów swej miłości, jako jej nowy dowód, ponawiający się po wszystkie czasy i na wszystkich miejscach.

Umarł za nas, jednak Jego miłość nie dała się zwyciężyć śmierci. Bowiem Jego miłość ku nam jest silna jak śmierć. Ludzie, przybiwszy Go do krzyża, wysączyli ostatnią kroplę Jego najświętszej Krwi – a On, opuściwszy swe ciało – to arcydzieło Stworzenia – odpłacił nam po Bożemu, otwierając nam na oścież drzwi do swego Serca.

I kiedy ręka Longina spełniała świętokradzki czyn, kierowała nią Jego miłość ku nam. On otworzył swe martwe Serce, aby jak drugi Mojżesz wyprowadzić ze skały nie jedno, ale siedem źródeł, niosących do końca świata pomiędzy ludzkość życie, zdrowie, spokój sumienia, wesele serca.

Cieszmy się bracia w Chrystusie! Serce Boże stoi dla nas otworem. Choć Ojciec nasz i Pan siedzi w chwale po prawicy Ojca, jednak nie zostawia nas sierotami.

Ile razy Kościół święty wznosi do Niego swe ręce i błaga, aby przyszedł i leczył, uzdrawiał, uświęcał przez święte sakramenty dusze przez siebie odkupione – On przychodzi, leczy, uzdrawia i uświęca. Chrzci Piotr, chrzci Paweł, rozgrzesza Piotr, rozgrzesza Paweł, ale w Jego imieniu: owszem właściwie chrzci i rozgrzesza On – Bóg.

Ale Jego miłość okazuje się w szczególny sposób wtedy, gdy kapłan, spełniając Jego zlecenie, wstępuje na stopnie ołtarza, bierze chleb, bierze wino i powtarza Jego słowa. Wtedy znowu sprawdza się słowo Pańskie: Rozkoszą moją być między synami człowieczymi! On Król królów i Pan panów spieszy codziennie na setki tysięcy ołtarzy, do serc milionów wiernych, wielkich i małych. Nie odstraszają Go ich zniewagi, świętokradztwa, nieuszanowania, oziębłości i niedbalstwa. Byleby pomóc innym, byleby okazać swą miłość, gdyby było potrzeba, byłby gotów cierpieć jeszcze więcej, jak to wyraźnie oświadczył wybranej swego Serca – Małgorzacie Alacoque.

A chodzi Mu o to, abyśmy wiedzieli o Jego miłości. Przypomina nam to raz po raz przez różne objawienia, szczególnie przez te, którymi zaszczycał bł. Małgorzatę, a także przez ustanowienie Nabożeństwa do swego Najświętszego Serca.

Pan nas kocha. Kocha mnie i ciebie. Przecież wierzymy, że On jest prawdziwie tu na ołtarzu obecny, rzeczywiście i istotnie. Jak ja tu jestem z całą swą istotą, jak wy jesteście przede mną, tak On jest tam. A przyszedł tam, zamieszkał, abyśmy mieli żywot i to w obfitości.

Kochajmy Go zatem i my, bracia w miłości Chrystusowej. A teraz będąc wyzwoleni od grzechu, a stawszy się niewolnikami Boga, mamy owoc nasz ku uświęceniu, a na koniec żywot wieczny (12). Dlatego też stworzeni przez miłującego nas Boga, dla nieba – odkupieni przez Jego jedynego Syna, również wieczną miłością nas miłującego, abyśmy mogli się dostać do nieba – uświęceni przez Ducha Świętego, Ducha Prawdy i Miłości, abyśmy zdążać do nieba mogli – chlebem niebieskim nakarmieni – pamiętajmy bracia, że nasze obcowanie powinno być w niebiosach, skąd oczekujemy Zbawiciela, Pana naszego Jezusa Chrystusa (13).

Przez Niego, w Nim i z Nim odzyskaliśmy, co utraciliśmy – odzyskaliśmy utracone podobieństwo Boże, prawo do Nieba, przyjaźń Bożą – odrodziliśmy się do nowego życia.

Jego miłość ku nam, jak potok, od początku świata, wzrastając w każdej chwili, zalewa nas ze wszystkich stron.

Patrzcie, bracia najmilsi, co On, który jest możny uczynił nam w swym wielkim, niezgłębionym miłosierdziu! Patrzcie, jaką miłość dał nam Ojciec, że pomimo upadku pierwszych rodziców i mnogości grzechów ich potomków, nazwani jesteśmy synami Bożymi. Ale i tego mało. Jeszcze się nie okazało, czym będziemy. A wiemy, że gdy się to okaże, będziemy Mu podobni, bo Go ujrzymy, jakim jest (14), bo ilu ich przyjęło Go, Jezusa Chrystusa, sprawiedliwego, wierząc i słuchając, uczynił ich synami Bożymi (15), bo wtedy, gdy umierali dla grzechu i świata, otrzymali żywot Boży, ukryty z Chrystusem w Bogu. Stąd, gdy Chrystus się okaże, wtedy i oni okażą się z Nim w chwale.

To kiedyś… Kiedyś złączymy się z Nim widocznie, po dobrej śmierci, do której przez dobre uczynki powinniśmy się przygotować. A dziś? Dziś jesteśmy wygnani. On w chwale. Jednak On tak nas miłuje, że nie chce czekać na tę chwilę i, kiedy my jeszcze nie możemy wznieść się do Nieba, On z Niebem do nas zstępuje i, ukryty pod postaciami chleba, wchodzi do naszej duszy, zakłada w niej swój tron i rządzi stamtąd nami, wysłuchuje naszych próśb, pociesza, pokrzepia, ożywia…

Mając Go w sobie, ponieważ z Nim razem powstaliśmy, zwracajmy się do tego, co w górze, gdzie zasiada Chrystus po prawicy Ojca, miłujmy to, co jest w górze, nie co na ziemi. Precz z rozpustą, pijaństwem, nienawiścią, przekleństwem, krzywdą ludzką – to ziemskie, grzeszne. A my umarliśmy z Chrystusem dla świata i grzechów, a żyjemy w Bogu. Więc razem z Nim w górę! Za Nim nasze serca! Jak On bądźmy pokorni, cisi, miłosierni, łagodni, cierpliwi, pracowici, posłuszni, wstrzemięźliwi, uczynni, bo On po to umarł i zmartwychwstał, aby panować nad żywymi i umarłymi.

Kochajmy Tego, który pierwszy nas umiłował, a kochajmy nie tylko słowem, ale i czynem, a On umiłuje nas i przyjdzie z Ojcem, i uczyni w nas wieczne mieszkanie. Co daj Boże. Amen.

Ks. Aleksander Mohl

(1) Ps 18, 6.

(2) Ps 144, 5.

(3) Ps 150, 2.

(4) Ps 148, 6.

(5) 2 Tt 3, 5.

(6) Ps 48, 13.

(7) Mdr 18, 15.

(8) Ps 18, 6.

(9) J 6, 61. 67.

(10) J 6, 39.

(11) J 3, 16.

(12) Rz 6, 12.

(13) Flp 3, 20.

(14) J 3, 1.

(15) J 1.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.