Rozdział jedenasty. Przybicie do krzyża

Rozmyślanie o swoim synu lub córce przybitych do krzyża stanowi dla rodzica owocne rozważanie. Nie oznacza to oczywiście, że dziecko zastępuje Chrystusa, ale że przez dziecko, przez moją miłość do dziecka, przybliżam się do Chrystusa.

My, rodzice, musimy zrozumieć, że nie jest naszym powołaniem, tak jak niektórych, podążać ku Bogu opuszczając innych. Naszym powołaniem jest iść do Boga przez obejmowanie innych. Przez miłość tych, którzy należą do nas pogłębiajmy miłość do Boga, do którego należymy.

Chrześcijańskie małżeństwo nie oznacza, że mąż i żona kochają się nawzajem jedną miłością, a Boga inną. Kochają Jezusa i siebie tą samą miłością, a właściwie tym samym rodzajem miłości. W rzeczywistości nie ma różnych rodzajów miłości. Jeśli wiemy, czym jest miłość, wiemy też, że istnieje tylko jedna.

Miłość nie jest fizycznym tuleniem drugiej osoby. Uściski są, czy powinny być, jej wyrazem. W innym wypadku nie jest to tym, czym powinno być. Jeżeli mąż i żona nie kochają się w Bogu, w zgodności z obowiązującymi nas prawami Boskimi, wtedy to, co do siebie czują w ogóle nie jest miłością.

Kochać, podkreślmy, to pożądać dobra ukochanych i starać się, żeby to dobro przetrwało. A najprawdziwszym dobrem ukochanych jest życie w przyjaźni z Bogiem, w jedności z Chrystusem. Małżeństwo chrześcijańskie jest wtedy sytuacją życiową, w której dwoje, którzy naprawdę się kochają, w prawdziwym znaczeniu miłości, pomagają sobie nawzajem kochać Boga przez posłuszeństwo Jemu.

Wówczas dla męża żona jest bramą do świętości, jest drogą do Boga. Dla żony to mąż jest ścieżką do świętości. W sakramencie małżeństwa mają współpracować z Chrystusem w drodze do uświęcenia obojga. Dlaczego jeszcze Jezus podniósł małżeństwo do godności sakramentu? Dlaczego jeszcze uczynił je jedną z dróg, przez którą zadowala się rozdzielaniem Boskiej łaski? Nie po to, żeby niszczyć czy umniejszać cielesne aspekty życia małżeńskiego. Radość małżonków z bycia razem nie może być tak wielka i czysta jak powinna być, jeśli nie mają czystych sumień. Jeżeli w miłości małżeńskiej istnieje jakikolwiek duchowy wyrzut, nie da im ona szczęścia, jakie powinna dać. Nie da jedności, która miała być dana – jedności, pokoju, harmonii, spokoju i pogody ducha, jakie winny być jej owocami.

Ta harmonia i pogoda ducha są najgłębszymi fundamentami szczęścia rodziny. Jak wiele, wiele dzieci żyje w głębokiej niepewności buntując się przeciwko temu, czego nie znają, ponieważ ich rodzice nie są zjednoczeni w Chrystusie albo przynajmniej przypuszczają, że nie są zjednoczeni w Chrystusie!

„Wyobraź sobie, że nie są zjednoczeni w Chrystusie.” To jest prawdziwy i bolesny stan w naszych czasach pełnych sprzecznych błędów: purytanizmu i hedonizmu. Wielu małżeństwom czy to pruderia, czy nadmierne przywiązywanie wagi do seksu przeszkadza w znalezieniu w małżeństwie radości i bezpieczeństwa w Bogu, dla których zapewnienia ten wielki sakrament został ustanowiony.

Albo zaczynają obdarzać się nawzajem wyrzutami sumienia z powodu rygoryzmu albo spodziewają się więcej po swoim ofiarowaniu niż może ono dać. W pierwszym przypadku czują się winni, w drugim oszukani. Nie. Chrześcijańscy mąż i żona muszą osiągnąć chrześcijańską postawę umysłu wobec małżeństwa, jeśli mają znaleźć w małżeństwie głębię radości i dobra, jakie powinni w nim znaleźć.

Małżeństwo, sakrament małżeństwa, jest pierwszym zjednoczeniem dusz.

Mąż i żona darzą się wzajemnie miłością, nie w nowoczesnym błędnym znaczeniu „bycia zakochanym”, ale we właściwym znaczeniu bycia przygotowanym do służenia sobie, do wzajemnego stawania w obronie, wzajemnego poświęcenia, wspólnej pracy nad wzajemnym powodzeniem w drodze do sukcesu w małżeństwie. Poza zjednoczeniem dusz, poza wzajemną prawdziwą miłością, przychodzi zjednoczenie ciał. Każde zjednoczenie przyczynia się nieustannie do udoskonalenia i pogłębienia drugiego.

Mąż i żona muszą zrozumieć, że małżeństwo, jak inne sakramenty, było wypracowane dla nas przez Chrystusa na krzyżu. Nie była to pozbawiona znaczenia i pełna lęku rzecz, którą chciał nam przyznać i przyznał. O, nie. Chrystus pragnie, aby małżeństwo było szczodre, a mąż i żona rozumieli, że ich wzajemne oddanie jest dobre i cieszy Go. Chce, żeby małżonkowie postrzegali siebie jako ścieżki do Niego. Chce, żeby szli trzymając się za ręce, serce obok serca, do Niego.

Jeśli chcemy ujrzeć Chrystusa w Jego braciach najmniejszych, nie zobaczymy Go w naszym małżonku? Naprawdę to w naszym małżonku, w sakramencie małżeństwa, powinniśmy dostrzec Jezusa najwyraźniej i najbliżej.

Małżeństwo jest swoim własnym powołaniem i w nim działamy z takim samym rodzajem poświęcenia i całkowitego oddania się, jakiego oczekujemy od księdza w przypadku jego powołania.

Żona, dzieci i Chrystus są najbliżsi i najbardziej bezpośrednimi krewnymi dla męża. Żona i dzieci są jego powołaniem, jego drogą do świętości. Jest to nieco mniejsze powołanie od religijnego podobnie jak człowiek jest nieco mniej niż aniołem. Ale nie oznacza to, że człowiek nie jest wspaniałą istotą, a małżeństwo wspaniałym powołaniem. I tak jak mężczyzna czy kobieta, żeby dostąpić łaski, może wznieść się wyżej niż anioł, tak mąż i żona, żeby dostąpić łaski w sakramencie małżeństwa, mogą wznieść się wyżej niż ksiądz czy siostra zakonna we własnym powołaniu.

My, żony i mężowie, nie będziemy porównywać naszego stylu życia z zakonnym. Nie będziemy porównywać naszego stylu życia z żadnym innym. Naszym zadaniem jest poświęcić się całym sercem własnemu, z pełnym zaufaniem dla Bożej łaski i opatrzności oraz z możliwie najpełniejszą realizacją wzniosłości naszego powołania.

Naprawdę nikt nie idzie bezpośrednio do Boga. Każdy musi przejść pewnymi drogami i przez służbę bliźnim. Dla męża i żony droga do Boga wiedzie przez nich samych i ich dzieci, przez ich miłowanie i służenie. To dlatego rozmyślanie o własnym synu lub własnej córce na krzyżu jest tak owocne.

Nasi synowie i nasze córki są nam dani, żebyśmy mogli pomóc im, a oni nam, w zbawieniu. Rodzic myślący o swoim dziecku na krzyżu przybliża się do Chrystusa, może lepiej pojąć, co Jezus wycierpiał dla nas, może być głębiej zjednoczony z Chrystusem w Jego męce. Myśląc o swoim dziecku jako ukrzyżowanym, rodzic zdecydowanie lepiej rozumie, co poświęciła dla nas Maryja.

W tego typu medytacji rodzice mogą znaleźć prawdziwą mądrość małżeństwa i rodziny. Rozważając Drogę Krzyżową i myśląc o swoich ukochanych dzieciach mogą wyraźniej i bardziej tkliwie myśleć o Chrystusie, kochać Go i dziękować Mu za Jego dobroć.

Później wracając do domu, mąż może spojrzeć na żonę i dzieci, czy żona na męża i dzieci i dostrzec w nich Chrystusa i trochę lepiej zrozumieć szlachetność i głęboką dobroć chrześcijańskiego małżeństwa i życia rodzinnego.

Joseph A. Breig

Powyższy tekst jest fragmentem książki Josepha A. Breiga Mądrość Krzyża szczęściem rodziny.