Rozdział jedenasty. Pan Jezus przychodzi do Maćka

Piotrek i Ula wracają ze szkoły. Piotrek naciska dzwonek. Potem staje na czubkach palców i zagląda przez drzwi, przyciskając nos do matowej szyby. Dlaczego mama nie otwiera? Niecierpliwie dzwoni jeszcze raz, i to bardzo długo.

– Nie możesz trochę poczekać? – upomina go Ula. – Mama nie chce, by tak często dzwonić.

Piotrek spieszy się dziś rzeczywiście, podczas gdy Uli niezbyt pilno zobaczyć mamę. Zaraz dowiemy się dlaczego tak jest. Wreszcie słychać kroki na schodach.

– Mamo, mamo, słuchaj! Dostałem dziś czwórkę z pisania, a Ula dwóję!

Otwierają się drzwi.

– Pst, cicho! – mówi mama. – Nie krzycz tak straszliwie.

Piotrek jest zawiedziony. Dlaczego mama nie słucha jego radosnej nowiny?

– Wchodźcie cichutko, na paluszkach, Maciek Kierski jest bardzo chory – tłumaczy mama.

– Maciek?

– Co mu jest?

– Doktor powiedział, że zapalenie płuc. Przed chwilą właśnie wyszedł.

Zmartwione dzieci wchodzą do mieszkania.

– Wasz obiad stoi na ogniu. Bierzcie sobie same… Ja zajrzę do pani Kierskiej, jest taka roztrzęsiona – mówi mama wychodząc z mieszkania.

Piotrek i Ula rozbierają się i biorą za jedzenie. Jeszcze nigdy tak się nie zdarzyło, by mamy nie było podczas obiadu. Gdy już skończyli, Ula proponuje:

– Piotrze, mama nie ma dziś czasu, czy nie moglibyśmy szybko zmyć talerzy?

Właściwie to Piotrek chciał natychmiast uciekać, by zagrać w piłkę nożną z Władkiem i Pawłem. Ale przypomina sobie, że dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej powinny pomagać rodzicom. Tego życzy sobie Pan Jezus.

– Niech będzie – mruczy i zdejmuje z haka ręcznik. – Ja mogę wycierać talerze.

Ula wlewa z kotła do wanienki wielką chochlę gotującej się wody, dolewa trochę zimnej i zaczyna zmywanie.

Wtem otwierają się drzwi i zjawia się mama. Zdziwiona woła:

– Dzieci, dzieci! Co wy robicie! Przecież to ukrop! Moglibyście się poparzyć!

Ale Piotrek odpowiada z pewnością siebie:

– O ile chodzi o nas, mamo, to możesz być cały dzień poza domem. Wszystko zrobimy sami.

Mama ma jednak inne zdanie. A dla nich ma coś pilniejszego do zrobienia. I sama biorąc się za talerze mówi:

– Pani Kierska sądzi, że byłoby dobrze wezwać księdza proboszcza…

– Księdza proboszcza? A po co on Maćkowi?

– Przyniesie mu Pana Jezusa. I Maciek powinien się wyspowiadać… Nigdy nic nie wiadomo… On może nawet umrzeć.

– Umrzeć? – dzieci zamilkły zdziwione.

– Czy z nim aż tak źle?

– Tak, niedobrze. Myślałam, że oboje moglibyście pójść do księdza proboszcza i powiedzieć mu o tym.

– Oczywiście, mamo, przecież dobrze go znamy.

Szybko wkładają płaszcze. Ula zapomina z pośpiechu o rękawiczkach, a Piotrek wychodzi bez czapki. Mama również tego nie zauważa.

Biegną szybko, jak tylko mogą. Wkrótce wpadają zdyszani na plebanię. Mają szczęście: ksiądz proboszcz nigdzie nie wyszedł.

– Zaraz idziemy – mówi i włożywszy płaszcz zabiera dzieci ze sobą do kościoła.

– Uklęknijcie na chwilkę – poleca, a sam podchodzi do tabernakulum po stopniach ołtarza; otwiera drzwiczki i z pozłacanej puszki wyjmuje małą Hostię. Wkłada ją do maleńkiej torebki zawieszonej na piersiach. Znów starannie zamyka drzwiczki tabernakulum i daje dzieciom znak, by szły za nim. Ale nie mówi do nich ani jednego słowa.

Cicho idą ulicami, przez które pędzą samochody i motocykle. Mija ich wielu, wielu ludzi. Ale nikt nie wie, że Pan Jezus przechodzi obok nich. Piotrek i Ula wzięli się za ręce i pobożnie idą za księdzem proboszczem.

Mama czekała już, wyglądając przez okno. Teraz otwiera drzwi i przyklęka, gdy przechodzi ksiądz, a potem idzie razem do państwa Kierskich.

W sypialni panuje półmrok. Zasłony są zaciągnięte. W łóżku leży Maciek. Ma takie czerwone policzki! Z pewnością ma wysoką temperaturę. Piotrek i Ula klękają przy drzwiach. „Pan Jezus przyszedł do naszego domu, by pomóc choremu chłopcu” – myślą.

Na stole pokrytym śnieżnobiałym obrusem stoi duży, drewniany krzyż. Obok dwie świece. Zapala je pani Kierska. Także i świecę Maćka od Pierwszej Komunii Świętej, stojącą na stoliku przy ścianie. Potem wszyscy wychodzą z pokoju. – Maciek się teraz spowiada – tłumaczy mama.

Po chwili drzwi znów się otwierają. Teraz chory chłopiec przyjmie Pana Jezusa. Ksiądz proboszcz odmawia modlitwy przy Komunii. Mama mu odpowiada. A pani Kierska stoi z tyłu, tłumiąc łzy.

Ksiądz proboszcz podnosi Hostię, w której ukryty jest Pan Jezus i mówi: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł do serca mego…”. Ula patrzy na Hostię i modli się: „Kochany Zbawicielu, jesteś w naszym domu… Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko Ciebie. Pomóż choremu Maćkowi, by nie umarł, ale wyzdrowiał. Z nim można tak pięknie się bawić…”.

Po przyjęciu Pana Jezusa Maciek leży z zamkniętymi oczyma. Jak pięknie złożył ręce! Pan Jezus jest w nim.

Razem z księdzem proboszczem wychodzi też mama z dziećmi. Maciek musi mieć spokój.

Gdy są już u siebie, Piotrek pyta:

– Czy Maciek musi umrzeć?

– Tego nikt z nas nie wie, tylko sam Pan Bóg. Powinniśmy troszczyć się o niego i modlić się.

– Mamo, przecież za naszego Jurka modliłaś się ty i tatuś, i babcia też… a jednak umarł – głośno zastanawia się Ula.

– Tak, umarł… My jednak zawsze powinniśmy modlić się o zdrowie. Bo nam się wydaje, że lepiej jest żyć. Ale czasem lepiej jest umrzeć. Pamiętam, kiedyś, gdy byłam jeszcze mała, opowiadano o pewnej matce z naszej okolicy, że bardzo gorąco modliła się o zdrowie dla swego dziesięcioletniego syna, ciężko chorego. Chłopiec rzeczywiście wyzdrowiał. Minęło dalszych dziesięć lat. Chłopiec dorósł, ale dostał się w złe towarzystwo i w czasie bójki zabił kolegę. Matka znów rozpaczała i wciąż powtarzała znajomym, że lepiej byłoby, gdyby syn zmarł jako dziecko podczas choroby. Kiedy jednak lepiej jest umrzeć niż żyć, wie tylko Pan Bóg… Dlatego nie powinniśmy mieć żalu do Niego, gdy nie wysłucha naszej modlitwy i ześle śmierć… Bóg jest dobry i dał nam potem drugiego Jurka…

Wszyscy troje spojrzeli teraz na małego Jurka, który leżał spokojnie w łóżeczku. Mama bierze go na ręce, potem zmienia mu pieluszki i koszulkę. Ula pomaga jej przy tym. „Jaki piękny jest ten nagusieńki braciszek!” – myśli. Zawsze pomaga mamie przy kąpieli czy ubieraniu Jurka. Mama mówi, że to nic złego, jeśli takie małe dziecko jest nagie. Tylko starsze dzieci winny być zawsze ubrane.

I Piotrkowi też podoba się teraz mały braciszek. Mama miała rację mówiąc, że gdy chłopiec podrośnie, to będzie ładniejszy. Gdy leży w łóżeczku, to coraz częściej wywija nóżkami i rzuca nimi na wszystkie strony. A gdy Ula połaskocze go pod nosem, to się śmieje. Gdy ujrzy zaś Piotrka i Ulę wracających ze szkoły, jego twarzyczka staje się okrągła od uśmiechu. Wszyscy bardzo lubią małego Jurka.

Wieczorem Piotrek i Ula jeszcze raz modlą się o zdrowie dla Maćka.

Następnego dnia rano pani Kierska przychodzi powiedzieć, że chłopiec czuje się lepiej i że spadła trochę temperatura.

– Moja modlitwa też mu pomogła – chce się pochwalić Ula.

Mama uśmiecha się:

– Tak, z pewnością. Każda modlitwa przynosi coś dobrego.

Erika Goesker

Powyższy tekst jest fragmentem książki Eriki Goesker Przygody Piotrka i Uli, czyli jak przygotować się do I Komunii Świętej.