Rozdział jedenasty. Olbrzym siłacz i zdolna wróżka

Dawno, dawno temu, kiedy po ziemi chodziły olbrzymy (teraz pewnie też dałoby się je zobaczyć, gdybyśmy poszukali w odpowiednim miejscu), żył sobie młody wielkolud, który był bardzo silny i sumienny, ale nie mógł znaleźć pracy.

Nazywał się Siłacz. Był tak wielki i niezdarny, że ludzie bali się powierzać mu jakiekolwiek zadania.

Gdyby poproszono go o zawieszenie dzwonu na kościelnej wieży, zburzyłby ją całą przed skończeniem pracy. A gdyby ktoś kazał mu zdjąć z budynku zepsuty wiatrowskaz, zniszczyłby część dachu w swoim wielkim zapale. Nikt więc nie chciał go zatrudnić i olbrzym poszedł w góry, aby się przespać. Nie mógł jednak wypocząć, choć inne wielkoludy spały w cieniu drzew nieruchomo jak skały.

Młody Siłacz nie mógł zasnąć, ponieważ bardzo chciał pomagać ludziom w pracy. Zszedł w dolinę i tak żałośnie błagał o jakieś zajęcie, że pewna dobra kobieta ulitowała się nad nim i kazała mu zanieść do domu koszyk z porcelaną.

– To dla mnie dziecinna igraszka – rzekł olbrzym i postawił kosz przy domu kobiety, ale zrobił to z takim impetem, że wszystkie naczynia się potłukły.

– Szkoda, że nie poprosiłam o to jakiegoś dziecka – powiedziała gospodyni i wielkolud odszedł strapiony. Udał się z powrotem w góry i legł na ziemi, aby odpocząć. Nie potrafił jednak bezczynnie siedzieć w miejscu i powrócił do doliny, aby znowu szukać pracy.

Spotkał tę samą dobrą kobietę. Wybaczyła mu zbicie porcelany i postanowiła zaufać jeszcze raz. Kazała zanieść do domu dzbanek z mlekiem.

– Tylko się pospiesz – rzekła – żeby mleko nie skwaśniało.

Olbrzym chwycił dzban i pognał do domu. Biegł jednak tak szybko, że rozlał po drodze całe mleko i gdy dotarł na miejsce, nie pozostała nawet jedna kropla.

Gospodyni zrobiło się przykro, kiedy to zobaczyła, ale go nie zrugała. Wielkolud poszedł w góry z ciężkim sercem.

Wkrótce jednak wrócił ponownie i zaczął pytać w każdym domu:

– Czy jest tu dla mnie coś do zrobienia?

Chodząc tak po okolicy, znowu spotkał dobrą kobietę, która dwoiła się i troiła, zanosząc zupę chorym i jedzenie głodnym.

Kiedy ujrzała Siłacza, ogarnęło ją wielkie współczucie i powiedziała mu, żeby poszedł do niej i napełnił balie wodą, bo następnego dnia chciała zrobić pranie.

Olbrzym pospieszył do jej domu, gdzie znalazł wielkie balie, które zaniósł pod pompę i zaczął napełniać wodą.

Pompował jednak z taką siłą i zapałem, że woda wkrótce zaczęła się przelewać. Kiedy gospodyni wróciła do domu, zobaczyła pełne balie i zalane podwórze.

Młody wielkolud miał tak skruszoną minę, że nie potrafiła się na niego gniewać; było jej go tylko żal.

– Idź na naukę do Zdolnej Wróżki – poradziła mu, przysiadając na progu. – Ona pokaże ci jak pracować, a potem będziesz mógł pomagać ludziom.

– A gdzie ją znajdę? – spytał olbrzym, podskakując tak wysoko, że mógł widzieć z góry pisklęta w gniazdach na gałęziach drzew.

– Nie spiesz się tak – odparła dobra kobieta. – Stój spokojnie i słuchaj! Idź przez łąkę i licz żonkile, a gdy doliczysz do stu, skręć w prawo i idź dalej, aż znajdziesz łodygę dziewanny. Zobacz, w którą stronę się pochyla i udaj się w tym kierunku. Po jakimś czasie zobaczysz wierzbę. Płynie przy niej mały strumyk. Przejdź na drugą stronę po błyszczących kamieniach, a gdy usłyszysz dziwny śpiew ptaka, zobaczysz baśniowy pałac i warsztat, gdzie Zdolna Wróżka prowadzi swoją szkołę. Przekaż jej pozdrowienia ode mnie, a na pewno cię przyjmie.

Wielkolud podziękował dobrej kobiecie, przeszedł przez płot na łąkę i zaczął liczyć żonkile:

– Jeden, dwa, trzy… – aż doszedł do stu. Następnie odwrócił się w prawo i idąc po wysokiej trawie, dotarł do pochylonej w prawo łodygi dziewanny. Znalazł strumyk i przeszedł na drugą stronę po lśniących kamieniach, a po chwili usłyszał dziwną ptasią melodię i zobaczył pośród drzew baśniowy pałac.

Trudno byłoby olbrzymowi go opisać. Wyglądał tak, jakby tworzyły go promienie słońca; odbijała się w nim zieleń liści, a błękitne niebo tworzyło dach.

Obok pałacu znajdował się warsztat, zbudowany z mocnych sosen i dębów. Siłacz usłyszał szum obracających się kół, odgłos krosien, na których elfy tkały dywany z nitek tęczy.

Kiedy wielkolud podszedł do wejścia, drzwi same się przed nim otworzyły. W środku zobaczył Zdolną Wróżkę, stojącą pośród pracujących elfów. Przekazał jej pozdrowienia od dobrej kobiety i wróżka przyjęła go uprzejmie. Następnie przydzieliła mu pracę: kazała rozplątać kłębowisko nitek leżących w kącie, przypominających pęk kolorowych kwiatów.

To była trudna praca dla niezdarnych rąk olbrzyma, ale starał się zachować cierpliwość. Niektóre nitki się zrywały i musiał je wiązać. Zdolna Wróżka przyjrzała się jego pracy i rzekła:

– Bardzo dobrze. Wystarczy na dzisiaj.

Po czym dotknęła nitek swoją różdżką i zamieniła je z powrotem w poplątany kłębek. Następnego dnia olbrzym znowu zabrał się do pracy, a potem cała sytuacja powtórzyła się jeszcze raz. W końcu jednak rozplątał wszystkie nitki, nie uszkadzając żadnej.

– Świetnie! – pochwaliła go Zdolna Wróżka. Następnie zaprowadziła wielkoluda do krosien i pokazała mu jak się tka.

To było jeszcze trudniejsze, ale Siłacz zachowywał cierpliwość, choć wróżka co jakiś czas dotykała różdżką utkanego kawałka dywanu i olbrzym musiał zaczynać wszystko od początku.

W końcu skończył i pomyślał, że utkał najpiękniejszy dywan na świecie.

Potem Zdolna Wróżka zaprowadziła go do koła garncarskiego, gdzie wyrabiano z gliny kubki i talerze. Tu olbrzym uczył się panować nad każdym ruchem. Nadawał kształt naczyniom obracającym się na kole i uważał, aby niczego nie uszkodzić.

Kiedyś pewnie potłukłby wszystkie filiżanki i spodeczki, a teraz potrafił lepić tak piękne, że można było podawać w nich herbatę królowej.

Zdolna Wróżka zaprowadziła następnie Siłacza do złotnika i tam nauczył się robić łańcuszki, bransoletki i naszyjniki. A gdy już to wszystko umiał, oznajmiła, że ma dla niego trzy zadania do wykonania. Jeśli mu się powiedzie, będzie mógł wrócić do świata ludzi i pomagać im w pracy.

– Oto pierwsze zadanie – rzekła wróżka. – Utkaj dywan, który nadawałby się na podłogę królewskiego pałacu.

Olbrzym Siłacz od razu zasiadł do krosien i zaczął raz po raz przesuwać srebrne czółenko, tworząc z nitek przepiękny wzór.

Tkając, myślał o drodze, którą szedł, i powstał dywan tak zielony jak trawa, ozdobiony żonkilami. Był niemal tak piękny jak łąka pełna kwiatów.

Gdy olbrzym ukończył pierwsze zadanie, Zdolna Wróżka poprosiła go, żeby ulepił filiżankę tak wytworną, by nadawała się na królewski stół. I wielkolud wykonał naczynie w kształcie kielicha kwiatu, po czym namalował na nim ptaki ze złotymi skrzydłami. Kiedy wróżka to zobaczyła, aż krzyknęła z podziwu.

– A teraz ostatnie zadanie – rzekła. – Zrób taki łańcuszek, który chętnie nosiłaby królowa.

Siłacz pracował dzień i noc i powstał złoty łańcuszek, na którego ogniwkach tkwiły perełki białe i lśniące jak kamienie w potoku. Każda królowa byłaby dumna z takiej ozdoby.

Na koniec Zdolna Wróżka pożegnała się z Siłaczem i wysłała go powrotem do świata ludzi, by im pomagał. Pozwoliła mu także zabrać ze sobą wszystkie te piękne rzeczy, które zrobił, żeby dał je komuś, kogo kocha najbardziej.

W drodze powrotnej olbrzym przekroczył strumień, minął wierzbę, odnalazł łodygę dziewanny i policzył żonkile. Kiedy doliczył do stu, dotarł do płotu przy do domu dobrej kobiety.

Była u siebie. Wszedł do środka i rozwinął na podłodze utkany przez siebie dywan, a wtedy w domu zrobiło się tak ładnie jak w pałacu. Postawił na stole filiżankę i miało się wrażenie, że to nakrycie dla króla. Zawiesił łańcuszek na szyi kobiety, a ona stała się piękna jak królowa. I tak to olbrzym Siłacz nauczył się pomagać światu.

Zdolność od siły jest inna.
Pomóż dziecku to zrozumieć.
Siła zręczności towarzyszyć powinna.
Dziecko kierować się rozumem musi umieć.

Maud Lindsay

Powyższy tekst jest fragmentem książki Maud Lindsay Opowieści mojej mamy.