Rozdział jedenasty. Odejście Świętej

We wczesnych latach pobytu w Mediolanie, przed nawróceniem się, marzeniem Augustyna, o którym często opowiadał przyjaciołom, było życie w otoczeniu niewielkiej grupy towarzyszy i poświęcenie się poszukiwaniu prawdy. Próbowano nawet zrealizować ten pomysł, ale nie udało się. Niektórzy z przyjaciół byli żonaci, inni mieli zobowiązania, które musieli respektować. Pomysł trzeba było zarzucić.

Teraz, gdy znalazł Prawdę, dawny pomysł został w pewnym sensie wcielony w życie w Kasycjakum. Czemu nie mieli prowadzić takiego życia – pytał Alipiusza – do czasu, gdy Bóg powoła ich do innego zadania? I gdzie mieliby mieszkać, jeśli nie we własnym kraju, w którym zamierzali w przyszłości pracować?

Alipiusz nie mógł prosić o nic więcej. Ich przyjaciel Ewodiusz, który pochodził jak i oni z Tagasty i przyjął chrzest niewiele wcześniej, chciał do nich dołączyć. W otoczeniu cesarza zajmował wysokie stanowisko, ale służba Królowi królów wydawała mu się szlachetniejszym zajęciem. Zatem trzech przyszłych biskupów Kościoła w Afryce snuło wspólne plany. Monika miała zajmować się niewielkim domem, tak jak w Kasycjakum. Gotowa była podążyć za nimi wszędzie, gdzie tylko chcieli.

Na kilka dni przed wyjazdem wydarzyło się coś, o czym przypomnieli sobie później. W święto świętego Cypriana Monika wróciła z Mszy świętej pogrążona w myślach o Bogu, jak zwykle po przyjęciu Komunii świętej. Być może myślała o nocy wypełnionej rozpaczą w małej kapliczce na brzegu morza w Kartaginie przed trzema laty, gdy Bóg wydawał się nie słyszeć jej modlitw, aby później spełnić jej największe marzenie.

Nagle odwróciła się do nich z błyszczącymi oczami.

– Spieszmy się do Nieba! – wykrzyknęła.

Zapytali ją łagodnie, co miała na myśli, ale ona ich nie słyszała.

– Moja dusza i moje ciało radowały się obecnością Boga – powiedziała, a oni przyglądali się jej niebiańsko pięknej twarzy.

Podróż Tybrem z Mediolanu do Ostii, gdzie mieli przesiąść się na statek do Afryki, trwała długo. W Ostii pozostali kilka tygodni, czekając na wypłynięcie statku. Pewnego wieczoru Augustyn i Monika siedzieli razem przy oknie z widokiem na ogród i morze. Rozmawiali o Niebie, opowiada Augustyn, pytając się nawzajem, jak może wyglądać życie wieczne świętych, którego nie poznały oczy i uszy żadnego żyjącego człowieka. Jak małe wydawały się w porównaniu z tym rzeczy ziemskie, nawet te najpiękniejsze z Boskich dzieł, mówili, gdyż nie były tym samym, co ich Stwórca. Gdy ich dusze wędrowały ku nieskończonej Miłości i Mądrości, wydawało się im przez chwilę, że na jedno uderzenie serca udało im się Ich dotknąć i że radość tej chwili była zapowiedzią tego, czym była wieczność.

Westchnęli, gdy chwila przeminęła i musieli wrócić do ziemskich zajęć.

– Synu – powiedziała Monika – nic na tym świecie nie sprawia mi już radości. Po co mam tu dłużej żyć? Wszystkie marzenia, jakie miałam, spełniły się. Pragnęłam żyć tylko, aby przed śmiercią zobaczyć, jak stajesz się chrześcijaninem i katolikiem. Bóg dał mi więcej niż prosiłam, gdyż uczynił cię swoim sługą i teraz nie pragniesz już szczęścia ziemskiego. Co ja tu jeszcze robię?

Mniej więcej pięć dni później u Moniki wystąpiła gorączka. Myśleli, że wyczerpała ją długa podróż i wkrótce poczuje się lepiej, ale jej stan pogorszył się i wkrótce straciła przytomność. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła Augustyna i Nawigiusza czuwających przy jej łóżku.

– Pochowacie swoją matkę tutaj – powiedziała.

Augustyn nie miał odwagi się odezwać; jednak Nawigiusz, który wiedział jak bardzo chciała być pochowana w Tagaście obok swojego męża, zaprotestował.

– Dlaczego nie jesteśmy już w domu! – zawołał. – Gdzie tak bardzo chciałabyś być!

Monika popatrzyła na niego z wyrzutem.

– Czy słyszysz, co on mówi? – zwróciła się do Augustyna. – Pogrzebcie moje ciało gdziekolwiek; to bez znaczenia gdzie. Niech to nie będzie powodem waszego niepokoju. Proszę tylko o to, abyście pamiętali o mnie przed ołtarzem Boga, gdziekolwiek będziecie.

Gdyby ktoś inny zapytał ją, czy myśl o pochówku w kraju tak dalekim od domu nie napawa jej smutkiem, Monika odpowiedziałaby: „Nigdy nie jest się daleko od Boga”.

Nie tylko jej synów przepełniał żal, ale także wiernych przyjaciół, którzy im towarzyszyli, bo czyż nie była także ich matką? Czyż nie opiekowała się nimi tak, jakby byli jej własnymi dziećmi? Gdy tylko Augustyn oddalał się na chwilę, Monika wyczekiwała, kiedy znów będzie go mieć przy sobie. Pewnego dnia, gdy podziękowała mu za coś, co dla niej uczynił, jego usta zadrżały. Monice przyszło na myśl, że Augustyn przypomniał sobie cierpienia, których jej przysporzył, i uśmiechnęła się do niego z czułością.

– Zawsze byłeś dla mnie dobrym synem – powiedziała. – Nigdy nie usłyszałam z twoich ust szorstkich słów czy wyrzutów.

– Moje życie rozdarte było na dwa – mówi Augustyn – składało się z życia jej i mojego.

Gdy kilka dni później Monika odchodziła w spokoju, byli z nią wszyscy. Przełknęli łzy.

– Nie wydawało się właściwą rzeczą celebrować jej śmierć łkaniem i lamentem. One pasowałyby do łoża śmierci mniej szlachetnej osoby niż ona.

Kiedy tak klęczeli wpatrując się w ukochaną twarz, która wydawała się uśmiechać ku jakiejś niewidocznej tajemnicy, Ewodiuszowi przyszła do głowy pewna myśl. Wziął do ręki Księgę Psalmów i otworzył ją na psalmie sto dziesiątym.

– Będę Cię chwalił, Panie, całym sercem – zaśpiewał cicho – w otoczeniu sprawiedliwych i w zgromadzeniu.

– Wielkie są dzieła Pana – zaśpiewali pozostali drżącymi głosami – odnajdywane zgodnie z Jego wolą.

Przyjaciele i pobożne kobiety, którzy zgromadzili się wokół domu, aby się modlić, weszli do środka i przyłączyli do śpiewu. Drodze czystej duszy do Nieba towarzyszyły głosy, które przepełniała bardziej radość niż smutek. Jedynie Augustyn milczał, gdyż jego serce pękało z żalu.

Byli to w końcu tylko ludzie, którzy poczucie straty uświadomili sobie dopiero później. Tej nocy Augustyn leżał myśląc o życiu matki przepełnionym bezinteresowną miłością. „Twoja służebnica, tak pobożna w stosunku do Ciebie, tak troskliwa i czuła dla nas. I nie powstrzymywałem już łez – mówi Augustyn – i pozwoliłem im płynąć tak długo, jak to było konieczne. Płakałem za tą, która przez tyle lat zalewała się łzami z mojego powodu”.

Pochowali ją, tak jak sobie życzyła, w Ostii, gdzie tysiąc lat później papież Marcin V odnalazł jej szczątki i przeniósł do kościoła świętego Augustyna w Rzymie.

Wspomnienie matki, której tak dużo zawdzięczał, towarzyszyło Augustynowi do dnia jego śmierci. Uwielbiał o niej opowiadać. Trzydzieści lat później głosząc kazanie do wiernych w Hipponie powiedział:

– Zmarli nie wracają do nas. Gdyby było inaczej, jakże często widziałbym moją świętą matkę u swego boku. Podążała za mną przez morza i lądy do dalekich krajów, aby nie utracić mnie na zawsze. Nie chciałbym, aby teraz była mniej kochająca, gdy jest błogosławiona. Nie, ona pospieszyłaby mi z pomocą i pocieszyłaby mnie, ponieważ kochała mnie bardziej, niż to jestem w stanie wyrazić.

Monika odeszła z tego świata. Ale kto z tych, którzy śledzili drogę wielkiego biskupa i doktora Kościoła, mógłby wątpić, że ta, która modliła się za niego tak żarliwie na ziemi, czyni to również w Niebie?

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Monika. Ideał matki chrześcijanki.