Rozdział jedenasty. O nadziei

„Będziesz miłował Pana Boga twego” (Mt 22, 37).

Powiada św. Augustyn, że choćby nie spodziewał się nieba i nie lękał piekła, nie przestałby miłować Boga, bo jest nieskończenie doskonałym i godnym naszej miłości. I ów nieskończenie dobry Pan jeszcze obiecuje nam nagrodę wieczną, by nas tym mocniej pociągnąć do siebie. Gdy godnie spełnimy to przykazanie o miłości Boga, znajdziemy szczęście na ziemi i osiągniemy chwałę niebieską. Wiara uczy nas, że Bóg widzi wszystko, jest świadkiem naszych czynów i cierpień. Cnota zaś nadziei każe nam całkowicie oddać się Jego woli z tym przeświadczeniem, że będzie nas wynagradzał przez całą wieczność. Ta piękna cnota podtrzymuje męczenników wśród cierpień, pustelników w ich pokutach, chorych w ich boleściach. Jak wiara wskazuje nam wszędzie obecnego Boga, tak nadzieja każe nam czynić wszystko w tym błogim przekonaniu, że otrzymamy wieczną zapłatę. Ponieważ ta cnota osładza wszystkie nasze cierpienia, zastanowimy się więc na czym ona polega.

Przez wiarę poznajemy, że jest jeden Bóg, nasz Stwórca, Zbawca i Dobro najwyższe. Ona nam wskazuje, że celem naszego życia jest to, byśmy Boga znali, miłowali Go, służyli Mu i posiadali Go. Nadzieja każe nam spodziewać się, że jakkolwiek jesteśmy niegodni, dojdziemy jednak do tego błogiego celu przez zasługi Jezusa Chrystusa. Aby nasze uczynki miały zasługę na żywot wieczny, muszą się z nimi łączyć trzy warunki: wiara, która wskazuje nam Boga wszędzie obecnego; nadzieja, która każe nam działać w tym celu, byśmy się Bogu podobali i miłość, która każe nam lgnąć do Boga, jako najwyższego Dobra. Bracia drodzy, nigdy nie pojmiemy, jak wysoki stopień chwały przygotowuje nam Bóg w niebie za każdy uczynek, jeżeli go spełnimy w czystej intencji podobania się Bogu; nawet święci mieszkańcy niebios tego nie pojmują. Czytamy w żywocie św. Augustyna, że pisał raz do św. Hieronima, pytając, jakiego wyrażenia należałoby użyć, by lepiej wyrazić szczęście wybranych w niebie. W chwili, gdy zaczynał list od zwykłego pozdrowienia: Zbawienie i pozdrowienie w Jezusie Chrystusie i Panu naszym – mieszkanie Jego napełniło się niezwykłym światłem, piękniejszym od słońca południowego i miłą wonnością. Św. Augustyn popadł w zachwyt i omal nie umarł z wesela i szczęścia. Równocześnie doleciał go z owej światłości głos: „Drogi Augustynie! Sądzisz, że jestem jeszcze na ziemi. Dzięki Bogu, jestem już mieszkańcem niebios. Chciałeś mnie zapytać, jakiego należałoby użyć wyrazu, by dokładniej oznaczyć szczęście świętych. Otóż wiedz, przyjacielu, że to szczęście przechodzi wszelką myśl ludzką, że łatwiej byłoby policzyć gwiazdy na niebie, zmieścić wody wszystkich mórz w jednej flaszeczce i całą ziemię utrzymać w ręce, niż pojąć najniższy stopień chwały niebieskiej. To samo przydarzyło mi się, co królowej Sabie. Miała wielką wiedzę o królu Salomonie, bo dużo o nim opowiadano. Skoro jednak naocznie widziała ład w jego pałacu i blask niezrównany, skoro poznała niesłychaną mądrość i wiedzę tego króla, tak się zdziwiła i zdumiała, iż z powrotem w domu wyznawała wszystkim, że to wszystko jest niczym, co słyszała o Salomonie, w porównaniu do tego, co sama oglądała. I mnie się zdawało, że za życia zrozumiałem nieco piękność i szczęście niebieskie; teraz jednak widzę, że moje najbardziej szczytne wyrażenia o królestwie niebieskim niczym są w porównaniu do tego, czego tu doznają błogosławieni”.

Św. Katarzyna ze Sieny, oglądała za życia blaski niebieskie i na ten widok popadła w zachwyt. Kiedy przyszła do siebie, zapytał ją spowiednik, co Bóg jej pokazał. Święta odrzekła na to, że widziała rąbek szczęścia niebieskiego, lecz go nie może przedstawić, bo szczęście wybranych przechodzi pojęcie ludzkie. Oto, bracia, nagroda za miłe Bogu uczynki; oto dobra, których każe nam się spodziewać cnota nadziei!

Powiedzieliśmy, że nadzieja pociesza i podtrzymuje w doświadczeniach i krzyżach, które Bóg na nas zsyła. Mamy tego piękny przykład na osobie Hioba, który siedział na gnojowisku, okryty trądem od stóp aż do głowy. Wszystkie jego dzieci zginęły pod gruzami walącego się domu. On sam musiał opuścić towarzystwo ludzkie i siedzieć na gnojowisku, z dala od mieszkań ludzkich. Robaki gryzły jego ciało za życia tak, iż skorupami musiał zbierać ropę z jątrzących się ran i słuchać ciężkich wyrzutów z ust swej żony, która bluźniła Bogu, mówiąc: Oto, jak cię Bóg wynagradza za twoją wierność. Proszę Go teraz o śmierć, byś uniknął tych cierpień. – Najlepsi przyjaciele ciężkimi wyrzutami powiększali jego cierpienia. Pomimo jednak swego opłakanego położenia, Hiob nie przestał pokładać nadziei w Panu, nie stracił otuchy, nie popadł w rozpacz, powiedział wyraźnie, że Bóg będzie jego zbawcą i nagrodą. Oto, czym jest prawdziwa nadzieja! Ona nigdy nie ginie, choćby Bóg zesłał na nas największe ciosy. Nadzieja swe cierpienia przypisuje grzechom. Wszyscy ludzie uznają Hioba za nieszczęśliwego, a on ogołocony z majątku, opuszczony przez wszystkich, siedząc na gnojowisku, całą ufność i szczęście pokłada w Bogu. O gdybyśmy w cierpieniach, smutkach i chorobach mieli podobną ufność, ile skarbów zebralibyśmy sobie na życie wieczne! Ożywieni nadzieją świętą, z weselem cierpielibyśmy, nie żaląc się ani nie narzekając.

Zapytajcie mnie, co znaczy mieć nadzieję? Wzdychać za czymś, co ma nas uszczęśliwić w drugim życiu, gorąco pragnąc oswobodzenia z nieszczęść doczesnych, pożądać dóbr, które mogą nas zupełnie zaspokoić. Gdy Adam zgrzeszył i wskutek tego spadły nań wszelakie nędze, znajdował pociechę w nadziei świętej, w tym przeświadczeniu, że przez cierpienia zasłuży sobie na przebaczenie grzechów i wieczne szczęście. Jak wielka dobroć Boga, że za najmniejszy uczynek cnotliwy wynagradza wiecznie. Pragnie jednak Stwórca, byśmy w Nim pokładali wszelką ufność, jak dzieci w najlepszym Ojcu. Z tego powodu w wielu miejscach Pisma Świętego nazywa się Ojcem i pragnie, byśmy się doń uciekali we wszystkich potrzebach duszy i ciała, przyrzekając zawsze swą pomoc. Powiada wyraźnie przez proroka Izajasza, że matka nie może zapomnieć swego dziecka, a choćby zapomniała, On nie opuści nigdy tego, kto w Nim położył ufność (Iz 49, 15). I znowu przypomina nam, byśmy nie pokładali nadziei w królach, książętach, bo często doznamy zawodu. Przez usta Jeremiasza nazywa przeklętym tego, kto nie ufa Bogu, a przeciwnie błogosławi tego, kto w Panu położył nadzieję (Jr 17, 5. 7). W Piśmie Świętym porównuje się z ojcem, który bierze w objęcia marnotrawnego syna, nawracającego się z ufnością i ze skruchą z manowców błędu. A zatem w naszych potrzebach duchowych, gdy sumienie czyni nam ciężkie wyrzuty, chodźmy do Boga, a On nas przygarnie do siebie, przyodzieje na nowo szatą łaski uświęcającej. Zapewnia nas bowiem przez usta proroka Micheasza, że choćby grzechy nasze były tak liczne, jak gwiazdy na firmamencie, albo krople wody w morzu, albo liście na drzewach leśnych, lub piasek na brzegach oceanu, jeżeli tylko szczerze się nawrócimy, wszystko nam daruje i puści w niepamięć. Gdyby dusza nasza była czarną jak węgiel, czerwoną jak szkarłat, stanie się piękną i jasną jak śnieg. Jak wielką jest miłość Boga i jak wielką w Nim z tego powodu winniśmy pokładać ufność. Po wtóre w potrzebach doczesnych również miejmy nadzieję w Panu. On nigdy nas nie opuści, choćby miał nawet uczynić cud. Przez czterdzieści lat żywił na pustyni swój lud manną, która codziennie spadała przed wschodem słońca. W tym samym czasie również nie niszczyło się jego odzienie. A w Ewangelii zabrania się nam także troszczyć zbytecznie o pokarm i ubranie: „Wejrzyjcie na ptaki niebieskie, iż nie sieją, ani żną, ani zbierają do gumien swoich, a Ojciec wasz niebieski żywi je. Czy wy nie jesteście dużo ważniejsi niż one? Przypatrzcie się liliom polnym, jako rosną: nie pracują, ani przędą. A powiadam wam, iż ani Salomon we wszystkiej chwale swej nie był odziany jako jedna z tych. A jeśli trawę polną, która dziś jest, a jutro będzie w piec wrzucona, Bóg tak przyodziewa, jak daleko więcej was, małej wiary? Szukajcie więc najpierw królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a to wszystko będzie wam przydane” (Mt 6, 26–28. 33). By nas więcej jeszcze pobudzić do ufności, nazywa się Ojcem naszym. Kiedy wstępuje do nieba, powiada do apostołów: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego” (J 20, 17). A zatem na świecie tylko ten nieszczęśliwy, kto nie pokłada ufności w Bogu!

Nie traćmy dalej otuchy, kiedy nam dolegają cierpienia, trudy, smutki i choroby. Niech nas wtedy pociesza i podtrzymuje nadzieja nieba. Kiedy św. Symforiana prowadzono na śmierć męczeńską, tak mówiła doń matka: „Synu mój, patrz w niebo, nie trać odwagi! Droga do nieba jest trudną, ale krótką”. Słowa matki ożywiły nadzieję w sercu dziecka i Symforian z nieustraszonym męstwem poniósł śmierć za wiarę świętą. Św. Franciszek Salezy, ożywiony wielką nadzieją i ufnością w Bogu, nie przeląkł się żadnego prześladowania. Wiedział bardzo dobrze, że wszystkie cierpienia pochodzą z dopuszczenia Bożego. Pewnego razu szkaradnie go oczerniono, a on nie utracił zwykłego spokoju ducha, bo ufał, że stąd wyniknie pożytek dla jego duszy i większa chwała Boża. Modlił się więc za swoich oszczerców. I my także w pogardzie i doświadczeniach nie upadajmy na duchu. Nie zapominajmy o tym, że jesteśmy uczniami Chrystusa Pana, którego znieważono i prześladowano. W chorobach i smutkach nie traćmy pamięci o Bogu. Ze św. Elzearda szydzili i publicznie natrząsali się ludzie, a on ze łzami w oczach wspominał sobie cierpienia Jezusa Chrystusa i mówił, że choćby mu nawet oczy wyłupiono, nie żaliłby się, pamiętając o nagrodzie, którą przygotowuje Bóg dla tych, którzy cierpią niesłuszne prześladowania z miłości ku Niemu. Pewien kapłan miał w szpitalu do chorych kazanie o cierpieniach, wykazując jak bardzo podoba się Bogu, gdy chrześcijanin spokojnie znosi swe krzyże. Słuchał tej nauki pewien chory od wielu lat. Po kazaniu zaczął płakać i smucić się. Zapytuje go kapłan, co się z nim dzieje, czy mu może ktoś wielką wyrządził krzywdę. Nie, odrzekł zagadnięty, nie mam żalu do nikogo, tylko sam do siebie. – Jak to? – zapytał go zdziwiony kapłan. – Ojcze duchowy, tyle lat choruję i utraciłem wszystkie zasługi z powodu mej niecierpliwości. Gdybym był spokojnie znosił chorobę, byłbym sobie zebrał wielkie skarby na żywot wieczny!

Wiele osób przyzna w godzinę śmierci, że nie umiały korzystać z cierpień, które byłyby ich niezawodnie prostą drogą poprowadziły do nieba. Pytano raz kobietę, która długi czas ciężko chorowała i nie traciła mimo to pogody ducha, co ją podtrzymuje w tak opłakanym stanie, co jej dodaje potrzebnego hartu i męstwa? Na to odrzekła chora: „Wiem, że Bóg jest świadkiem moich cierpień i wynagrodzi mi za nie w wieczności. Gdy o tym pomyślę, doznaję wielkiego szczęścia, cierpię z przyjemnością i nie zamieniłabym się moją dolą za żadne królestwa ziemskie”. Przyznacie, że kto ma cnotę cierpliwości, jego boleść i gorycz w prawdziwą zamienia się rozkosz.

Niestety, na świecie widzimy dużo nieszczęśliwych, którzy sami siebie przeklinają, oddają się smutkom i rozpaczy, i przedstawiają mały obraz piekła. Biedni ludzie, którzy nie pokładają ufności w Bogu i nie myślą o nagrodzie niebieskiej. Św. Felicyta tymi słowami zagrzewa najmłodszego syna do męstwa i odwagi, kiedy szedł na męczeństwo: „Synu mój, spojrzyj ku niebu, które będzie twą nagrodą. Za chwilę skończą się na zawsze twe cierpienia”. Te słowa z ust matki napełniły niewysłowionym weselem serce dziecka i takiej dodały mu siły, że bez trwogi spoglądał na katów, którzy najsroższe zadawali męki jego ciału. Św. Franciszek Ksawery doznawał od barbarzyńców i bałwochwalców wielu utrapień. A ponieważ nie tracił ufności, Bóg spieszył mu zawsze w przedziwny sposób na pomoc.

Niech nasza ufność będzie niezachwianą w Jezusie Chrystusie i w Jego Matce Przenajświętszej. Pocieszycielka strapionych, Królowa niebieska, pamięta o naszych duchowych i doczesnych potrzebach. Ratuje nas szczególnie wtedy, gdy nasze sumienie obciążone jest grzechami, gdy ogarnia nas fałszywy wstyd i lękamy się spowiedzi. Rzućmy się wtedy z ufnością do Jej stóp, a z pewnością wyjedna nam łaskę dobrej spowiedzi i przebaczenia u Syna swego.

Św. Alfons Liguori opowiada, że niejaka Helena, wielka grzesznica, dziwnym zrządzeniem Bożym przybyła do kościoła i wysłuchała kazania o nabożeństwie różańcowym. Ksiądz zachęcał wiernych do gorliwego odmawiania Różańca świętego i wykazywał liczne korzyści tej pobożnej praktyki. Kupiła sobie więc różaniec i postanowiła go odmawiać. Początkowo lękała się ludzi, modliła się na nim ukradkiem i nie doznawała jeszcze w tej praktyce przyjemności duchowej. Z czasem jednak wielce zasmakowała w odmawianiu Różańca i za przyczyną Matki Najświętszej obudziło się w niej uśpione sumienie, uczuła wielki wstręt do dawnego życia, ciężkie wyrzuty trapiły ją we dnie i w nocy. Głos wewnętrzny pobudzał ją do spowiedzi świętej, bo ona jest najlepszym lekarstwem na choroby duszy. Pod wpływem łaski Bożej rzeczywiście szczerze wyznała swe grzechy i gorzko je opłakiwała, tak iż zauważył to spowiednik i uznał to za cud łaski Bożej. Otrzymawszy rozgrzeszenie, upadła na kolana przed ołtarzem Matki Boskiej i mówiła z wielkim wzruszeniem, przejęta uczuciami głębokiej wdzięczności: „Najświętsza Dziewico, zaprawdę dotąd byłam brzydkim potworem. Ale Ty, jako wszechmocna u Boga, dopomóż mi, abym się poprawiła. Resztę mego życia pragnę spędzić na pokucie”. Od tej chwili porzuciła złe towarzystwo, rozdzieliła swe mienie między ubogich i oddała się surowej pokucie. Za to w ostatniej chorobie ukazał się jej Pan Jezus z Matką Najświętszą i w Ich objęciach uleciała jej dusza, oczyszczona łzami pokuty, w niebieskie krainy. Opiece zatem Matki Najświętszej zawdzięcza ta pokutnica swe zbawienie.

Nadzieja święta każe nam wszystko czynić w tej intencji, byśmy się Bogu podobali, a nie światu. Budząc się z rana, oddajmy Bogu swe serce z żarliwą miłością, nie zapominając o tym, że przez ten dzień możemy zaskarbić sobie wiele łask i zgromadzić zasług na życie wieczne, jeżeli wszystko czynić będziemy na chwałę Bożą. Cokolwiek dobrego czynimy, nie szukajmy pochwał ludzkich ani własnego upodobania, lecz jedynie miejmy na względzie Boga. Gdy komuś świadczymy usługi, nie szukajmy wdzięczności, nie zrażajmy się brakiem uznania, pamiętając, że u Boga nie minie nas zapłata. Mówi św. Franciszek Salezy, że gdyby równocześnie dwie osoby zażądały od niego usługi, w pierwszym rzędzie tej wyświadczyłby łaskę, od której spodziewałby się mniej wdzięczności, bo wtedy większą znalazłby nagrodę u Boga. Zaprawdę, kto nie posiada cnoty nadziei, ten wszystko czyni dla świata, dla zjednania sobie miłości i szacunku u ludzi, ten nie zważa na niebieskie nagrody.

Poucza nas Pan Jezus, że zawsze powinniśmy w Bogu pokładać ufność, tak w potrzebach duszy jak i ciała. I w tym celu powiada, że gdyby w nocy wstał ktoś i poszedł prosić śpiącego sąsiada o chleb dla przybyłego gościa, choćby śpiący początkowo oburzył się i złajał proszącego za to, że jemu i dzieciom przerywa sen, ostatecznie wstałby i uczyniłby zadość natarczywej prośbie, nie tyle z miłości, jak raczej dla pozbycia się natręctwa. Z tego przykładu wyprowadza Pan Jezus następujący wniosek: „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a będzie wam otworzone. Ilekroć o coś będziecie prosili Ojca mego w Imię moje, otrzymacie”.

Niech wreszcie nadzieja nasza będzie powszechną, czyli uciekajmy się do Boga w każdej potrzebie. Gdy jesteśmy chorzy, wielką w Nim pokładajmy ufność, bo On tylu niemocnych uleczył za życia ziemskiego. Jeżeli zdrowie przyczyni się do chwały Bożej i zbawienia naszej duszy, z pewnością je otrzymamy. Jeżeli przeciwnie choroba będzie dla nas korzystniejszą, udzieli nam męstwa, byśmy ją cierpliwie znieśli i zasłużyli sobie na wieczną nagrodą. Wśród przygód i niebezpieczeństw naśladujmy trzech młodzieńców, których król babiloński kazał wtrącić do rozpalonego pieca. Taką wówczas okazali ufność w Bogu, że ogień wcale ich nie tknął, spalił tylko powrozy, którymi byli skrępowani, tak iż mogli się przechadzać w piecu ognistym, jakby w rozkosznym ogrodzie. W ciężkich walkach i pokusach połóżmy ufność w Jezusie Chrystusie, a nie ulegniemy. Zbawiciel sam przeszedł diabelską pokusę i wysłużył nam łaskę zwycięstwa. Nie rozpaczajmy w złych nałogach, bo przy pomocy Bożej z nich powstaniemy. Jednakowoż strzeżmy się zbytecznej ufności. Albowiem Bóg tylko wtedy pospieszy nam na pomoc, jeżeli bez własnej winy znajdziemy się w niebezpieczeństwie. Nie nadużywajmy cierpliwości Bożej, nie myślmy, że Bóg nam przebaczy, choćbyśmy rozmyślnie odwlekali z dnia na dzień pokutę. W każdej chwili możemy umrzeć, nie znamy dnia, ani godziny. Zbytnia ufność w miłosierdzie Boże była powodem potępienia dla wielu.

Lękajmy się i zbytniej ufności i rozpaczy, rozpacz bowiem jest najcięższym grzechem. Szczerze się nawróćmy do Boga, a On nam nie odmówi swego przebaczenia. Miłosierdzie Boże jest nieskończone, wobec niego najcięższe grzechy są jak drobny piasek w porównaniu do olbrzymiej góry. Gdyby Kain po zabiciu brata szukał przebaczenia, byłby je niezawodnie znalazł u Boga. Gdyby Judasz rzucił się do nóg Zbawiciela z prośbą o przebaczenie, byłby je znalazł wraz ze św. Piotrem.

Wiecie dlaczego ludzie leżą tak długo w grzechach i boją się spowiadać? Pycha jest tego powodem. Gdybyśmy mieli pokorę, nie trwalibyśmy w grzechu, nie biedzilibyśmy się tyle ze spowiedzią. Niech Bóg sprawi, byśmy pogardzili sobą i wyspowiadali się natychmiast z grzechów. Na zakończenie zachęcam was, byście często prosili Pana Boga o świętą cnotę nadziei, byście wszystkie uczynki spełniali w chęci podobania się Bogu. W chorobach i smutkach lękajmy się rozpaczy. Pamiętajmy o tym, że są one nawiedzeniem Boga i dowodem Jego miłosierdzia i sposobnością do zbierania sobie zasług na życie wieczne. Amen.

Św. Jan Maria Vianney

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Marii Vianneya Kazania.