Rozdział jedenasty. Nowe polecenie Naszej Pani

Zgodnie z nakazami siostry opuściły Enghien 30 kwietnia 1871 roku – niektóre schroniły się w Tuluzie, inne w miasteczkach położonych bliżej. Tym samym ich wspólnota rozpadła się. Jednak okres wygnania nie był długi i niecałe cztery tygodnie później nadeszły dobre wieści. Koniec rewolucji! Wierne wojska francuskie pokonały rebeliantów w Paryżu i uwolniły miasto spod ich terroru. Oczywiście zapłacono za to wysoką cenę. Zginęły tysiące niewinnych ludzi, w tym arcybiskup Paryża oraz wielu księży i zakonnic. Niebezpieczeństwo jednak minęło. W każdej chwili siostry mogły bezpiecznie powrócić do swego domu macierzystego, a także do klasztoru w Enghien.

– Czyż nie mówiłam wam, że Nasza Pani od Cudownego Medalika zaopiekuje się nami? – wołała siostra Katarzyna z przejęciem. – Wrócimy do domu jeszcze w maju, a to przecież Jej miesiąc!

Siostry spojrzały po sobie. Czuły ulgę pomieszaną z radością i zdumieniem. Tak, to prawda. Siostra Katarzyna mówiła im, że wszystko dobrze się skończy; że w maju, tak jak zawsze, ukoronują figurkę Naszej Pani. Jednak pośród terroru i chaosu tych ostatnich strasznych dni w mieście, nikt nie zwracał na nią specjalnej uwagi…

– To prawda, siostro, dokładnie to nam mówiłaś – zgodziła się przełożona. – Po powrocie na pewno odbędzie się uroczystość ku czci Naszej Pani od Cudownego Medalika. W ten sposób pokażemy Jej jak bardzo doceniamy wszystko, co dla nas zrobiła.

Tak też się stało. Przy pierwszej okazji we wszystkich domach Sióstr Miłosierdzia odbyła się uroczysta Msza Święta dziękczynna i bardziej niż kiedykolwiek zachęcano wszystkich do szerzenia kultu Cudownego Medalika. Chociaż siostra Katarzyna cieszyła się wraz z innymi, że we Francji w końcu zapanował pokój, jej sercem targał nowy niepokój. Otrzymała kolejną wiadomość z nieba! Jednak odkąd odszedł ojciec Aladel nie było nikogo, z kim mogłaby się nią podzielić!

– Nasza Pani chce, by wykonano figurkę – powiedziała do siebie z niepokojem. – Figurka ma przedstawiać Ją taką, jak wyglądała podczas drugiej wizyty: w dłoniach trzymała złotą kulę, na szczycie której znajdował się krzyżyk. Ale… ale jak ja mogę cokolwiek przedsięwziąć w tej sprawie?

Biedna siostra Katarzyna miała dylemat. Bo jak mogła wspomnieć o figurce choćby jednym słówkiem nie zdradzając wielkiego sekretu, który strzegła od ponad czterdziestu lat – a mianowicie, że to ona była siostrą, której w 1830 roku objawiła się Nasza Pani i że od tamtej pory słyszała Jej głos od czasu do czasu, gdy modliła się w kaplicy? Że ze wszystkich ludzi na całym świecie ona miała najbardziej bezpośredni związek z kultem Cudownego Medalika?

– Gdyby był tu ojciec Aladel! – wciąż myślała zrozpaczona własną bezsilnością. – Mogłabym zdradzić mu w zaufaniu polecenie Naszej Pani, a wtedy on bez problemu postarałby się o wykonanie figurki. Teraz jednak…

Tygodniami siostra Katarzyna modliła się i myślała o tej sprawie. Również tym razem nie ujrzała Najświętszej Panny, a tylko usłyszała Jej głos podczas modlitwy. Nie miała żadnych wątpliwości, że niebiańska istota pragnie, by ludzie otrzymali Jej nowy wizerunek. Nie chciała już, by przedstawiono Ją jak na medaliku – z promieniami spływającymi z rąk – ale tak jak wyglądała podczas swego objawienia 27 listopada 1830 roku, gdy trzymała przy sercu złotą kulę – świat – a potem ofiarowała ją Bogu w przebłaganiu za grzechy.

– Najdroższa Matko, powiedz mi proszę co mam robić – gorąco prosiła siostra Katarzyna.

Mijały jednak miesiące, a potem lata, a jej modlitwa nie została wysłuchana. Tylko od czasu do czasu słyszała głos Najświętszej Panny – matczyny dobry, ubolewający – cierpliwie powtarzający swą prośbę o wykonanie figurki.

Ciężar niespełnienia życzeń Naszej Pani był tak ogromny dla siostry Katarzyny, że w 1876 roku zaczęła podupadać na zdrowiu. Nie była już w stanie spędzać całego dnia ze swoimi ukochanymi podopiecznymi – pięćdziesięcioma starcami, którzy zamieszkiwali w domu w Enghien. Nawet zajmowanie się drobiem – zajęcie, które zawsze traktowała bardziej jak formę rekreacji niż pracę – stało się dla niej zbyt ciężkie.

– Siostra Katarzyna nie jest sobą – mówiły z niepokojem siostry. – Co się mogło stać.

Odbyło się kilka poważnych narad.

– Może to po prostu starość – stwierdził ktoś w końcu. – Ma już przecież siedemdziesiąt lat. W połączeniu z jej reumatyzmem… – Ale wygląda i zachowuje się tak, jakby była bardzo zmartwiona! Jakby jakaś okropna rzecz ciążyła jej na sercu! Przez te wszystkie lata, kiedy z nami mieszkała nigdy taka nie była.

Przełożona zgodziła się.

– Postaramy się by lekarz jeszcze raz ją zbadał – obiecała. – Może mógłby dać jej inne lekarstwo. Albo pomogłoby dodatkowe leczenie na reumatyzm.

Oczywiście siostra Katarzyna doceniała tę troskę o jej zdrowie, ale czuła, że to wszystko na nic. Wkrótce nastąpi kres jej dni na ziemi. Nie dożyje już roku 1877. Jakże okropnie będzie umrzeć nie spełniając polecenia Naszej Pani!

„Może nie zaszkodziłoby porozmawiać z kimś o figurce” – ośmieliła się pomyśleć pewnego dnia. „Może z ojcem Chinchonem. To bardzo bogobojny człowiek. Z pewnością wiedziałby co robić”.

Po chwili podjęła już decyzję.

– Tak, to właśnie zrobię – powiedziała do siebie siostra Katarzyna i poczuła dużą ulgę. – Pójdę od razu do ojca Chinchona i o wszystkim mu opowiem.

Rozczarowująca wyprawa

Naturalnie matka przełożona bardzo się zaniepokoiła, gdy siostra Katarzyna poprosiła ją o pozwolenie na widzenie się z ojcem Chinchonem. Dla osoby tak słabej i cierpiącej na różne bóle podróż trzęsącym się powozem do Saint Lazare (paryskiej głównej siedziby Księży Misjonarzy) z pewnością byłaby zbyt ciężka.

– Może poczekasz, aż ojciec Chinchon przybędzie tutaj? – zaproponowała uprzejmie. – Skoro jest naszym spowiednikiem…

Jednak siostra Katarzyna zdawała się nie słyszeć.

– Muszę go o coś zapytać już teraz – nalegała. – Proszę cię, matko, pozwól mi pojechać!

Mimo zastrzeżeń matka przełożona wydała w końcu pozwolenie i wkrótce siostra Katarzyna wyruszyła wraz z osobą towarzyszącą do Saint Lazare. Jednak na miejscu okazało się, że zakonnice nie mogą się widzieć z ojcem Chinchonem, gdyż został właśnie przeniesiony na nową placówkę. Dla sióstr w Enghien wyznaczono teraz innego, znacznie młodszego spowiednika.

– Ale ja muszę zobaczyć się z ojcem Chinchonem! – zawołała siostra Katarzyna, gdy w rozmównicy pojawił się przełożony Księży Misjonarzy. – Ojcze, czy nie mógłbyś sprowadzić go z powrotem? To… to bardzo ważne!

Przyłożony przyjrzał się uważnie swemu gościowi. Siostra Katarzyna była niezwykłą zakonnicą. Dokonała cudownych rzeczy jeśli chodzi o tych starców w Enghien. Ale teraz z pewnością zachowywała się nieco dziecinnie.

– Siostro, jeśli chcesz pójść do spowiedzi, jest tu wielu innych księży, którzy mogą ci służyć – powiedział wesoło. – A może ja mógłbym wysłuchać co cię trapi? Usiądź, proszę…

Ale siostra Katarzyna potrząsnęła głową. Oczy miała zamglone łzami rozczarowania.

– Nie. Mogę rozmawiać tylko z ojcem Chinchonem.

– Siostro, powiedziałem ci przecież, że tu go nie ma. Wyjechał w bardzo ważnej sprawie.

Siostra Katarzyna skinęła głową.

– Wiem, ojcze. Ale jesteś jego przełożonym. Mógłbyś kazać mu wrócić. Zrób to, proszę!

Ksiądz walczył dzielnie, by powstrzymać zniecierpliwienie. Co było nie tak z tą starą siostrą? Czy nie zdawała sobie sprawy jak nierozsądnie było oczekiwać, że będzie mogła spotkać się z misjonarzem, który znajdował się wiele kilometrów od Paryża?

– Przykro mi – powtórzył nieco sztywno. – Nie mogę tego uczynić, siostro.

W ciągu następnych minut okropna prawda zaczęła przedzierać się do umysłu siostry Katarzyny. Podróż do Saint Lazare skazana jest na niepowodzenie! Nieważne jak bardzo będzie przekonywać i błagać, jej spotkanie z ojcem Chinchonem nie dojdzie do skutku!

Niezdolna zapanować nad swym rozczarowania gestem dała znać swej towarzyszce, że czas już opuścić to miejsce. Jednak przez całą drogę do Enghien siostra Katarzyna płakała z wyczerpania i rozczarowania. Co teraz zrobi? Musi powiedzieć komuś o figurce! Nadchodziło lato 1876 roku i coś jej mówiło, że pozostało jej już tylko kilka miesięcy życia. Ale jeśli nie uczyni wszystkiego, co możliwe, by spełnić polecenie Naszej Pani nie będzie mogła spokojnie myśleć o śmierci.

Oczywiście towarzyszka siostry Katarzyny drżała z niepokoju.

– Siostro, co cię trapi? – nie przestawała pytać. – Gdybym tylko mogła coś zrobić, żeby ci pomóc.

Z wielkim trudem siostra Katarzyna zdobyła się na uspokajający uśmiech.

– Nic mi nie jest – zapewniła. – Jestem po prostu trochę zmęczona. To wszystko.

– Na pewno jest coś jeszcze, siostro! Nigdy wcześniej nie widziałam cię tak zmartwionej! Powiedz mi, proszę, o co chodzi.

Siostra Katarzyna potrząsnęła powoli głową. Zaczynała teraz wierzyć, że jedyną osobą, której powinna się zwierzyć była matka przełożona. Będzie musiała powiedzieć jej wszystko, łącznie z tym, że to ona – siostra Katarzyna Labouré – jest tą uprzywilejowaną siostrą od Cudownego Medalika. Nawet jeśli opowie całą historię, matka przełożona może wcale jej nie uwierzyć. Ale jakie to ma teraz znaczenie?

– W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego – powiedziała do siebie cicho. – Żeby mieć pewność pomodlę się w tej sprawie trochę dłużej. Jeśli Nasza Pani powie „tak” pójdę rano do wielebnej matki.

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Cudowny Medalik.