Rozdział jedenasty. Mężczyzna stale pogłębiający swoją wiedzę

Bóg w swoim zamyśle stwórczym dał każdemu z nas rozum – mniejszy lub większy. Posługujemy się nim w każdej chwili, również teraz, gdy czytamy te słowa. Nawet w czasie snu nasz rozum czuwa, przywołując często sny. Używamy również umysłu w kwestiach wiary. Wiele prawd wiary, jak to wykazał św. Tomasz z Akwinu, można wytłumaczyć zasadami logiki. Kiedy jednak rozum zawodzi, wówczas musimy uruchomić nasze serce i ufność.

Doktor Anielski, jak czasem nazywa się św. Tomasza z Akwinu, urodził się w 1225 roku. Mając około dwudziestu lat wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego – dominikanów. Nie odbyło się to bez sprzeciwu ze strony rodziny, bliscy nawet więzili Tomasza przez dwa lata w areszcie domowym. Kiedy jego matka posłała do Akwinaty swą córkę w celu „wybicia mu z głowy” powołania zakonnego, ten nie tylko nie dał się przekonać, ale też wzbudził ogromne pragnienie poświęcenia się Bogu u swojej siostry, tak że ta niedługo wstąpiła do klasztoru benedyktynek w Kapui. Ostatecznie Tomasz dopiął swego i wstąpił do klasztoru. W czasie studiów pod okiem mistrza Alberta w Kolonii zyskał sobie u kolegów z racji braku gadatliwości przydomek „milczący wół”. Nauczyciel miał wówczas wypowiedzieć taką przepowiednię: „Nazywamy go niemym wołem, ale on jeszcze przez swoją naukę tak zaryczy, że usłyszy go cały świat”. Po święceniach kapłańskich Tomasz z wielkim zapałem oddał się filozofii i teologii. Jest autorem takich dzieł jak Suma teologiczna, Komentarz do Ewangelii Jana czy O racjonalności wiary. W kościołach do dziś śpiewa się pieśni, do których słowa napisał Akwinata: Przed tak wielkim Sakramentem, Zbliżam się w pokorze czy O zbawcza Hostio. Zmarł w 1274 roku w drodze na Sobór Lyoński, w wieku czterdziestu ośmiu lat. Kanonizował go Jan XXII w 1323 roku. W trakcie obrad Soboru Trydenckiego na ołtarzu znajdowały się jedynie dwie księgi: Pismo Święte oraz Suma Doktora Anielskiego.

Powszechnie znanym stwierdzeniem jest: „Człowiek uczy się przez całe życie”. Począwszy od życia w łonie matki, kiedy według wielu psychologów uczymy się podstawowych zachowań emocjonalnych, aż po samą śmierć, gdy mierzymy się z chorobą lub sytuacjami ekstremalnymi. W wieku dziecięcym uczymy się zabawy, relacji międzyludzkich, podstaw matematyki i języka. Z kolei mając około dwudziestu pięciu lat musimy nauczyć się wychowywać dzieci i opiekować nimi. Dzieci i młodzież uczą się w szkole podstawowych informacji o świecie, a człowiek pięćdziesięcioletni powinien uważnie obserwować swój organizm w obawie przed chorobami.

To nabywanie wielorakich umiejętności prowadzi nas do celu ostatecznego – zbawienia duszy. Nauka nie ma stawać się dla nas celem sama w sobie – po to, by być ważniejszym, czy zrozumieć jak działa świat. Wszelkie wiadomości, jakie nabywamy, powinniśmy wykorzystywać na chwałę Boga, na przykład poprzez przekazywanie ich dalej. Dlatego też niedobrym byłby ojciec, który nie uczyłby swoich dzieci tego, co sam już wie. Podobnie z kapłanem – wiedza nabyta powinna być przetwarzana i wykorzystywana do dobrego.

Popatrzmy na św. Stanisława Kostkę. Żył zaledwie osiemnaście lat, jest patronem ministrantów oraz młodzieży katolickiej. W wieku siedemnastu lat uciekł z domu z zamiarem wstąpienia do seminarium jezuickiego, czemu bardzo sprzeciwiał się jego ojciec. Osiągnąwszy cel, po niespełna roku przebytym jako alumn, zmarł w Rzymie na malarię. Św. Stanisław uczy nas, że zdobywanie wiedzy w celu służenia bliźnim powinno być naszym najwyższym celem.

Błędem byłoby całkowite zaufanie naszemu rozumowi i wiedzy. Na każdym etapie poznania, również religijnego, ale też naukowego, stajemy przed tajemnicą. Tak jak nie jesteśmy w stanie pojąć Tajemnicy Trójcy Świętej, podobnie nie potrafimy zrozumieć trudnych prawideł fizyki, chemii czy biologii. Różnica polega na tym, że tajemnice wiary tajemnicami pozostaną aż do czasów ostatecznych, natomiast w kwestiach naukowych człowiek stale rozszerza horyzonty własnej wiedzy.

Mężczyzna powinien mieć świadomość odpowiedzialności za zdobytą wiedzę. Poznanie tajników nauki może prowadzić do szybkiego stawania się lepszym, ale może również spowodować jeszcze szybszy upadek. Wiemy wszak, że wiele wynalazków miało swoje jasne i ciemne strony. Dynamit mógł znaleźć zastosowanie tylko w kopalniach, a używano go w czasie wojen. Odkrycie przez Marię Skłodowską-Curie polonu i radu mogło zatrzymać się na etapie nauki, a przyczyniło się walnie do zbudowania bomby atomowej. Internet w końcu może służyć do szybkiej wymiany informacji, ale może być również źródłem zagrożeń, takich jak pornografia czy bezkrytyczny stosunek wobec internetowej informacji, bardzo często zmanipulowanej. Odpowiedzialność polega tu na tym, by mądrze korzystać ze zdobyczy cywilizacji i nie popadać w zgubną pychę.

Od XVIII wieku myśliciele oświecenia, socjalizmu, komunizmu czy liberalizmu próbują lansować pogląd, według którego bycie oso- bą wykształconą kłóci się z religijnością. Tymczasem historia nauki skłania nas ku wnioskom wręcz przeciwnym. Teoria wielkiego wybuchu, podstawy genetyki, nowożytna filozofia – zawdzięczamy to osobom wierzącym, często również księżom czy zakonnikom. Naukowcy XVII i XVIII wieku w większości byli osobami wierzącymi. W wielu ich wypowiedziach pada stwierdzenie, że im więcej wiedzy, tym bliżej jest do Boga. Do Pana Jezusa w stajence przybyły dwie grupy społeczne – bardzo prości ludzie (pasterze) i bardzo wykształceni (Trzej Królowie).

Pamiętamy zapewne wszyscy ewangeliczną przypowieść o talentach. Każdy z nas został obdarowany talentem, jeden jednym, drugi dwoma, a trzeci pięcioma. Sztuka w tym, by nie zakopać otrzymanego daru – wtedy nie przyniesie on nikomu pożytku. Bogu, ponieważ nie będziemy potrafili odpowiednio korzystać z Jego dobrodziejstwa i nam samym, ponieważ nie osiągniemy sukcesu oraz bliźnim, gdyż nie przyczynimy się do polepszenia świata. W tej właściwej proporcji powinniśmy spoglądać na nasze talenty, najpierw są one Boga, później nasze, a następnie ogółu społeczeństwa.

Jeden z wielu świętych-uczonych, Jan Kanty, urodził się w 1390 roku w Kętach koło Krakowa. W wieku dwudziestu trzech lat rozpoczął naukę na Akademii Krakowskiej, uzyskując w 1418 roku stopień magistra sztuk. W kilka lat później przyjął święcenia kapłańskie, uczył w szkole bożogrobców w Miechowie, a w 1429 roku powrócił do Alma Mater i objął katedrę na Wydziale Atrium Akademii Krakowskiej, gdzie komentował Arystotelesa oraz wykładał logikę i fizykę. W 1443 roku uzyskał tytuł magistra, objął katedrę teologii, której nie opuścił do końca życia. Przez cały czas zajmował się przepisywaniem ksiąg. Argumentował to tym, by nie popaść w nudę i próżnowanie. Przepisał dwadzieścia sześć kodeksów, które łącznie liczą ponad osiemnaście tysięcy stron. Św. Jan Kanty nie pozostał jednak oderwanym od rzeczywistości intelektualistą. Wspomagał finansowo studentów, dawał ubogim jałmużnę. Pewnego dnia, kiedy spożywał posiłek, oznajmiono mu, że w drzwiach stoi biedak. Św. Jan Kanty miał wykrzyknąć wtedy: „Chrystus przyszedł” i podzielił się posiłkiem z żebrakiem. Zmarł w opinii świętości w 1473 roku.

Z pojęciem stałego zdobywania wiedzy oraz przekazywania jej dalej i wykorzystywania jej ku dobru ogółu, wiąże się termin „służba”. Być może słowo to wywołuje u nas pejoratywny wydźwięk, wszak „służący” kojarzy nam się z osobą, która jest wynajmowana przez bogatą osobę do prac domowych. Tymczasem, trzeba pamiętać, Chrystus przyszedł po to, by służyć. Służył całym swoim życiem, gdy nauczał i uzdrawiał, służył również na Krzyżu, gdy wysłużył swoją Przenajświętszą Męką odkupienie dla ludzkości. Jednakże najdoskonalszy wyraz służby dał wtedy, gdy w Wieczerniku umył uczniom nogi, co należało w starożytnych cywilizacjach do najbardziej upokarzających zadań służącego. Warto również zwrócić uwagę, że tytuł urzędnika państwowego, „ministra”, znaczy tyle w łacinie co „służący”. Może warto byłoby, oczywiście żartobliwie, zacząć używać sformułowań: „służący gospodarki”, „służący skarbu”, „służący spraw wewnętrznych” itd. Być może wtedy politycy bardziej uświadomiliby sobie słowa Pana Jezusa, że „kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym” (Mk 10, 43).

Kajetan Rajski

***

Drodzy przyjaciele, ta myśl św. Pawła nie umniejsza bynajmniej wartości wysiłku, jaki człowiek wkłada w zdobywanie wiedzy, lecz dotyczy innego jego aspektu. Św. Paweł chciał podkreślić – i czyni to wprost – co w perspektywie zbawienia jest prawdziwą wartością, a co może spowodować podziały i upadek. Apostoł mówi, że z ludzkiej dumy bierze się trucizna, jaką jest fałszywa mądrość. Zaszkodzić może bowiem nie tyle wiedza sama w sobie, lecz zarozumiałość, «chełpienie się» tym, co się zdołało poznać – lub wydaje się, że się poznało. Z tego właśnie rodzą się odłamy i waśnie w Kościele i, przez analogię, w społeczeństwie. Należy bowiem kultywować mądrość nie według ciała, ale według Ducha (Benedykt XVI).

Powyższy tekst jest fragmentem książki Kajetana Rajskiego Prawdziwy mężczyzna… czyli kto?