Rozdział dziewiąty. Wychowanie do czystości

Dziecko jest naturalnie niewinne. Mało tego, jeżeli jest ochrzczone, posiada wraz z wszczepioną wiarą specjalny przymiot niewinności, który otrzymuje dzięki obecności Ducha Świętego w swej duszy.

Powinniśmy dbać, by nie pomniejszać tej niewinności. Jest wielkim błędem myśleć, że skoro dziecko jest niewinne, „ono nie rozumie”, i w rezultacie nie przedsiębrać środków ostrożności; nie czuwać nad kąpielą i ubieraniem się dziecka, pozwalać mu biegać tam i z powrotem bez odzieży przy rodzeństwie – bez dozoru.

Dorośli z rodziny również powinni unikać wszelkiej nieskromności wobec małego człowieka – czy to w postawie, czy stroju; powinni usuwać z jego drogi obrazy nie całkiem przyzwoite. To prawda, w danym momencie może to niewiele szkodzić, albo i wcale, ale dziecko ma oczy i pamięć; rejestruje wszystko i przechowuje w podświadomości.

Tylko wówczas gdy dziecko jest jeszcze niemowlęciem, można mu pozwolić, by zostawało w łóżku po przebudzeniu. Trzeba szczególnie dbać o czystość ciała, żeby zapobiec powstawaniu złych nawyków wynikających z dyskomfortu. Najlepiej oddzielić chłopców i dziewczynki na czas spania i dać dzieciom łóżko, które nie jest nazbyt miękkie.

Gdy dzieci dorastają, musimy czuwać nad tym, jakich wybierają sobie partnerów do zabawy. Powinniśmy chronić je od wszelkich obrazów, posążków, reklam i rozrywek, które mogą je niepokoić. Będziemy mądrzy, jeżeli zajmiemy dzieci do tego stopnia, że się zmęczą, lecz zmęczą się stosownie do swego wieku i sił. Nigdy nie powinniśmy chwalić dzieci za to, że są piękne, zwłaszcza chodzi tu o małe dziewczynki. Powinniśmy też zachęcać je do absolutnej ufności. Ponadto musimy wykorzystywać każdą okazję, żeby ukazywać im w dobrym świetle wspaniałość czystości.

Niektórzy usiłują wychowywać dzieci, tak jakby nie miały płci. Dzieci są albo małymi chłopcami, albo małymi dziewczynkami. Na długo przed przebudzeniem się ich instynktu płciowego, de facto od samego niemowlęctwa, ich osobowość jest wyraźnie odrębna i nosi w sobie zalążki ojcostwa lub macierzyństwa. Płeć, mimo iż jej charakterystyczne funkcje nie uaktywniają się przed początkiem dojrzewania, przesiąka od początku całą istotę fizyczną i moralną. W związku z tym ważnym jest, by przewidywać zawczasu pojawienie się tej błogosławionej siły, na razie uśpionej, lecz w tym wczesnym stadium podatnej na korzystne lub szkodliwe wpływy w zależności od mądrości lub głupoty przejawianej przez rodziców lub wychowawców w trakcie wychowania seksualnego.

Byłoby więc dobrze wziąć sobie do serca przestrogi pewnego byłego wychowawcy: „Nie wolno nam nigdy zapominać, że pewne organy dziecka, które na razie służą mu tylko w procesie wydalania, staną się dla niego w wieku młodzieńczym siedliskiem potężnej namiętności cielesnej i że wówczas pewne czyny, spojrzenia, pozycje, które teraz można uznać jedynie za wulgarne lub nieprzyzwoite, mogą stać się łatwo nieczystymi lub perwersyjnymi po rozbudzeniu się napięcia seksualnego. Co więcej, takie czyny lub pozycje mogą przedwcześnie wywołać niezdrowe i niepokojące podniecenie seksualne i w czasie kryzysu młodzieńczego – spontanicznie zmienić się w wadę, która prawdopodobnie zakorzeniona jest już w duszy od momentu pokwitania – tak więc można powiedzieć, że przyzwyczajenie jest rzeczywiście drugą naturą; a przyzwyczajenie trudno jest przełamać nawet we wczesnym dzieciństwie”.

Nie powinniśmy jednak zadowolić się czysto negatywnym wychowywaniem do świętej czystości, wychowywaniem składającym się w większej części z mądrych środków ostrożności. Potrzeba również pozytywnego ćwiczenia w tej pięknej cnocie. Takie pozytywne ćwiczenie będzie częściowo polegało na wychowywaniu opartym na faktach, na dyskretnym i skromnym objaśnianiu funkcji, jakie pełnią organy rozrodcze w Bożym planie; objaśnianiu na tyle pełnym, na ile pozwala i wymaga wiek dziecka. Obowiązek takiego pouczenia spada w znacznym stopniu na matkę, która aż nazbyt często okazuje się niewłaściwie do tego przygotowana.

***

Faktem jest, że nawet małe dzieci stają się ciekawe w sprawach różnicy płci, jak również tajemnicy prokreacji i wyrażają swoją ciekawość z kłopotliwą otwartością i bezpośredniością bezceremonialnych pytań: „Skąd biorą się dzieci?”.

Na ogół nikt nie nadaje się lepiej od matki do tego, by przekazywać delikatnie pierwsze pouczenia i informacje, nie raniąc niewinności dziecka ani nie niepokojąc czy szokując jego bardzo wrażliwej duszy przez zbyt otwarte konfrontowanie go z zakłócającymi jego spokój nowymi koncepcjami. Lepiej jest, żeby ojciec instruował chłopców. Rodzice posiadają łaskę stanu; co więcej, wiedzą lub powinni wiedzieć, jak rozmawiać z dziećmi i co dokładnie powiedzieć stosownie do tego, co dziecko już wie lub czego nie wie, odpowiednio do jego wrażliwości, prawdopodobnej reakcji emocjonalnej, inteligencji, wyobraźni.

Pierwsze pouczenia w tym względzie muszą być zawsze indywidualne, nigdy przekazywane w grupie.

Takie pouczenie powinno się dawać dostatecznie wcześnie, w stosownym czasie, lecz nigdy przedwcześnie. Rzadko powinno się przekazywać za jednym razem całą masę informacji, lecz zawsze stopniowo. Nie należy nigdy podawać fałszywych informacji, lecz również nie trzeba mówić wszystkiego, co jest do powiedzenia, jednym tchem. Należy przekazywać jedynie tę wiedzę, która jest niezbędna do wyjaśnienia danej trudności, do zaspokojenia aktualnej ciekawości dziecka. W okresie późniejszym, gdy nadarzy się okazja do uzupełnienia informacji, można to zrobić.

Wprowadzanie dziecka w sferę rzeczywistości życia powinno odbywać się z prostotą, bez nadmiernych wstępów i unikania sedna rzeczy, obiektywnie i z taktem; rzeczywistość ta powinna być przedstawiana jako coś zupełnie naturalnego oraz wyjaśniana w atmosferze powagi, godności i szacunku. W zachowaniu czy też w tonie wyjaśnienia nie powinno być niczego nienaturalnego lub obcego, a tylko spokój i naturalny codzienny głos niezabarwiony uczuciem. Dziecku jednak należy uświadomić, że o tym, czego się dowiedziało, nie należy rozprawiać z towarzyszami zabaw i kolegami; jeżeli jest coś, o czym dziecko chciałoby porozmawiać później w związku z nową informacją lub coś, czego nie rozumie, będzie mogło zawsze zapytać o to matkę lub ojca; powinno o tym z nimi porozmawiać.

Bardzo roztropna matka zakończyła tego typu pouczenia, dane swojemu dziecku, tymi słowami: „To, co ci właśnie powiedziałam – to sekret, nasz sekret. Teraz gdy już go znasz, podaj mi rękę i obiecaj mi, że nie będziesz o to pytać innych, ani kiedykolwiek mówić o tym z kimkolwiek innym oprócz mnie”.

Ponadto, jeżeli dziecko przyzwyczajone jest do atmosfery synowskiej ufności i wyrzeczenia, szacunku dla siebie, ćwiczenia się w poświęceniu, nadprzyrodzonej wielkoduszności, codziennego kontaktu ze światem niewidzialnym przez modlitwę i miłość ku Bogu, jego edukacja okaże się wyjątkowo łatwa.

Nie da się przecenić, że „wychowywanie do czystości musi być osadzone w ramach rzetelnego całościowego ćwiczenia woli, sumienia, emocji, wyobraźni oraz całego ciała”. Oświecenie dziecka w sprawach płci na nic się nie zda, a może być nawet szkodliwe, jeżeli nie zostanie wcześniej oparte na wierności, świetle ducha i sile woli.

Innymi słowy, formalne wychowanie do czystości musi zostać poprzedzone ćwiczeniami czystymi i prostymi. Będzie można mówić jasno do dziecka, które żyje w otoczeniu głęboko przesiąkniętym wiarą. W jego niezakłóconej duszy, bądź co bądź niewinnej i zdyscyplinowanej, pożyteczne inicjacje mogą zostać przeprowadzone z korzyścią i bez wywoływania niepokoju; jego oczyszczone i wstrzemięźliwe emocje łatwo poddadzą się rygorowi skromności i nie będzie pobudzała go niezdrowa ciekawość.

***

Zaspokojenie słusznej ciekawości dziecka nie jest samo z siebie dostatecznym antidotum na zło. Rodzące się namiętności sprzyjające przedwczesnemu zepsuciu, przy którym umysł mógłby wywołać niedojrzałe, kłopotliwe instynkty, mogą bardzo łatwo stać się punktem wyjścia dla nawyków sprzeciwiających się czystości. Bardzo istotne jest, żebyśmy natchnęli dziecko umiłowaniem piękna moralnego i w okresie uświadamiania go w sprawach seksu, a lepiej – jeszcze wcześniej, rozwinęli w nim wspaniałomyślną wolę.

A gdy już to zrobimy, jak powinniśmy się zachować przy wyjaśnianiu dziecku tajemnicy życia?

Są dwa aspekty takiej lekcji: wyjaśnienie roli matki w prokreacji, co jest stosunkowo łatwe oraz wyjaśnienie roli ojca, co jest rzeczą bardziej delikatną i w związku z tym powinno być podane znacznie później.

Dla wyjaśnienia pierwszego etapu lekcji nie ma lepszego punktu wyjścia niż Zdrowaś Maryjo: „I błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus”.

„Jakie to piękne”, powiedział któregoś dnia ojcu mały Guy de Fontgalland, „Jakie to piękne, że mały Jezus, chcąc tak jak my, zjawić się na świecie, ukrył się na dziewięć miesięcy w swej matce, w łonie swej matki! Jakie to piękne! Poznałem to dzisiaj, jak odmawiałem Zdrowaś Maryjo; zrozumiałem to. Jak bardzo mały Jezus musi nas kochać, żeby to dla nas zrobić!”

W Formation de la Chastete („Ćwiczeniu się w czystości”), autorstwa Ernsta, czytamy, jak łatwo i prosto pewna matka zabrała się do uświadamiania swego dziecka. „Skąd biorą się dzieci?”, zapytał ją jej siedmioletni syn. Odpowiedziała opowiadaniem:

„Tata i mama bardzo się kochają. Dlatego z całego serca chcą mieć dziecko. Ty wiesz, że małe dzieci pochodzą od Boga: On stworzył pierwszego człowieka i dał życie wszystkim ludziom. Lecz gdy chciał stworzyć następnego człowieka, posłużył się rodzicami i zasiał miłość w ich sercu.

Sprawia, że małe dzieciątko rośnie od maleńkiego nasionka, które zostawia On ukryte na prawie rok w ciemnej małej kryjówce.

Wiesz, że kwiaty, rośliny, a nawet duże drzewa również wyrastają z małych nasionek”. Dobrze jest bardzo wcześnie zwrócić uwagę dzieci na ten fakt, ponieważ stwarza to dobrą podstawę. „Otóż każde nasionko musi najpierw pozostać jakiś czas w ciemnej ziemi. Nasionko dziecka zostało według planu Bożego umieszczone w łonie matki; ono jest jego kryjówką. To tam również ty pozostawałeś całkiem blisko mego serca, a Pan Bóg stworzył twoje ciało i twoją duszę. Jak? Nikt właściwie nie wie, tylko sam Bóg. Rosłeś tam aż stałeś się dostatecznie duży, bym mogła cię wziąć w ramiona.

Nawet gdy matka bardzo cierpi i ryzykuje życiem, gdy wydaje na świat dziecko, cieszy się, że znosi to wszystko w imię miłości do swego maleństwa. Poza tym jej radość jest większa niż jej ból. Rodzice dziękują Bogu za Jego dar i obiecują Mu opiekować się dobrze dzieckiem oraz dobrze je wychować”.

Nie będzie trudności z przekazaniem tych pouczeń przed okresem pokwitania u dziecka, gdy nadarzy się sposobność.

Potrzeba podania faktów dotyczących roli ojca w akcie małżeńskim jest mniej nagląca. Takie szczegóły można podać, gdy młodzieńcy i dziewczęta zadadzą konkretne pytania w tej kwestii, dając do zrozumienia, że problem ten nabrzmiał w ich umysłach lub gdy brak tej wiedzy w przypadku jej opóźnienia, przysporzyłby im niepokoju intelektualnego lub duchowego; nawet gdy temat ten nie zaprząta ich myśli, ani nie sprawia trudności, warto jednak uświadomić ich w ramach przygotowania do życia, na przykład zanim wyjadą gdzieś do szkoły, lub zapiszą się do służby wojskowej albo też podejmą się jakiejś pracy wakacyjnej, lub przy jakiejś innej okazji. O ileż lepiej, jeżeli rewelacja taka podana zostanie z delikatnością i miłością niż powodując brutalny wstrząs sumienia – poprzez rozmowy z rówieśnikami, lekturę czy nieprzyzwoite obrazy!

Przekazawszy niezbędne szczegóły dotyczące fizjologicznego aspektu małżeństwa, rodzice nie powinni nigdy poniechać jak najszybszego poprowadzenia umysłu dziecka w kierunku zastanowienia się nad chwalebnym celem prokreacji: uczestniczeniem w stwórczej mocy Boga.

***

Chociaż mogą być przypadki, gdzie wydaje się słuszne udzielić wszystkich niezbędnych wyjaśnień podczas jednej rozmowy, na ogół lepiej jest rozłożyć ten przekaz na dłuższy okres czasu i stopniować go w zależności od rozwoju dziecka, podejrzewanych pokus oraz potrzeb jego duszy.

Mądrzy są ci rodzice i wychowawcy, którzy okazują troskę o dziecko, przewidują jego potrzeby, odgadują zmartwienia, odpowiadają roztropnie i dyskretnie na jego milczące lub wyrażone zapytania. Potrzebują dużo samozaparcia i inteligencji; lecz taka jest ich życiowa rola, najpiękniejsza część ich roli.

Po wpojeniu dziecku przekonania, że wszystko, co dotyczy tajemnicy początków życia jest święte i nadprzyrodzone: zjednoczenie rodziców, zrodzenie dziecka – co ofiarowuje Bogu kolejną wybraną duszę, a Kościołowi kolejnego członka – czy trzeba jeszcze wskazywać na ciężar profanacji, jakich dopuszcza się przewrotność człowieka wobec owej tajemnicy życia?

Oczywiście, tego typu myśl nie powinna być punktem wyjścia do naszych objaśnień; pierwszych koncepcji dziecka dotyczących początku życia nie powinno się mieszać z ideą grzechu. Dominować powinna idea niezwykłej wspaniałości tego początku.

Później, w odpowiednim czasie oraz w miarę potrzeby możemy wyjaśnić, jak bardzo sprzeciwia się Bożemu planowi jakakolwiek ingerencja w prokreację – czy to z egoizmu, czy ze strachu przed cierpieniem; możemy wskazać, że Bóg otoczył organy rozrodcze specjalną ochroną; powinniśmy podkreślić zabezpieczający charakter skromności i zwrócić uwagę na wspaniałą ideę Bożej obecności w nas, uczynić imperatywem szacunek dla własnego ciała, jako że jest ono żywą świątynią Ducha Świętego.

Powiemy im też, że Bóg karze surowo niegodziwe używanie siły, którą powierzył swoim stworzeniom, duchowo – przez utratę łaski oraz piekło, a często cieleśnie – przez chorobę.

Nade wszystko powinniśmy unikać zaszczepienia u dzieci czegoś w rodzaju obsesji na punkcie tych spraw. Znacznie lepiej odwrócić ich uwagę od tego tematu niż skupić ją na nim. Pewien pisarz mówi trafnie: „Najlepsza edukacją seksualną to taka, gdzie seks zajmuje najmniej miejsca”. Inny powiada: „To święte dzieło natury musi być zawinięte w potrójny welon: skromności, milczenia i ciemności”.

Musimy powiedzieć tyle, ile potrzeba, by oświecić dziecko, uciszyć jego ciekawość, lecz powinniśmy powstrzymać się od mówienia więcej niż potrzeba, co mogłoby pobudzić dalszą ciekawość i niepokój. Powinniśmy zabrać się do tego pouczenia od jego najszlachetniejszej strony, tak aby tajemnica życia była zawsze złączona z ideą chwały Bożej. Musimy się modlić, tak żeby dziecko z naszą pomocą oraz pomimo niebezpieczeństw wewnętrznych i zewnętrznych zachowywało zawsze czystość, było wierne łasce chrztu, stałe w życiu światłem wiary. To oznacza, że nie możemy ograniczyć się do czysto naturalnych objaśnień, lecz musimy zanurzyć swoją naukę w prawdzie dogmatu: w życiu Bożym chrześcijanina, w jego wszczepieniu w Chrystusa.

Wychodząc z tych religijnych zasad możemy wskazać, że nie wystarczy mieć piękny ideał; trzeba jeszcze urzeczywistnić go w życiu – ideał jednocześnie ludzki i chrześcijański. Należy podkreślić konieczność spowiedzi, przewodnictwa duchowego, częstej Komunii świętej dla osiągnięcia tego ideału.

Po pierwsze, w dążeniu tym specjalną wagę mają słowa Zbawiciela: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5).

I znowu: „Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 26, 41).

Szaleństwem jest wystawiać się na pokusę, a rzecz ą mądrą – miarkować własne umiłowanie wygody i przyjemności, uczyć się, jak zwyciężać samego siebie. Jeszcze lepiej jest uczyć się poświęcać się dla innych. Nie ma lepszej ochrony przeciw upadkom, jak dar z siebie dla innych. Pierwszym beneficjentem apostolatu jest sam apostoł. Powinniśmy zachęcać młodzież, by wstępowała do tej czy innej specjalnej grupy apostolatu Akcji Katolickiej, takiej jak grupa Organizacji Młodzieży Katolickiej, Sodalicja czy dzieło katolickiego skautingu. Pomoże to dyscyplinować ciało podczas ćwiczenia ducha.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. III: Wychowanie.